NOWOŚĆ! Zadawaj pytania postaciom z tego opowiadania na character-ask-yimb.tumblr.com w zakładce "message"!
Dom Skoczka: reason-to-be-suicidal.tumblr.com
Hej, Monsterki! Dużo osób w komentarzach pytało (albo prosiło) o nowe opowiadanie. Zainteresowanych kieruję na giovimonster.tumblr.com, a później do zakładki "TWÓRCZOŚĆ". Zaczęłam pisać nową historię o Larrym oraz takie dodatkowe, w którym pojawi się para hetero (nie zdradzę kto z kim) oraz Niam. Zapraszam! xoxo

niedziela, 29 kwietnia 2012

Rozdział 6.

Gapiłem się w to nadające pudło drugą bitą godzinę. Nawet nie miałem siły, by podnieść swoje cztery litery i zapalić światło. Ponoć oglądanie po ciemku szkodzi wzrokowi. Puściłem tą wiadomość mimo chodem i nadal próbowałem skupić się na jakiejś dennej komedii romantycznej z banalnym zakończeniem. Półtora godzinna historia o facecie, który miał pecha do kobiet. "Summer? Poważnie jej imię to Summer?", spytałem siebie w pierwszym minutach. "A kolejna to co, będzie Autumn?", dodałem chwilę przed koniec.
I naprawdę miałem ochotę sobie uścisnąć dłoń, kiedy w ostatniej scenie główny bohater poznaje cudowną dziewczynę, równie piękną co Summer i o równie niezwykłym imieniu, a mianowicie Autumn.
Próbując jak najszybciej zapomnieć o tej najgorszej w moim życiu obejrzanej komedii romantycznej, pokręciłem jedynie z politowaniem głową. Dochodziła godzina jedenasta w nocy. Niall siedział już dawno u siebie w pokoju, Liam pojechał do Danielle, Louis siedzi u Eleanor, a Zayn od dwóch dni w Bradford.
- Nienawidzę jej! - usłyszałem krzyk, a zaraz równie głośne trzaśnięcie drzwiami frontowymi.
Lou wparował do salonu niemalże w ułamku sekundy. Zaczął nerwowo chodzić po pokoju, w tą i we w tą. Machał rękoma, jak histeryk w zaawansowanym stadium swojej choroby. Już chciałem się zapytać, co się stało, gdy on zaczął monolog:
- Nienawidzę jej! - powtórzył. - Dziwka, pierdolona suka. Gdyby nie ja, nikt by jej nie zauważył. Kim ona tak naprawdę była? Nikim. Modelka od siedmiu boleści. "Louis, to koniec. Ja cie już nie kocham" - powiedział piskliwym tonem, ale zaraz znów wrócił do swojej barwy - Nigdy bym nie pomyślał, że ona może taka być. Wydawała się taka bezbronna, niewinna, słodziutka, milutka. Dawałem jej wszystko, nawet o nic nie musiała prosić. Zabierałam na zakupy, romantyczne kolacyjki, a co mam w zamian?! Nic. Zero. Puściła się z jakimś fotografem. Ponoć to przez to, że po zdjęciach z cała ekipą poszła na imprezę, a on się do niej dobierał. Ale to i tak nie zmienia faktu, że mnie zdradziła. A przecież ja bym jej nigdy... - nie dokończył.
Wykończony tymi wrzaskami, opadł z bezsilności i zmęczenia na sofę. Tuż obok mnie. Oparł łokcie o kolana i w dłoniach schował twarz. A ja milczałem. Nie miałem pojęcia, co teraz powiedzieć, by go nie urazić. Pocieszać go? Mydlić mu oczy? Po co miałbym na nią teraz bluzgać? Teraz zabolałoby go to, choć sam zaczął czuć wstręt do tej przepięknej dziewczyny.
Louis też już milczał. Jego jednostajny i nerwowy oddech był, o dziwo, naprawdę kojący dla mojego ucha. Od dawna nie poczułem się tak, jak przed chwilą. Już zapomniałem, jakie to uczucie, gdy jesteśmy tak blisko i nawzajem mówimy sobie o tym, co nas dręczy. Choć może on on wygłosiłby to komukolwiek, kto byłby pierwszą napotkaną przez niego osobą? Chciałbym znać odpowiedzieć, lecz nawet przypuszczenie, iż to może być prawdą, nie pozwoliło mi zapomnieć o tym, że to właśnie mnie pierwszemu o tym poinformował. A przecież już ile się do siebie nie odzywaliśmy...
Odczułem wrażenie, że minęło przynajmniej kilkanaście minut ciszy. Coś mnie nagle pchnęło. Jasne światełko zaświeciło się gdzieś w oddali ciemnego tunelu. Wewnętrzny Harry mówił, że to najwyższy czas. Sam czułem się niepewnie, lecz spontanicznie wypowiedziałem "Kocham cię".
On podniósł powoli głowę i spojrzał na mnie. Jego twarz nie wyrażała żadnym emocji. Oczy. One były przekrwione od płaczu i to był jedyny element, z którego dało się cokolwiek odczytać.
- Powtórz. - poprosił szeptem. Rozchyliłem wargi i równie prędko je przymknąłem. Nie potrafiłem powiedzieć tego ponownie. - Powiedz to raz jeszcze. - spróbował znów, tym razem głośniej i śmielej.
Przysunął się do mnie i w momencie zrobiło mi się gorąco.
- Kocham cię. - dałem radę wydobyć to z moich ust, choć szło naprawdę ciężko.
Tonąłem w jego oczach, w tych niebieskich tęczówkach z odcieniem delikatnej szarości. Najcudowniejsze oczy w całym wszechświecie. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Chłopak przysunął się jeszcze bliżej, nachylił do mojej szyi i naznaczył ją swoimi ustami.
- Zawsze byłem zazdrosny o twoje wszystkie nocne towarzyszki. - oznajmił, nawet nie spoglądając na mnie.
Językiem przejechał po odznaczającej się linii obojczyka. Był taki delikatnie szorstki, jak język kota.
"A może to przez moją kocią obsesję?" Nawet nie zdążyłem sobie odpowiedzieć, gdyż on nie mi na to nie pozwolił, całując odsłonięte miejsca.
- Pociągasz mnie. - wyznał w końcu, po czym nie czekając na nic, złączył nasze wargi w nieśmiałym pocałunku.
Przymknąłem powieki. Louis pogłębił to zbliżenie, tym samym pomógł mi oswoić się z sytuacją, w jakiej się znaleźliśmy.
Napierał na mnie, co mi naprawdę nie przeszkadzało. Czując jego ciężar na sobie, położyłem się bez długiego namysłu na kanapie. Palce zacisnąłem na pasiastej koszulce dwudziestolatka i przyciągnąłem go jeszcze mocniej do siebie, odwzajemniając pocałunki, które stawały się agresywne, ale zarazem zatracałem się w nich bezgranicznie. Nasze języki były połączone w jedność i ani on, ani tym bardziej ja nie zamierzaliśmy temu zaprzestać. Jedynie co chwilę odrywaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć powietrza i mieć siłę na kolejne czułości. Z sekundy na sekundę moje ciało zalewała większa fala rozkoszy z siłą niczym jedno z najpotężniejszych Tsunami. Próbowałem zignorować swój przyspieszony oddech i przepływający przez ciało gwałtownie strumień pożądania. Próbowałem ogarnąć, co się dokładnie dzieje. To do mnie nie docierało. Coś, co jeszcze kilkanaście minut temu było zakazanym owocem z ogrodu Eden, teraz było tylko i wyłącznie moje. Wgryzałem się w ten owoc powoli, z coraz to większą pasją, kosztując jego niesamowitego smaku. Wiedziałem, że to trująca rzecz, której potem będę żałował z całego serca, ale jakże cudowna. Zapomniałem o złych stronach naszego zbliżenia w momencie, kiedy chłopak urządził sobie wędrówkę pod moim podniebieniu swoim językiem. Louis wsunął dłoń pod mój t-shirt. Zaczął rękoma błądzić po nagim ciele, doprowadzając mnie tym do najbardziej skrytych myśli z nim w roli głównej. To działo się szybko, zdecydowanie za prędko, by mój umysł mógł pojąć to w pełni. Odpływałem za pomocą jego dotyku na mojej skórze. Przygryzłem jego dolną wargę delikatnie. Uniosłem biodra do góry. Lou to wyczuł i przywarł do mnie jeszcze mocniej. Zadrżałem, czując jego krocze ocierające się, wcale nie przypadkowo, o moje. Usłyszałem cichy jęk. Jego? Własny? To nie miało w tej chwili dużego znaczenia. Przestał mnie całować i szybkim ruchem zdjął materiał okrywający moją klatkę piersiową. Lizał mnie i głaskał, dotykał i muskał. Zamruczał do mojego ucha. Raz, potem drugi. Za chwilę znowu poczułem na ciele ten lekko drapiący język. Pieścił moje ciało.

Now I’m in town, break it down, thinking of making a new sound
Playing a different show every night in front of a new crowd
That’s you now, ciao...


Obudziłem się, zlany potem. Gwałtownie zerwałem się z łóżka i wyłączyłem budzik. Na moje nogi niespodziewanie wgramoliła się czarno-biała kotka.
- Melanie, chodź do mnie. - złapałem ją i przycisnąłem delikatnie do swojej klatki piersiowej.
Polizała nagą skórę. Ach, to był tylko sen. Westchnąłem.
- No tak, ty jesteś moim Louisem. - roześmiałem się pod nosem, a Melanie tylko miauknęła, gdy zacząłem ją drapać pod pyszczkiem.
To musiał być sen, jakże inaczej. Miałem ochotę teraz się rozkleić w czyimś objęciu. Nieważne, kogo by to były ramiona, po protu przytuliłbym mocno do siebie i pozwolił na wypłakanie się. Było to tak realistyczne, a jednak nieprawdziwe. Zawsze wymagałem dużo, jednak nie obraziłbym się, gdyby Ed Sheeran obudził mnie swoją piosenką jakieś kilka minut później. W pewnej chwili przypomniała mi się wczorajsza rozmowa z mamą. Powiedziałem jej prawdę. Przełknąłem ślinę z obawy, jak na to zareagowała. Nie zdążyliśmy porozmawiać, bo ja za szybko zasnąłem. Ciekawiło mnie czy poinformowała już o tym Gemmę. Wolałbym mieć pewność, że nie. Kicia ocierała się o mnie, głaszcząc swoją miłą sierścią. Melanie to naprawdę kochana kotka. Nie wiem, w jaki sposób to robiła, ale zawsze potrafiła wyczuć mój zły humor. Wtedy, tak jak dziś, przychodziła na moje kolana i tuliła się, jakby chciała mnie w ten sposób pocieszyć. Za to pokochałem ją. Stąd też wzięła się moja miłość do wszystkich sierściuchów. Większość ludzi nie lubi kotów, wolą psy, a ja uważałem, że to one są bardziej wyczulone na nasze nastroje, choć psy oczywiście też. Co jak co, ale ja nieodwracalnie oddaję się kotom. Chwyciłem telefon w dłoń. Kilka minut po dziewiątej. Odruchowo wybrałem numer Zayna. Odebrał po kilku sygnałach, gdy już powoli traciłem nadzieję.
- Ja śpię. - mruknął do słuchawki zachrypniętym tonem. Zawsze taki miał rano.
- Właśnie słyszę. - sarknąłem. - Miałem dziwny sen.
- Tak, a jaki? - zapytał już normalnie, słysząc mnie lekko zrozpaczonego.
- O mnie i... Louisie.
Milczał. Wiedział, jaki on jest dla mnie ważny, jednak kiedy tylko zaczynałem ten temat, przerywał mi i tłumaczył, że na mnie nie zasługuje. Może chciał w ten sposób dowartościować? Trudno powiedzieć.
- Mów.
Zdziwiłem się nieco, gdy Malik kazał mi powiedzieć o śnie. Ale zrobiłem to. Powiedziałem mu ze szczegółami wszystko po kolei, na końcu uwalniając kilka łez. Wyczuł to i zaczął pocieszać.
- Kiedy wracasz? - zmienił temat po chwili.
- Nie wiem, za kilka dni.
Porozmawiałem z nim jeszcze przez kilka minut. Próbował mnie namówić na wcześniejszy powrót, ale nie miałem zamiaru się go posłuchać w tej kwestii. Jedyne o czym teraz marzyłem, to możliwość odpoczynku w tej spokojnej dzielnicy Holmes Chapel. Choć czy ja wiem czy takiej spokojnej... Wyjrzałem przez okno, skąd dochodziły dziewczęce krzyki. "No pięknie, jakiś nachalny paparazzi wyczaił, że tu jestem".
Na podjeździe stała grupka dziewczyn, było ich tak z piętnaście.Gdy tylko ujrzały mnie z kotem na rękach, od razu zaczęły machać, przesyłać całuski i pokazywać serduszka.
- Dobrze, znajcie moją dobroć. - mruknąłem, zasłaniając okno zwiewną, beżową firanką. - Melanie, ty szczęściaro. Tylko nie wychodź na zewnątrz, przynajmniej na razie. Nie chcę by mi cię ukradły. - cmoknąłem kotkę w czubek pyszczka, po czym puściłem na podłogę, a sam zacząłem się ubierać. Postanowiłem zejść do nich.
~ ~ ~
Myślałem, że mi bębenki pękną od wrzasków i pisków. Zdążyłem zrobić zaledwie krok i, nim się obejrzałem, okrążyła mnie gromada dziewczyn. Przepychały się jedna po drugiej. I znów zaczęło się granie, pokazywanie w sztuczny sposób swoich ząbków i szczerzenie się do fanów. Lubiłem to, wręcz kochałem. Jednak nie wtedy, kiedy musiałem udawać. A dziś to przychodziło jeszcze ciężej niż zazwyczaj, gdy nie miałem nastroju. Rozdawałem autografy, pozowałem do wspólnych zdjęć. Wszystko ładnie, pięknie. Szkoda, że na zewnątrz. W sumie dla nich jest to zapewne jeden z najwspanialszych dni w życiu, więc dla mnie też powinien być. Fani to cząstka mnie, a ja jestem cząstką fanów. Gdyby nie oni, nigdy byśmy nie znaleźli się na szczycie. Kto wie, może wtedy moje życie potoczyłoby się całkiem inaczej? Być może dalej pracowałbym w piekarni i zasłynął na świecie nie jako muzyk, ale jako światowej rangi piekarz? Może ludzie pokochaliby mnie nie za muzykę i głos, ale za świeże bułeczki i apetycznie pachnący chleb? I może wtedy nie poznałbym Louisa i nigdy nie odkrył tego, że nie jestem wcale hetero? Może zaręczyłbym się z Zoe i miał ślicznie kędzierzawe Hazziątka i rude Zoeiątka? Jednak ja wolałem spróbować swoich sił w X-Factorze. I proszę bardzo, stałeś się rozpoznawalnym na świecie chodzącym chłopakiem z burzą loków na głowie.
Wiadomo, każdy by dał się pokroić za spotkanie swojego idola. I musiałem przyznać, że dzisiejsze fanki miały naprawdę wielkie szczęście. Zazwyczaj to prosiły, by się do nich przytulić czy to zdjęcia, czy normalnie, by choć na chwilę poczuć dotyk jednego z nas na sobie. A teraz robiłem to bez problemu. Sam przytulałem je od razu, gdy tylko kolejno podchodziły do mnie. Potrzebowałem bliskości. Z początku wydawało mi się, że ich liczba wzrasta, lecz po około dwudziestu minutach, tłum zaczął maleć. Zanim zdążyłem dobrze zarejestrować całą sytuację, rozmawiałem z dwiema ostatnimi dziewczynami. Chyba były przyjaciółkami, bo znały swoje imiona i jedna do drugiej śmiała się, mówiąc dwuznaczny tekst związany z moją osobą lub jednym z moich czterech przyjaciół. Spojrzałem na brunetkę. Była mniej więcej mojego wzrostu, zapewne kilka centymetrów niższa. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Ich barwa była niczym kolor tęczówek Louisa. Uśmiechała się nieśmiało, a ja stałem jak zahipnotyzowany.
- Mogę cię prosić o buziaka? - zapytała niebieskooka blondynka, pukając się w policzek.
- Co?... Ta, jasne. - wymamrotałem, nie do końca ogarniając, o co chodzi. Przycisnąłem swoje usta do jej delikatnie drżących z zimna warg. Gdy się od niej odsunąłem, spojrzała na mnie mocno zdezorientowana.
- Chodziło mi o policzek, ale... dziękuję. - odparła, nieco się jąkając. Osunęła się o brunetkę, kiedy nagle nogi się pod nią ugięły. Ta na szczęście zdążyła ja złapać.
A jej przyjaciółka patrzała na mnie z niemałym rozbawieniem na twarzy. Uśmiechnąłem się do niej, zakłopotany. 
- Przepraszam. - powiedziałem i przyglądnąłem się otępiałej blondynce. Naprawdę, jej stan zaczął mnie martwić.
- Nic... się... nie stało. - wydukała, po czym kąciki jej ust powoli podniosły się do góry. Z uśmiechem na twarzy było jej o wiele ładniej. 
- Chodź, Florence. Co powie twoja mama, jak mi na miejscu z wrażenia umrzesz? - sarknęła jej przyjaciółka. 
- No dobra, ale zabierasz mnie do Milkshake City, Louisa. Muszę to opisać przy jakimś dobrym szejku. - powiedziała i zaczęła ciągnąć za sobą towarzyszkę.
- Louisa? - spytałem, zatrzymując je tym sposobem.
Dziewczyny odwróciły się, a brunetka pokiwała twierdząco głową. Florence zdawała się być zwariowana i pełna energia, za to Louisa była na pierwszy rzut oka dokładnym jej przeciwieństwem, spokojna i opanowana. Nie dość, że jej oczy mogłyby bez problemu robić za oczy Lou, to do tego jej imię jest damskim jego odpowiednikiem.
- Jak Louis... - oznajmiłem cicho, jednak bardziej te słowa kierowałem do siebie, niż do nich.
- No tak, wszystkie wasze fanki tak twierdzą. - zaśmiała się i spuściła wzrok, zawstydzona, gdy ja ponownie zatraciłem się w jej spojrzeniu.
- Właśnie, jak tam Louis? - wtrąciła blondynka, przyprawiając mnie o skręt żołądka.
- Dobrze. - odpowiedziałem niemal przez zęby. 
Porozmawiałem z nimi jeszcze kilka minut, po czym pożegnałem się. Byłem pewny, że one utkną w mojej pamięci na bardzo długo, szczególnie L., to głównie ona zwróciła moją uwagę na siebie.
Było w niej coś z mojego przyjaciela, prócz imienia i oczu. Choć może z pozoru sam Tomlinson wydaje się dużym dzieckiem, które non stop się śmieje, on w głębi duszy jest naprawdę odpowiedzialną osobą, dojrzałą, godną zaufania, Zupełnie jak ta, przynajmniej z pozoru się wydająca, Louisa.
Odwróciłem się z zamiarem wrócenia do domu. Mój brzuch się odezwał, a żołądek zaczął wołać "Jeść, jeść!". Czas najwyższy na śniadanie! Poza tym, marzłem odziany jedynie w wyciągnięty sweter i szare spodnie od dresu.
- Harry, to ty? - usłyszałem za sobą kobiecy głos, gdy już naciskałem klamkę.
"Kolejna fanka", przeleciało mi przez głowę szybko i równie prędko z niej wyleciało.
- Zoe? - spojrzałem pytającym wzrokiem na rudą dziewczynę o oczach w barwie intensywnej zieleni.
- No tak. - uśmiechnęła się promiennie w moją stronę.
Wyglądało zjawiskowo. Nie widziałem jej co najmniej dwa lata, odkąd wyprowadziłem się do Londynu. Co prawda, odwiedzałem rodzinne miasto, jednak na nią nie natknąłem się ani razu albo po prostu jej nie zauważałem. Zoe chodziła do równoległej klasy i była zawsze nazywana w męskim gronie najładniejszą dziewczyną w szkole. Wszyscy do niej startowali. Ale ona niemalże cały czas zgrywała niedostępną. Ja poznałem ją przypadkowo na dodatkowych zajęciach z fizyki. Musiałem na nie chodzić, bo inaczej nie zdałbym do następnej klasy. Nauczyciel któregoś dnia poprosił ją o pomoc, bo miał strasznie dużo uczniów. A z racji tej, że rudowłosa była najlepsza z fizyki, to mogła robić również za korepetytorkę. Pan przydzielił ją mi. Zaczęła tłumaczyć jedną z tych trudnych teorii, które zawsze ciężko wchodziły mi do głowy, a ja jako, że byłem szczeniakiem, nie mogłem oderwać oczu od jej dekoltu. Dziewczyna po pewnym czasie to zauważyła i gdy kilkakrotnie zwracana uwaga nie pomogła, w końcu postanowiła zdzielić mój lewy policzek. No nie powiem, do dziś wyczuwam jej liścia. W ramach przeprosin zabrałem ją na spacer. Okazało się, że dzielimy te same zainteresowania i łączy nas miłość do muzyki. Na którymś z kolei spotkaniu, powiedziałem jej, że mi się podoba. No i tak zostaliśmy parą. Patrząc z dzisiejszej perspektywy na moją oś czasu, był to najdłuższy związek. Próbowałem sobie przypomnieć dlaczego zerwaliśmy, jednak nic nie przychodziło mi do głowy.
- Co ty na to, by się spotkać i powspominać dawne czasy? - zapytała. Uśmiech z jej ust nie schodził nawet na momencik.
Ona już od lat szkolnych była piękna, jednak dziś już wyglądała jak młoda kobieta. Zlustrowałem ją kilka razy. Miała na sobie czarne rurki, na ramionach zarzucony płaszczyk w kolorze pudrowego różu, do tego na nogach założone brązowe, zgrabne trzewiki. Jej blada skóra i szmaragdowy wzrok idealnie komponowały się z rudymi falami sięgającymi prawie do pasa. Wyglądała uroczo, jak delikatna porcelanowa laleczka.
- Jasne, dlaczego nie? To gdzie i o której? - zapytałem z myśląc, że wcale to nie będzie takie złe. Potrzebowałem rozmowy z kimkolwiek, o czymkolwiek, a mamie teraz bałem spojrzeć się w oczy.
- Może wpadniesz do mnie tak o osiemnastej? - zaproponowała. Z gracją odgarnęła niesforny kosmyk opadający na jej czoła.
Potwierdziłem, że będę i w szybkim tempie schowałem się do mieszkania. Od razu skierowałem się do kuchni, marząc jedynie o kubku gorącego kakao. Mama chyba potrafiła czytać mi w myślach, bo nagle znalazła się tuż obok mnie. Nie potrafiłem się odwrócić, mimo jej próśb. Bałem się własnej matki. Ignorowałem ją chamsko. Sam nie wiem, co w tym momencie we mnie wstąpiło. Przecież ona, jako jedyna była tą osobą w moim życiu, która trwała przy mnie niezmiennie, choćbym nie wiem, co zrobił. A ja nie dość, że ją zawiodłem, bo jestem jakimś odmieńcem, to jeszcze ją ignoruję, kiedy wciąż nieco wstrząśnięta wyciąga rękę.
- Przepraszam. - wyszeptałem, kiedy usiadłem przy stole. Nadal nie miałem odwagi spojrzeć jej w oczy. Zajęła miejsce na przeciwko mnie. Zadrżałem, czując jak ona chowa moja dłonie w swoje. Czyżby wcale nie była zła? Nie, to niemożliwe. Nie tak to sobie wyobrażałem...
- Jesteś moim synem, co ja ci mogę powiedzieć? Że jestem wściekła z tego powodu i masz się zmienić? - zapytała. Jej głos był miły, lekko smutny, ale jednak wcale nie bił negatywną energią. - Nie potrafiłabym ci tego rozkazać. Owszem, nie jestem zadowolona, głównie dlatego, bo kiedy pomyślę, o tym jak musi ci być ciężko... - odetchnęła głęboko, by za chwile kontynuować: -  serce mi się kraja, ale to twój wybór. Ja tu nie mam nic do gadania. Jak każda matka chcę dla swojego dziecka najlepiej, więc nie zakażę ci nagle zmuszenia siebie do bycia hetero.
Spojrzałem na nią. W jej oczach odbijało się coś na kształt troski i zrozumienia. A moje w tym momencie chyba zalśniły nadzieją, ponieważ ona od razu się uśmiechnęła.
- Dziękuję. - wydusiłem z siebie w końcu.
___
Kolejny rozdział, który moim zdaniem nie wyszedł najlepiej. Muszę przyznać, że widząc pochwały w komentarz do 5. rozdziału, normalnie bałam się pisać, myśląc, że ten rozdział zawalę i przestanie Wam się podobać. Jednak mam nadzieję, że nie jest on wcale najgorszy i nie opuścicie mnie. Trochę mało akcji w nim, ale obiecuję, że z rozdziału na rozdział będzie się ona powoli rozkręcać.
Właśnie, jestem pod wielkim wrażeniem z tych trzynastu komentarzy i 6 obserwujących. Strasznie dziękuję również osobie, która podała adres tego bloga na http://czytaj-1d.blogspot.com/ . Nie wiem, kim jesteś, ale bardzo, bardzo Ci dziękuję. Przyznaj się w komentarzu! Mam nadzieję, że tym razem również zobaczę tą samą ilość komentarzy albo może i więcej? Jak uda Wam się dobić chociaż do 20 to będę w siódmym niebie, poważnie. Także bardzo proszę o rozsyłanie linku i każdego kto czyta moje wypociny o napisanie komentarza. Anonimki również mogą. : ) A i jakby ktoś chciałby być informowany to podawajcie Swoje numeru gg albo nicki z twittera. Mój: @GioviMonster
Jeszcze raz dziękuję. I Louis dla Was, bo ten gif jakoś strasznie mi się podoba. :D


PS: Z boku dodam ankietę, bo u jesteśmy mniej więcej w połowie, no może taka 1/3 za nami. Głosujcie tam. : )

środa, 25 kwietnia 2012

Rozdział 5.

Tydzień później.
Siedziałem na podłodze oparty o łóżku z laptopem na nogach. Dawno nie sprawdzałem poczty, twittera, ani innych tego typu rzeczy. Dla umilenia sobie atmosfery włączyłem piosenkę "Like we used to" zespołu A Rocket To The Moon. Gdy się skończyła, nacisnąłem przycisk ponownego odtwarzania po raz setny chyba dzisiejszego wieczoru. Napisałem na twitterze, że cholernie mi się nudzi. Od razu dostałem +50 retweetów. Jakbym napisał, że jestem kobietą, nic by się nie zmieniło. Trudno było ogarnąć te wszystkie wiadomości, które dostałem. W szybkim tempie obejrzałem tweety od fanów z całego świata. Odpisałem kilku dziewczynom. Jedna się zapytała, dlaczego nie posiedzę z Louisem i oznajmiła, że dawno nie widziała Larryego, na końcu dodając uśmiechniętą buźkę. A moja buźka wcale po przeczytaniu tego nie była uśmiechnięta. Dla nich to był Bromance, zwykła zażyłość braterska. To wszystko. Dla Louisa też. Szkoda, że ja zawsze musiałem odstawać.
"Lubiłeś być wyjątkowy.", powiedziałem w głowie.
- Ale nie aż tak. - dodałem na głos.
Zostałem w domu sam z Niallem. Chłopak po dosyć obfitej kolacji powiedział, że idzie się zdrzemnąć do siebie. A ja chwilę pooglądałem telewizję, później udałem się na górę do pokoju i tak oto tu teraz siedzę.
Liam i Louis postanowili odwiedzić swoje dziewczyny. Nie wiem czy razem się gdzieś wybrali, czy osobno. Wytrzymałem bez wiedzy na ten temat, bo w prawdzie mówiąc, nie szczególnie mnie to interesowało. No może On, ale i tak nie wypytywałem. A Zayn jak to Zayn, spędza piątkowy wieczór w klubie. Chciał mnie zabrać ze sobą, przekonywał naprawdę dobrze, tak że prawie uległem tym słowom wypowiedzianym szeptem i dotykowi ciepłych warg na mojej szyi. Jednak w końcu przekonałem go, iż nie chcę dziś nigdzie wychodzić. Na co on odpowiedział zwykłym "To do zobaczenia", po czym pocałowałem go przelotnie.
Ja i Zayn. Tego nie można było nazwać jako takim związkiem. On po prostu mnie rozumiał, wspierał w każdej chwili. A te pocałunki, obejmowanie się to był tylko taki dodatek, który podobał się i mi, i jemu. Każdy potrzebuje czasami czułości i dotyku. To normalna sprawa. A w tej sytuacji jedynie on był w stanie mi to podarować.
Spojrzałem na godzinę w prawym, dolnym rogu komputera. Otworzyłem oczy szeroko w zdumieniu. Dochodziła już jedenasta. Te trzy godziny szybko minęły. W brzuchu mi zaburczało, więc z zamiarem zejścia do kuchni po jakiś jogurt, wyszedłem z pokoju. Powolnym krokiem zszedłem na parter. Widok, który tam zastałem naprawdę mnie nieco zdziwił. Zayn całował się ze szczupłą blondynką na środku korytarza. Ledwo weszli do mieszkania, bo stali dosłownie z metr od drzwi wejściowych. Dziewczyna o długich nogach na stopach miała czarne, klasyczne platformy, a pociągłe ciało okrywała skąpa, obcisła sukienka typu małej czarnej. Chyba wyczuli moją obecność, bo nagle zaprzestali dzielić się śliną. Zayn spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem. Wypił trochę, ale pijany nie był. Dziewczyna zaś była tak wesoła, że chyba już myślała mniej trzeźwo.
- To jest Caroline. - przedstawił mi ją, kiedy podszedłem bliżej ich. - A to Harry, co raczej wiesz. - wskazał ręką na mnie.
- No raczej. - zaśmiała się cicho pod nosem.
- My idziemy na górę. Przyjdziesz później do nas? - zapytał się mnie Malik, znacząco poruszając brwiami.
- Nie dzisiaj. Chcę się wyspać, jutro jadę do Holmes Chapel. - wytknąłem mu język.
- Ale na pewno? - posłał mi tajemniczy uśmiech.
- Na pewno. - przysunąłem się do niego i nie zwracając uwagi na stojącą obok roześmianą blondynkę, musnąłem jego wargi swoimi, na co on odpowiedział jeszcze bardziej namiętnym pocałunkiem.
Gdy odsunąłem się od chłopaka, zobaczyłem, że policzki Caroline nabrały czerwonej barwy,a na jej ustach pojawił się nieśmiały uśmiech. Zayn i ja tylko zaśmialiśmy się do siebie pod nosem. Ona na pewno nie spodziewała się nigdy takiej sceny ze mną i Malikiem w rolach głównych. A jednak takie rzeczy się zdarzają, Panno Caroline.
Rozeszliśmy się. Zayn poszedł na górę, trzymając pod rękę nowo poznaną koleżankę, a ja zaadaptowałem się w kuchni i z rozbawieniem malującym się na twarzy wyciągnąłem waniliowy serek homogenizowany. Homo. Aż przez ten zbieg okoliczności zachciało mi się śmiać jeszcze bardziej.
- Ciekawie co oni mają zamiar robić? - powiedziałem do siebie.
~ ~ ~
- Wyłącz się... - mruknąłem i w tym samym czasie zakryłem głowę poduszką, słysząc natarczywe dzwonienie budzika. Na oślep dotykałem gładkiej powierzchni szafki nocnej z zamiarem wyłączenia tego ustrojstwa. Ale nie mogłem wyczuć telefonu pod opuszkami palców. Wsłuchałem się w denerwujący dzwonek. Dźwięk dochodził jakby nade mną. - No kurwa wyłącz się. - prawie wrzasnąłem, a puchowego jaśka jeszcze mocniej przycisnąłem do swojej głowy. - Zayn, wiem, że to ty. - rzuciłem. W odpowiedzi usłyszałem tylko cichy, zachrypnięty śmiech.
Nie miałem zamiaru podnosić się albo chociaż odwrócić twarzą do przyjaciela. To nie było wcale zależne ode mnie. To łóżko mnie nie chciało puścić. Proste. Przyciąga mnie swoją magiczną siłą. Chłopak położył się za mną i zabrał moją poduszkę. Jego dłoń opadła na moje odsłonięte lewę ramię i zaczęła delikatnie muskać skórę. Ucałował mój policzek, dając mi wyczuć na twarzy jego trzydniowy zarost. 
- Drapiesz. - oznajmiłem, nawet nie otworzywszy oczu. Musiałem brzmieć naprawdę komicznie. Zwykle to kobiety mówią takie rzeczy do swoich mężczyzn.
- Wiesz, że już dziesiąta? - szepnął, dotykając wargami płatka ucha, na końcu lekko je przygryzając.
W tym momencie stałem się ożywiony i gotowy do życia jak nigdy dotąd. Miałem wyjechać o ósmej, a teraz będę miał dosyć spore opóźnienie. No trudno. Wybiegłem z łóżka jak oparzony i od razu wskoczyłem do łazienki. Zapomniałem o Zaynie leżącym na moim łóżku. W ekspresowym tempie odbyłem poranną toaletę. Gdy już mycie ząbków i zimny prysznic miałem za sobą, wbiegłem do pokoju i zacząłem wkładać na siebie, to co Malik podał mi z uśmiechem na ustach. Jego wyczucie stylu, nie powiem, było chyba najlepsze z całej naszej piątki. Po chwili miałem na sobie szare jeansy i granatowy sweter z wycięciem w serek.
- Jak tam z Caroline? Ile razy? - zapytałem go z cwaniackim uśmiechem, od razu przechodząc do sedna.
- Ani razu. - odpowiedział, ale bez żalu. 
- Jak to? - zapytałem, nie ukrywszy nawet zdziwienia. Wszyscy dobrze wiemy, jak kończą się spotkania sam na sam w zamkniętym pokoju po imprezie.
- Normalnie. Nie jest gotowa. Rozumiem. Może nawet i lepiej? Przynajmniej się szanuje. - odpowiedział zamyślony.
- Może. - wzruszyłem ramionami. - No nic. Będę się zbierał.
Zacisnąłem dłoń na rączce od małej walizki. Idealna na pomieszczenie kilkudniowej garderoby.
- Bez śniadania?
- Przeżyję. - rzuciłem roześmiany. - Caroline nie wypytywała, dlaczego my się pocałowaliśmy?
- Wypytywała. - uśmiechnął się szeroko, na co ja odpowiedziałam pytającym spojrzeniem - I powiedziałem jej, że to tylko przewidzenia.
- I uwierzyła w to?
- O dziwo, tak. Wiesz, była pijana, więc wszystko łatwo weszło.
- No chyba jednak nie bardzo weszło. - wytknąłem mu język, a Zayn od razu wstał z łóżka i podszedł do mnie.
- Zboczeniec. -  wyszeptał do mojego ucha.
- Świętoszek. - sarknąłem, odsuwając się. - A teraz, wybacz, panie Malik, ale muszę lecieć.
- A wracasz kiedy?
- Nie wiem. Za dzień, dwa. Może za tydzień. Na razie nic nam się nie szykuje. Nie zagaduj mnie. Do zobaczenia. - przycisnąłem usta do jego warg - Ogól się. - poradziłem.
Zayn powtórzył nasz pocałunek,  łapiąc mnie za podbródek i stanowczo przybliżając się do mnie. Pozwoliłem mu na dłuższe zbliżenie, rozchylając wargi, kiedy on prosił wręcz o to.
- Wracasz za mniej niż tydzień. - stwierdził, wcześniej odsunąwszy się ode mnie.
W odpowiedzi tylko pokręciłem głową i jak najszybciej wyszedłem z mieszkania z obawy, że on znowu mnie zatrzyma. Swoją drogą,  byłem ciekaw czy chociaż któryś z domowników zauważy, że wyjechałem do Holmes Chapel.
~ ~ ~
Zanim wysiadłem z samochodu, chyba z tysiąc razy analizowałem, jak powiedzieć mamie o ostatnich kilku miesiącach. Owszem, wiedziała o wszystkim na bieżąco. Mam w zwyczaju dzwonić do niej co kilka dni, jednak nie miałem odwagi pochwalić się, jak Louis na mnie wpływa. O mnie i Zaynie również nic nie wspomniałem.
Przyglądałem się jak białe śnieżynki spadają powoli z nieba, niczym miliony małych tancerek kołyszących się w takt nieregularnych podmuchów wiatru. Są takie lekkie, wolne, całkiem niezależne. "Chciałbym być śnieżynką", roześmiałem się pod nosem na tą myśl. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wysunąłem nogę poza obręb samochodu. Nic się tu nie zmieniło. Dom jak stał, tak stoi. Nie czekałem długo, aż drzwi się otworzą. Już po chwili przed sobą ujrzałem swoją starszą siostrę, Gemmę. Nie ukrywam. Zaskoczyło mnie to.
- Co tu robisz? - spytała. Nie tylko ja byłem zdziwiony.
- Hej, ciebie też miło widzieć. - sarknąłem, wchodząc do środka z niewielką walizką.
- Przepraszam. - zmieszała się. - Po prostu jestem zaskoczona twoją wizytą. - przytuliła mnie w ramach rekompensaty.
Rozejrzałem się po mieszkaniu. Nikogo prócz Gemmy nie było. Towarzyszył jej jedynie telewizor.
- Ja też bym nie pomyślał, że ciebie tu zastanę. Gdzie mama?
- U pani Morris. Głodny jesteś? Mogę ci odgrzać obiad.
Dziewczyna przyglądała się mi, jak ściągałem buty i kurtkę. Gdy już się rozebrałem, weszliśmy oboje do kuchni.
- Nie, dzięki. Ale za mocne espresso bym się nie obraził.  - uśmiechnąłem się do niej.
- Przecież ty nie lubisz kawy. - powiedziała podejrzliwie, ale mimo to, nalała wody do czajnika.
- Ale zmęczony jestem.
Bez kolejnych pytań postawiła czajnik na palniku i ustawiło odpowiednio pokrętło, po czym usiadła na krześle. Zaczęła się wypytywać z jakiej okazji przyjechałem.
- Dawno nie widziałem mamy. Chyba mogę jeszcze od czasu do czasu tu przyjechać, prawda?
- Nie no. jasne, że tak. - posłała mi szczerzy uśmiech. Na co ja odpowiedziałem tym samym.
Kiedyś się wręcz nienawidziliśmy. Teraz na szczęście oboje dorośliśmy i możemy na sobie polegać. Zawsze byłem zadowolony z tego, że mam siostrę. Wiadomo, zawsze doradzała. A szczególnie kiedy chodziło o dziewczynę, która mi się podoba. Zwracałem się do niej z pytaniem w jaki sposób mogę jej zaimponować. Pomagała zawsze i praktycznie za każdym razem wychodziłem na zwycięskiej pozycji. Jednak teraz już mi nie pomoże w kwestiach miłosnych.
Rozmawialiśmy przy kawie ponad godzinę. Gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i głos mamy dochodzący z korytarza, przełknąłem tylko ślinę. Wiedziałem, że ta rozmowa będzie dla mnie ciężka, jak żadna inna. Bo w końcu żadna matka chyba nie będzie zadowolona, że jej syn woli chłopów. Poza tym, nigdy nie przepadała za takimi osobami, jak cała moja rodzina. Prędzej czy później musi dojść do tej rozmowy.
- Harry! - zawołała, tym samym wyrywając mnie z rozmyślań.
Spoglądnąłem na nią. Jej usta ułożyły się w miły, przesycony czułością uśmiech. Odsunąłem się od stołu i wstałem, by się przytulić do mojej mamy. Stęskniłem się za nią. Brakowało mi perfum, których nigdy nazwy nie potrafiłem zapamiętać. Mimo to, rozpoznałbym je wszędzie. Wtuliłem się mocno, kiedy ona objęła mnie, jak małe dziecko. Do moich nozdrzy dostał się ten zapach, co pomogło mi choć na chwilę oderwać się od myśli przesiąkniętych obawami. Zawsze w jej ramionach czułem się jak mały, bezbronny chłopiec. Może każdy tak się czuł w objęciach swojej rodzicielki? Nie mam pojęcia. W każdym bądź razie, ja zdecydowanie tak.
Mama roześmiała się pod nosem, gdy ja wciąż stałem przytulony do niej całym ciałem.
- Aż tak się stęskniłeś? - ucałowała mój policzek.
~ ~ ~
Leżałem na łóżku, podrzucając w rękach kolorową, kauczukową piłeczkę. Spędziłem tak już chyba z dwie godziny. Non stop myślałem tylko o jednym. W głowie próbowałem ułożyć dialog między mną a mamą. Ale to na nic się zdało, zawsze myślami uciekałem gdzieś indziej. Do czasów spędzonych z Louisem albo ostatniego tygodnia z Zaynem. Sumienie powtarzało mi przy każdym naszym zbliżeniu, że robię źle, lecz Malik potrafił mnie omotać do tego stopnia, że ten wewnętrzny głos kompletnie zanikał. Wracał, dopiero gdy ponownie byłem sam. Darł się na mnie. Wręcz wrzeszczał. A ja tylko zaciskałem zęby, czując napływające do oczu łzy. Mimo korzyści jakie z tego czerpałem, zawsze wyrzuty sumienia się pojawiały. Jak nie od razu, to później.
Moje drzwi niespodziewanie się lekko otworzyły. Zza nich wychyliła się mama. 
- Nie śpisz jeszcze? - zapytała ciepłym tonem.
- Zamyśliłem się.
- Aaa. Dobrze, to ja ci nie przeszkadzam. Dobranoc. - powiedziała i już chciała się wycofać na korytarz.
Przełknąłem ślinę. "Czas najwyższy, Harry"
- Czekaj. - zawołałem, gdy drzwi z powrotem się zamykały.
- Tak?
- Chodź. - zaproponowałem, siadając na łóżku. Mama zajęła miejsce tuż obok mnie. 
Milczałem przez kilka minut. W końcu zapytała, o co chodzi. Brzuch rozbolał mnie jeszcze bardziej, w głowie zaczęło mi się kręcić i momentalnie mnie zemdliło. Czułem wstręt do samego siebie.
- Ja... Ale proszę, nie denerwuj się. Ja wcale tego nie chciałem... To samo tak przyszło...
- Zakochałeś się. Wiem, słyszałam w radiu. - uśmiechnęła się czule w moją stronę, gładząc dłonią mój policzek.
- Owszem, ale to nie takie proste... Wcale nie chodzi o to, że nie chcę jej zniszczyć życia mediami... Ja po prostu...
- Już jej nie kochasz? Zdarza się. Widocznie to było zwykłe zauroczenie.
- Kocham i to bardzo. 
- To o co chodzi?
Spojrzałem na nią. "Raz kozie śmierć", mruknąłem w duchu.
- To nie "ona". Kocham Louisa. - wyszeptałam.
Emocje uwolniły się ze mnie wraz z sekundą, w której powiedziałem to na głos. Tysiące razy wyobrażałem sobie, jak ona zareaguje. Krzykiem, zdziwieniem, trzaśnięciem drzwiami. A mama po prostu, widząc moje łzy spływające po policzkach, przyciągnęła mnie do siebie i objęła delikatnie. Położyłem się na jej kolanach. Dałem ponieść się emocjom i na dobre rozryczałem się na jej nogach. 
- Nie płacz, proszę. - wyszeptała wprost do mojego ucha, próbując otrzeć moje łzy, co i tak zdało się na nic.
Podkuliłem nogi i w matczynym uścisku przymknąłem powieki. Zasnąłem.
___
Ja nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Jakiś taki bezpłciowy wyszedł. Obiecuję w następnym poprawę. Cieszę się, że w końcu skończyłam ten rozdział, bo mam już plan na 6. Jestem bardzo zadowolona z 7 komentarzu. Dla niektórych to nic, ale dla mnie bardzo dużo, bo już szczerze traciłam nadzieję, że komukolwiek się to podoba. Jeśli czytasz, to skomentuj, proszę. Chcę wiedzieć, ile Was jest.
Do @wowlovely69 :
Strasznie Cię przepraszam, że jeszcze nie przeczytałam Twojego bloga. Nie mam teraz zbytnio czasu, ale obiecuję, że w wolnej chwili zepnę pośladki i wezmę się za czytanie. Naprawdę bardzo przepraszam.
Zapraszam jeszcze na mojego drugiego bloga: http://everything-about-u.blogspot.com/ (pojawił się już 8. rozdział)

środa, 11 kwietnia 2012

Rozdział 4.

Mijały kolejne minuty ciszy, a on wciąż nic nie mówił. Patrzeliśmy sobie w oczy, odkąd tu przyszedł. Trudno było rozgryźć, o co mu chodzi. Zayn należał do tego grona osób, które potrafią się idealnie maskować. O swoich uczuciach mówił rzadko, naprawdę sporadycznie mówił, co go gryzie w danym momencie. Jedynie Liam go zawsze przycisnął i jemu powiedział wszystko. Miał on podejście do wszystkich, to trzeba było przyznać. Zawsze martwił się o nas. Nawet bardziej niż nasze rodziny. Nas... Nie, nie martwił się JUŻ o nas, teraz już tylko o pozostałych członków zespołu. Ja obchodziłem go tyle co zeszłoroczny śnieg. Pasowało mi to. Nie musiałem mu się ze wszystkiego tłumaczyć i mogłem zatrzymać dla siebie, co mnie boli. Jednak nie ukrywałem przed sobą, że tęskniłem za tym. Chyba każdy lubi, jak ktoś się o niego pomartwi. To ciągłe wypytywanie "Co się dzieje?", w odpowiedzi "Nic, naprawdę", a później "Ale powiedz, co cię dręczy". I tak długo tego wysłuchujesz, dopóki sam doznasz satysfakcji z tego, że ktoś wypytuje o twoje problemy i mówisz mu, jak to jest źle.
Zayn zaczął błądzić wzrokiem po moim pokoju. Oglądał się po szarych ścianach. Były puste. Zapewne pamiętał, że kiedy tu ostatnio był, ten pokój wyglądał inaczej. Wisiały tu zdjęcia, plakaty, kartki zapisane jakimiś złotymi myślami albo nawet skrawek papieru z kilkoma nakreślonymi zdaniami, czego mam nie zapomnieć ze sklepu. Jednym słowem znajdowało się tu wszystko, co było płaskie i możliwe do zamieszczenia na ścianie. Nie wiem, dlaczego to robiłem. Może dlatego, że wierzyłem, iż jeśli spojrzę na te zdjęcia, plakaty, kartki to wspomnienia wrócą? I rzeczywiście tak było. Przypominałem sobie wtedy nawet słowa, które wypowiadałem ja lub ktoś inny i myśli, które zajmowały mój umysł.
Gdy skończył zwiedzać wzrokiem pokój, znów wychwyciłem jego spojrzenie. Usilnie patrzył mi w oczy. Poczułem się nieco skrępowany. W tej chwili jedynym czego pragnąłem to było to, żeby on powiedział coś. Cokolwiek, co dałoby mi jakieś nakierowanie. A tak siedziałem, zastanawiając się, co zrobić.
Usiadłam na łóżku normalnie, stopy stawiając na drewnianych panelach i stykając się prawię ramie w ramię z chłopakiem. Podniosłem na niego wzrok, ponownie gapiłem się w te brązowe tęczówki. Uznałem, że on czeka na mój ruch i domyślałem się, że liczy na to słowo wypowiedziane przeze mnie. Odetchnąłem powoli.
- Ten pocałunek... Ja prze... - nie zdążyłem przeprosić, ponieważ w tym momencie poczułem jego wargi na swoich ustach.
Byłem tak tym zaskoczony, że nagle wszystkie myśli z mojej głowy wywiało. Wyglądały one jak scena z jakiegoś starego westernu, gdzie widać tylko jak uschnięta róża jerychońska unosi się kilka centymetrów nad ziemią.
Nie odepchnąłem go, chociaż po sekundzie już chciałem to zrobić. Na szczęście lub na nieszczęście, szybko wyrzuciłem tą myśl ze swojego umysłu. Zayn ujął mnie za podbródek, w tym samym czasie wsuwając język pomiędzy moje wargi. Przyjemnemu mrowieniu ustąpiło dziwne uczucie skrępowania. Siedzieliśmy tak przyssani do siebie jeszcze chwilę, po czym chłopak odsunął się powoli ode mnie.
Spojrzałem na niego zdziwiony, ale czułem, że, mimo woli, kąciki moich ust podskoczyły do góry delikatnie, ukazując na mojej twarzy uśmiech. Chyba też moje policzki przybrały odcień jasnej czerwieni, bo on spojrzał na mnie z błyskiem w oku, co zawstydziło mnie jeszcze bardziej.
- Czemu to zrobiłeś? - spytałem, wypowiadając te słowa niesłychanie szybko.
Odwróciłem od niego wzrok. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Czy drwił z tego, że wolę chłopców czy po prostu... Sam nie mam pojęcia... Czy może on też...? "Nie, wyrzuć to z głowy! Nie, on na pewno nie", nakrzyczał na mnie mój wewnętrzny Harry.
- Przecież ci się podobało. - powiedział, a kiedy po ułamku sekundy znów zwróciłem się twarzą ku niemu, oblizał usta i przygryzł dolną wargę, co miał w zwyczaju.
Było to jedno z jego dziwnych uzależnień, nie mówię o oblizywaniu, bo to było wiadome, że po tym pocałunku, ale chodzi mi przygryzanie wargi. To robił non stop, co... tak, to zdecydowanie działało nawet na mnie.
- Wiedziałem, że tak będzie. No po prostu wiedziałem. - wstałem i zacząłem nerwowo przechadzać się po pokoju, machając rękoma jak opętany.
- O co ci chodzi? - spytał i poruszył brwiami, zadowolony z siebie.
- Jak to o co?! - krzyknąłem na niego wściekły. - Nabijasz się ze mnie. Myślisz, że jesteś taki w chuj zabawny, jeśli tak się mną zabawiasz i drwisz sobie ewidentnie z tego, że jestem gejem?!
Wstał i przyglądał się mi, jak chodzę z jednego kąta w drugi.
- A kto ci powiedział, że ja się nabijam? - zapytał i nagle znalazł się tuż przede mną.
- Ty! Wiedziałem, że wam niczego nie można mówić, a w szczególności tego, że wolę swoją płeć. I co, powiedziałeś już im? Czy czekasz na jakąś imprezę, by ogłosić tu w większym gronie i ponabijać się ze znajomymi? No będzie ubaw stu... - w tym momencie znowu zamknął moje usta pocałunkiem. Jednak tym razem był on krótszy. Gdy w końcu dotarło do mnie, że przecież jestem na niego wściekły, odepchnąłem Zayna od siebie po kilku sekundach.
- Harry, za dużo gadasz. - powiedział, po czym szeroko się uśmiechnął, kręcąc z politowaniem głową.
Poczułem się dziwnie, kiedy on ujął mnie za szyję. Zerknąłem przelotnię na tą dłoń. - Ja wcale się tobą nie bawię ani się nie nabijam. I nie mówiłem chłopakom nic, również nie czekam by powiedzieć to komukolwiek.
- Serio? To powiedz mi, do cholery, dlaczego to zrobiłeś?! - wydarłem się chyba jeszcze głośniej niż przedtem.
- Ciekawiło mnie jak to jest z chłopakiem. No wiesz, niby chodzi o to samo, ale jednak i tak miałem ochotę spróbować.
- A ja mam na czole "królik doświadczalny"? Może mi jeszcze ogon przyczep do tyłka i daj różowe uszy. - warknąłem.
- Nie o to chodzi. - ciągnął dalej swoje - No wiesz, znamy się od dawna i moglibyśmy razem spróbować, oczywiście żaden z chłopaków by się niczego nie dowiedział. Przynajmniej na razie.
- A ja mam się na to zgodzić, ponieważ...?
- Ponieważ domyślam się, że kontakty z kobietami ci nie satysfakcjonują, a dobrze wiemy, że każdy tego potrzebuje od czasu do czasu.
- Ale ty też jesteś homo? - spytałem, nie dowierzając propozycji, jaką przed chwilą Malik mi zaproponował.
- No powiedzmy. Kobietami też nie gardzę, ale sam przyznaj, że w nas jest coś równie urokliwego, nieprawdaż? - obnażył zęby w zalotnym uśmiechu, a następnie popchnął mnie w stronę lustra umieszczonego w drzwiach szafy. W odpowiedzi tylko zaśmiałem się cicho pod nosem, szczęśliwy, że ktoś mnie rozumie.
- Bi? - spojrzałem na niego w odbiciu lustrzanym.
- Dokładnie.
Odwróciłem się do Zayna. Tym razem spojrzałem mu w oczu śmielej. Wiedziałem już, że nie muszę się go obawiać. I teraz poczułem się naprawdę lepiej. Jakby on roztopił moje serce, wsadził ten kawałek lodu do mikrofalówki i w tempie ekspresowym rozmroził.
- Styles, tylko nie płacz. - dał mi kuksańca w bok. Uśmiech z jego twarzy nie schodził, był promienny, wręcz kojący dla oka, a ja nawet się nie zorientowałem, kiedy do oczu napłynęły mi łzy.
Zawsze wiedziałem, że mogę na nim polegać, ale to co powiedział przed chwilą, było jeszcze większym potwierdzeniem dochowania przez niego tajemnicy. Rozumiał mnie. Naprawdę.
- No wiem, fajny jestem. - roześmiał się w momencie, kiedy przylgnąłem do jego ciała i wsunąłem dłonie w tylne kieszenie jego spodni w kolorze nadmorskiego piasku. Podbródek oparłem na jego ramieniu.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. - mruknąłem wprost do jego ucha.
Nie ruszyliśmy się z miejsca przez kilka minut. Pozwoliłem sobie rozmarzyć się w objęciu Zayna. Pomyślałem wtedy, ile dziewczyn by mi zazdrościło. Raniłem je? Malik je ranił? Być może. Choć nikt o tym i tak nie wiedział, do mojej głowy zaczęły pchać się wyrzuty sumienia. Jednak nie chodziło w nich wcale o to, ile dziewczęcych serc by pękło, gdyby one dowiedziały się nas. Chodziło o coś zupełnie innego.
___
Prze - pra - szam za to co działo się w tym rozdziale. Proszę, nie bijcie! Tak, tak wiem. To miało być o Larrym i to jest nadal o Larrym. Później się dowiecie z dalszych rozdziałów, bo mam już mniej więcej plan co będzie dalej i mam plan na ostatnie rozdziały, a tam zapewniam, będzie bardziej o Larrym. Ale wszystko w swoim czasie, Miśki.
Jeszcze raz apeluję, że jeśli chcecie dostawać informację o nowych rozdziałach podajcie swój nick z tt, numer gadu or something like that (tak, zaszpanuję angielskim, bo ostatnio spodobał mi się ten zwrot, jak również ta >.< tikonka). Jeśli czytasz = napisz komentarz + byłoby miło, gdybyś rozsyłał link.
Z góry bardzo dziękuję. Dobranoc.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Rozdział 3.

Z trudem próbowałem rozchylić powieki, mrużąc je strasznie. Promienie słońca padały z okna znajdującego się na przeciwko prosto na moją twarz. Światło raziło wręcz. Wciąż czułem dłonie obejmujące mnie w talii. A ciało chłopaka nadal było tak samo przytulone do mojego, odkąd tu przyszedłem w nocy. Nawet nie można sobie chyba wyobrazić, jak zajebiście się poczułem w tym momencie. Chociaż nie. Zakochane po uszy nastolatki, które tylko czekają, aż ten 'jedyny, niepowtarzalny, najładniejszy, taki zabawny obiekt westchnień' spojrzy na nie i uśmiechnie się zalotnie albo po prostu poruszy znacząco brwiami, wiedzą doskonale, jakie uniesienie czułem w tym momencie. I nie chodziło mi wcale, o ten charakterystyczny, pulsujący ból  pod brzuchem, którego doznawałem za każdym razem, kiedy Louis kładł dłonie na moich kościach miednicy, albo całował w policzek i który wbrew pozorom był jedną z najprzyjemniejszych rzeczy.Poczułem ciepłe wargi na moich plecach, za chwilę on wsunął nogę pomiędzy moje łydki. I już chciałem się do niego odwrócić, przywitać delikatnym uśmiechem, kiedy coś mi zaświtało w głowie. I nie tylko ja zauważyłem tą różnicę.
- Harry! - usłyszałem za sobą krzyk Eleanor.
No właśnie. To musiało by być zbyt piękne, by było prawdziwe. Jak wspominałem, dopiero po chwili zorientowałem się, że stopy muskające moją skórę są mniejsze od Tomlinsonowych, a nogi są jedwabiście gładkie.
Odwróciłem się do niej. Dziewczyna zdążyła usiąść na łóżku. Podtrzymywała rękoma rąbek kołdry, zakrywając swoje ciało, które prawdopodobnie było nagie. Eleanor spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami ze złością wypisaną na twarzy. Ciemne włosy zwykle falujące wzdłuż jej szyi, teraz wyglądały tak, jakby przeszło nad nimi tornado. Na jej odsłoniętej skórze szyi i dekoltu, dostrzegłem dwie malinki. Jedną tuż pod brodą, a drugą na piersi. Poczułem się tak jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. Dziewczyna zakryła się tak niezgrabnie, że w sumie nie widziałem tylko jej sutków.
- Co ty tu, do cholery, robisz?! - wrzasnęła.
- Kurwa. - syknąłem pod nosem. - Musiałem pomylić pokoje. No wiesz, tak trochę wstawiony byłem po wczorajszym wyjściu. - powiedziałem, dwoma palcami pukając się po szyi.
Gdybym ją okłamał kilka miesięcy temu, nie uwierzyłaby mi. Jednak teraz, gdy codziennie wypowiadane słowa było stertą wyciągniętych z rękawa bajek, nie bałem się o to. Eleonor jedynie przewróciła oczami i poprosiła, bym wyszedł. Tak więc zrobiłem. Zamknąłem cicho za sobą drzwi. Odwróciłem się z zamiarem pójścia do swojego pokoju, ale prawie padłem na miejscu na zawał serca, gdy nagle Louis pojawił się przede mną, nie wiadomo skąd.
- Jak chciałeś spać z moją dziewczyną, mogłeś się zapytać. Może bym ci pozwolił, a nie zajmujesz moje miejsce, kiedy ja byłem w łazience. Przez ciebie musiałem spać u Nialla. A wiesz, że u niego w łóżku to można się natknąć na wszystko. Nawet na frytki sprzed tygodnia! - pokręcił głową z politowaniem, po czym spojrzał mi w oczy.
Stałem jak głupi z rozchylonymi delikatnie wargami. Nie do końca docierało do mnie, że on odezwał się do mnie, żartując takim tonem, jak kiedyś, zanim ja dałem mu jasno do zrozumienia, że ma mi dać spokój. Naprawdę tego nie chciałem, bo, co tu dużo ukrywać, potrzebowałem rozmów z nim, wygłupiania się. Uwielbiałem udawać jedną połowę Larry'ego Stylinson. Właśnie, udawać. Kiedyś to było tylko niewinne granie, pokazywanie ludziom dla zabawy, jak bardzo się lubimy. Jednak z czasem przestałem czerpać radość z tego, kiedy zachciało mi się pragnąć czegoś więcej. A to było niewykonalne.
Zlustrowałem go wzrokiem, starając się zrobić to tak szybko, żeby chłopak tego nie dostrzegł. Stał przede mną ubrany jedynie w szare spodnie od dresu. Louis nie mógł narzekać na swoje ciało. Był dobrze zbudowanych mężczyzną. Nie miał oczywiście wyrobionego kaloryfera jak Taylor Lautner lub ktoś wyglądający podobnie. Ale można było powiedzieć, że był umięśniony 'skromnie'. W końcu zmusiłem się i spojrzałem mu w oczy.
- Hej. - zdołałem tylko to wydukać. Kiedy on otwierał usta, by odpowiedzieć, a być może zapytać się o coś jeszcze, przestraszyłem się, że wspomni o poprzedniej nocy, o tym, że wie coś od Zayna, więc szybkim krokiem minąłem go i pobiegłem do swojego pokoju.
Położyłem się na łóżku i tępym wzrokiem gapiłem się w sufit. Oczekiwałem dużo. O wiele za dużo.
- Harry, zjebałeś. - powiedziałem do siebie przez zaciśnięte zęby.
Mogłem z powagą stwierdzić, że zaliczam się do tych kilku milionów dziewczyn, które tak cholernie pragną być na miejscu Eleanor. Różnił nas jeden fakt. Ja, o ile mi wiadomo, należę do płci męskiej.
Po kilku minutach leżenia w bezruchu i przysłuchiwaniu się biciu serca oraz wydychanemu w jednostajnym tempie powietrzu, wstałem z posłania i zakluczyłem drzwi. Wyszedłem na dach i usiadłem tym razem na parapecie. Z przymkniętymi oczami analizowałem dokładnie, co się wczoraj stało. Nadal nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że zostawiłem otwarte drzwi, ale już nawet pomijając to i fakt, że Zayn wie o Ciepłym Harrym*, ja... pocałowałem go. Opuszkami palców dotknąłem swoich ust, z nadzieją, że ten moment wróci. Zapomniałem się wtedy, tak jak mu wspomniałem. Naprawdę po tym pocałunku poczułem się jak najgorszy skurwiel. Przecież ja i Louis nie byliśmy razem, więc nie miałem powodu by tak się czuć, a jednak...
- Zejdźcie na dół, bo mnie zaraz coś strzeli. - z rozmyślań wyrwał mnie krzyk Liama.
Nie spiesząc się, ślamazarnie odstawiłem sobie dumanie na bok i wsunąłem na tyłek grafitowe jeansy. Wyszedłem z pokoju i na korytarzu napotkałem Zayna. Spojrzałem na niego pytająco, jednak mulat tylko wzruszył bezradnie ramionami. Przetarł dłonią oczy, po czym położył dłoń na moim ramieniu, kiedy ja udałem się w stronę schodów. Spojrzał na mnie wyczekująco. Wiedziałem, o co chciał zapytać. I byłem mu cholernie wdzięczny, że nie wypowiedział tego na głos, bo akurat Louis i Eleanor wyszli z jego pokoju wpatrzeni w siebie. Przełknąłem ślinę i odwróciłem wzrok. Malik ewidentnie to zauważył i tylko uśmiechnął się do mnie dyskretnie, jakby chciał dodać otuchy.
Po chwili wszyscy zeszliśmy na dół do salonu, gdzie w kółko po pokoju chodził Liam. Skierował oczy na naszą czwórkę. Niall już siedział na kanapie. Payne zmierzył nas wszystkich po kolei, po czym wróciłem spojrzeniem na moją osobą i patrzył palącym wzrokiem, jakby chciał po prostu złapać za szyję i udusić.
Jeszcze nigdy nie widziałem go tak wkurzonego i musiałem przyznać, że ten widok naprawdę nie należał do najprzyjemniejszych.
- Powiesz mi, do kurwy nędzy, co to ma być?! - rzucił w moją stronę jakimś kolorowym pisemkiem.
Gazeta uderzyła w moją twarz i spadła na ziemię. Schyliłem się po nią i aż mnie wmurowało, gdy przeczytałem duży różowy nagłówek "Harry Styles bawi się prawie jak Hugh Hefner". Przerzuciłem szybko na stronę siedemnastą, gdzie został umieszczony artykuł o tym, co robiłem minionej nocy w jednym z londyńskich klubów. W szybkim tempie przejechałem wzrokiem te kilkanaście linijek tekstu, reszta to było zdjęcia z monitoringu.
- I co? Zatkało? Ja rozumiem, że dorastasz i twój popęd seksualny jest naprawdę nie do wytrzymania, ale weź sobie znajdź jedną laską. - warknął Liam.
A ja poczułem się jeszcze gorzej, niż rano, kiedy spostrzegłem te dwa znamiona na ciele Eleanor. Gdyby on znał prawdę, może nie użyłby takich słów, może by zrozumiał, ale co mi po tym teraz? Mam wyjść na środek i powiedzieć im wszystkim "Daj mi spokój, jestem gejem"? Jakoś nie potrafiłem sobie tego wyobrazić.
"Jesteś słaby, Styles.", powiedziałem do siebie.
- Masz szczęście, że te zdjęcia są niewyraźne. O trzynastej jedziemy do The Hits Radio, Paul nam już załatwił wywiad, gdzie masz wszystko odkręcić. Mamy powiedzieć, że to nie byłeś ty, tylko ktoś łudząco podobny, by my całą noc siedzieliśmy w studiu nagraniowym. - powiedział z powagą.
On nawet nie ukrywał się z tym, jak bardzo go to wpieniło. Miałem wrażenie, że gdybyśmy tylko zostali sami albo gdyby chociaż nie było z nami El, on po prostu zabiłby mnie na miejscu.
~ ~ ~
- Przed chwilą słuchaliście "Glad you came" chłopaków z The Wanted i dosłownie przed chwilą do naszego studia przyjechał cały skład One Direction. Dziewczęta, zaczynamy nasz wcześniej wspomniany wywiad. - powiedział prowadzący i pokazał nam ręką, byśmy się przedstawili.
Siedziałem pomiędzy Zaynem i Louisem. Wow, jak komfortowo. Każdy z nas po kolei powiedział "Hej, jestem..." i mogliśmy zacząć wywiad. Oczywiście pierwsze pytania dotyczyły tego jak tam nam się powodzi, ale już po dwóch minutach przeszedł do sedna tego spotkania.
- Harry, dzisiejsze artykuły na wielu stronach i gazetach mówią, że tą noc spędziłeś w kobiecym gronie. - powiedział z szerokim uśmiechem. Ja odwzajemniłem go, sztucznie pokazując szereg białych zębów, by on to zauważył. Nie zdążyłem mu nic odpowiedzieć, bo zaczął snuć dalej: - Na jednym z portali plotkarskich czytamy, że byłeś widziany na imprezie z kilkoma dziewczynami. Ponoć żadnej nie oszczędzałeś czułości. Barman, który tego dnia pracował, zauważył, jak zabawiasz się z kilkoma towarzyszkami, jedna po drugiej. Co masz na swoją obronę?
- A co ja mogę powiedzieć? Jedynie tyle, że to nie ja. Dziękuję. - powiedziałem, mrużąc oczy w jego kierunku.
- Jak to? Są zdjęcia i komentarze. - dorzucił od siebie.
- Owszem, ale czy na tych zdjęciach widać moją twarz? Nie, jedynie tył lub któryś profil. Poza tym, chłopacy mogą potwierdzić, że tę noc spędziłem w z nimi w studiu. - spojrzałem po nich. Każdy przytaknął głową. Cóż, nie mieli innego wyjścia.
- Tak, Harry był z nami całą noc. - powiedział Louis.
Zdziwiłem się, nie ukrywam. Myślałem że on to akurat najmniej będzie się udzielał w tej sprawie. I naprawdę byłem zadowolony, że się pomyliłem. Reszta chłopców również potwierdziła moją obecność.
- A skoro już jesteśmy przy takich tematach, to czy nadal wasza trójka, Zayn, Niall i Harry, jest wolna? 
- No tak. Sądzę, że gdybyśmy kogoś mieli, jacyś nachalni paparazzi szybko by wychwycili, z kim się spotykamy. - odezwał się Niall. - Poza tym, zostaję wierny Nandos.
Mężczyzna zaśmiał się i spojrzał na mnie i Malika.
- Ja również podzielam zdanie kolegi. Nie mamy prawie w ogóle prywatności, więc nawet, gdybym miał dziewczynę, moi rodzice pewnie szybciej by się dowiedzieli o tym z gazet niż ode mnie.
- Tak, również jestem tego zdania.- powiedziałem obojętnie.
- A czy macie kogoś na oku? 
Był natrętny, jak to w zwyczaju ma każdy przeprowadzający wywiad, ale ten człowiek działał mi na nerwy jak nikt inny.
- Już mówiłem. Nandos, tylko to mam na razie na oku. - zarechotał Irlandczyk.
- Nie, ja na razie nie planuję być w związku. Teraz mamy dużo spotkać z fanami, pracujemy nad dwoma nowymi kawałkami i na tym chcę się teraz skupić. - odpowiedział mu Zayn i od razu spojrzał na mnie, gdy zamknął usta.
- A ja... - odetchnąłem głęboko, a mój żołądek się ścisnął z nerwów. - Jestem zakochany, jednak staram się zapomnieć o tym jak najszybciej. Nie chcę teraz bawić się w związki. Bałbym się, że ją zaniedbam. - powiedziałem bez emocji. Ostatnie dwa zdania były wyssane z palca, ale musiałem je dodać, żeby podejrzenia były mniejsze.
- A czy wyobrażasz sobie jaką ona by była szczęściarą?
- Niekoniecznie. Znam ją doskonale i wiem, że nie byłoby jej łatwo, gdyby na każdym kroku czyhała na nią banda fotoreporterów, tylko dlatego, że jest moją dziewczyną. Nie chcę zniszczyć jej życia.
- Jej życie nie byłoby wcale tragiczne. Dramatyzujesz. Ile dziewczyn by jej zazdrościło. - powiedział, dalej ciągnąc ten temat.
A ja ciągle brnąłem w to kłamstwo.
- Zapewne bardzo dużo. - odpowiedziałem, patrząc na niego wściekle.
~ ~ ~
Po skończonym wywiadzie przyjechaliśmy do domu. Pan Payne oczywiście nadal był na mnie wściekły za to, że musiał kłamać publicznie, ale jakoś tak puściłem to mimo chodem. Poważnie. Miałem lepsze zmartwienia. 
Gdy weszliśmy do mieszkania, ja od razu udałem się do siebie, widząc od progu się witających zakochanych. Eleanor została u nas, kiedy to my udzielaliśmy wywiadu, więc od razu mogła przywitać się z Louisem czułym pocałunkiem w wejściu do kuchni, co przeszkadzało Niallowi. Biedny nie miał dostępu do lodówki.
Zamknąłem drzwi od swojego pokoju i położyłem się na łóżku. Z założonymi nad głową rękoma, słuchałem piosenek lecących po kolei w słuchawkach w moich uszach. Przymknąłem powieki, by nadać tej chwili jakiegoś głębszego znaczenia. "Przykro mi". Takie rzeczy tylko w jakże przewidywalnych filmach amerykańskich. 
Nawet nie spostrzegłem, że Zayn wszedł do mojego pokoju. Zorientowałem się dopiero, kiedy chłopak wyjął słuchawkę z mojego ucha i usiadł na łóżku, tuż obok mnie. Podniosłem się, przywołując swoje ciało do pozycji siedzącej. Z jego twarzy trudno było wyczytać cokolwiek.
___
 *Ciepłym Harrym - homoseksualnym Harrym. (Takie dziwne porównanie. Ja tak używam, więc tak napisałam. Nie wiem czy ktoś jeszcze, więc tłumaczę o co cho xD) 
Trochę się pospieszyłam z tym 3. rozdziałem, ale co tam. Myślę, że nie wyszedł najgorzej. Jest w miarę długi jak na moje oko i nawet nie ma tu AŻ tylu dialogów, przez co jestem z siebie dumna. :D
+ Rozdział dedykuję Miśce, bo tak. : ) No i ona pomogła mi napisać poprzedni rozdział, ale zapomniałam pod tamtym o tym wspomnieć. Wiesz, że Cię kocham? <3
Jeśli ktoś to czyta i uważa, że nie jest najgorsze, to proszę o wszelaką reklamę, rozsyłanie linku itd. A i proszę o zostawienie komentarza, bym wiedziała czy jest sens to pisać.
Kłaniam się.

sobota, 7 kwietnia 2012

Rozdział 2.

Podniósł pytający wzrok na mnie. Stało się to, czego tak bardzo się bałem. Przełknąłem ślinę, wyczekując na jego słowa. Ja nic nie mówiłem. Zatkało mnie. Bałem się jego reakcji. Co prawda, miał już wypite, jednak nie na tyle, by do jutra zapomnieć o tym, co zobaczył przed chwilą.
- Czemu wytatuowałeś sobie jego imię? - spytał powolnym tonem, jakby nie dowierzając, że to jawa, a nie dziwny sen,w którym odkrywa zadziwiający sekret swojego przyjaciela.
- Nieważne. Daj mi spokój. - rzuciłem wściekły.
Założyłem z powrotem bokserki i usiadłem na drewnianym krześle, tuż obok wanny.
- Nie. Przestań się tak w końcu zachowywać. - skarcił mnie i podszedł bliżej, wcześniej zamknąwszy drzwi.
- Ale jak? - spytałem z głupim uśmiechem.
- Przestań, do cholery! Dobrze wiesz, o co chodzi. - niemalże krzyknął. - Popatrz na mnie... - poprosił, ale ja nie drgnąłem, wciąż wbijałem tępy wzrok w zielone kafelki. Nagle mój policzek zaczął pulsować od siarczystego liścia, którego raczył mi sprzedać.
- Popierdoliło cię? - syknąłem przez zęby.
- Może, ale ciebie chyba bardziej. Louis nam opowiedział o waszej ostatniej rozmowie. Poza tym, widzimy, że coś jest nie tak.
- Wszystko jest w porządku.- powiedziałem i spojrzałem na niego.
Wyglądał na wkurzonego. Ale wyczuwałem, że się martwi i chce pomóc. Tylko w czym?
- Serio? A te siniaki, rany na całym ciele? - jego ton złagodniał.
- Tak, serio jest wszystko w porządku. A te okaleczenia to wypadek. Mówiłem już. - odpowiedziałem beznamiętnie, przewracając teatralnie oczami.
- Harry, proszę, przestań w końcu wciskać nam te bajki. Wiesz, jak nam ciebie brakuje? A Louisowi...
Spojrzał mi w oczy. W momencie poczułem, że się lekko uśmiecham.
- Po prostu boję się. - oznajmiłem cichym tonem.
- Nas?
- Też. I siebie.- wyszeptałem, znowu spuszczając wzrok. Jednak zanim to zrobiłem, wychwyciłem, że na twarzy Zayna wpływa zdziwienie. - Nie chcę tego.
- Czego?
- Nieważne.
- Ważne, nawet nie wiesz jak bardzo. Harry, pomimo tego, ze Louis się do ciebie nie odzywa...
- A Liam się czepia, kiedy tylko ma okazję. - wszedłem mu w słowo.
- Martwimy się o ciebie. - dokończył. - Nie możesz mi tu i teraz powiedzieć, co się stało, że ty tak nagle się od nas odsunąłeś?
Pokręciłem przecząco głową.
- Nie mogę.
- Nie możesz czy nie chcesz?
- A czy to ma jakieś znaczenie.
- Ma. Mów.
Chciałem w końcu komuś o tym powiedzieć. O tych przypuszczeniach. Choć starałem się wybić to z głowy. Wiedział, że jestem uparty i tak szybko nie odpuszczę, jednak on sam też nie należał do tych, co szybko odpuszczają. Zayn kucnął przede mną i zmusił do spojrzenia sobie w oczy.
- Odpuścisz w końcu? - warknąłem, czując, że z moich oczu wypłynęły pierwsze krople słonych łez.
- Na to nie licz. Doskonale zdajesz sobie sprawę, że chcę ci pomóc. No więc? - poprosił raz jeszcze.- Jesteśmy braćmi, nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Nie zmieniaj tego.
Chwilę wytrwaliśmy w milczeniu. Nagle się podniósł, uparcie ciągnąc mnie za rękę.
- Chodź. - uśmiechnął się. - Nie będziemy przecież rozmawiać w kiblu.
Nie wiedziałam, co kombinuję, ale byłem już zmęczony, więc nie sprzeciwiając się, pozwoliłem zaprowadzić się do salonu. Usiedliśmy przy barku. Zayn sięgnął po czystą wódkę i nalał do dwóch kieliszków. Podsunął w moją stronę jeden.
- Weź, lepiej ci zrobi. - zaproponował i sam jednym haustem pozbył się całej zawartości. Poszedłem w jego ślady. - Dlaczego się okaleczasz? - spytał po chwili milczenia.
Nie odpowiedziałem, tylko głupio wpatrywałem się w ściany, sufit i wszystko po kolei, unikając jego wzrok. Denerwowałem się. Poznał on już po części mój sekret, którego tak bardzo strzegłem. A tu proszę. Jedna zakrapiana noc alkoholem z kilkoma towarzyszkami u boku i już zapomniałem o Bożym świecie na tyle, że nawet nie raczyłem zakluczyć tych pieprzonych drzwi od łazienki. Za chwilę podał mi drugi raz kieliszek. Tym razem nie czekałem, aż on wypije swój. Jednak sam również nie zwlekał. Ciśnienie podskoczyło mi jeszcze bardziej. Nagle poczułem przeszywający moje ciało dreszcz, kiedy on ujął moje dłonie w swoje i z troską na twarzy spojrzał w moje oczy. Chciałem uciec od jego wzroku, ale nie potrafiłem.
- Znamy się od kilku lat, jesteśmy przyjaciółmi. Dobrze wiesz, że nic tego nie zmieni. Więc proszę cię jeszcze raz, powiedz mi prawdę. Nawet ona, chociażby miała być najgorszym świństwem, będzie lepsza od najsłodszego kłamstwa. - wypowiedział te słowa łagodnym tonem, głaszcząc moje dłonie.
Nie wiedziałam, czy zaczął coś podejrzewać i chciał mnie sprawdzić, czy po prostu to zwykły przypadek i dla pocieszenia tak delikatnie obchodził się ze mną i moim ciałem.
- Po prostu ja... Boję się, że któregoś dnia stracę kontrolę i... - wydukałem.
- Kontrolę? - spytał, ale teraz na jego twarzy nie było już zdziwienia, jedynie kąciki ust lekko zadrżały w ledwie dostrzegalnym uśmiechu. - Nad czym? - zapytał, ściszając głos. Nachylił się w moją stronę, jakby bał się, że nie usłyszy odpowiedzi.
Ale ja nie zamierzałem mu odpowiedzieć, bo nie wiedziałam do końca nawet co.
- Harry, nie słyszę. - sarknął.
- Jestem gejem. - wymruczałem, prawie w ogólnie nie otwierając ust. Dlatego też chłopak poprosił, bym powtórzył. - JESTEM GEJEM. - powiedziałem dosyć głośno. Nie chciałem widzieć jego miny ani usłyszeć słów na ten temat. Jedynie na co patrzałem to jego czekoladowe oczy, która teraz zdawały się oniemieć. Nie minęła sekunda, a ja wymiękłem...
Ująłem Zayna jedną dłonią za kark i przybliżyłem się do jego twarzy, po czym dotknąłem jego ust delikatnie swoimi. Skorzystałem z okazji, że chłopak miał lekko rozchylone wargi, więc pogłębiłem pocałunek. Przymknąłem powieki. Teraz na prawdę nie chciałbym widzieć, co maluje się na twarzy przyjaciela.
Zayn siedział nieruchomo, jego niechęć pozwoliła mi się otrząsnąć. "Co ja najlepszego wyprawiam?" - pomyślałem, odsuwając się od przyjaciela. Z jednej strony byłem mu wdzięczny, że mnie nie odepchnął. Z drugiej strony, poczułem się jak najgorszy skurwiel. Ale ja po prostu "straciłem kontrolę". Nie wstałem z miejsca, bo nogi odmówiłyby mi posłuszeństwa. Zayn za to stanął prawie od razu. Zaczął przechadzać się po pokoju.
- Jak to gejem? - zapytał w końcu. - Przecież nie raz widziałem, jakimi kobietami się otaczasz.
- Nie rozumiesz, że to była tylko przykrywka? - syknąłem, wściekły z powodu własnej bezsilności. Wstałem i teraz to ja zacząłem okrążać pokój. Machnąłem ręką, wskazując butelkę trunku, a Zayn uzupełnił kieliszek i podał mi go. Wypiłem i dodałem: - Miałem nadzieję, że to tylko jakiś chory sen. I że jeśli zwiększę ilość kontaktów z kobietami, to udowodnię samemu sobie, iż jestem hetero.
- Przecież to nie ma sensu, Harry. W byciu homoseksualistą nie ma niczego złego. - wtrącił, mile mnie zaskakując.
- Szczególnie, kiedy rodzina to banda zagorzałych katolików, twoi fani uważają cię za wzór, paparazzi śledzą na każdym kroku, a i twoja przyjaźń poszła się jebać, niczym dwoje dzikich neandertalczyków.
- Chodzi o Louisa? - spytał trochę niepewnie.
Zatrzymałem się na środku pokoju i spojrzałem na niego. Jedynie machnąłem lekceważąco ręką.
- To dlatego masz ten tatuaż?
Nie miałem siły odpowiedzieć. Głos uwiązł mi w gardle, tak jakbym bał się odpowiedzi. Co w sumie po części było prawdą.
- No co ty! Zrobiłem go sobie, bo zabrakło wzorów jednorożców. - rzuciłem po chwili, ironizując. - Jasne, że dlatego. - dodałem już spokojnie.
Wycieńczony stresem, opadłem na sofę. Zayn stał tyłem oparty o barek. "Pewnie wszystko analizuje", powiedziałem sobie w głowie. I w sumie się nie dziwię. Harry Styles pieprzonym homoseksualistą - brzmi świetnie jak na pierwsze strony brukowców. Położyłem się na kanapie i oparłem podbródek na skrzyżowanych rękach ułożonych na oparciu mebla. Spojrzałem na niego spod ciemnych loków, które niesfornie opadały na moje czoło.
- Powiesz im, prawda? - spytałem szeptem. Chłopak wychwycił moje spojrzenie i tylko wzruszył ramionami.
- Nie lepiej będzie, jak sam im to powiesz?
- Nie chcę.
- Ale my nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic.
- To może czas zacząć. - rzuciłem i wstałem na równe nogi. Chciałem już zakończyć temat, nim on znowu mną zawładnie mimowolnie i przekona do powiedzenia im prawdy. Ale nie, panie Malik, nie tym razem. Już wychodziłem z salonu, kiedy Zayn zacisnął dwa place na moim prawym nadgarstku. Pociągnął do siebie. Zrobił to za gwałtownie, zapominając o moim chwiejnym ciele, w wyniku czego zatrzymałem się dosłownie kilka milimetrów przed jego klatką piersiową. Odsunął się kawałek, kiedy poczuł mój oddech na swojej twarzy.
- Chociaż powiedz to Louisowi. - powiedział stanowczym tonem.
- To jest równoznaczne z samobójstwem. Cholera, chyba jednak nie skorzystam. - zaśmiałem się drwiąco.
- Harry, nie możesz go okłamywać.
- Serio? A jednak. - powiedziałem i poszedłem po schodach na górę, kiedy tylko on wyswobodził moją dłoń.
Schodek po schodku przeszedłem wolnym krokiem, uważając, by się nie przewrócić. Nie słyszałem kroków za sobą, stwierdziłem więc, że Zayn zapewne myślał nad moją orientacją. Stanąłem przed drzwiami od pokoju Louisa i spojrzałem na nie. Sam nie wierzyłem, że to zrobiłem. Dopiero kiedy poczułem, jak Lou przez sen kładzie rękę na moim brzuchu, wtulając się całym ciałem do moich pleców, dotarło do mnie, że byłem na tyle bezmyślny i nacisnąłem klamkę.  
___
Trochę nudno i zaskakująco. Wiem, przepraszam, straszny szajs to jest :< Jeśli ktoś to czyta i uważa, że nie jest najgorsze, to proszę o wszelaką reklamę, rozsyłanie linku itd. A i proszę o zostawienie komentarza, bym wiedziała czy jest sens to pisać.
No nic. Wesołych Świąt.