Nigdy nie lubiłem koloru pistacjowego. Zawsze kojarzył mi się ze szpitalami, a że je odwiedziłem jako dziecko dosyć sporo razy, teraz nimi wręcz rzygałem. Może i przez to dzisiaj objawia się moja niechęć do każdego miejsca związanego z medycyną. Szczególnie w tej chwili, w której siedziałem na jakimś zakichanym korytarzu i nie mogłem zobaczyć, co się dzieje z leżącym za ścianą Zaynem. I choć młody lekarz powiedział mi jakąś godzinę temu, że nie uzyskam żadnych, szczegółowych informacji, póki co, nie uśmiechało mi się wracać do domu.
- Harry, to czekanie jest bez sensu, wracajmy. Jak się przebudzi, zadzwonią po nas - Poczułem na swoim ramieniu dłoń Nialla, która zaraz przeniosła się na plecy i zaczęła krążyć na nich małe kółeczka. .
Nie miałem pojęcia, który raz z kolei już to powtórzył. I może miał rację, ale ja mimo to nie zamierzałem się stąd ruszyć. Miałem pewne wyrzuty sumienia z racji tego, że nie poinformowałem policji o incydencie, jaki zdarzył się dzisiejszego poranka i okłamałem lekarzy, mówiąc o przypadkowym upadku chłopaka. Ale znając Zayna dość dobrze, zdawałem sobie sprawę z tego, że nie byłby zadowolony, jakby ktoś poznał prawdę.
- Pana przyjaciel ma rację - Podniosłem głowę ku górze, spoglądając prosto w oczy mężczyzny w białym kitlu.
- A pan się nie musi odzywać - warknąłem wytrącony już z równowagi.
- Nie musi być pan tak niemiły. Gdybym tylko mógł, powiedziałbym o stanie chłopaka - Zapewnił z delikatnym uśmiechem, rozciągającym się na jego pociągłej twarzy.
- Może pan. Słucham - Nadstawiłem ucha, ale mimo to z jego strony nadal było tylko milczenie. - Tak myślałem.
- Przykro mi. Takie są przepisy.
- W du...
- Harry - upomniał mnie Niall, przerywając w połowie wyrazu.
- Nie podobają mi się - fuknąłem pod nosem.
Mężczyzna posłał mi przepraszające spojrzenie i wszedł do pokoju 301, gdzie ja miałem wstęp wzbroniony. Zerknąłem w bok i scena, którą zobaczyłem doprawdy mnie wzruszyła. Blondyn siedział na krześle, na kolanach trzymał drobną brunetkę, mocno wtulającą się w jego pierś. Dłonie chłopaka delikatnie zaciskały się na jej plecach, kiedy nią wstrząsały dreszcze. Usłyszałem cichutki szloch, którym zdecydowanie się przejąłem. Podszedłem do nich i kucnąłem tuż obok, jednocześnie szukając dłoni dziewczyny. Gdy już ją odnalazłem, mocno zaciśniętą na skrawku pastelowo-różowego sweterka, delikatnie ująłem i ucałowałem.
- Niall, zostawisz nas? - poprosiła, łkając.
- Jasne - odparł. Ostatni raz złożył krótki pocałunek na jej czole i wstał, po czym odszedł w głąb szpitalnego korytarza.
Louisa podniosła nogi i przycisnęła kolana do swojej klatki piersiowej, kurczowo obejmując je rękoma. W tym momencie wyglądała tragicznie. Wymięty sweter, rozczochrane włosy, świeże łzy na policzkach i rozmazany makijaż.
- Przepraszam, to moja wina.
Jej głos był cichy, a sposób w jaki to wypowiedziała wręcz wywołujący ciarki na ciele. Bezsilny, ale zarazem ciężki. Tak jakby w nich kryło się sumienie naprawdę złego człowieka. I całkowicie do niej nie pasowało, do tej dziewczyny z porcelanową cerą, błękitnymi oczami i ustami, delikatnie zaróżowionymi, układającymi się w wąską linię na tle jasnej twarzy.
- Nie mów tak. Zayn jest tutaj przez jego ojca.
- Też, ale gdyby nie był tak słaby, na pewno by nie zemdlał.
- Nie był tak słaby? Co masz na myśli? - spytałem, zaciekawiony jej nagłym wyznaniem.
Brunetka podniosła na mnie smutne spojrzenie i chwilę później przymknęła powieki. Spod nich poleciały malutkie krople, jedna za krupą kapały wzdłuż noska, aż do ust.
- Zayn cię okłamywał... Cały czas... On ci mówił, że je, że jest w porządku, ale tak nie było...
- Głodził się? - to pytanie z trudem przeszło mi przez usta. Dziewczyna chyba nie będąc w stanie odpowiedzieć, jedynie pokiwała minimalnie głową na znak, że tak.
I teraz powinienem czuć do niej żal. Ale tak nie było. Nie potrafiłem nagle zezłościć się, bo ona ukrywała przede mną sekret mojego chłopaka. Widziałem, jak żałowała i to mi wystarczyło, aby stwierdzić, że nie chciała źle.
- Księżniczko, nie smuć się i nie denerwuj. W twoim stanie stres nie jest wskazany.
Moja dłoń powędrowała do jej twarzy, palec delikatnie przejechał po wilgotnej fakturze policzka. Jej spojrzenie nie dowierzało spokojowi, jaki teraz mną zawładnął. Była zdziwiona. Bardzo. Aby trochę ją uspokoić, przytuliłem do siebie, ręce owijając wokół drobnego ciała.
- Głowa do góry - szepnąłem.
- Naprawę cię przepraszam.
- Już spokojnie, tak? - zapytałem z uśmiechem. - Swoja drogą, Niall wie?
Dyskretnym ruchem dłoni wskazałem na jej brzuch.
- Wie, powiedziałam mu dzisiaj w nocy. Wyprzedzę twoje kolejne pytanie, wie również, że ojcem jesteś ty... Przepraszam, ale wiesz, ja.... Nie mogę go okłamywać
- W porządku. Mam tylko nadzieję, że mnie nie będzie chciał zjeść - zaśmiałem się, aby i jej poprawić humor i chyba mi się udało, kiedy na jej twarzy pojawił się uśmiech - Lubisz go, prawda? - zapytałem entuzjastycznie, a na policzki Louisy wpełzły niemałe rumieńce. - To fantastycznie - Klasnąłem w dłonie.
Przytaknęła nieznacznie, wciąż zawstydzona. Rozejrzała się wokół, szukając najprawdopodobniej Horana. Blondyn akurat w tym momencie wracał do nas.
- Przepraszam, mogę prosić pana na chwilę? - Usłyszałem nad sobą poważny głos lekarza.
Wstałem więc i kiwnąłem głową na znak, żebyśmy się oddalili. Mężczyzna poszedł za mną i kiedy uznał, że jesteśmy już w dostatecznej odległości od jakichkolwiek par uszu, zaczął rozmowę.
- Pan Malik nie ma nikogo bliższego tutaj na miejscu? Rodzina jakaś może? Dzwoniliśmy do rodziców, ale kobieta, która odebrała, od razu się rozłączyła, nie chcąc słyszeć o nim.
- Nikogo. Z rodzicami... można by uznać, że nie rozmawia, dlatego tak zachowała się jego mama. Jest nasz manager, ale przecież może pan mi powiedzieć o jego stanie. Jesteśmy naprawdę blisko - ostatnie wypowiedziane przeze mnie zdanie, zabrzmiało prawdopodobnie jak ukryte desperackie wołanie o pomoc.
- Tak, wiem. I dlatego nagnę trochę przepisy. Wiedział pan, że on się okalecza? - zapytał, jakby nigdy nic, jakby ta rzecz była całkiem oczywista, a ja stałem jak wryty w podłogę, chyba nawet zapominałem o mruganiu i oddychaniu w tej chwili - Rozumiem, że nie... Cóż, prosiłbym, aby przywiózł mu pan jakieś ubrania, bieliznę na zmianę. Zostanie w szpitalu przez jakiś czas. Nie wiem konkretnie jeszcze ile, ale myślę, że będzie to co najmniej tydzień. Zanotowaliśmy duży spadek wagi, a także niedobór witamin. Ale stwierdzimy coś dopiero po wszystkich badanach.
- W porządku. To w takim razie, ja już pojadę - odparłem, wciąż lekko zszokowany wieściami o okaleczaniu się - Ach, dziękuję - dodałem na odchodne.
Ruszyłem w stronę Nialla i Louisy, oznajmiłem, że wrócę za około godzinę i podążyłem wolnym krokiem w stronę wyjścia.
~ ~ ~
Nim się obejrzałem, do moich uszu dobiegł charakterystyczny sygnał, oznajmujący, że winda jest już na ósmym piętrze. Metalowe drzwi rozsunęły się, a ja wyszedłem pewnym krokiem na korytarz. Wystarczyło, że odwróciłem się w prawo i ujrzałem kolejną niespodziankę tego dnia. Jakże miłą i wyczekiwaną. Sarkazm oczywiście.
Przewróciłam oczami i rzuciłem Tomlinsonowi nie za przyjemne spojrzenie. Chłopak siedzący dotychczas pod drzwiami, gwałtownie poderwał się na równe nogi i nerwowo uśmiechnął w moją stronę.
- Harry, czekałem na ciebie.
Ten entuzjazm był kompletnym zaskoczeniem.
- Idź sobie.
Lekko odepchnąłem go, aby dopchać się do mieszkania. Klucz wsadziłem do zamka i przekręciłem szybko. Wkroczyłem do środka i zamaszystym ruchem przymknąłem drzwi, zatrzaskując je prawdopodobnie centralnie tuż przed jego nosem. Na drewnianym wieszaku zawisł mój czarny płaszcz.
Zapukał cicho, ale ja nadal milczałem. Po prostu udałem się do sypialni i zabrałem się za przygotowywanie rzeczy dla Zayna.
Drzwi się otworzyły, panele zaskrzypiały i gdy odwróciłem się za siebie, w progu spostrzegłem sylwetkę szatyna. Wyglądał dziś inaczej. Tak zwyczajnie. Zwykle ułożone starannie włosy, teraz wydawały się być przeczesane jedynie pospiesznym ruchem ręki, idealnie dopasowany i modny komplet ubrań zamienił na zwyczajne jeansy, szary t-shirt i bordową bluzę z kapturem. Również zawsze gładka skóra twarzy teraz była ozdobiona dwudniowym zarostem.
- Idź sobie - powtórzyłem, znowu odwracając się do niego tyłem.
Nie odpowiedział nic, dalej stał w tym samym miejscu i nie zamierzał się ruszyć. Nie miałem nawet ochoty myśleć w tym momencie, dlaczego na mnie czekał, dlaczego jest tak uparty i nie chce opuścić moich czterech ścian. Moje myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół Zayna, nie chciałem, aby niespodziewanie przeniosły się na niego.
Kiedy już miałem wszystko, co potrzebne w torbie, wyprostowałem się i ruszyłem w stronę korytarza. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Louis nie odsunął się, abym mógł przejść. Odsapnąłem ciężko.
- Możesz? - starałem się zabrzmieć dostatecznie miło, jednak mimo to mój ton ociekał wręcz złośliwością.
Pokręcił przecząco głową, co było naprawdę dziwne i momentalnie przywarł do mnie całym ciałem. Początkowo delikatnie ułożył dłonie na moich plecach, gdy ręce objęły mnie mocno, a później kurczowo zacisnął je na moim swetrze.
- Co ty wyprawiasz? - spytałem nerwowo.
- Co ty wyprawiasz? - spytałem nerwowo.
Znowu milczenie. Odsunął się na kilka centymetrów ode mnie. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i to uczucie było dziwne. Nie wiem, tak jakby cały gniew nagle odszedł w niepamięć. Jakbym wciąż pamiętał, co mi zrobił, ale nie był zły. Tak jakby to było dawno temu. I to uczucie zdecydowanie nie było niczym dobrym. Wpatrywał się we mnie przez kilkanaście sekund, które dłużyły się nieubłaganie. Mentalnie odsuwałem się od niego, w praktyce nie potrafiłem tego zrobić. Odruchowo przymknąłem powieki, czując jego oddech coraz bliżej i bliżej moich ust. I choć powinienem zganić go, powiedzieć, jakim dupkiem jest - zabrakło mi sił na to. Pocałował mnie. Tak zwyczajnie. Po prostu przycisnął swoje wargi do moich i... to był pocałunek.
- Louis! - krzyknąłem, gdy w końcu do mnie dotarło, co robimy. Wyrwałem się z jego uścisku natychmiastowo, cholernie żałując, że nie zrobiłem tego parę sekund wcześniej.
- Jest mi cholernie przykro - wybełkotał - Chciałbym cofnąć czas.
- Żałujesz? Czego niby?
- Tego, jak cię potraktowałem... Wiesz, o czym mówię.
- Chyba - mruknąłem pod nosem. - Chodź, zrobię nam herbaty.
Przenieśliśmy się więc do kuchni, Louis usiadł przy stole. Ja dołączyłem do niego dopiero wtedy, kiedy woda się zaparzyła i mogłem zalać dwa identyczne kubki wrzątkiem. Jeden z nich podstawiłem tuż przed nim.
- Louis, zdajesz sobie sprawę, jak dużą część mojego życia spieprzyłeś? - zapytałem prosto z mostu.
Musiało to wyglądać komicznie, gdy już sekundę później usta zanurzyłem w gorącym napoju, nie zważając na mocne znaczenie tych słów.
- Harry, nie mów tak, proszę.
- Ale jak? To prawda. Spierdoliłeś je po całości, okey... Znaczną część, ale to nie zmienia faktu, że jesteś chwastem na mojej drodze.
Przyznaję się. Takie stwierdzenie było dziwne, jak na moją osobę i doprawdy nie wiedziałem, co w tym momencie we mnie wstąpiło.
- To nie było celowe - tłumaczył się.
Przewróciłem oczami i westchnąłem.
- Nie wiem, Louis. I teraz mnie to nic nie obchodzi. Nasze relacje już nigdy nie będą takie jak przedtem - powiedziałem spokojnie.
Żałowałem, że tak nie będzie. Naprawdę. Nasza przyjaźń była wspaniała, musiałem to przyznać przed sobą. I było mi szkoda zaprzepaścić ją całkowicie. Nie chciałem tego, mimo wszystko. Pamiętałem stare czasy, do których wciąż sięgałem pamięcią. Nasze wspólne wielogodzinne rozmowy, wygłupy na koncertach i w sumie wszędzie, gdzie się tylko dało. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. Brakowało mi tego.
- Nie chcę ich niszczyć całkowicie. Louis, wiesz, co do ciebie czułem, prawda? I nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo pragnę, aby to uczucie całkiem wygasło. Ale ono jest okropne, nie chce dać mi się uwolnić od ciebie. I choć to Zayn jest teraz dla mnie najważniejszy, nie ty, z nim chcę spędzić kolejne dni, miesiące, lata, nadal wspominam ciebie. Czuję się źle przez to.
Zerknąłem na niego, odgarniając wcześniej dłonią opadającą na oczy grzywkę. Patrzył na mnie z lekko rozchylonymi ustami i wpatrywał się, kompletnie zaskoczony.
- Przepraszam za wszystko, co powiedziałem. Ja... chyba cię kocham, Harry - wyszeptał.
- Ja ciebie też, ale to jest już inna miłość. Przykro mi, Louis.
- Ja... - wciągnął do płuc powietrze, następnie nerwowo wypuścił je z pomiędzy ust - rozumiem.
Posłałem mu pocieszający uśmiech, bo nawet, jeśli nie powinno tak być, poczułem się winny.
- Przyjaciele? - zapytałem, wyciągnąwszy dłoń w jego stronę.
- Przyjaciele - potwierdził, ściskając ją.
- Louis, zdajesz sobie sprawę, jak dużą część mojego życia spieprzyłeś? - zapytałem prosto z mostu.
Musiało to wyglądać komicznie, gdy już sekundę później usta zanurzyłem w gorącym napoju, nie zważając na mocne znaczenie tych słów.
- Harry, nie mów tak, proszę.
- Ale jak? To prawda. Spierdoliłeś je po całości, okey... Znaczną część, ale to nie zmienia faktu, że jesteś chwastem na mojej drodze.
Przyznaję się. Takie stwierdzenie było dziwne, jak na moją osobę i doprawdy nie wiedziałem, co w tym momencie we mnie wstąpiło.
- To nie było celowe - tłumaczył się.
Przewróciłem oczami i westchnąłem.
- Nie wiem, Louis. I teraz mnie to nic nie obchodzi. Nasze relacje już nigdy nie będą takie jak przedtem - powiedziałem spokojnie.
Żałowałem, że tak nie będzie. Naprawdę. Nasza przyjaźń była wspaniała, musiałem to przyznać przed sobą. I było mi szkoda zaprzepaścić ją całkowicie. Nie chciałem tego, mimo wszystko. Pamiętałem stare czasy, do których wciąż sięgałem pamięcią. Nasze wspólne wielogodzinne rozmowy, wygłupy na koncertach i w sumie wszędzie, gdzie się tylko dało. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. Brakowało mi tego.
- Nie chcę ich niszczyć całkowicie. Louis, wiesz, co do ciebie czułem, prawda? I nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo pragnę, aby to uczucie całkiem wygasło. Ale ono jest okropne, nie chce dać mi się uwolnić od ciebie. I choć to Zayn jest teraz dla mnie najważniejszy, nie ty, z nim chcę spędzić kolejne dni, miesiące, lata, nadal wspominam ciebie. Czuję się źle przez to.
Zerknąłem na niego, odgarniając wcześniej dłonią opadającą na oczy grzywkę. Patrzył na mnie z lekko rozchylonymi ustami i wpatrywał się, kompletnie zaskoczony.
- Przepraszam za wszystko, co powiedziałem. Ja... chyba cię kocham, Harry - wyszeptał.
- Ja ciebie też, ale to jest już inna miłość. Przykro mi, Louis.
- Ja... - wciągnął do płuc powietrze, następnie nerwowo wypuścił je z pomiędzy ust - rozumiem.
Posłałem mu pocieszający uśmiech, bo nawet, jeśli nie powinno tak być, poczułem się winny.
- Przyjaciele? - zapytałem, wyciągnąwszy dłoń w jego stronę.
- Przyjaciele - potwierdził, ściskając ją.
~ ~ ~
Po około godzinie z powrotem wchodziłem do szpitala i jeszcze raz oznajmiając kobiecie za ladą, że przyszedłem do Zayna Malika, w końcu mogłem udać się na pistacjowy korytarz. Niall i Louisa siedzieli tam razem cały czas, czekali na mnie i wieści od lekarza. Denerwowałem się strasznie, miałem wrażenie, że każda komórka w moim ciele drży z nerwów spowodowanych totalną niewiedzą o jego stanie. Byłam kilka kroków od sali, gdy nagle zaczepił mnie lekarz, którego dzisiejszego dnia widziałem po raz kolejny.
- Mogę prosić pana do mojego gabinetu? - zapytał całkiem poważnie.
- Oczywiście - odparłem krótko i od razu poszedłem za mężczyzną.
Prowadził mnie przez kilka minut, aż w końcu doszliśmy. Usiadł za dębowym biurkiem, a ja tuż po jego drugiej stronie.
- I jak? Co z nim? - spytałem zniecierpliwiony.
- Na szczęście nie doszło do anemii, choć było blisko. Chłopak jednak miał już wizytę specjalisty. Choruje na depresję i wskazane jest leczenie.
- W porządku, wszystkiego dopilnuję, obiecuję.
Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, potem pozwolił mi pójść do sali, gdzie leżał Zayn. Nie zwlekałem ani chwili, udałem się tam od razu. Niepewnie zastukałem pięścią w białe drzwi. Zza nich usłyszałem słaby głos Mulata, proszący, abym wszedł do środka. Otworzyłem je powoli i od progu posłałem ciepły uśmiech.
- Witaj, uszatku - powiedziałem cicho na przywitanie, jednocześnie zamykając za sobą drzwi.
Pod ścianą odstawiłem czarną torbę.
- Hazz, ja cię strasznie przepraszam za mojego ojca - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, kiedy usiadłem obok jego łóżka i odruchowo schowałem jego prawą dłoń w swoją.
- Nie przejmuj się tym. Naprawdę, to jest najmniej ważne w tym momencie. Chcesz teraz sprawę z anonimem od listów zgłosić na policję? - zapytałem, kciukiem pocierając już trochę szorstki policzek.
- Wiesz... nie. Dajmy spokój. Nie mam siły i ochoty do załatwiania tego. Nieważne, może Paul nas nie zabije - wzruszył jedynie ramionami.
- Na pewno?
- Tak. Niech sobie żyje - odparł spokojnie - Mocno żałujesz, że się wydało? - zapytał stłumionym głosem.
Energicznie potrząsnąłem głową w geście zaprzeczenia. Nie czułem się z tym źle. Może jedynie trochę, ale tylko dlatego, że wiedziałem, iż on nie przyjął tego za dobrze. Bał się ujawnienia.
- Nie, po prostu nie chciałeś tego, więc trochę jestem zły. Ale mi to nie przeszkadza.
- Czyli co, nie wstydzisz się tego? Ani trochę?
- Mam się wstydzić, bo lubię trzymać cię za rękę, całować, mówić do ciebie "uszatku"? - zaśmiałem się pod nosem - To nie powód do wstydu.
Mulat mocniej ścisnął palce na mojej dłoni i uśmiechnął się promiennie. Na moim sercu rozlało się ciepło, to był niezwykle przyjemny widok.
Zaraz wyjąłem telefon i włączyłem twittera. Co chwilę pojawiały się nowe wiadomości. Niemal wszystkie dotyczyły mnie i Zayna. Rano bałem się, jak wszyscy na to zareagują. Ale o dziwo, w oczy rzucił mi się jeden, może dwa niemiłe komentarze. Dziewczyny, bo to one głównie pisały, życzyły nam szczęścia i wielu innych, mniej przyzwoitych rzeczy, od których aż zacząłem się śmiać.
- Co jest? - wtrącił Zayn.
- Spójrz - podałem mu telefon.
Chwycił go i zaczął czytać wiadomości. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Był tym kompletnie zaskoczony, nie spodziewał się tak ciepłego przyjęcia nas przez fanów.
- Napisz im coś - zaproponował, oddając mi komórkę.
- Ale co?
- No nie wiem. Podziękuj. Zasługują na to.
Przytaknąłem i wystukałem kilka słów na klawiaturze. Kliknąłem "tweetnij". I w tym momencie potwierdzenie naszego związku i podziękowania zobaczyło kilkaset, o ile nie więcej, tysięcy osób.
- Hej, Harry, rozmawiałeś z lekarzem?
- Tak, Zie - schyliłem się, aby ucałować pełne wargi chłopaka - Przejdziemy przez to razem.
___
Trzy tygodnie. Jakoś tak. Przepraszam za opóźnienie. Przepraszam również, że nie jestem w stanie poinformować wszystkich o tym rozdziale, ale jestem w takim lekkim zadupiu, gdzie internet działa strasznie, choć częściej nie działa. Mi się ten rozdział w ogóle nie podoba. Za dużo dialogów mi wyszło, ale nie potrafię tego skrócić. Chciałam jeszcze tylko zaznaczyć, że przed nami został jedynie epilog.
PYTANIA DO POSTACI
Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, potem pozwolił mi pójść do sali, gdzie leżał Zayn. Nie zwlekałem ani chwili, udałem się tam od razu. Niepewnie zastukałem pięścią w białe drzwi. Zza nich usłyszałem słaby głos Mulata, proszący, abym wszedł do środka. Otworzyłem je powoli i od progu posłałem ciepły uśmiech.
- Witaj, uszatku - powiedziałem cicho na przywitanie, jednocześnie zamykając za sobą drzwi.
Pod ścianą odstawiłem czarną torbę.
- Hazz, ja cię strasznie przepraszam za mojego ojca - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, kiedy usiadłem obok jego łóżka i odruchowo schowałem jego prawą dłoń w swoją.
- Nie przejmuj się tym. Naprawdę, to jest najmniej ważne w tym momencie. Chcesz teraz sprawę z anonimem od listów zgłosić na policję? - zapytałem, kciukiem pocierając już trochę szorstki policzek.
- Wiesz... nie. Dajmy spokój. Nie mam siły i ochoty do załatwiania tego. Nieważne, może Paul nas nie zabije - wzruszył jedynie ramionami.
- Na pewno?
- Tak. Niech sobie żyje - odparł spokojnie - Mocno żałujesz, że się wydało? - zapytał stłumionym głosem.
Energicznie potrząsnąłem głową w geście zaprzeczenia. Nie czułem się z tym źle. Może jedynie trochę, ale tylko dlatego, że wiedziałem, iż on nie przyjął tego za dobrze. Bał się ujawnienia.
- Nie, po prostu nie chciałeś tego, więc trochę jestem zły. Ale mi to nie przeszkadza.
- Czyli co, nie wstydzisz się tego? Ani trochę?
- Mam się wstydzić, bo lubię trzymać cię za rękę, całować, mówić do ciebie "uszatku"? - zaśmiałem się pod nosem - To nie powód do wstydu.
Mulat mocniej ścisnął palce na mojej dłoni i uśmiechnął się promiennie. Na moim sercu rozlało się ciepło, to był niezwykle przyjemny widok.
Zaraz wyjąłem telefon i włączyłem twittera. Co chwilę pojawiały się nowe wiadomości. Niemal wszystkie dotyczyły mnie i Zayna. Rano bałem się, jak wszyscy na to zareagują. Ale o dziwo, w oczy rzucił mi się jeden, może dwa niemiłe komentarze. Dziewczyny, bo to one głównie pisały, życzyły nam szczęścia i wielu innych, mniej przyzwoitych rzeczy, od których aż zacząłem się śmiać.
- Co jest? - wtrącił Zayn.
- Spójrz - podałem mu telefon.
Chwycił go i zaczął czytać wiadomości. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Był tym kompletnie zaskoczony, nie spodziewał się tak ciepłego przyjęcia nas przez fanów.
- Napisz im coś - zaproponował, oddając mi komórkę.
- Ale co?
- No nie wiem. Podziękuj. Zasługują na to.
Przytaknąłem i wystukałem kilka słów na klawiaturze. Kliknąłem "tweetnij". I w tym momencie potwierdzenie naszego związku i podziękowania zobaczyło kilkaset, o ile nie więcej, tysięcy osób.
- Hej, Harry, rozmawiałeś z lekarzem?
- Tak, Zie - schyliłem się, aby ucałować pełne wargi chłopaka - Przejdziemy przez to razem.
___
Trzy tygodnie. Jakoś tak. Przepraszam za opóźnienie. Przepraszam również, że nie jestem w stanie poinformować wszystkich o tym rozdziale, ale jestem w takim lekkim zadupiu, gdzie internet działa strasznie, choć częściej nie działa. Mi się ten rozdział w ogóle nie podoba. Za dużo dialogów mi wyszło, ale nie potrafię tego skrócić. Chciałam jeszcze tylko zaznaczyć, że przed nami został jedynie epilog.
PYTANIA DO POSTACI