NOWOŚĆ! Zadawaj pytania postaciom z tego opowiadania na character-ask-yimb.tumblr.com w zakładce "message"!
Dom Skoczka: reason-to-be-suicidal.tumblr.com
Hej, Monsterki! Dużo osób w komentarzach pytało (albo prosiło) o nowe opowiadanie. Zainteresowanych kieruję na giovimonster.tumblr.com, a później do zakładki "TWÓRCZOŚĆ". Zaczęłam pisać nową historię o Larrym oraz takie dodatkowe, w którym pojawi się para hetero (nie zdradzę kto z kim) oraz Niam. Zapraszam! xoxo

czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział 13.

 *Zayn*
Od razu jak Harry minął próg mojej samotni, stwierdziłem, że mogłem mu nie otwierać. Jedno mnie ciekawiło, dlaczego on tak nagle przyszedł tu?
- Zayn, co jest? - zapytał ciepłym tonem, zamykając pokój - Louis się mnie pytał czy coś się stało. Zresztą, aż podskoczyłem, gdy trzasnąłeś drzwiami. Mówił, że to pewnie ty, skoro przed chwilą byłeś w kuchni i potem posze...
- Ty serio niczego nie widzisz? - przerwałem mu w połowie słowa, siląc się na spokojny ton głosu.
Trudno mi było powstrzymać płacz, ale dawałam radę. Musiałem. Schyliłem się i powoli zacząłem zbierać części mojej komórki z podłogi.
- A co mam widzieć? - był zdziwiony i zdawało mi się, że nawet oburzył się trochę.
- Louis cię wykorzystuje. - odpowiedziałem trochę szorstko.
Nie było mi łatwo potraktować go tak niemiło. Ba! Czułem się jak najgorszy skurwiel, mówiąc do niego w ten sposób. Zamiast tego miałem ochotę mocno wtulić się w jego tułów i stać tak przez dobre kilkanaście minut, jednak głos w środku podpowiadał mi, że o wiele łatwiej będzie potraktować go z lekkim dystansem, tłumacząc co Lou z nim wyprawia. Nie powinienem się wtrącać, ale teraz wybuchłem. Ten widok wzbudził we mnie niemałą zazdrość. Louis'a najmniejsze gesty względem Harry'ego były bardziej cenione u chłopaka niż moje pocałunki, które do niedawno jako jedyne mu odpowiadały, czy chociażby dotyk, którego sam pragnął, obejmując mnie, niczym słodki miś - mieszkaniec Australii. Zerknąłem na niego. Był wyraźnie niezadowolony z wypowiedzianych w taki lekki sposób słów.
- Wkurzasz się, bo do niego poszedłem, tak? - zakpił.
- Nie... Znaczy się tak...
- Dlaczego?
- Po prostu widzę, jak on ciebie traktuje. Teraz, kiedy nagle media zaczęły interesować się nami jako parą, on sobie przypomina o tobie. A gdzie był wcześniej, co? - mówiłem stanowczo, a jego mimika twarzy stawała się coraz gorsza. Ale nie odpowiedział. Nie wiedział co. - No właśnie. Olał ciebie. A ja z tobą byłem za każdym razem, kiedy tego potrzebowałeś. To mnie się zwierzałeś i to ja ci dawałem wszystko, czego on nie był w stanie.
- Jesteś zazdrosny. - stwierdził. Bardziej od słów zabolał jego drwiący uśmieszek. - Zresztą, kim ty dla mnie jesteś, żeby decydować o moim życiu?
- Nie wiem, kim ja jestem dla ciebie, ale ty jesteś dla mnie ważny, słyszysz? Jesteś dla mnie cholernie ważny! Dlatego ciężko mi patrzeć na tą całą szopkę.
- Szopkę? Nasz rzekomy związek to była szopka. A spędzając czas z Lou, czuję się w pizdu szczęśliwy.
W momencie, kiedy nabrałem dosyć sporą dawkę powietrza i miałem mu odpowiedzieć, rozbrzmiał telefon w mojej dłoni. Odruchowo spojrzałem na wyświetlacz. Caroline się dobijała.
- Lepiej się zajmij nią. - rzucił z domysłem o mojej dziewczynie, otwierając drzwi.
- Harry, zaczekaj. - poprosiłem łagodnie.
- Daj mi spokój. - syknął przez zaciśnięte zęby.
Widziałem znikającą na schodach ciemną sylwetkę. Wrócił do niego. No tak, Lou czekał.
Przymknąłem drzwi i opadłem na łóżko, zmęczony własną bezradnością. Fakt faktem - teraz nie mogłem nic zrobić. Jasne, przyznaję się bez bicia. Wolałbym usłyszeć z jego ust: "Cholera, Zayn, serio tak jest? Muszę z nim pogadać. Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś. - tu złożyłby delikatny pocałunek na moich ustach, a zaraz wyszeptałby wprost do mojego ucha: - Zayn, pragnę ciebie." Jednak to zostaje w tej części umysłu, która jest naprawdę odległa. A przynajmniej nie na tyle bliska, by była tak łatwa do zrealizowania. Zdawałem sobie doskonale sprawę z moich ostatnich poczynań. To co robiłem z Loczkiem przekraczało granicę dopuszczalną w mojej wierze. Już nie raz przez moją głowę przemknęła myśl, jak powiem o tym rodzicom. Na szczęście i nieszczęście zarazem, na razie się na to nie zanosiło. A co jeśli już nigdy nie będę miał tej możliwości?
Jeszcze ani razu nie wpadłem aż tak. I niewątpliwie po części, znacznej części, żałowałem. Dopiero teraz, samotnie leżąc na łóżku, uświadomiłem sobie w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłem. W tle słychać było tylko mój nerwowy oddech. Chciałem poluzować te więzy emocjonalne i rozpłakać się na dobre, ale nie mogłem. Chyba zabraniała mi męska duma, a przecież kilkanaście minut temu przyszło to nadzwyczaj łatwo.
Zerknąłem kątem oka na telefon leżący tuż obok mnie na pościeli. Dzwonił od dobrych kilku chwil. Nawet nie sprawdzając kto to, odebrałem słowami:
- Tak, Caroline? - odetchnąłem ciężko po pytaniu z nadzieją na uświadomienie jej o moim braku chęci rozmawiania w tej chwili.
- No nareszcie! - warknęła do telefonu, rozładowując przy tym swoje negatywne emocje, by zaraz kontynuować trochę spokojniej: - Powiesz mi o co chodzi z Zarry'm?
- O nic. Tu niczego nie ma. - powiedziałem niemal przez zaciśnięte zęby. - Zwykła pomyłka.
- Skoro wolisz penisy to luz. Szkoda, że od początku mi tego nie powiedziałeś.
Dałbym sobie rękę uciąć, nawet głowę, że w tym momencie prychnęła pod nosem, chcąc równocześnie odgonić jasny kosmyk włosów niesfornie opadający na jej smukłą twarz.
- Nie wolę... Jesteś wolna? Przyjechałbym do ciebie za chwilę. Stęskniłem się. - zaproponowałem łagodnym tonem.
Nie wiem dlaczego, kompletnie nie mogę pojąć, co mnie podkusiło do tego, by proponować jej spotkanie, ale z drugiej strony, przynajmniej uniknąłbym szczęśliwego po uszy Larry'ego, którego niestety tylko uśmiechnięta jedna połówka była miłym widokiem dla mojego oka. Na tą drugą naprawdę nie miałem ochoty patrzeć. Parszywy insekt.
- Tak, nie mam żadnych planów.
 Potwierdziłem spotkanie i już po chwili wychodziłem z domu, chowając usta w gruby szalik, ponieważ czułem jakby mi miały zaraz zamarznąć. Dzisiejszy wieczór był chłodniejszy od innych. Żałowałem, że w ogóle zgodziłem się na tą wizytę. Jest ziemno. Zamarzam. To nie jest fajne. Do tego mieszkanie Caroline jest w centrum, więc z dobre czterdzieści minut drogi. Owszem, mógłbym zamówić taksówkę albo pójść na autobus, jednak nie w tej chwili. Wolałem przejść się i podumać w ciszy.

Dwa dni później.
Jest dokładnie jedenasta dwadzieścia siedem, termometr wskazuje idealne minus dziesięć stopni Celsjusza, a ja siedzę na balkonie odziany jedynie w grafitowe jeansy i dzianinowy sweter, z nogami opartymi o ceglany grill. Wstałem nad ranem i bez śniadania od razu udałem się tutaj. Cisza. Spokój. Z dala od miejskiego chaosu. Świeży puch przykrył udeptaną już warstwę brudnego śniegu, sprawiając, że ogród wyglądał jak królestwo Beiry*. Lodowe igiełki mieniły się na młodych świerkach w promieniach słońca, rażącego moje oczy. Odetchnąłem, wpuściwszy do płuc chłodne powietrze. Otarłem końcem kolejnego papierosa o płomyczek ognia wychodzącego z mojej zapalniczki, aby zaraz wsunąć go pomiędzy usta. Zerknąłem na drewniany stół obok mnie. Dwie opróżnione paczki po fajkach i wypchany po brzegi petami niewielki słoiczek chyba po musztardzie, robiący za popielniczkę. Rozchyliłem usta, uwalniając duszący dym.
- Trzecia paczka, poważnie? - niemal spadłem z krzesła na dźwięk głosu Liama.
- Poważnie. - mruknąłem pod nosem.
Nie spojrzałem na niego, jedynie po dźwięku szuranego krzesła, domyślałem się, że wziął je i usiadł po mojej lewej stronie. Zgniotłem papierosa o kant stołu i wrzuciłem do szklanego pojemniczka.
- Harry, prawda? - zapytał łagodnym tonem, a ja ze zdenerwowania naciągnąłem rękawy swetra, chowając w nich zaciśnięte piąstki. Po kilku przemilczanych minutach, ponowił pytanie: - Zarry istnieje?
- A widzisz, żebym teraz na swoich kolanach miał Styles'a, obejmował go mocno i całował, aż zabraknie mi powietrza?  - sarknąłem. - Nie, nasz związek miał być tylko do zaspokojenia naszych cielesnych potrzeb. W ogóle, skąd to wiesz? - dodałem trochę oburzony.
Oczy zapiekły. Zdradziłem nasz sekret, a przecież przyrzekałem nie mówić tego nikomu.
- Słyszałem jak rozmawiałeś z nim przez telefon i na końcu dodałeś amo voce, a to znaczy kocham cię, czyż nie? A poza tym, widziałem jak się... no, całujecie. W sumie to trochę mnie zaskoczyliście.
- Skąd u ciebie pewność, że gadałem właśnie z nim?
- A do kogo innego byś powiedział Styles? - zaśmiał się cicho.
- Dobra, nieważnie. - warknąłem pod nosem. - Ale nie bój się, już takiego widoku nie zobaczysz.
- Ej, Zayn, spokojnie. Nie chcę źle. Po prostu... ech, widzę co się dzieje, tak? Powiedz mi, ty w nim...
- Tak, zakochałem się. - wszedłem mu w zdanie. - I co z tego?
- Może mu to powiesz? - zapytał nieśmiało, jakby bał się, że niespodziewanie poderwę się z krzesła i rzucę się na niego.
- Serio, Payne? Mam do niego podejść i powiedzieć "Hej, Harry, lubię kutaski, a twojego w szczególności"? - rzuciłem ironicznie. - Podziękuję.
- Nie no, tak nie, ale może powiedz, że po prostu polubiłeś go tak bardziej? Ale bez mowy o tych kutaskach, weźmie cię za pedofila.
Spojrzałem na niego po raz pierwszy. W jego oczach dostrzegłem, że naprawdę się martwi.
- Nie wiem, może spróbuję.
- Przemyśl to, proszę. Nie chcę dłużej patrzeć jak się wyniszczasz. - odparł spokojnie, już otwierałem usta, by zaprzeczyć, ale on mi nie pozwolił. - I nie kłóć się. Palenie i głodówka cię zabiją, a teraz chodź do środka, bo zostaniesz figurą lodową.
Opornie wstałem z siedziska i wolnym krokiem udałem się w stronę przeszklonych drzwi, Liam położył dłoń na moim ramieniu. Kątem oka zerknąłem na niego, ciepło się uśmiechał.
Zszedłem posłusznie z Liamem na dół, w celu zjedzenia czegokolwiek, żeby tylko nasz Daddy Direction przestał zabijać mnie wzrokiem. Czułem, że cuchnę dymem papierosowym, ale w tym momencie nie przejmowałem się takimi błahymi sprawami. Już mieliśmy skręcić do kuchni, gdy do mych uszu dobiegł znajomy śmiech. To, co zobaczyłem sprawiło, że moje serce rozpadło się na tysiąc kawałeczków.
Harry i Tomlinson znajdowali się w salonie, konkretnie przy stole bilardowym. Wiele razy słyszałem, że Hazza chciałby wreszcie nauczyć się grać i, jak widzę, Pan Wspaniały chętnie się tego zadania podjął. I teraz, bezczelnie obejmował Harry'ego od tyłu, trzymając brodę na jego lewym ramieniu, dłonie natomiast spoczywały na dłoniach Loczka. Razem starali się uderzyć w bilę, śmiejąc się przy tym w najlepsze. Louis cały czas szeptał coś Hazzie do ucha, a ten z każdą sekundą rumienił się jeszcze bardziej. Ich ciała były tak niebezpiecznie blisko siebie, że odniosłem wrażenie, iż Tomlinson mógłby go wziąć na tym stole tu i teraz. Ale przecież ma swoją cudowną Eleanor. Więc, niech na litość boską, odpierdzieli się od mojego Harry'ego! "Nie, stop. To nie jest Twój Harry. On zawsze będzie należał tylko do Louisa."
Ta myśl rozrywała mnie od środka. Wiedziałem, że Loczek był szczęśliwy, Louis był dla niego ważniejszy i bardziej potrzebny do życia, niż samo oddychanie. To nic, że gdy tylko wróci do Eleanor, Harry znów będzie powoli umierał. Przecież Lou znowu wróci i wszystko będzie cudownie. Byłem zły i rozgoryczony, czułem się okropnie. Oddałem mu wszystko, całego siebie, a on i tak wybiera tego, który nigdy nie pokocha go tak, ja jak.
Wszystko wybuchnęło we mnie w chwili, gdy Louis puścił dłonie Harry'ego i objął chłopaka mocno w talli, sunąc nosem po zagłębieniu jego szyi. Hazza chichotał, jak mała dziewczynka, nigdy nie widziałem go równie szczęśliwego. W pewnym momencie Louis nachylił się nad nim bardziej i złożył delikatny, czuły pocałunek na przykrytym cienką koszulką ramieniu Hazzy. Nie wytrzymałem. Czym prędzej odwróciłem się na pięcie i wpadłem do łazienki, mocno trzaskając drzwiami. Zdenerwowany dostatecznie, zacisnąłem palce na kantach ceramicznej umywalki. Kilka głębokich wydechów.
Gdy już się uspokoiłem, chciałem wyjść z pomieszczenia, ale dla niepoznaki zostałem tu, biorąc długi prysznic.

*Harry*
Spojrzałem na zawieszony na ścianie telewizor, na którym dosłownie przed chwilą zaczął się program Alana. Staliśmy już za kulisami. Caroline również tu była.
- Tylko uważajcie, jak odpowiadacie. Media to parszywe dziadostwo. - uprzedził Liam, spoglądając na mnie i Zayn'a.
Przytaknąłem głową, Mulat również. Od naszej kłótni zdawał się być jakiś spokojniejszy, trochę przygnębiony, ale nie teraz. Teraz był zadowoloną z życia osobą, u boku mając piękną dziewczynę.
Unikał mnie za każdym razem. Pierwszego dnia mi to odpowiadało, nie zaprzeczam. Naprawdę nie miałem ochoty patrzeć na osobę, która rani Lou, a przy okazji i mnie. Ale brakowało mi uśmiechu na jego twarzy, co nie zmienia faktu, że nie zamierzam go przepraszać. Nie czułem się winny za potraktowanie go w ten sposób, ani trochę, Malik przegiął, mówiąc tak o Tomlinsonie. Czy to źle, że po prostu spędzam czas z osobą, którą kocham? Nie. Mam prawo być szczęśliwym, a jeśli komuś to nie odpowiada, ma problem. Z drugiej strony ta kłótnia pozwoliła mi na więcej spędzenia czasu z Boo Bear'em, a to było coś, co mnie niezmiernie cieszyło. Przez ostatnie dwa dni chyba udało nam się nadrobić ten okres czasu, w którym to ja prawie w ogóle nie odzywałem się do niego, nie chcąc ryzykować z obawy przed wyjawieniem mu prawdy. Byłoby za szybko. Poza tym, na to potrzeba czasu. Najpierw musiałbym przygotować siebie duchowo do przyznania się. A ostatnimi czasu coraz lepiej się dogadujemy, praktycznie jak nigdy dotąd. O ile dalej tak pójdzie, jeszcze kilka dni i wszystko się zmieni. Na lepsze... lub gorsze.
Kątem oka zerknąłem na chichoczącą blondynkę, która w tym momencie uwieszała się na szyi Zayn'a. Chłopak obejmował ją mocno ramionami, czule łaskocząc ja nosem po policzku. Wychwycił moje spojrzenie, perfidnie posłał mi szyderczy uśmieszek i zaraz przymknął powieki, lubieżnie wpijając się w usta Caroline. Na sam widok, zacisnąłem delikatnie wargi z wspomnieniem o smaku jego pełnych ust... i dotyku... Teraz ona stała oplatana jego mocnymi ramionami i obdarowywana pocałunkami. Jeszcze parę dni temu to mnie tak tulił, nie ją. Poczułem delikatny ścisk w brzuchu, kiedy przyglądałem się poczynaniom tej pary. Po chwili Mulat oderwał się od partnerki, znów przenosząc oczy na mnie. Zmieszany, odwróciłem głowę. Usłyszałem znowu ten chichot, któremu teraz towarzyszył również lekko zachrypnięty śmiech Malika. To ja go zmuszałem do takiego śmiechu, mówiąc jakieś sprośne rzeczy. Nie ona.
" - Przyznaj się, tęsknisz.
  - Może. "
Wykonałem krótki dialog, zaraz próbując go jak najszybciej wyrzucić z umysłu, energicznie potrząsając głową.
Alan zaprosił nas do siebie, rozbrzmiały oklaski, a my gęsiego wyszliśmy zza kulis. Przywitaliśmy publiczność szerokimi uśmiechami, machając do nich rękoma. Rozniosły się piski i jeszcze głośniejsze brawa. Po chwili już siedzieliśmy na sofie. Czułem się miło, mając po prawej stronie Louis'a, a po lewej już nikogo. Malik zajął miejsce na drugiej stronie kanapy.
- A wy nie obok siebie, gołąbeczki? - dowalił Alan na sam początek, śmiejąc się niemiłosiernie.
- A dlaczego mielibyśmy? - syknął Zayn.
- To i owo się mówi o waszym, do niedawana ukrywanym, związku.
- Oczywiście, nawet jestem w ciąży. - sarknął Malik, na co Liam szturchnął go w ramię, mrucząc, żeby trochę ochłonął.
Był nerwowy, tego nie dało się ukryć.
- Och, to moje gratulacje! - zawołał radośnie prowadzący, a wraz za nim zaczęli śmiać się widzowie.
- Dziękuje!
Spojrzałem na Zayn'a. Złość była wymalowana na jego twarzy. Alan niezaprzeczalnie go wpienił. Jakby czuł mój wzrok na sobie, gwałtownie zawiesił swoje spojrzenie na mnie. Patrzeliśmy sobie prosto w oczy. Zaśmiał się pod nosem, nie odrywając ode mnie spojrzenia.
- A tak na serio, Alan, to nic nas nie łączy, prawda, Harry?
Uśmiechnął się nieco złośliwie, a ja najzwyczajniej w świecie speszyłem się. Nie, ja nigdy taki nie byłem. To chwilowe zapomnienie. Spoglądając w czekoladowe spojrzenie chłopaka siedzącego na drugim końcu kanapy, zagryzłem delikatnie dolną wargę, bo poczułem się... winny?
- Jasne, że nie. Przecież oboje mamy dziewczyny. - zaśmiałem się nerwowo. 
"  - A teraz?
   - Okey, niech będzie, tęsknię. "
*Beira - bohaterka książki "Królowa Lata", posiadająca ogromną posiadłość, której głównymi elementami były lód i śnieg.
___
Chyba końcówkę spieprzyłam. A nie chyba, a na pewno. Ale czuję, że lepiej już się nie uda. Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Wiedziałam, co napisać, ale jakoś mi nie szło. Dopiero dziś dzięki Justynie zdołałam coś napisać, która również opisała moment Larry'ego.
Ach, no i za pomysł wplecenia tu chociaż najmniejszego Larry'ego dziękuję Messy, która również zmotywowała mnie do zrobienia wszystkiego, aby dziś dodać.
A takie pytanie, czego spodziewacie się w kolejnym rozdziale? Jestem ciekawa. : )

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Rozdział 12.

*Zayn*
Przechadzaliśmy się wolnym krokiem po galerii. Zdążyliśmy już zaliczyć kilka sklepów, z których wyszliśmy praktycznie bez niczego. Harry zdawał się być w jakiejś fazie. Praktycznie wszystko go bawiło.
- Harry, spójrz na mnie. - poprosiłem, a chłopak odwrócił się w moją stronę z szerokim uśmiechem. - Bawi cię to? - wyciągnąłem rękę przed jego twarz i zgiąłem kilka razy wskazującego pala, na co on wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. - Źle się czujesz.
- Jeny, Zayn! - zaczął przez śmiech, ale zaraz położył sobie dłoń na utach, chcąc chyba w ten sposób spoważnieć. - To chyba dobrze, że mam dobry humor, prawda?
- No tak, ale wyglądasz jakbyś coś wciągał.
Zatrzymał się nagle i nachylił się do mojej szyi. Poczułem jak musnął ją nosem, a zaraz złożył tam mokry pocałunek. Przestraszyłem się. A co jeśli ktoś nas zobaczy? Omiotłem prędko wzrokiem wszystko dokoła. Ludzie zdawali się nie zwracać na nas zbytniej uwagi. Kilka dziewczyn szeptało coś między sobą, ale one były raczej niegroźne. Harry na szczęście szybko się ode mnie odsunął.
- Ciebie wciągam, zadowolony? - uśmiechnął się do mnie kokieteryjnie i przejechał koniuszkiem języka po dolnej wardze.
Mógł to sobie podarować. Miękłem wręcz od tego gestu, a nogi z galarety w miejscu publicznym to wcale nie jest nic fajnego. Starając się opanować swoje pożądanie, aby nie przyciągnąć go za rozpiętą kurtkę i nie pocałować tak cholernie seksownych warg, musiałem włożyć swoje wszystkie siły. Harry poszedł przed siebie z kierunkiem na nowy sklep, a ja szybko nadrobiłem za nim kroku. W pomieszczeniu, do którego weszliśmy, było trochę ciemno. Ściany i sufit były pomalowane czarną farbą. Co prawda tuż nad kasami znajdowały się trzy plazmy z wyświetlanymi teledyskami i kilka podłużnych, prostokątnych lamp, ale to mało dawało. Grało marne techno, a na telewizorach jakieś psychodeliczne obrazy. Nie cierpię techno.
"Zaraz! Gdzie jego znowu podziało?" Rozejrzałem się po całym sklepie. Kilka działów dalej zobaczyłem ciemne loczki nad stojakiem z ubraniami. Znalazłem się tam w mgnieniu oka. Nie chciałem stracić go z oczu. A co jeśli by się zgubił? Zresztą, kogo ja oszukuję. Po prostu już sekunda bez niego była niewyobrażalną katorgą.
- Masz coś? - zapytałem, widząc jak przegląda t-shirty w stonowanych kolorach.
- Nie wiem. Co myślisz o tej? - przyłożył do siebie szarą koszulkę z kieszonką, na której był napis... "Fuck me". Tak, Harry, śmiało. Dawaj mi więcej dwuznacznych propozycji, które tylko ja tak odbieram, bo ty na pewno nie miałeś tego na myśli.
- Trzy razy "TAK". - uśmiechnąłem się do niego, poruszając brewką. - A tak przy okazji, to gdzie i kiedy?
Spojrzał na mnie otępiały, raczej nie do końca łapiąc o co mi chodzi. Wskazałem na koszulkę.
- Aaaa! - palnął sobie z otwartej ręki w czoło. - Ekhm... - odkaszlnął. - Wczoraj było miło...
- Dziwisz się? W końcu ta noc nie była z kimś byle jakim.
Przysunął się do mnie bliżej bez odpowiedzi. Zaśmiał się cicho pod nosem, patrząc mi w oczy. Nie minęła sekunda, kiedy poczułem jak jego palce zaczynają bawić się moim rozporkiem.
- Tak publicznie? - zapytałem, nieco zachrypniętym tonem.
Odszedł do przebieralni, mnie pozostawiając w lekkim osłupieniu. Zaraz udałem się zobaczyć jak leży na nim ta wspaniała koszulka. Chłopak uchylił zasłonę.
- I jak?
- Bierzemy. - odpowiedziałem, szczerząc się szeroko.
Naprawdę ładnie na nim leżała. Głęboki dekolt, odsłaniający delikatnie jego tors, jeszcze bardziej wpłynął na pozytywną opinię tego t-shirtu. A ten napis potęgował wszystko. Gdy znowu czarny materiał oddzielił mnie od chłopaka, postanowiłem poszukać czegoś dla siebie. Ten sklep był naprawdę ogromny. Dobre pół godziny zajęło mi przejście jego i rozglądnięcie się za czymś wartym uwagi. Oglądałem akurat biały t-shirt z kosmicznym napisem "Take me now". Nie ukrywam, od razu wpadł mi w oko.
- Caroline się spodoba. -prawie podskoczyłem na dźwięk jego zachrypniętego głosu za mną.
- A jaka jest twoja opinia?
- Ciekawa dosyć. -  odpowiedział, pokazując szereg swoich śnieżnobiałych, równiutkich zębów. Popchnął mnie w stronę ostatniej przymierzalni i wpakował do środka.
Ściągnąłem z siebie górną cześć garderoby, po czym wsunąłem przez głowę koszulkę. Pociągnąłem za kotarę z zamiarem pokazania się chłopakowi. Zagwizdał cicho, jak mnie zobaczył. Uśmiechnąłem się mimowolnie na jego reakcję. Chyba był zachwycony efektem. Wepchnął głowę do przymierzalni, tak że dzieliły nas przeklęte centymetry, a dłoń oparł o kawałek naprawdę cienkiej ścianki. Dostawałem gęsiej skórki, gdy czułem jego ciepły oddech na swojej szyi.
Prowokował mnie. Jeszcze kilka takich niewinnych ruchów z jego strony, a nie wytrzymam. I nie myliłem się. Nim zdążyłem przemyśleć czy to będzie aby na pewno bezpiecznie, już przywarłem do utęsknionego ciała, chwytając w palce jego rozpiętą kurtkę. Odwzajemniał pocałunek za pocałunkiem. Wymienialiśmy się nimi. Nie zaprzeczał i to zachęciło mnie jeszcze bardziej do dalszego działania. Na oślep pociągnąłem za zasłonkę. Metalowe kółeczko uderzyło o stalowy pręt, więc miałem pewność, że jesteśmy schowani za kotarą. Harry chyba chciał mieć władzę, ale nie opierał się, kiedy to ja popchnąłem go na ścianę ciasnej przymierzalni. Fakt, że ktoś lada moment może wejść i przyłapać dwóch członków zespołu One Direction, którzy przecież są w stu procentach hetero, pobudzał mnie. To adrenalina. Uwielbiałem robić wszystko na krawędzi ryzyka, ale to było już zdrowe przegięcie. Jednak nic nie zdołałby mnie teraz powstrzymać. Ewentualnie Styles, lecz on nawet nie zamierzał. Dłonie chłopaka powoli zmierzały wzdłuż moich pleców, aż zacisnął je na moich pośladkach. Wydałem z siebie ciche mruknięcie, które miało zakomunikować, jak bardzo mnie to pociągało. Jego dotyk aż palił przez materiał moich spodnich. "Ach, Harry, czyżbyś pamiętał, co mi nieświadomie zaproponowałeś?" 
Postanowiłem za wszelką cenę dać mu ten przekaz i w sekundzie rozprawiłem się z jego rozporkiem. Boże, co za wprawa! Członek Harry'ego powoli się budził. Chcąc szybciej go ożywić, włożyłem dłoń do jego bokserek. Zmrużył trochę oczy, gdy moje palce sprawnie wędrowały po całej długości jego przyjaciela. Jestem pewien, że gdyby nie pocałunki, którymi obdarowywałem jego usta, jęczałby, błagając o więcej. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a w jego intensywnie zielonych tęczówkach dostrzegłem pokusę. Nie bał się i chyba wcale nie miał nic przeciwko moim zabawom. Byliśmy trzeźwi - nie przeszkadzało mi to. Może lękałem się, że przez to właśnie on mnie odepchnie. Wczoraj był pijani. Mogłem robić z nim co tylko chciałem, a on, z tego co przypuszczałem po jego zachowaniu, nie powiedziałby "Zayn, dosyć". Jeden z wewnętrznych głosów mówił, abym się ogarnął i w tej chwili odsunął się od niego, bo mogę przeżyć jeszcze raz to samo rozczarowanie. A znowu tony łez wylanych w poduszkę nie byłyby niczym chcianym przeze mnie. Na szczęście drugi szybko go przekrzyczał i kazał mi kontynuować.
Z myślą o nie drażnieniu już jego, opadłem na kolana. Dla widza byłoby to niewątpliwie czymś obrzydliwym, ale nie dla mnie. Zsunąłem jednym ruchem materiał okrywający jego męskość. Momentalnie znalazła się ona w moich ustach. Wiedziałem co robić, aby go zadowolić. Rytmiczne ruchy moją głową chyba Harry'emu odpowiadały, bo aż zasłonił buzię dłonią z obawy przed niekontrolowanymi dźwiękami, które jednoznacznie dałyby do myślenia osobom kręcącym się na sklepie, że coś jest nie tak z przymierzalnią numer sześć. Obciągałem mu. Nazwijmy rzeczy po imieniu. I nie brzydziło mnie to. Byłem szczęśliwy, że mogę doprowadzić go do stanu, w którym tracił wszelkie resztki człowieczeństwa, gdzie niemal graniczył z rajem. Schlebiałem też sobie w ten sposób, nie zaprzeczam, ale widziałem jego minę. Ona mówiła sama za siebie.
Po kilku minutach poczułem ciepłą ciecz, wypełniająca moje policzki do tego stopnia, że ledwo zdążyłem ją przełknąć, zanim wypłynęłaby z moich ust. Trochę wylądowało na przymierzanej przeze mnie koszulce i na czarnej wykładzinie.
Harry za chwilę pozbawił siebie częściowej nagości i doprowadził się do normalnego stanu. Stanąłem przed nim z uśmiechem przesiąkniętym wręcz satysfakcją, płynącą z tego, co mogłem dla niego zrobić. Niespodziewanie ujął moją twarz w obie dłonie i złożył na moich ustach namiętny pocałunek, który zaraz przedłużyłem go o kilka sekund.
- To było ryzykowane. - szepnął do mojego ucha.
- Lubię żyć na krawędzi. - zaśmiałem się cicho pod nosem.
Nagle usłyszałem jak zasłona się przesuwa. Spojrzałem za siebie. Stała tam młoda dziewczyna wyglądająca na mniej więcej dwadzieścia trzy lata, w rękach trzymała kilka wieszaków z ubraniami, a na piersi miała przyczepioną niebieską plakietkę z imieniem Amy.
- Och, przepraszam. Myślałam, że jest wolna, to chciałam sprawdzić czy aby nikt nie zostawił niczego w przebieralni. - cofnęła się nieco, widząc nas, a na jej blade policzki wpłynęły delikatne rumieńce.
- Nic się nie stało. Ja tylko pomagałem koledze w ubraniu koszulki. Swoją drogą, niezła kolekcja. - zagadnął ją Styles, smyrając mnie drugą ręką po pośladkach. Nie widziała tego na szczęście.
- Miło mi słyszeć. Czy mogłabym prosić o autograf? Wiem, dosyć licha sytuacja, ale moja siostra będzie wniebowzięta. - zapytała, posyłając nam zmieszany uśmiech.
Pokiwaliśmy przytakująco głowami. Ledwo powstrzymałem się od śmiechu. Przekomiczna sytuacja. Ktoś cię prosi o autograf tuż po tym jak byłeś czynną albo bierną osobą w zabawie dla dorosłych.
Podeszliśmy do kas z dziewczyną o imieniu Amy i zapłaciliśmy za ubrania. Zanim wyszliśmy podsunęła nam kartkę i marker. Chciałem już ruszyć za Harry'm, ale ona mi to uniemożliwiła.
- Jeszcze raz przepraszam, że weszłam. Naprawdę myślałam... - zaczęła się znowu tłumaczyć.
- Daj spokój, wszyscy żyją. - uśmiechnąłem się do niej.
- No tak, ale rozumiesz...
Już miałem jej odpowiedzieć, gdy poczułem jak ktoś splata splata swoje palce z moimi i ciągnie w stronę wyjścia. Poczułem nagły impuls, który objawił się chyba w każdej komórce. Pomachałem jej jedynie na pożegnanie.
Z tego sklepu wyszliśmy zadowoleni. Nie tyle co z zakupionych rzeczy, ale bardziej z nowego doświadczenia. Harry chciał już wracać ale ja nie dałem mu tak łatwo wymigać się od szukania prezentu.
- Młody, jeszcze ten sklep. - wskazałem głową na niewielki salonik z biżuterią i zegarkami.
W końcu ostatnia narzekał, że mu się zepsuł.
- Zaaayn! - tupnął nogą, wyglądając przy tym jak małe dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki. - Nie chcę nic. Chodźmy już.
- Nie. Nie musimy brać czegoś od razu, ale przynajmniej pooglądamy, okey?
Mruknął coś pod nosem typu "grrr" i wparował do sklepu. Kobieta w średnim wieku przywitała nas miłym uśmiechem i stałą regułką.
- Poszukują państwo czegoś specjalnego? - zapytała, spoglądając bardziej na mnie, bo Styles od razu zaczął chodzić po pomieszczeniu z miną niewolnika.
- Dziękuję, na razie się tylko rozglądniemy. - odpowiedziałem uprzejmym tonem i podszedłem do chłopaka.
Na pytanie czy mu się coś podoba, odpowiedział tylko, że na razie nic nie znalazł. I nawet mocno nie szukał. Przeszedł od niechcenia obok wszystkich półek i stanął przed wejściem. Chciałem już do niego podejść, czując, że po prostu go nie przekonam, ale moją uwagę przykuła bransoletka z czarnej skórą, którą zdobiła literka A.
- Przepraszam, a są też inne?
Kobieta podeszła do mnie, stając po drugiej stronie lady, przy której się zatrzymałem.
- Tak, oczywiście. Te literki się wymienia. Będzie wszystko, co pan sobie zażyczy. Można wybrać również wersję z diamencikiem, cyrkonią, ze srebra, złota lub posrebrzane. A pasek może być ze skóry naturalnej, sztucznej lub ekologicznej. To pan wybiera wszytko. Podać cennik?
- Cena nie gra roli...
- Zayn, chodź. - przerwał mi stanowczo Loczkowaty, ujmując moją dłoń w swoją i wyprowadzając ze sklepu. - Do widzenia! - rzucił na odchodne i zwolnił tempo, gdy tylko minęliśmy próg. - Nie chcę nic, jasne?
- Ciemne. - sarknąłem, na co on tylko pokręcił z zażaleniem głową.
Myślałem, że puści moją dłoń, ale nie zrobił tego. Przemierzaliśmy galerię, a on nie puścił jej. Trzymał mocno, ale z uczuciem. Powinienem ją puścić. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że jeśli ktoś nam zrobi zdjęcie, kłopoty będą niemałe, ale nie potrafiłem jej wyswobodzić z uścisku. To było silniejsze ode mnie. A on chyba przypadkowo to zrobił, po prostu się zagalopował. Ach, no i chciał mnie pospieszyć. To zrozumiałe.
- Harry, czemu ty mnie...? - jakoś nie mogło mi to przejść przez usta. Może było zbyt piękne, jak dla mnie?
- Bo chciałem. - posłał mi uroczy uśmiech, czując o czym mówię.
~ ~ ~
Na podjeździe stał już samochód Paul'a. Zdziwiłem się, bo przecież nie było nawet jeszcze osiemnastej. Z kilkoma torbami w rękach weszliśmy do domu. Już od progu można było wyczuć napiętą atmosferę. Z Hazzą wymieniliśmy się tylko zdziwionymi spojrzeniami i ruszyliśmy w stronę salonu, skąd dochodziły przekrzykiwania i wrzaski.
- Oni nam spieprzą karierę! - rzucił wściekły Niall.
- Zabiję ich. Obiecuję. - Liam również się dołączył do Irlandczyka, kiedy my akurat stanęliśmy w przejściu. 
Od razu wszystkie pary oczu skierowały się na nas. Spodziewałem się najgorszego. Czyżby rzeczywiście ktoś nas zauważył... Nie, to niemożliwe. Mogłem go puścić! Każdy z chłopaków patrzał na nas, jakby chcieli nas zjeść. Albo gorzej...
- Ty pierdolona muzułmańska kurwo, zajebię cię! - warknął Louis i pędem ruszył w moją stronę. Odruchowo zacząłem się cofać. Ale to nic nie dało. Chłopak w momencie rzucił mi się do gardła. - No ty chyba sobie kpisz z nas. Co to, do kurwy nędzy, ma być?! 
Okey, kurwo  - rozumiem, ale to "muzułmańska" mógł sobie podarować. I tylko za to miałem ochotę go teraz udusić gołymi rękoma. I zrobiłbym to, gdyby nie Liam i Harry, którzy w momencie postanowili nas rozdzielić. A szkoda! Chętnie przekrzywiłbym tą idealną buźkę.
- Spierdalaj, pizdo! - rzuciłem, kiedy Styles odciągał mnie od niego, chwytając mocno w łokciach.
- Jesteś popierdolony. Lecz się, dziwko. - wrzasnął i z całych sił próbował wyrwać się z uścisku Liama.
- I kto to mówi? Kto nosi spodnie w waszym związku? El? Kurwa, ma laska przejebane. - zadrwiłem. Ja również nie chciałem puścić tego płazem, ale Harry był zdecydowanie za silny.
- Zayn, uspokój się. - mówił spokojnie młodszy. - Louis, ty też.
- Nie, Harry... - zaczął Tomlinson, ale nie dokończył. Paul raczył przejąć pałeczkę.
- Zamknijcie się! - krzyknął, waląc pięścią o blat ławy. - Usiądźcie i pogadamy. Co prawda, przyjechałem w innej sprawie, ale to jest chyba ważniejsze. - ruszyliśmy w stronę siedzisk, a on zaraz dodał, wskazując na mnie i Louis'a - Wy z dala od siebie. 
Warknął pod nosem, że nie daruje mi tego i usiadł na swoim poprzednim miejscu na sofie, Liam obok niego, wiąż trzymając chłopaka, aby się nie wyrwał w moją stronę. Ja z Harry'm wzięliśmy krzesła od stołu i zasiedliśmy na przeciwko kanapy. Lou i ja patrzeliśmy na siebie z mordem w oczach. Poczuł się zazdrosny, a mnie to niesamowicie ucieszyło. Zaśmiałem się pod nosem cicho z triumfem, dając mu wyczuć mój zachwyt. 
Paul odetchnął i podrapał się nerwowo po głowię. Chyba nie wiedział jak zacząć. Ale nawet nie musiał. Ja dobrze wiedziałem, o co chodzi. Harry zresztą chyba też, bo spojrzał na mnie ze strachem wymalowanym na twarzy. 
- Zayn, Harry.... - zaczął powoli i zaraz podniósł na nas wzrok. Był taki zawiedziony i wściekły zarazem. - Mi to naprawdę nie przeszkadza. Rozumiem, że jesteście inni. I ja to toleruję, poważnie. Ale najpierw mogliście porozmawiać o tym ze mną, zanim wyszliście z tym do ludzi. Zdajecie sobie sprawę, że przecież różnie mogą na to zareagować wasze fanki? Może się tak posypać wasza kariera.
- Brawo, Zayn. - Lou nie dawał za wygraną. - Jebany egoista. - mruknął pod nosem.
Ach, no tak. Przecież to tylko moja wina. Czujecie ten sarkazm, prawda? Miałem pojęcie, że tak naprawdę on nie jest wściekły za możliwość popsucia jego kariery. Kipiał złością, bo jego Harry spędził ze mną dzień, a nie z nim. W końcu oni zawsze byli praktycznie nierozłączni.
- Ej, ale o co wam tak konkretnie chodzi? - Styles udawał głupiego. Jasne, że grał. Byłem tego pewien jak niczego innego.
- Przestań. Dobrze wiesz, o co nam konkretnie chodzi. O ciebie i Zayn'a. Długo zamierzaliście to ukrywać? Są zdjęcia jak się trzymacie za ręce. - Liam spojrzał na nas wymownie. Był zły, a w jego oczach krył się jakiś żal do nas.
Bardzo, ale tak naprawdę bardzo pragnąłem tego, aby Harry powiedział teraz pewnym tonem: "Tak, ja i Zayn jesteśmy razem" . Ale nie mogłem na to liczyć za żadne skarby świata.
- Ale my nic nie ukrywamy! - roześmiał się osiemnastolatek. - Zayn zagadał laskę przy kasie, a mi się spieszyło. Po prostu pociągnąłem go do wyjścia. Dajcie spokój. Chyba nie wierzycie w te plotki?
- Czyli nie jesteście razem? - zapytał Paul. Nie patrzałem na niego, już od dobrych kilku sekund wbijałem tępy wzrok w podłogę.
- Nie. - zaprzeczył Loczkowaty.
- Zayn? - spytał Liam, jakby czekał jeszcze na moje potwierdzenie.
- Tak, nie jesteśmy razem. - zmierzyłem wszystkich wzrokiem. Payne patrzył się na mnie takim wzrokiem, jakby... współczuł. Ale nie, to niemożliwe, aby on coś... Nie mógł przecież... Jak?
Wizyta naszego managera nie trwała długo. I szczerze mówiąc zbytnio nie wsłuchiwałem się w jego słowa. Zdołałem wychwycić, że za dwa dni mamy wywiad u Alana w programie, aby to odkręcić. Ach, wspomniał również o trasie koncertowej po Europie, która rozpoczyna się równo za dwa miesiące. Trochę szybko, ale w końcu to nie ja zarządzam tym wszystkim.
Gdy Paul już wyszedł z mieszkania, udałem się od razu do swojego pokoju. Nie miałem ochoty patrzeć na Louis'a ani żadnego z innych członków. Znaczy się, Hazza to wyjątek, więc kiedy tylko zapukał do moich drzwi, wpuściłem go bez długich namysłów. Usiadł na skraju łóżka, ja położyłem się na nim. Byłem zmęczony. Nie zakupami, ale tym jaki szybki sposób mój raj znika. Wystarczyło, abyśmy przekroczyli próg domu, a już Zarry nie istniał. Znowu byliśmy Zayn'em i Harry'm.
- Ej, o czym tak rozmyślasz? - szturchnął mnie, kładąc się obok mnie.
Miłe mrowienie zawładnęło moim ciałem w momencie, kiedy jego ręka delikatnie splotła się z moją. Po raz trzeci tego dnia. A to wcale nie ułatwiało mi ogarnięcia moich uczuć względem tego chłopaka ze słodkimi dołeczkami.
- Nic takiego. - starałem się uśmiechnąć najszczerzej, jak tylko potrafię. - A może byśmy tak pomyśleli nad tekstem do jakiejś nowej piosenki? Dawno nie nagraliśmy nic nowego, a przecież o własnych siłach również możemy coś napisać. - zaproponowałem.
- To nie głupie. - odparł z szerokim uśmiechem.
 Usiedliśmy oboje po turecku na łóżku. Wziąłem wcześniej z biurka jakiś notes i dwa długopisy, jeden podałem jemu. Oczywiście był to tylko pretekst. Nigdy nie byłem za najlepszy w pisaniu piosenek. Owszem, śpiewać mogłem, ale trudno było mi ułożyć kilka sensownych rymów. To było ponad moje możliwości.
Przyglądałem się chłopakowi. Wpatrywał się w ścianę za mną, myśląc nad słowami. Zdawał się być teraz w innym świecie.Wyglądał naprawę uroczo ze skupioną miną i długopisem w ustach, przygryzając plastik na jego końcu. Nasze spokojne dumanie przerwało pukanie do drzwi. Ku mojego niezadowoleniu, po krzyknięciu "Proszę" zza nich wychylił się Louis.
- Harry, obejrzymy coś? Wypożyczyłem kilka filmów. - zapytał z niewinnym uśmiechem.
Aż pożałowałem, że schowałem swoją lampkę nocną do szafy. Teraz bez skrupułów mógłbym rzucić ją w Tomlinsona. Hazza spojrzał na mnie pytająco. Chciał tego. Widziałem to w jego oczach. Przytaknąłem tylko i nim się obejrzałem, drzwi od pokoju zostały cicho przymknięte, a ja zostałem w pokoju sam.
Znacie to uczucie, kiedy tak bardzo Wam zależy na szczęściu innej osoby, że jesteście w stanie sami przechodzić piekło? Ja doskonale je znam i z całego serca nie lubię. Bez wątpienia Harry stał się dla mnie taką osobą. Chociaż najchętniej zatrzymałbym go i powiedział, że ten wieczór miał być nasz, nie potrafiłem stanąć im na drodze. Stanąć na jego drodze. Drodze do szczęścia, na które zasługiwał. Bolała mnie jedna rzecz. Louis zrobił to z jednego powodu. Aby jego mała przytulanka nie siedziała ze mną. Zdążył ją podpisać i sobie przywłaszczyć. A ona będzie mu wierna, nawet jeśli co chwilę miałaby cierpieć, bo jej właściciel przypomina sobie o niej tylko w potrzebie, a kiedy jest zajęty innym pluszakiem o imieniu Eleanor, rzuca w zakurzony kąt. Nie chciałem by Styles najzwyczajniej w świecie stał się taką zabawką. Ale to jego życie. Ja jestem w nim tylko chwilowym dodatkiem, który bez dwóch zdań również jest taką zabawką. Ach, no tak. Już rozumiem jak on może tak postępować i być na każde zawołane Louis'a. W końcu ze mną zrobił to samo, prawda? Uzależniłem się od tego loczkowatego chłopca. Jest dla mnie niczym heroina dla ćpuna, wódka dla alkoholika, bądź papierosy dla palacza.
Na samo wspomnienie o fajkach, musiałem zapalić. To pomagało. Na moment, ale zawsze coś. Już na start zaciągnąłem się porządnie. Z ulgą wypuściłem z ust duszący dym.
Odkąd pamiętam, zawsze za szybko przywiązywałem się do ludzi, a potem wychodziłem na przegranej pozycji. Tak samo było z Niall'em. Jedna upojna noc nie oznacza wcale happy end'u do końca życia. Jedna upojna noc to jedna upojna noc. Nic więcej. Ale z tym jakoś potrafiłem się oswoić. Jednak z Harry'm nie potrafię. Gdy tylko go widzę mam ochotę przytulić się do niego z całą miłością, którą noszę w sercu. Chciałbym móc bez ukrywania się przed chłopakami, położyć się z nim na sofie w salonie i spędzać sobotni wieczór w piątkę na oglądaniu filmów, podczas których mógłbym składać drobne pocałunki na jego policzkach, szyi czy ustach. To byłyby magiczne chwile, które śmiało mogę zakopać w najodleglejszych zakamarkach mojego umysłu.
Zerkając przelotnie na zegarek, zauważyłem, że jest już po dwudziestej. On potrafił tak wejść do mojej głowy, że w ciągu pięciu sekund z późnego popołudnia robił się wieczór. Czując ucisk w żołądku, zszedłem do kuchni. Tam w spokoju zjadłem czekoladowe płatki z mlekiem i powolnym krokiem wyszedłem z pomieszczenia. Nawet nie chciało mi się pozmywać jednej miski i łyżki. Odruchowo rzuciłem okiem w stronę salony. Serce ścisnęło mi się na widok Harry'ego leżącego na sofie i wtulonego w jego plecy Tomlinsona. Ten drugi zauważył, że się w nich wpatruję i momentalnie przylgnął mocniej do chłopaka, a na jego policzku złożył czuły pocałunek. Zacisnąłem pięści z całej siły, czując jak paznokcie wbijają się niemal do krwi na wnętrzu dłoni.  Chwila i wybuchnąłbym płaczem takim mocnym, że w ciągu kilku sekund zalałby mieszkanie. Prędko pobiegłem do siebie z powrotem. Musiałem na czymś się wyładować. Padło na drzwi. Trzasnąłem nimi tak mocno, że przez ułamek sekundy bałem się o to czy nie wylecą. Chwyciłem coś, co akurat miałem pod ręką. Telefon. Cisnąłem nim z całej siły o podłogę, a on z hukiem odbił się od niej i rozleciał na wszystkie części. Stałem tak przez chwilę w bezruchu, pozwalając aby łzy sączyły się z niewyobrażalną prędkością z moich oczu, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi.
- Zayn, otworzysz? - usłyszałem delikatny głos Harry'ego, który upiększała lekka chrypka.
- Nie.
- Zayn, proszę.
- Nie.
- Zayn...
Odetchnąłem jedynie głęboko i niechętnie odwróciłem się w stronę, skąd dobiegał błagający ton.
___
Lolz. Przepraszam za błędy. Od pół godziny idę spać, ale narażam się rodzicom dla Was. Klękajcie na kolana za to. Nie no, taki joke. Kocham Was przecież, wiecie o tym, prawda? :3
Ach, no i chciałem podziękować Adzie, która dzielnie wspierała mnie w pisaniu przez te kilka dni i Anonimkowi, który podsunął mi pomysł na akcję w sklepie (oczywiście wiadomo, o co cho, prawda? :D). Liczę na to, że się spodobał rozdział. W końcu starałam się tak szybko dla Was go napisać. Choć ja i tak coś czuję, że spieprzyłam, no ale już łotewa.
Zapraszam Was na trzy blogi:
http://directioners-paradise.blogspot.com/ Ady, bromance Larry/Ziall
http://heart-without-you.blogspot.com/ Justyny, bromance Larry
http://be-like-u.blogspot.com/ Mój, jednoparty

czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 11.

*Zayn*
W nocy trudno było mi zmrużyć oczy. Pomimo zmęczenia, sen miałem niespokojny. Co jakiś czas otwierałem powieki i czekałem, aż znowu zasnę. Nawet kilka razy moje myśli schodziły na całkiem inny tor niż zazwyczaj, a nowe koncepcje i filozofie stawały się coraz bardziej irracjonalne.
Harry natomiast spał spokojnie, leżąc na mojej gołej klatce piersiowej. Z każdym jego najmniejszym ruchem, czułem delikatne łaskotki pod jego ciemnymi loczkami na mojej skórze. Kilka razy przypadkowo musnął ją ciepłymi wargami, lekko rozchylonymi i zaślinionymi, podczas snu. Był taki słodki i niewinny z przymkniętymi powiekami i majaczącym uśmiechem na twarzy. Zapewne śnił o czymś przyjemnym, bo co chwilę mamrotał coś pod nosem albo mruczał jak mały, pragnący czułości kociak. 
Od dnia, w którym on mnie pocałował, coś się zmieniło. Ja się zmieniłem. Wątpiłem, aby ktokolwiek z zewnątrz mógł to zauważyć, ale nie zależało mi na tym. Ważne, że ja to dostrzegłem w końcu po tylu latach. Styles mi pomógł. Bez dwóch zdań pozwolił mi na uświadomienie sobie mojego pociągu do mężczyzn. A przecież to objawiło się jeszcze za czasów szkolnych, x-factor'a, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. Z jednej strony po tym jak już raz definitywnie osoba tej samej płci oświadczyła mi, że "mam się ogarnąć, bo przecież wcale nie jestem gejem", chciałem zapomnieć o jakichkolwiek dopuszczeniach takowego stwierdzenia w moim umyśle.
"Daj spokój, stary. Przecież to była zwykła zabawa. Chyba nie wziąłeś tego na poważnie?" - w głowie rozbrzmiewał mi roześmiany głos Irlandczyka. Choć minęły już prawie trzy lata, ja wciąż pamiętałem tą scenę doskonale.
Siedzieliśmy w piątkę w pokoju, świętując przejście do kolejnego odcinka x-factor'a. Jeden z nas załatwił jakiś alkohol. To musiał być Louis. Każdy miał już trochę wypite, tego nie można było ukryć, jednak raczej myśleliśmy jeszcze racjonalnie. Nawijaliśmy językami strasznie szybko. Każdy miał coś do powiedzenia. Najprawdopodobniej zadziałał tak na nas sukces dzisiejszego wieczoru i te trunki. Od słowa do słowa nasze tematy stawały się coraz bardziej intymne. Najmniej odzywał się Niall. A kiedy rozmowa toczyła się tylko wokół relacji damsko-męskich, całowania i przechwalania, który to co zrobił i który to jaką zaliczył, chłopak definitywnie zamilkł. Reszta członków zespołu zdawała się go nie widzieć. Ja co jakiś czas spoglądałem na niego. Wzrok miał spuszczony na swoje dłonie, których palce chyba ze zdenerwowania tak się plątały. Szturchnąłem go lekko w ramię. W odpowiedzi podniósł na mnie spojrzenie, a ja byłem zmuszony przyznać przed samym sobą, że jego oczy są naprawdę prześliczne. Zawsze dziwiłem się dziewczynom, dlaczego tak bardzo podniecały się jego tęczówkami, ale teraz już znałem powód. Kolorem przypominały ocean u wybrzeży Australii wieczorową porą, kiedy jego lazurowa barwa zaczyna wpadać w lekko przyciemniony odzień. A teraz, kiedy uśmiechał się trochę zmieszany i zawstydzony, wyglądał tak słodko i niewinnie, że aż poczułem delikatnie ciepło w okolicach brzucha. Szybko odwrócił wzrok ode mnie i spojrzał na Harry'ego i Louisa, którzy jak zwykle chcieli wpleść w życie swój kolejny, "rewelacyjny" plan. Nie to żeby ktoś wątpił w ich wspaniałomyślność. A skąd!
- Hej, chłopcy. - zaśmiał się pod nosem Loczkowaty. - Całowaliście się kiedyś z kolesiem?
Wszyscy obrzuciliśmy go pełnymi zdziwienia spojrzeniami. Liam w jednej sekundzie wyglądał nawet na trochę oburzonego tym pytaniem, ale szybko mu ten wyraz twarzy zniknął.
- Czyli chyba nie. - westchnął Louis. - To może zrobimy tak, że każdy pocałuje chłopaka po swojej lewej, okey? Takie kółeczko wyjdzie, kumacie? 
Nie dowierzałem własnym uszom, jak również Liam i Niall, który wydawał się być teraz jeszcze bardziej zagubiony. A biorąc pod uwagę szerokie uśmiechy Lou i Hazzy, domyśliłem się, że musieli chyba to wcześniej przegadać. Nikt się nie odezwał, w końcu Harry przerwał ciszę.
- Dobra, ja zaczynam. - zawołał i w sekundzie przywarł do warg Tomlinsona. 
Patrzeliśmy na nich z wielkimi oczami. Tylko myśl, że oni chyba  jednak już są pijani, zdołała błysnąć mi w głowie. Po kilku sekundach oderwali się od siebie, a ja zacząłem przypuszczać, że ten pomysł chyba wcale nie jest taki zły, biorąc pod uwagę fakt, że mężczyźni również mi się podobali, a każdy z naszej piątki miał w sobie coś urokliwego. "A zresztą! Raz się żyje." - powiedziałem do siebie w duchu i odwróciłem się do Louisa, który raczył puknąć mnie w ramię, aby uprzedzić jego ruch wobec mnie. Pocałunek trwał chwilę, nie był tak długi jak Larry'ego. I dopiero po nim uświadomiłem sobie, że teraz moja kolej zadowolić kolegę po lewej, czyli... Nialla. Coś we mnie się obudziło. Serce zaczęło bić szybciej, a krew wręcz wrzała we mnie, objawiając się delikatnym bólem w lędźwiach. Czyżbym na samą myśl, o tym co za chwilę będzie miało miejsce, się... podniecił? "Zwykłe zauroczenie - nic więcej." - powtarzałem w myślach. Zdając sobie sprawę, że każdy patrzy na mnie wyczekująco, nachyliłem się do Irlandczyka. Bałem się, że w jego oczach zobaczę przerażenie i wszystko szlak trafi, ale w nich kryło się coś na kształt zadowolenia i ciekawości. Zwilżył wargi koniuszkiem języka, a ja nie mogłem powstrzymać się przed mruknięciem: "Nie prowokuj". Na szczęście chyba nikt nie słyszał. Możliwe, ze Niall, ale do niego chyba też to nie doszło, bo nie odpowiedział nic. Nie czekając ani chwili dłużej, złączyłem nasze usta w pocałunku, który po kilku sekundach stał się naprawdę zmysłowym zbliżeniem. Z rozkoszą urządziłem sobie wędrówkę po wnętrzu jego buzi. I wzajemnie - chłopak, z pozoru wydający się cnotliwym, również nie próżnował. To przyjemne mrowienie nie ustawało przez kilka chwil, aż chłopak oderwał się ode mnie. Jednak zanim to zrobił, przygryzł moją wargę delikatnie. To było tak bardzo pociągające.
- Się gorąco zrobiło. - roześmiał się Louis.
Z trudem patrzałem na całujących się teraz Liama i Nialla. Na szczęście mogłem poczuć się usatysfakcjonowany z faktu, że to zbliżenie trwało dosłownie dwie sekundy. A potem kółeczko się zakończyło na pocałunku Payne'a i Styles'a. 
Na naszych twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Dosyć dziwna sytuacja, trochę zabawna.  Jednak mi się jak najbardziej podobało i w głowie zaczęły mi przelatywać różne sceny i brudne myśli w roli głównej z niebieskookim, farbowanym blondynem. Na przykład taki Niall w stroju seksownego strażaka? "Kurwa, nie pomyślałem o tym!"
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, a zaraz zza nich wyłonił się Simon.
- Jeszcze nie śpicie? 
- Nie, cieszymy się z dzisiejszego sukcesu. - odpowiedział mu radosnym tonem Louis, wyraźnie dającym do zrozumienia, że chłopak jest pijany.
- Nie wnikam, ale nie przesadźcie z tym alkoholem. Tylko Louis jest pełnoletni. - powiedział na odchodne i zamknął drzwi.
Niedługo po tym ja i Horan poszliśmy do naszego pokoju. Ledwo zdążyliśmy przekroczyć próg i zatrzasnąć za sobą drzwi, a już poczułem ciało przylegające do mojego od tyłu i dłonie wsuwane pod koszulkę, które spoczęły na moich brzuchu. 
- Niall? - zapytałem zachrypniętym tonem. Odkaszlnąłem. - Niall, co robisz?
Zachichotał pod nosem i odwrócił mnie do siebie gwałtownie. Lekko się zachwiałem pod wpływem alkoholu. Odległość między nami wynosiła naprawdę niewiele i naprawdę niewiele trzeba było, by ją obrócić w nicość. A on nadal milczał. Chyba ten cwany uśmieszek i błysk w oku miały być odpowiedzią. Byłem już trochę senny, więc minęło kilka sekund, zanim zorientowałem się, że usta chłopaka przed chwilą były na moich, a teraz zjechały na szyję. Robił językiem niewidzialną ścieżkę, biegnącą od samego podbródka aż do obojczyka. "Zaraz! Kiedy on zdjął ze mnie koszulkę?!"
Zachowywał się inaczej, tak nie Niall'owato. Przecież on zawsze był uważany za tego najgrzeczniejszego, najcnotliwszego, najbardziej poukładanego i przede wszystkim, nieśmiałego. A teraz proszę! Bezwstydnie zajmował się każdym, chociażby najmniejszym, fragmentem mojego ciała.  W jednej sekundzie zabrałem się za rozpinanie guziczków jego białej, już pomiętej koszuli. Prędko się jej pozbyłem i przejechałem palcami po jego nagim, ciepłym torsie.
W chwili, kiedy jego dłonie zsunęły ze mnie spodnie, a sam przycisnął się do mnie tak, że czułem jego przyrodzenie na moim, myślałem tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się na łóżku i pozbyć się zarówno jego, jak i moich, ostatnich części garderoby. Pomogłem mu uporać się z jego zamkiem od spodni i za chwilę oboje opadliśmy, nie zaprzestając krótkich i nieco agresywnych pocałunków, na idealnie zaścielone posłanie. 
- Niall, przestań. Jesteś pijany. - powiedziałem, odpychając go od siebie, choć niechętnie.
- Myślisz, że nie będę potrafił się tobą zająć?
- Nie, nie o to chodzi.
- Całkiem nieźle całujesz. - wyszeptał do mojego ucha, ignorując w pełni moją odpowiedź i zaraz znowu wpił się w moje wargi.
A potem już wszystko działo się szybko i chyba nie do końca przemyślanie. Najpierw Irlandczyk zajął się mną. Rytmiczne ruchy dłonią na moim penisie, zastąpił po kilku minutach swoimi ustami. Czułem się tak inaczej niż w kontakcie płciowym z kobietą. Tak jakby jego ssanie, lizanie  dotykanie mojego przyjaciela było jakieś inne. A przecież różniło się tylko w teorii, w praktyce chodziło o to samo. Ale było to przyjemniejsze, o niebo lepsze i bardziej podniecające. Chyba słyszał mnie cały dom, czyli nasi przyjaciele, Simon i inny uczestnicy, jednak puściłem to mimochodem. Jęczałem z każdą sekundą coraz głośniej i częściej, a Niall co chwilę spoglądał na mnie z iskierkami w oczach. Nie zdążyłem go uprzedzić przed końcem, ale on nawet się tym nie przejął. Horan po prostu przełknął białą, ciepłą ciecz z mojego członka bez żadnym sprzeciwów. Podniósł się po chwili do mnie i pocałował delikatnie. A potem przyszła kolej na mnie. Kilka minut czekałem, aż mój oddech wróci do w miarę normalnego. Muskałem swoimi wargami jego klatkę piersiową, w między czasie dłoń wsuwając do jego bokserek. Ścisnąłem przyrodzenie Niall'a i zacząłem nią delikatnie poruszać w górę i w dół. Zniżyłem się do do jego krocza i teraz tuż przed oczami miałem jego kolegę. Długo nie czekałem. Musiałem mu się odwdzięczyć za to, co robił dla mnie. Ucałowałem jego główkę, językiem przejechałem po całej jego długości. 
- Nie drocz się. - wysapał Horan.
- Dlaczego? 
- Malik, kurwa, bo nie! - jęknął. 
Postanowiłem już długo go nie przetrzymywać i objąłem jego męskość ustami. Czułem satysfakcję, kiedy blondyn niemal wił się pode mną i krzyczał moje imię. Jego jęki były jak muzyka dla moich uszu. Mogłem mu sprawić przyjemność i to mnie tak cieszyło.
W końcu on również doznał tego uczucia, a moje policzki zaczęło wypełniać jego nasienie. Smakowało nim. Wiem, jakie to było banalne, ale to tak jakby jakaś cząstka Niall'a teraz była we mnie. Ostatni raz naznaczyłem ustami jego członka i położyłem się obok chłopaka, wtulając w jego bok. Objął mnie ramieniem. I nadzy w swoich ramionach zasnęliśmy, mocno przytuleni do rozpalonych ciał. 
Rano obudziłem się na łóżku sam. Niall stał już przed szafą i najprawdopodobniej szukał czegoś do ubrania. Uśmiechnąłem się mimowolnie, spoglądając na mojego półnagiego przyjaciela. Na samo wspomnienie o minionej nocy, moje policzki rumieniły się. Chłopak odwrócił się w moją stronę i aby założyć skarpetki, usiadł na skraju jego łóżka, na którym ja aktualnie leżałem przykryty do pasa cienką kołdrą. Musiałem być całkowicie nagi, skoro moje bokserki leżały na drugim końcu pokoju. Pociągnąłem go do siebie za nadgarstek i objąłem delikatnie ramieniem, kiedy chłopak opadł obok mnie. 
- Jak tam, mój mały leprechuan'ie? 
- Nie twój. - roześmiał się pod nosem i cmoknął mnie w policzek.
- A ta noc? - zapytałem, chcąc zabrzmieć na wyluzowanego, choć tak naprawdę w środku drżałem, bo spodziewałem się najgorszego.
- Daj spokój, stary! To była zwykła zabawa. Chyba nie wziąłeś tego na poważnie? - powiedział tym swoim melodyjnym głosem, który trochę złagodził ból.
Naprawdę byłem tak naiwny i myślałem, że po jednej nocy on nagle stanie się homoseksualny i od tak się we mnie zakocha, jak ja w nim? 
- Nie no, jasne, że nie. Ja też żartowałem. - szturchnąłem go lekko w ramię i ze sztucznym uśmiechem wstałem z łóżka.
Ubrałem na siebie bokserki i biorąc jakieś dresy z krzesła i pomięty t-shirt leżący w kącie, wszedłem do łazienki. Z poczucia własnej bezsilności zsunąłem się po drzwiach na zimne kafelki. Schowawszy twarz w dłoniach, zacząłem cicho łkać tak, aby chłopak nie był w stanie mnie usłyszeć.
Może to nie było fair, że go okłamałem, lecz nie mogłem mu powiedzieć o nocy z Niall'em. Może bałem się wypowiedzieć słowa o tym, jak było mi dobrze, a następnego ranka on po prostu złamał mi serce? Chyba to było bardziej prawdopodobne, że na niemiłe wspomnienie wypowiedziane na głos zaniosę się płaczem, niż niechęć aby Harry wiedział o mnie i Irlandczyku. 
I od tamtego czasu obiecałem sobie, że nie zaufam facetowi, ale no cóż. Stało się. Tak, Styles mnie omotał. Tamtej nocy zmiękłem, on roztopił moje serce tym jednym, głupim pocałunkiem. Ale kto by pomyślał - Harry gejem? Ten Harry, który tak często zaliczał jedną pannę za drugą, że można by było to nazwać w jego przypadku dyscypliną sportową, jest homoseksualistą. W nocy, kiedy się o tym dowiedziałem, nie mogłem zasnąć, bo to zajęło znaczną część w moim umyśle. To było tak nieprawdopodobne. Ale on mnie pocałował, powiedział o swoim uczuciu do... niego. To mnie tylko przekonywało do tej prawdy. Było mi go szkoda. Naprawdę żal mi się zrobiło chłopaka. W końcu sam się czułem kiedyś podobnie. Jednak w moim przypadku to było na pewno słabsze. Ja byłem chwilowo zafascynowany Horanem, a on i Louis byli przecież tak zżyci i niemal na każdym kroku okazywali sobie, jak się kochają do tego stopnia, że fanki wierzyły w prawdziwość Larry'ego Stylinson'a. I jakby nie patrzeć, z jednej strony to była prawda. Harry kocha Lou, ale ten woli Eleanor. Boże, ten chłopak jest taki durny! Niby najstarszy, a głupi jak paczka gwoździ. Złość wypełnia moją krew, kiedy patrzę jak Harry dzielnie udaje, że zbliżenia Tomlinsona i jego partnerki, nie ranią go. A cierpiał przez nie i to bardzo. A wiedział o tym nie kto inny jak ja. Zaufał mi i powierzył swój największy sekret, choć trochę przymusowo, ale nie skłamał, bo przecież mógł, prawda? Wcale nie miał obowiązku mówić mi tego, a jednak powiedział prawdę o tym, co czuje wobec dwudziestolatka. Przez pierwsze kilkanaście dni znosiłem to normalnie. Wyglądało to tak, że on przychodził o każdej porze dnia i nocy, mówił, co mu leży na sercu, dziękował w formie pocałunku i wychodził lub czasami zostawał dłużej wtulony w mój bok. Uwielbiałem jego dotyk. Był taki zawsze miły i delikatny. A jego uśmiech to widok, który poprawia znacznie humor, kiedy za oknem jest szaro. Po prostu był takim jasnym światełkiem w otchłani ciemnego tunelu. Lubiłem jego towarzystwo od zawsze. Pomimo swojego odwiecznego zboczenia, był naprawdę dobrym towarzyszem do filozoficznych rozmów. I ja chyba również byłem, skoro mówił mi o wszystkim, a najczęściej wspominał imię Louis. Naprawdę czułem się jakoś doceniony w ten sposób. Ale potem to zaczęło jakoś tak ranić i zdawałoby się, że za każdym razem, kiedy mówi to znowu, ponownie a potem jeszcze raz, coś we mnie się psuło. Na początku były to drobne pęknięcia, ledwie widoczne rysy na duszy, ale z czasem, kiedy on wypowiadał to coraz częściej, miałem wrażenie, że wręcz obumieram i tylko kilka powtórzeń, aż w końcu się rozsypię pod wpływem tysiąca krzywych szram na moim duchu.
- Zayn? Zayn, słyszysz mnie?! - wołania Harry'ego wpadły wprost do mojego ucha.
- Harry, ciszej. - upomniałem go. - Słyszę przecież normalnie.
- No chyba nie bardzo, bo próbuję cię przywołać na ziemię od kilku minut. Żałujesz, że nie widziałeś się z Caroline, prawda? - odpowiedział trochę smutnym tonem.
Postanowiłem prędko wyrzucić tą myśl z jego głowy i tylko ucałowałem jego lekko rozchylone wargi. Czułem jak kąciki ust lekko zadrżały podczas pocałunku. Uśmiechał mimowolnie. To było coś niesamowitego. Uwielbiałem to, wręcz napajałem się tym.
- Spędziłem wspaniałą noc z tobą. Nie mam czego żałować. - mruknąłem do jego ucha, lekko przygryzając płatek.
- Jasne. Na pewno wolałbyś spędzić tę noc z nią. - zaśmiał się i wstał z łóżka całkiem nagi.
Stał tyłem do mnie, więc widok miałem naprawdę ciekawy. Styles'owe pośladki z samego ranka - piękne, prawda?
Rozejrzał się po pokoju i zaraz wsuwał już na siebie bokserki. Szkoda. Mi jego nagość naprawdę nie przeszkadzała.
- Hej, Harry - zawołałem, kiedy chłopak chciał czmychnąć do swojego pokoju. Odwrócił się na pięcie i kiwnął głową, dając mi do zrozumienia, że zamienia się w słuch. - Muszę sobie kupić coś do ubrania. Pójdziesz potem ze mną na zakupy?
- Jasne, spoko. Ale najpierw pozwól, że się ogarnę.
- Spokojnie. Tak później, około trzynastej?
Przytaknął i zamknął za sobą drzwi, mnie zostawiając leżącego na łóżku. Całkiem nagiego i samotnego. Zacisnąłem mocno powieki, przypominając sobie jego wczorajsze słowa.  
"Oj, wiesz, o co mi chodzi" - wiedziałem, niestety i to chyba bolało.
- Harry, co ty robiłeś u Zayn'a? - doszedł mnie głos Louis'a zza drzwi. Choć lekko przytłumiony, słyszałem to zdziwienie.
"No powiedz mu. Pochwal się, jak bardzo było ci dobrze. Hazza, no dalej. Mów!", krzyczałem na niego w myślach z nadzieją, że to usłyszę. Jednak nie mogłem się tego po nim spodziewać. Sam przecież zaproponowałem ten związek, jako "Chodź, ja wygadam się tobie, ty mnie, a potem spędzimy kilka godzin na migdaleniu się, bo wiem, że kobieta ci dobrze nie zrobi". Tak miało to wyglądać. I poważnie nie chciałem niczego więcej. Liczyła się na początku tylko pomoc dla niego. Czy to źle, że chciałem dać mu trochę ciepła? Nie. Znaczy się tak, ale nie. Zasługiwał na to, bo przecież Louis mu tego nie mógł dać, ale mogłem przewidzieć jak sprawy się potoczą i że to pójdzie za daleko. Raz to przerabiałem, po co pakowałem się w to znowu? Ach, no tak. Mężczyźni to mężczyźni. Kobiety to kobiety. Nie moja wina, że do swojej płci czułem większy popęd seksualny, ale jak się okazuje - nie tylko seksualny...
- Ja? - zapytał retorycznie, ledwie dosłyszalnym tonem - Ja chcia... chciałem tylko... no... zobaczyć... czy... czy... czy ma moją koszulkę! - wyjąkał w końcu całe zdanie. Denerwował się, nawet ja to słyszałem pomimo ściany. A nadzieja prysnęła niczym kolorowa, piękna bańka mydlana.
- Koszulkę? Dlaczego miałby ją mieć? - Tomlinson był dziś strasznie dociekliwy.
- Zginęła mi po ostatnim praniu koszulka... "Ramones"! Tak, właśnie ta... A on... lubi w czarnym chodzić to... to pomyślałem, że może ją ma.
- Ach, no możliwe. Wyglądasz na zmęczonego. -  Lou nie dawał za wygraną. Boże, czy on musi ciągnąć ten temat?!
- Z wrażeń nie spałem przez pół nocy! - zawołał radośnie Loczek.
- Ja też się cieszę, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Czuję się jak zakochana nastolatka! - powiedział uradowanym tonem, a ja domyślałem się, że Harry tylko zaciska pięście za plecami ze złości.
"Ty chyba też się tak czujesz, co Zayn?" - zapytało moje wewnętrzne Ja.
- Chyba. - mruknąłem półgłosem.
Dłużej już nie rozmawiali, Louis puścił go do siebie, a sam pewnie wrócił do swojej śpiącej królewny.
Mnie się wstawać nie chciało, to siła wyższa zmusiła mnie do tego. A kiedy stanąłem przed szafą całkiem nagi, przeleciała mi myśl, że rzeczywiście mógłbym przeleżeć cały dzień w łóżku, ale pod jednym, głupim warunkiem: Harry musiałby być obok mnie - inaczej to by nie miało sensu.
Ubrany w czystą bielizną, rozejrzałem się po pokoju. Wolnym krokiem przeszedłem się po nim i zebrałem ciuchy walające się wokół. Rzuciłem je na dno szafy. W dłoni został mi tylko biały kawałek materiału. Harry'ego koszulka. Bez zastanowienia wsunąłem ją przez głowę, a do moich nozdrzy doszedł zapach jego perfum. Jeny, jak one pięknie pachniały. Olejek pomarańczowy połączony z lekką nutą lawendy. Racja, Harry zawsze używał świeżych zapachów, że też wcześniej tego nie zauważyłem.
~ ~ ~
Na samą myśl o tym spędzeniu kolejnych kilku godzin z nim w galerii, z dala od chłopców, cieszyłem się jak dziecko. I to mnie nawet zaczęło ciut przerażać. Powinienem zwolnić, trochę zastopować.
- Co się tak szczerzysz? - zaśmiał się Harry, spoglądając na mnie z delikatnie przekrzywioną na lewo głową. Niesforne ciemne loczki opadły na jego czoło, które zaraz odgarnął charakterystycznym dla siebie potrząśnięciem głową, a potem odgarnął je na bok dłonią. 
- Nie nic. Może znajdę koszulkę "Ramones" i nie będę musiał pożyczać od ciebie. - wytknąłem mu język.
- Słyszałeś? - zapytał, spuszczając wzrok. - Wiesz, coś musiałem powiedzieć. Przepraszam. - wyszeptał, aby nikt nie usłyszał go w salonie. A używając "nikt" mam na myśli Louis'a i Eleanor. Czy ta dziewczyna serio musi u nas tyle siedzieć?
- Nic się nie stało, rozumiem. - wymamrotałem i gdy już oboje byliśmy ubrani, aby wyjść na dwór, ująłem jego dłoń odruchowo.
Wyrwał ją po ułamku sekundy z mojej. "Ej, Styles, to zabolało." Dlaczego odskoczył jak oparzony? Bo Tomlinson musiał wyjść na korytarz.
- Daj mi rączkę, Harry. Jeszcze się zgubisz. - powiedziałem i ledwie powstrzymałem się, aby nie zrobić tego z zaciśniętymi zębami.
Spojrzał na mnie, jakby chciał zakomunikować: "Zayn, zwariowałeś?!" A ja miałem największą ochotę odkrzyknąć na głos: "Nie, nie zwariowałem!"
- Gdzieś się wybieracie? - wtrącił swoje trzy grosze dwudziestolatek, krzyżując ręce na piersiach. Poczułem jego złowrogie spojrzenie na sobie. Musiałem się powstrzymać, aby nie wrzasnąć mu prosto w twarz: "Stary, o co ci chodzi? Czyżbyś był zazdrosny? Chodź, zaparzę naszą ulubioną kawę i opowiem ci, jak Harry spędził wspaniale noc ze mną, jak dobrze całuje, jaki cały jest idealny. I mój, a nie twój.", ale zaraz, tego ostatniego nie mógłbym niestety powiedzieć.
- Jedziemy na zakupy. Podpatrzę, co mu się podoba i nie będzie problemu z prezentem. W końcu za półtora tygodnia pierwszy lutego. - odpowiedziałem mu. 
- Ale ja nic nie chcę. - zaprzeczył Loczkowaty. 
- Jasne, że chcesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz. No chodź, idziemy. - uśmiechnąłem się do niego szeroko i popchnąłem w stronę drzwi.
Już je zamykałem, gdy Louis krzyknął, informując nas o wieczornych odwiedzinach Paul'a. Wsiedliśmy do Harry'ego Audi R8 i ruszyliśmy z podjazdu. 
- Zayn?
Spojrzałem na niego pytająco.
- Wiesz po co Paul ma przyjechać?
- Nie mam pojęcia. - odparłem trochę od niechcenia.
- A co jeśli, któryś z chłopaków nas słyszał i zadzwonili z tym do niego? - zapytał lekko drżącym głosem.
- Harry - zacząłem, kładąc dłoń na jego udzie. - nie bój się. Na pewno nikt nas nie słyszał. Każdy był zajęty sobą. 
- A jeśli nie?
- A jeśli nie, to sądzę, że nie obyło by się bez jakiegoś opieprzu na dzień dobry. Wyluzuj. - powiedziałem, a w między czasie przesuwałem rękę ku górze, aż zatrzymała się prawie na jego koledze. Palcem delikatnie go dotknąłem.
- Zayn, dekoncentrujesz mnie. - rzekł poważnym tonem, ale na końcu jęknął, gdy łagodnie zacisnąłem palce na jego kroczu.
- Właśnie o to mi chodziło. - zaśmiałem się pod nosem.
Spojrzałem na zegarek, była równa w pół do drugiej, "Więc do wieczora mamy jeszcze sporo czasu, prawda, Styles?" Cieszyłem się nasze wspólne zakupy, choć był to po części pretekst. Ostatnimi czasy coraz bardziej pragnąłem spędzać z nim niemalże każdą chwilę. Choć starałem się na początku, jak tylko mogłem, teraz już nie było drogi ucieczki. Byłem zmuszony przyznać przed samym sobą, że rozkochał mnie w sobie. Sprawił, że zaczynam wariować i wszystko co robię, robię pod myśl "Co na to powie Harry?", wstaję, bo wiem, że kolejny dzień to kolejna okazja, aby, za pomocą rozmowy lub chociaż najmniejszego zbliżenia, zbudować uśmiech na jego słodkiej buźce. On sam w sobie był rzeczą, dla której od niedawna zachciało mi się żyć każdą chwilą. "Brawo, Zayn, wpadłeś."
___
Przepraszam za błędy, jeśli jakieś były.
Rozdział miał się pojawić wczoraj, ale jednak się nie wyrobiłam, więc przepraszam za to bardzo, ale stwierdziłam, że gdybym go pisała do którejś w nocy, ze względu na moje przysypianie po prostu bym go spieprzyła. Ach, no i przepraszam, że tak gmatwam w Waszych pięknych główkach (i mi nie zaprzeczać! Pamiętajcie - Everything has beauty. But not everyone can see it.), ale stwierdziłam, że tak może będzie ciekawiej i zakończenie będzie mniej prawdopodobne. Za podsunięcie pomysłu dziękuję z całego serduszka Wioli, bo gdyby nie ona, chyba już w tym rozdziale dałabym początek końca (Boshhe, jak to dziwnie brzmi o.O). W poniedziałek wyjeżdżam i nie będzie mnie do środy. Mam nadzieję, że uda mi się z 12 rozdziałem wyrobić do wyjazdu. Pokażcie mi jak bardzo go chcecie, to zrobię wszystko by go dodać. :D Wiem, jestem wymagająca. :C
Kocham Was bardzo. - wiem, powtarzałam to z milion razy, ale to nie moja wina, że jestem tak pokojowo nastawiona dla wszystkiego, co oddycha. :*
+ założyłam bloga na jednoparty, na razie tylko jeden, ale niedługo kolejny będzie. Zapraszam: http://be-like-u.blogspot.com/

piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 10.

- Oni są zaręczeni. - niemalże szepnęła, chcąc być delikatna. A ja czułem jakby wbijała mi nóż w plecy, ale powoli i delikatnie z myślą, że będzie mniej boleć, lecz to tylko zwiększyło cierpienie.
Chwilę wpatrywałem się w nią, chyba nawet nie mrugałem. "Jak długo już to ukrywają?", jedynie to pytanie potrafiłem sobie zadać w tym momencie. Prawdopodobnie Eleanor mówiła o tym poprzedniej nocy w kuchni. Starając się uśmiechnąć, odparłem:
- Ach, to dobrze. Widocznie ją kocha.
Z całych sił próbowałem tłumić w sobie emocje. Chciałem krzyknąć, rozładować to napięcie, jakie we mnie wzrosło, rzucając telefonem, książką, czymkolwiek przed siebie, aby walnęło o podłogę z wielkim hukiem, na dźwięk którego każdy w domu zerwałby się z miejsca. Ale zamiast tego, po prostu udawałem silnego.
- Nie jesteś zły? - zapytała, nie dowierzając moim słowom.
- Nie, dlaczego miałbym?
- No bo go kochasz... Ale na pewno? - zapytała raz jeszcze.
A ja chowając swoje prawdziwie oblicze, znowu musiałem skłamać, co przyszło nadzwyczaj łatwo.
- Tak. To oglądamy ten film?
Już dalej nie rozmawiając o tym, zatraciliśmy się w Notting Hill. Louisa wtuliła się we mnie, a ja bez oporów objąłem ja ramieniem.
Zabolało to. Bardzo. Może wymagałem zbyt dużo po tym jednym dniu spędzonym z nim, ale zawiodłem się. I tego nie mogłem ukrywać przed sobą.W środku wszystko się we mnie gotowało. Duchem byłem teraz małym chłopcem z lizakiem w ręku, stojącym w środku centrum handlowego bez rodziców, jakiegokolwiek opiekuna. Sam jak palec.
Cieszyłem się, że mam przy sobie Louisę. Naprawdę. Gdyby nie ona, nie wiem, co bym teraz z sobą zrobił. Zapewne snułbym się po ulicy, może wykrzyczałbym, co we mnie siedzi albo spędziłbym noc w parku na jednej z ławek. Zasnąłbym. O! I wcześniej kupiłbym litry alkoholu, wtedy już mógłbym przymknąć ze spokojem powieki.
~ ~ ~

Pojebało ich. Jestem tego pewny. Wieczór ten miałem w planach spędzić jak każdy inny, czyli siedząc i oglądając jakiś tani film. Może nawet wziąłbym się za odpisywanie fanom, ale nie! Przecież milej będzie popatrzeć na zakochane gołąbeczki, prawda? Rano tuż po śniadaniu, Louis powiadomił wszystkich, że dziś wieczorem razem z Eleanor zapraszają nas na specjalną kolację.  
"No tak, przecież kiedyś muszą się pochwalić", przemknęło mi przez myśl, kiedy akurat zapinałem czarne rurki. Nie uśmiechało mi się iść tam. Jeszcze nawet nie byłem w pełni ubrany, a już miałem ochotę cisnąć czymś, wściekły z własnej bezsilności.
Od rana chodziłem w tą i we w tą. Kręciłem się po mieszkaniu, nie wiedząc, co począć. Louisa musiała wyjechać wczesnym rankiem do Holmes Chapel. Mógłbym pójść do Zayna, ale on pojechał do Caroline. Obiecał wrócić na wieczór. I tak zrobił. Wcześniej nie pukając, wparował do mojego pokoju jak huragan. 
Nogą przymknął drzwi. 
- Hej, skarbie, wyglądasz dziś super. A ja tak lubię patrzeć na twą dupę. - zaśpiewał pod nosem. 
Na te słowa prędko odwróciłem się w stronę roześmianej twarzy Mulata. Zlustrował mnie całego kilka razy. 
- No co? Coś nie tak?
- Nie, wszystko jak najbardziej tak. - uśmiechnął się kokieteryjnie. 
Wyciągnąłem z szafy zwykły biały t-shirt z głębokim wycięciem. Przecisnąłem go przez głowę i w momencie poczułem usta Zayna na swoich. Wciąż nie otwierając oczu, pozwoliłem mu na pieszczenie mojego podniebienia. Nie chcąc zostać dłużnym, oddałem mu pocałunek.  
- Uśmiechnij się, Styles. - wymruczał, tuląc się do mojego ciała całym sobą.
Jego dłonie powędrowały do moich tylnych kieszeni. Ustami zaczął naznaczać moją szyję. Lizał ją, podgryzał, muskał. Od stóp po samiusieńki czubek głowy przeszedł mnie miły dreszcz. Tym oto sposobem zostałem przygwożdżony do ściany. Nie zaprzestał pieszczot nawet na moment. Aż w końcu oderwał się od mojej skóry z cichym mlaskiem.
- Zayn! - zawołałem i instyktownie położyłem sobie dłoń na szyi.
Natomiast jego mina wyrażała zadowolenie. Uśmiechnął się zawadiacko i językiem obrysował moje usta.
- Zwykła malinka. - szepnął. 
- A jak ktoś to zauważy? - zapytałem trochę oburzony.
- Geniuszu, masz dziewczynę, więc możesz zgonić na nocne zabawy. 
- Ale rano tego nie miałem.
- Szczegóły, kto by się nimi przejmował? - roześmiał się pod nosem, odsunąwszy się ode mnie. - Zbieraj się, za chwilę jedziemy na tą "ważną" kolacyjkę. - zadrwił.
Pocałował mnie po raz ostatni i wyszedł z pokoju, tłumacząc się poprawieniem włosów i włożeniem bardziej schludnych ciuchów. 
Zarzuciłem na ramiona granatową marynarkę. Nim zszedłem na dół, czując się jakbym wybierał się na ścięcie, wziąłem kilka głębokich oddechów. Na korytarzu czekali już wszyscy, prócz Zayna. Liam, widząc mnie schodzącego w jego stronę, zaczął zaganiać do ruszenia swoich czterech liter.
- Spóźnimy się, zobaczycie! - zganił nas Daddy, kiedy ruszyliśmy już z podjazdu, w czwórkę zapakowani do taksówki. W normalnych okolicznościach ja bym prowadził, ale w końcu wykłóciłem swoje. Skoro miałem już tam jechać, to przynajmniej chciałem się czegoś napić. Szczególe, kiedy moje ciśnienie skoczy diametralnie po ogłoszeniu tej, jakże miłej, nowiny. No tak, wspominałem, że Louis jest już dawno z Eleanor? Nie? No to już wszystko jasne.
Liam oczywiście przesadnie reagował. Przyjechaliśmy kilka minut po nich.
- Dobrze, że już jesteście. - przywitała nas Eleanor, do każdego z osobna podchodząc i całując jego policzek.
Miałem ochotę ją odepchnąć, jednak to byłby zbyt podejrzany gest. Restauracja urzekała swoim przytulnym wnętrzem. Wystrój nieco staroświecki, ale naprawdę przypadł mi do gustu. Pomimo ścian z czerwonej cegły, kilka miedzianych żyrandoli i kinkietów rozświetlało to pomieszczenie, nadając mu miłej atmosfery.
Zasiedliśmy do wcześniej zarezerwowanego przez parę stolika i zerknęliśmy w kartę menu. Louis machnął ręką na kelnera, który z życzliwych uśmiechem przyjął nasze zamówienia.
Zanim dotarły do nas dania, podał dwie butelki czerwonego wina, które Tomlinson pospiesznie otworzył i nalał każdemu lampkę. Rozmowę zaczęliśmy bez problemu, od słowa do słowa przechodziliśmy w inne tematy. I to był jedyny plus tego spotkania, bo wnętrzności mi się wywracały na widok przymilającej się dziewczyny do dwudziestolatka. To ja powinienem siedzieć na jej miejscu, to ja powinienem całować go i muskać opuszkami palców jego dłoń i to ja powinienem być jego narzeczoną... znaczy się narzeczonym.
Kelner podał nasze posiłki. Wszyscy byliśmy głodni, więc zabraliśmy się za konsumpcję. Louis spojrzał na mnie podejrzliwie albo raczej na mój talerz.
- Królikiem jesteś? - zapytał sarkastycznie.
- Nie.
- A prócz tej sałatki nic nie chcesz?
- Nie.
- Och, to bon appetit! - uraczył nas swoim pięknym uśmiechem.
W końcu po zjedzonym posiłku, popijanym półwytrawnym winem, nastała ta chwila. Louis zaczął swą przemowę. Chcąc poczuć się jak prawdziwy mówca, puknął delikatnie widelcem w delikatne szkło kieliszka.
- Proszę was o uwagę. - uśmiech nie schodził dziś z jego twarzy nawet na ułamek sekundy, co mi nie przeszkadzało. Gorzej z powodem, on zaś strasznie mnie wpieniał. - Jak się domyślacie po moim zaproszeniu, w końcu użyłem słowa "specjalna" kolacja, coś musi się stać. Wiecie przecież, że ja i Eleanor jesteśmy już ze sobą dosyć długo. Kocham ją i myślę, że z wzajemnością, skoro ma dowód mojej miłości na swoim paluszku. Chciałem, znaczy się chcieliśmy ogłosić wam, że jesteśmy zaręczeni.
Teraz zabolało mnie to o wiele mocniej niż wczorajszego wieczoru. Wypowiedziane z jego ust brzmiało gorzej. Może gdy Louisa mi o tym mówiła, nie do końca moja dusza to przyjęła, teraz jednak miałem już tą stuprocentową świadomość. Zacisnąłem pięści ze złości i w myślach odliczałem do dziesięciu. "Jeden, dwa, trzy..."
Chłopcy zaczęli im wiwatować i składać gratulację. Prędko poderwali się ze swoich miejsc i od razu okrążyli stolik, aby podejść do pary. A ja siedziałem, Zayn również. Wychwyciłem jego spojrzenie, pełne oburzenia i wcale niekrytego zdziwienia. Kiwnął na mnie i delikatnie palcami przejechał po mojej dłoni, jakby w ten sposób chciał zakomunikować "Przykro mi".
Gdy Liam i Niall odeszli od nich, wstałem, choć niechętnie, z krzesła i poszedłem złożyć "najszczersze" gratulacje. Na początek uściskałem Eleanor, a potem objąłem mocno mojego przyjaciela.
- Gratuluję. Zasługujecie na siebie. - uśmiechnąłem się szeroko. A to, że sztucznie można w zupełności pominąć.
Zayn zrobił to samo co ja, a potem kiedy już wszyscy siedzieliśmy na swoich miejscach, wróciliśmy do gawędzenia o czym tylko się dało. Bez wątpienia był to jeden z najgorszych wieczorów mojego życia. Już mogłem to przyznać z ręką na piersi, choć nawet nie dobiegł on końca. Zerknąłem na zegarek w komórce.
21:34.
"To jeszcze z godzinę posiedzimy", mruknąłem w duchu i omiotłem wszystkich spojrzeniem. Co jakiś czas przytakiwałem, coś odpowiedziałem, ale tak naprawdę to guzik mnie obchodziło, o czym akurat trwa rozmowa. Byłem całkiem pochłonięty swoimi myślami, a widok całujących się co chwilę Eleanor i Louisa wcale nie poprawiał na duchu. Ująłem telefon w dłoń i napisałem prędko sms-a do Zayna:
"Rzuciłbym się na nią, ale boję się o swoją koszulkę. Myślisz, że krew zejdzie bez problemu?"
Odebrał wiadomość i spojrzał na mnie, jakby właśnie powstrzymywał śmiech. Odkaszlnął i przy tym zaśmiał się cicho pod nosem.
- Co cię tak rozbawiło, Zayn? - zapytałem, uśmiechając się do niego znacząco.
- Nic. Wygrałem kolejnego mercedesa w tym miesiącu.* - odpowiedział, na co wszyscy się zaśmiali.
Szkoda tylko, że ja i Malik znaliśmy prawdziwy powód.
Długo na odpowiedź nie czekałem. Przejechałem palcem po ekranie, aby odczytać.
"Nie mam pojęcia, ale jak chcesz, pomogę Ci się jej pozbyć."
Zerknąłem na niego. Poruszył znacząco brwiami i zwilżył swoje usta językiem, na końcu lekko przygryzając dolną wargę.
"Tak publicznie?" - odesłałem.
"Sądzę, że mają tu jakąś toaletę." - dostałem z powrotem.
Już chciałem odpisać, kiedy nagle jeden z chłopaków zaproponował, abyśmy wracali. Zważywszy na późną godzinę, nikt nie zaprzeczał. Eleanor i Louis stwierdzili, że zaraz nas dogonią, więc w czwórkę wyszliśmy z restauracji, wcześniej dziękując im za miły wieczór.
~ ~ ~
- Kurwa. - syknąłem pod nosem z dwóch powodów. 
Po pierwsze: właśnie spalałem ostatniego papierosa z mojej OSTATNIEJ paczki. Po drugie: ściany w tym domu są naprawdę za cienkie.
Siedziałem na podłodze oparty o łóżko już z dobrą godzinę, spalając jednego papierosa za drugim. Byłem wściekły, bo sam nie mogłem nic wskórać w tej sytuacji. Przecież nie mogłem mu się przyznać, nie teraz. Zwlekałem za długo i to mnie bolało chyba najbardziej. Właśnie to, że stchórzyłem i bałem się wyjawić prawdę. Ale ponoć kto nie ryzykuje, ten nie zyska, więc może kiedyś zdarza się jeszcze okazja, a wtedy on rzuci wszystko i polecimy do Holandii, a tam spędzimy resztę życia, biegając po polu czerwonych tulipanów?
Zdecydowanie za dużo wypiłem.
Do tego odgłosy dochodzące z Tomlinsonowego pokoju wcale nie podnosiły mnie na duchu. Czułem się jakby moje serce ktoś wyrwał za piersi i cisnął nim o ziemię, a potem zdeptał, potupał i zostawił ledwie bijące po tak bolesnym doznaniu. Co chwilę jakieś jęki, jego krzyki, jej piski. Myślałem, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Moja cierpliwość się skończyła, kiedy do uszu dobiegł mnie głośny okrzyk Eleanor, po którym mogłem stwierdzić, że bawią się wręcz fantastycznie. Nie zastanawiałem się ani chwili dłużej. Schowałem rozsądek do kieszeni i niemalże wbiegłem do pokoju Zayna. Chłopak stał przy szafie, ale jak tylko minąłem próg, spojrzał na mnie. Czułem jego wzrok na sobie. Śledził każdy mój ruch. 
Usiadłem na łóżku, chwilę trwając w milczeniu. 
- Nienawidzę jej. - rzuciłem wściekły, a mój głos rozniósł się po całym pokoju, odbijając się od granatowych ścian.
Zayn w jednej chwili chwycił krzesło i usiadł na nim tuż przede mną. Nasze kolana się stykały, a jego dłonie powędrowały bezwstydnie na moje uda. Czułem jak fala gorącego ciepła zaczyna napływać do mojego podbrzusza. A to był tylko zwykły dotyk. 
- Już jak się pieprzą to mogliby to robić ciszej. - mruknąłem pod nosem. - Nienawidzę jej całą swoją duszą, ciałem, komórką, nawet nasieniem!
- Skoro już mowa o twoim nasieniu... 
Jego zachrypnięty śmiech działał na mnie prawie jak afrodyzjak, nie wspominając już o jego ciepłych palcach i pełnych, seksownych ustach, które nagle poczułem na swoich wargach. Wpił się w nie zachłannie, palce wbijając w moje uda. Z każdą sekundą coraz bardziej czułem jego ciało napierające na moje. W mgnieniu oka chłopak usiadł na moich kolanach i wsunął dłonie pod moją koszulkę, muskając opuszkami palców plecy. Nie zwlekał z pozbyciem się jej, już po chwili wylądowała poza obrębem łóżka.
Nie przeszkadzało mi to ani trochę. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Malik położył dłonie na mojej klatce piersiowej, tym samym popychając mnie na łóżko. Poddałem się jego dotykowi. Traktował mnie jak marionetkę, z którą może robić co chce, ale nie zaprzeczałem. Za bardzo zatraciłem się w jego czułości. Kolejne zbliżenie sprawiało, że chciałem więcej i więcej. Niemal każdą komórką czułem jak bardzo jest napalony, sam zacząłem go coraz bardziej pożądać. Dziwiło mnie, że ja wciąż miałem na sobie jeszcze jeansy, ale on szybko to zmienił. W zęby chwycił guzik od zapięcia i szarpał się z nim chwilę, nim ten nie dał za wygraną i w końcu się rozpiął. Zwinnym ruchem ściągnął dolną część garderoby ze mnie. Zostałem jedynie w białych bokserkach, w których już dawno utworzył się namiocik. I Zayn również to dostrzegł, bo zaczął się ze mną drażnić. Usiadł na wysokości mojego krocza, także teraz nasze przyrodzenia ocierały się o siebie, co podniecało mnie o bardziej nawet od pocałunków, które składał na każdym wolnym milimetrze mojego ciała. Jego palce powędrowały pod moje bokserki, które zaczął powoli zsuwać z moich bioder, a usta chłopaka powędrowały poniżej pępka. Położyłem dłonie na jego nadgarstkach. Malik spojrzał na mnie pytająco.
- Zayn, my nie możemy... - wydukałem cicho.
- Dlaczego? Nie podoba ci się? - zapytał i naznaczył tym razem miejsce tuż nad moim penisem.
- Podoba, ale co z Caroline? Po prostu ją zdradzisz. - odpowiedziałem. Musiałem przemówić mu do rozsądku, bo najzwyczajniej w świecie sam nie potrafił pojąć, że to ją zaboli.
- Ona nie musi o niczym wiedzieć, prawda? A poza tym, zdrada z chłopakiem to nie zdrada. - wymruczał wprost do mojego ucha. Przygryzł delikatnie jego płatek i zsunął całkowicie moje bokserki.
Znów zaczęliśmy się całować. Penetrowałem wnętrza jego policzków, on również brał w tym czynny udział.
W dłoń chwycił mojego przyjaciela. Zaczął poruszać nim z początku wolno w górę i w dół, ale z czasem ruchy chłopaka stawały się coraz szybsze i energiczne. Poczułem jak przyssał się do mojej klatki. Z moich ust wydobywały się już ciche jęki. Nie potrafiłem tego powstrzymywać. Miałem wrażenie, że Malik ma w tym niezłe doświadczenie, a kiedy poczułem, że on przechodzi do kolejnego etapu naszej zabawy, wiedziałem, że żadna wcześniej dziewczyna nie mogła mu dorównać.
Polizał mojego członka po całej długości, a ja wzdrygnąłem się, czując to nie przeciętne uczucie. Był taki delikatny, kiedy wziął moje przyrodzenie do buzi. Poruszał głową równomiernie, ja tylko patrzałem jak ssie go, całuje i przygryza.
- Zayn... nie... przestawaj... - wysapałem pomiędzy jękami.
Nie musiałem nic dodawać. Chłopak idealnie wiedział w jaki sposób sprawić, że czułem się jak w raju. Było mi strasznie gorąco i duszo, jakbym był w febrze. Wiedziałem, że jeszcze kilka ruchów jego ustami i dojdę.
Wystarczył jeden czuły pocałunek złożony na moim przyrodzeniu i nie mogłem już dłużej się powstrzymywać. Zayn nie czekając ani chwili, po prostu przełknął moje nasienie z uśmiechem na ustach. Podniósł się do mnie i pocałował namiętnie, pospiesznie wpychając swój język pomiędzy moje wargi. Czułem na nim jeszcze białą, lepką maź, którą zlizałem bez oporów.
- Było tak źle? - zapytał kokieteryjnie.
- Było rewelacyjnie. - przejechałam ustami po jego szyi. - Dziwne pytanie, ale robiłeś to wcześniej?
- Jasne, że nie. - zaśmiał się pod nosem.
Położył się obok mnie. Głowę oparłem o jego tors.
- Czuję się jak dziwka.  - mruknąłem, kiedy wyrzuty sumienia znowu zaczęły pchać się do mojego umysłu. Nigdy nie mogłem ich ominąć po zbliżeniu z Zaynem. Ale teraz były o wiele większe.
- Po pierwsze: to ja zająłem się tobą...
- Żałujesz? - zapytałem, bo poczułem się dosyć nieswojo po tych słowach.
- Nigdy. Gdybym żałował, nie zacząłbym tego. A po drugie: dziwka to kobieta, a ty, z tego co zauważyłem, jesteś mężczyzną.
- To czuję się jak pierdolona, męska dziwka.
- Od kiedy to dziwka jest obsługiwana?
- Oj, wiesz, o co mi chodzi. - odparłem.
- Niestety... - mruknął wyraźnie niezadowolony.
Czułem się winny wobec... Louisa? Tak. A przecież nas nic nie łączy. Kiedy to w końcu do mnie dojdzie? Do tego dzisiejsza kolacja. To tylko kwestia czasu, aż stracę kontrolę. A wtedy już wszystko potoczy się inaczej, tak łatwiej.
Zmęczenie i natłok niemiłych myśli pomogły mi zasnąć na umięśnionych torsie Zayna. Kiedy odpływałem do krainy jednorożców i zielonych skrzatów, czułem jak on całuje moje czoło, a palce wplata w bujne loki.

*Wygrałem kolejnego mercedesa w tym  miesiącu - oczywiście chodziło mi o reklamy sms, w których wygrywa się kasę, samochody itp, wystarczy coś tam napisać na jakiś tam numer. Tłumaczę jakby ktoś był szczęściarzem i takowych nie dostawał.
___
Nie spodziewałam się, że tak ciężka będzie do napisana ostatnia scena. Trochę się uśmiałam, głównie dlatego, że wyszło to chujowo, ale no nikt mi nigdy loda nie robił, więc nie mam w tym doświadczenia. Zaskoczyliście mnie! Pozytywnie, oczywiście. Nie spodziewałam się, że dobiję do 20 komentarzy, a w efekcie końcowym było ich 27. Za każdy bardzo dziękuję. Naprawdę kocham Was bardzo, tak bardzo, bardzo. Poprawiacie mi humor. ^__^
Jak ktoś się jeszcze nie wpisał, to apeluję raz jeszcze: Spis Czytelników