NOWOŚĆ! Zadawaj pytania postaciom z tego opowiadania na character-ask-yimb.tumblr.com w zakładce "message"!
Dom Skoczka: reason-to-be-suicidal.tumblr.com
Hej, Monsterki! Dużo osób w komentarzach pytało (albo prosiło) o nowe opowiadanie. Zainteresowanych kieruję na giovimonster.tumblr.com, a później do zakładki "TWÓRCZOŚĆ". Zaczęłam pisać nową historię o Larrym oraz takie dodatkowe, w którym pojawi się para hetero (nie zdradzę kto z kim) oraz Niam. Zapraszam! xoxo

piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 25.

*Louis*
Szczupła brunetka ścisnęła moją dłoń w pewnej chwili w czasie spaceru po centrum handlowym Harlequin Watford. Rozejrzałem się wokół. Kilku paparazzi dało się zauważyć, dokładnie ci sami, odkąd wyszliśmy z samochodu. Skąd oni wiedzieli, że ja i Eleanor tu będziemy? Nie, dobra, chyba sam nie chcę wiedzieć.
- Louis, co myślisz o tej? - dziewczyna pociągnęła mnie do siebie i wskazała palcem na półeczkę znajdującą się na wystawie tuż za szybą. Na niej znajdowała się bransoletka z białego złota zdobiona brylantami i szmaragdami. Ładna, ale na mnie robiła wrażenie. Chyba wiadomo dlaczego.
- Tak, tak, śliczna - odpowiedziałem półtonem, co raczej brzmiało jak pomrukiwanie.
Wspięła się na palce i oparła dłonie na moim ramieniu. Jej twarz znalazła się bardzo blisko mojej i już myślałem, że dziewczyna będzie chciała mnie pocałować, gdy nagle skierowała usta do mojego ucha i szepnęła:
- Louis, możemy ją zobaczyć?
Przytaknąłem, nie mówiąc nic, a zaraz już byłem wręcz ciągnięty przez nią do tego salonu jubilerskiego. Przywitaliśmy się z kobietą stojącą za ladą. Eleanor od razu ją zagadnęła i w momencie dostała to, czego chciała. Chwilę później bransoletka, którą podziwiała przez szklaną ścianę, już znajdowała się na jej nadgarstku. Promienny uśmiech zdobił jej twarz, kiedy spojrzała w moją stronę, czekając na jakieś słowo.
- I jak ci się podoba?
- Już mówiłem, śliczna.
W odpowiedzi przewróciła oczami, po czym jeszcze raz zerknęła na mnie.
- Proszę ją zapakować - zwróciłem się do kobiety, stojącej obok El. Blondynka niemal w podskokach zrobiła to, o co ją poprosiłem.
Eleanor ponownie ujęła moją dłoń, a ekspedientka podała mi cenę. Zachłysnąłbym się chyba własną ślinę, gdyby nie fakt, że jesteśmy w miejscu publicznym. Prawie cztery tysiące funtów za taką zwykłą błyskotkę.
Wyciągnąłem portfel, aby zaraz podać kobiecie moją kartę.
~ ~ ~
Otworzyłem drzwi frontowe i puściłem przodem Eleanor. Gdy już minąłem próg, przymknąłem je z powrotem. Zima tego roku była naprawdę mroźna, co niebywale dziwiło. Zazwyczaj było chłodno, ale nigdy nie na tyle, abym musiał owijać się ciepłym, wełnianym szalikiem z dziesięć razy. A i tak moje uszy oraz nos zostały pokryte czerwienią. 
Cisza. Odkąd zakochani się wyprowadzili w naszym domu było inaczej. Nikt już nie siedział w salonie, nikt nie spędzał czasu poza swoim pokojem. Znaczy się, Niall i Liam nadal spędzali razem czas albo gdzieś wychodzili. Ale ja byłem traktowany jak powietrze. Nie odzywali się do mnie, a kiedy o coś pytałem, dostawałem jedynie zdawkowe odpowiedzi. To było chore. Nic im przecież nie zrobiłem, a byłem traktowany jak intruz. 
Kilka minut później, Eleanor pociągnęła mnie w stronę salonu. Kiedy tylko usiadłem na sofie, ona spoczęła na moim kolanach, mocno obejmując mój kark.
- Właściwie to dlaczego Zayn i Harry się wyprowadzili? - zagadnęła ni stąd, ni zowąd. 
- Twierdzą, że chcą mieszkać gdzieś w centrum - odparłem, kłamiąc jak z nut. Nie mogłem jej przecież powiedzieć prawdy, wspomnieć, że są w związku.
- Ach, skoro tak - wzruszyła ramionami, a wargi przycisnęła do kącika moich ust - Wiesz, Louis, dawno się nie kochaliśmy.
- Nie musimy robić tego codziennie - mruknąłem pod nosem, przewracając oczami.
- Ale ostatnio robiliśmy to ponad dwa tygodnie temu. Poza tym, od kilku dni jesteś jakiś spięty - ciągnęła dalej. Wargi sunęły wzdłuż linii mojej szczęki, aż spoczęły na szyi, aby później jeszcze raz przemierzyć tą wędrówkę i zatopić się w moich ustach.
- Wydaje ci się.
- Nie, naprawdę taki jesteś. Zamyślony, poddenerwowany, prawie nic nie mówisz.
Po co ona tyle o tym gada? Tak, wiem, że od jakiegoś czasu zachowuję się dziwnie i po prostu nie potrafię inaczej. Dziewczyna w tym momencie wsunęła obie dłonie pod moją koszulkę, a ja aż się wzdrygnąłem na jej dotyk.
- Zostaw - poprosiłem, choć może raczej rozkazałem.
- Dlaczego? - nie przestawała, dalej pieściła moje ciało.
- Nie mam na to ochoty.
Gwałtownie wstała ze mnie i wyprostowała swoją sukienkę. Oburzona usiadła na niskim stoliku przede mną i założyła nogę na nogę.
- Co z tobą jest nie tak?
- Ze mną jest wszystko tak - odpowiedziałem całkiem pewny siebie.
Eleanor wbiła swoje spojrzenie, które wręcz przeszywało mnie na wskroś. Uśmiechnąłem się lekko, chcąc zbić ją z pantałyku, ale mimo to, ona nadal nie zmieniła wyrazu twarzy, a ja wiedziałem, że właśnie chyba zaraz zacznie się rozmowa, którą mam w głowie od kilku dni.
- Masz kogoś - skwitowała, delikatnie przechylając głowę w bok, aby tylko nie patrzeć mi w oczy.
- Nie, nie mam nikogo.
- To dlaczego nie chcesz, żeby między nami do czegoś doszło? Boże, nawet cię dotknąć nie mogę, bo tobie to się nie podoba. Odtrącasz mnie, nie chcesz przytulać, tym bardziej całować. Louis, o co chodzi?
- El... Dajmy sobie chwilę przerwy - te słowa wyszły z moich ust na jednym wydechu, szeptem.
- Powtórz, bo chyba się przesłyszałam - zadrwiła, nerwowo się śmiejąc. - Ty ze mną zrywasz?
- Nie.
- To co?! - krzyknęła. Gestykulacja dłońmi jeszcze bardziej potęgowała jej złość.
- Proszę jedynie o chwilę  przerwy - wytłumaczyłem spokojnym tonem.
Brunetka poderwała się z miejsca i prędko ruszyła w stronę korytarza. Wściekła się i nawet tego nie ukrywała. Po prostu zaczęła się szybko ubierać. Ja wciąż siedziałem na kanapie i kątem oka spoglądałem w jej stronę. Zasunęła szary płaszczyk pod samą szyję, zarzuciła na szyję szalik w kolorze pudrowego różu i zrobiła dwa kroku w moją stronę.
- Frajer - syknęła, patrząc mi w oczy i z gracją odwróciła się na pięcie.
Szczerze myślałem, że się potknie. Tak zazwyczaj jest, gdy ktoś robi coś w pośpiechu czy złości, ale ona nie  ufundowała mi takiego widoku. Czym prędzej, wyszła z naszego mieszkania, pozostawiając po sobie jedynie głośny trzask drzwi.
Westchnąłem, chowając twarz w dłoniach. Naprawdę moje zachowanie od kilku dni zaczynało powoli mnie przerażać. Głos w środku często się odzywał, prawił kazania i namawiał do rozmowy ze Styles'em oraz Zayn'em. Ale ja szybko starałem się o nich zapominać. Ja nie mam wyrzutów sumienia, nie mogę ich mieć.
Choć... przecież jeszcze przed dwoma rokami jego głos, uśmiech i spojrzenie było dla mnie niczym heroina. Jednak to było dawno, a ja nie jestem już szczeniakiem. To, że kiedyś byłem nim zauroczony, teraz nie miało już sensu.

*Harry*
- Na pewno nie jechać z tobą? - zapytałem, kiedy Zayn miał już wychodzić z mieszkania. Odwrócił się w moją stronę i złożył na mych ustach krotki, delikatny pocałunek.
- Nie, dam sobie radę. Jadę tylko kupić firanki, to serio nie wymaga aż takich zdolności.
- Jak wolisz - wzruszyłem ramionami,  a potem wróciłem do salonu, usłyszawszy szczęk zamykanych drzwi.
Rozsiadłem się wygodnie na kanapie i ponowiłem oglądanie telewizji. Louisa zaraz dołączyła do mnie, siadając tuż obok.
Rano Zayn porozmawiał z nią i byłem naprawdę z chłopaka dumny. Przeprosił za swoje zachowanie poprzedniego dnia, obiecał, że nie będzie się już sapał. Świadomość, że robi to praktycznie wyłącznie dla mnie, jakoś umilała mi tę myśl. Wiedziałem, że mieszkanie  trójkę nie będzie za łatwe. Poza tym, media nadal twierdzą, że ja i ona jesteśmy parą. A dziwnie by wyglądało, gdybyśmy mieszkali razem, a nie oszukujmy się, szybko by to zostało zdemaskowane, ale jednak nie bylibyśmy parą. Tak więc nie mogę zakończyć tego związku. Usłyszałem dzwonek do drzwi, już poderwałem się z kanapy, aby otworzyć, jednak Louisa mnie wyprzedziła.
- Eleanor, co ty tu robisz? - doszedł mnie głos Louisy, w którym wyraźnie wyczułem zdziwienie.
Chwila... co? Z wrażenia, aż sam musiałem przejść się na korytarz. I jestem pewien, że moje oczy rozszerzyły się bardzo mocno, gdy w drzwiach zobaczyłem brunetkę. Wyglądała na trochę poddenerwowaną, ale w jej przekrwionych oczach dostrzegłem ból.
Naprawdę byłem w szoku, że tutaj przyszła. No i po co? Przecież my już dawno się nie przyjaźnimy. Kiedyś, owszem, byliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi, ale potem, gdy ona i Louis zaczęli się ze sobą spotykać, najzwyczajniej w świecie przestała mieć dla mnie czas.
- Ja do Harry'ego - pociągnęła nosem, po czym widząc mnie na korytarzu, zagadnęła: - Możemy porozmawiać?
I co miałem zrobić? Mimo, że od jakiegoś czasu była mi obojętna, a momentami jej nienawidziłem, przytaknąłem. Nie potrafiłem odesłać jej gdzieś, skąd przyszła. Gestem ręki zaprosiłem ją do salonu, sam idąc tuż za brunetką. Usiadła na sofie, więc żeby mieć na nią lepszy wgląd, zająłem miejsce tuż na przeciwko, w fotelu. Spojrzawszy na jej spowitą smutkiem twarz, nie wiedziałem, co powiedzieć. Głupio było mi się zapytać o cokolwiek.
- Louis kogoś ma? - zapytała cichym tonem, nawet na mnie nie spoglądając. Wzrok wbiła w swoje palce, które strasznie się plątały ze sobą w tym momencie.
- Wiesz, ciebie... - odparłem trochę niepewnie. Naprawdę nie miałem ochoty na rozmowę o nim.
- Harry, to nie jest śmieszne. Pytam się poważnie.Ty go znasz najlepiej, więc proszę, powiedz mi, czy prócz mnie z kimś się spotyka.
- Eleanor, masz chyba jakieś stare informacje - mruknąłem pod nosem - Nie mówił ci, że między nami doszło do sprzeczki? Takiej dosyć poważniej sprzeczki?
- Nie, nic nie wspominał - odparła, jakby jeszcze przez chwilę nad czymś myślała.
- Zresztą, nieważne. W każdym bądź razie nie sądzę, aby on się z kimś spotykał. W ogóle skąd u ciebie takie przypuszczenie?
- Od kilku dni jest jakiś dziwny. Nie mogę go przytulić, nie mogę go pocałować, nic nie mogę, bo się wzdryga, odpycha, mówi, że nie ma humoru. A dziś poprosił o chwilę przerwy. On na pewno nikogo nie ma?
- Nie rozmawiałem z nim w sumie od paru dni, ale uwierz mi, on nikogo nie ma.
Przytaknęła delikatnie głową.
- To o co chodzi? - szepnęła, chowając twarz w dłonie. Cichutko zaszlochała, a we mnie coś pękło.
Nie miałem pojęcia, o co chodzi, dlaczego on jej tak powiedział, jednak to był trochę mocny cios. Widząc ją w coraz gorszym stanie, bez namysłu podszedłem do Eleanor i usiadłem obok. Mocno objąłem ją ramionami, zacząłem głaskać po plecach. Powoli się uspokajała, ale naprawdę bardzo powoli.
Siedzieliśmy tak kilka minut, w ciszy, w której słychać było jedynie jej szybki oddech i pociąganie nosem.
- Ja go naprawdę kocham - załkała.
- Wiem, wierzę ci. On może ma jakąś chandrę, nie wiem, ale jestem pewien, że nie umawia się z nikim za twoimi plecami - szepnąłem w jej włosy.
Mocno wtuliła się we mnie. Poczułem, jak jej palce zaciskają się na materiale okrywającym moje plecy. W tym momencie była krucha i bezbronna, zupełnie jak lalka ze szklanymi oczami, otoczonymi rzęsami z plastiku i sztucznymi łzami, które tliły się w ich kącikach.
Z mojej kieszeni doszedł dzwonek telefonu. Przeprosiłem dziewczynę i odebrałem.
- Tak?
- Będę u was za jakieś piętnaście minut - doszedł mnie w słuchawce głos Paula.
- Och, okey. Co znowu przeskrobaliśmy? - westchnąłem głośno.
- Nic, ale musimy porozmawiać o twojej dziewczynie - odparł krótko i dosłownie ułamek sekundy później się rozłączył. Ach, no tak, ja przecież mam dziewczynę.

*Zayn*
Wkroczyłem do mieszkania pewnym krokiem, uśmiechając się od ucha do ucha. Dzisiejsza niespodzianka przy śniadaniu wcale nie była zabawna, wręcz przeciwnie. Wściekłem się przez to naprawdę poważnie i miałem wrażenie, że ktoś obserwuje każdy mój ruch i gest. I może rzeczywiście tak było, więc nie mogłem zwlekać. Kupno firanek wydawało mi się najlepszym rozwiązaniem. Cóż, moglibyśmy iść jeszcze na policję czy do jakiegoś detektywa, ale co mu powiemy: "Jakiś idiota grozi, że wyda nasz związek, pomoże nam pan go złapać"? Nie, to wydawałoby się co najmniej śmieszne.
- Witaj, Zayn.
Po usłyszeniu niskiego głosu, oderwałem się od rozwiązywania butów i spojrzałem w górę. Paul stał nade mną i bacznie się mi przyglądał. Ciekawość z jakiej to okazji, mężczyzna postanowił złożyć nam wizytę, zżerała mnie od środka.
- Okey, coś znowu źle zrobiliśmy? - zapytałem od razu, wstając do pionu.
Mężczyzna roześmiał się serdecznie i jedynie pożegnał, nie odpowiadając na moje pytanie. Zniknął za drzwiami.
- Raczy mi ktoś powiedzieć, dlaczego on tu przyszedł?! - krzyknąłem w głąb mieszkania, bo spodziewałem się... sam nie wiem czego, ale na pewno nie czegoś pozytywnego.
Prędko zrzuciłem z siebie kurtkę, aby zaraz odwiesić ją na wieszak. Od razu wszedłem do salonu, gdzie Louisa i Harry siedzieli na sofie.
- Chodź do mnie - powiedział chłopak, wyciągając ręce w moją stronę.
Co z tego, że na jego twarzy widniał uśmiech, ja i tak miałem złe przeczucia. Jednak bez sprzeciwu, zająłem miejsce obok niego, w jednej chwili przylegając do bruneta całym ciałem. Jego palce w momencie splątały się z moimi. Lekko ja zacisnął, jakby się denerwował. Serce zaczęło bić coraz szybciej. Zaczynałem się powoli bać tego, co najprawdopodobniej zaraz usłyszę.
- Paul chce, abym ja z Louisą nadal był w związku, to by była dla nas dobra przykrywka - oznajmił mi na jednym wydechu.
- Żart? - wykrztusiłem z siebie, ale gdy oni nie zaczęli się śmiać, dodałem: - Nie no, okey. Rozumiem.
Skłamałem. Oczywiście, że nie mogłem tego pojąć. Wiem, nie możemy się ujawnić, ale to oszukiwanie wcale nie będzie lepszym rozwiązaniem. Fani ją polubili i cieszy mnie to, jednak nie zmienia faktu, że nie za bardzo uśmiechało mi się patrzeć, jak oni muszą grać przed fleszami.
- Idę coś zjeść - oznajmiłem i już chciałem wstać, ale Harry skutecznie mi to uniemożliwił, łapiąc za mój nadgarstek i ciągnąc ku sobie.
- Lodówka jest pusta. Idziemy na zakupy, idziesz z nami? - spojrzał na mnie pytająco.
- Mogę się przejść - odpowiedziałem.
Wstaliśmy z kanapy i ruszyliśmy w stronę korytarza, by się ubrać coś na wyjście. Kilka minut później zjeżdżaliśmy windą na sam dół. Przysunąłem się do Harry'ego i delikatnie obróciłem w swoją stronę, chwyciwszy jego podbródek. Uśmiechnął się promiennie, a ja nie czekając dłużej, złączyłem nasze wargi w krótkim pocałunku, póki jeszcze miałem okazję. Chłopak oddał go prędko. Niestety zabawa szybko się skończyła, ponieważ musieliśmy już wychodzić.
Wyszliśmy z budynku prosto na ruchliwą ulicę. Kątem oka zerknąłem w stronę dwójki osób idących obok mnie. Wiedziałem, że będzie musiało do tego dojść, lecz nie przypuszczałem, że coś w środku mnie zakuje na widok Harry'ego trzymającego dłoń Louisy. Wychwycił moje spojrzenie, usta ułożyły się w taki sposób, jakby niemo chciał wyszeptać "Przepraszam". Albo może się przewidziałem?
Drogę do sklepu przebyliśmy, śmiejąc się i rozmawiając o jakiś mało ważnych rzeczach. Harry z początku chciał iść do jakiś osiedlowych delikatesów, ale w ostateczności poszliśmy do Sainsbury's.
Przemierzaliśmy kolejne alejki w trochę wolnym tempie. Ja byłem o kilka kroków do przodu i zabierałem z półek te produkty, które Louisa wyczytała z listy. Zerknąłem za siebie, bo nagle śmiechy za mną ucichły. Od razu pożałowałem tego ruchu. Stali przed nabiałem, obejmując siebie nawzajem. Harry delikatnie ucałował jej wargi. Widziałem jej lekkie zdezorientowanie, ale w momencie oprzytomniała i położyła dłoń na jego policzek, co chyba go zachęciło, bo to zbliżenie stało się bardziej namiętne, niż bym się spodziewał.
Oderwali się od siebie po kilku chwilach i ruszyli w moją stronę. Ja nawet nie miałem zamiaru spojrzeć im w oczy. Uciekałem od ich spojrzeń, gdzie tylko mogłem. Wziąłem głęboki oddech i chwilę później już kontynuowałem zakupy, idąc dalej.
~ ~ ~
Mieliśmy wchodzić do budynku z zakupami, gdy w ostatniej chwili spostrzegłem, że z krzynki wystaje biała koperta. Serce mi załomotało w momencie. Kolejny raz w ciągu dnia? Lekka przesada. Pospiesznie zabrałem go, ale odczytać chciałem dopiero w domu. Harry i Louisa... nawet nie wiem, czy zauważyli, że cokolwiek wziąłem. Byli po prostu zapatrzeni w siebie, co irytowało mnie jeszcze bardziej. 
Kilka minut później, od razu po wejściu do mieszkania, odstawiłem torby z zakupami na kuchenny blat, a sam zacząłem otwierać kopertę.
- Kolejny list? - spytał Harry, stając tuż za mną. Czułem jego gorący oddech owiewający moją szyję.
Przytaknąłem w milczeniu, rzucając gdzieś w bok kopertę. Rozłożyłem kartkę, aby zacząć czytać te kilka zdań.
"Firanki? Sprytnie. Nie widzę Was, ale wciąż obserwuję. Wiem, o każdym Waszym ruchu. Słyszę każdy krok. Wsłuchuję się w oddechy. Żyję Waszym życiem. Życiem oszustów całego świata. Kłamiecie na każdym kroku. A co na to Wasze sumienie?"
Zgniotłem list i cisnąłem kulką papieru przed siebie. Zdenerwowałem się nie na żarty. To chore! Nie myśląc długo, popędziłem do sypialni, gdzie od razu rzuciłem się na łóżku. Jakaś gra? Zabawna. Bardzo. To zaczynało się robić przerażające, choć to dopiero druga taka wiadomość. Zaczynałem powoli obawiać się kolejnych. Gdzieś w duchu, prosiłem, aby już ich nie było. Czy ja jestem uczestnikiem jakiegoś pieprzonego "Big brother'a"?!
Odetchnąłem raz. Potem drugi i trzeci. Uspokajałem się. Z zewnątrz. W środku cały dygotałem. Za dużo obrazów miałem w głowie. Za dużo myśli. Za dużo wszystkiego. 
Drzwi leciutko zaskrzypiały, a zza nich wychylił się Harry. Wszedł wolnym krokiem i usiadł obok mnie na łóżku.
- Nie przejmuj się tym, proszę. Ktoś myśli, że uda mu się nas zastraszyć. Nie warto o tym myśleć. Nie uda mu się, jasne? - powiedział cicho, kreśląc kółeczka na moim ramieniu. 
Najchętniej krzyknąłbym mu w twarz, bo tak naprawdę nie chodziło tylko o te kilka nakreślonych zdań. Bolało mnie to, co widziałem w ciągu ostatniej godziny. Bolał mnie widok ich trzymających się za rękę. Bolał mnie każdy pocałunek, który on raczył składać na jej lekko spierzchniętych wargach. Bolał mnie fakt, że przy niej wygląda na szczęśliwego. 
Gdzieś po drodze zboczyłem z trasu, gubiąc wątek. I nie wziąłem ze sobą mapy, która pomogłaby mi przejść przez dalszą część tej wycieczki przez życie. 
___
Hello! Wiecie co Wam powiem? Powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania, co mnie trochę smuci, ponieważ trochę z nim zżyłam od marca. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że dziś licznik obserwatorów wybił równe DZIEWIĘĆDZIESIĄT. Szczerze? Jestem w wielkim szoku. Nigdy bym się tego nie spodziewała. Oh God, jaka to ładna liczba. Czuję się też winna, że ostatnio rozdziały pojawiają się bardzo rzadko i jest mi naprawdę, naprawdę przykroi. Jednak nie wszystko jest zależne ode mnie, to też brak czasu, gdy mam chęci i brak chęci, gdy mam czas. Wiem, słaba wymówka. Teraz jednak postaram się sprężyć swoje 4 litery i dodawać częściej.
Ogłoszenia parafialne: 
- zachęcam do zadawania pytań postaciom (wszystkim, tym głównym i tym mniej głównym, i tym niegłównym) na character-ask-yimb.tumblr.com
- one-shot, którego zapowiedź już od wakacji jest na moim tumblr, zostanie napisany jednak w formie opowiadania, szczegóły: TUTAJ
- ukazała się również zapowiedź do innego opowiadania, oczywiście z One Direction, ale nie tylko, bo do głównych bohaterów dołączy Manu Gavassi (wiem, nikt z Was jej nie zna), szczegóły: TUTAJ
- mogę się Wam pochwalić, że w ciągu tygodnia schudłam prawie 5 kg, co mnie niebywale cieszy
- wszelkie pytania do mnie proszę kierować na mojego tumblra (giovimonster.tumblr.com) bądź na aska, dziękuję z góry
Dziękuję, że ze mną wciąż jesteście. Kocham Was! 
+ standardowo przepraszam za błędy, na pewno coś przeoczyłam

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 24.

*Zayn*
- Jesteś niemożliwy – szepnąłem, mocniej wtulając się w jego nagą klatkę piersiową. Nie mogłem powstrzymać się przed muśnięciem palcami tego umięśnionego brzucha.
- No wiem – zaśmiał się cicho pod nosem.  Podniosłem głowę znad  piersi Harry’ego , aby złożyć mokry pocałunek na jego ustach.
- I skromny – dodałem jeszcze od siebie.
Zaskoczył mnie tym, co się stało godzinę temu. To wszystko działo się tak szybko. Pamiętałem, jak zacząłem się z nim przedrzeźniać i nie ukrywam, że chodziło mi o to, żeby chłopak w końcu się ogarnął i chciał to zrobić, ale to nie zmienia faktu, że pamiętałem poprzednią noc. Pamiętałem, jak mnie zostawił dla niej. I teraz naprawdę nie wiem na kogo powinienem się burzyć. Na Harry’ego czy na siebie? Przecież to ja nalegałem na ich „związek”. Gdyby nie on, nie doszło by do ich stosunku, jak również do tego, że zostałem olany, bo ona pokłóciła się z matką i potrzebowała Styles’a. A on jej nie kocha… Prawda? Nie, nie może jej kochać. Mówił mi coś, coś w co chcę wierzyć z całego serca, ale jednak nadal się boję. Próbowałem o tym nie myśleć, ale nie potrafiłem. A dlaczego? Bo Louisa. Bo Louisa wciąż stała na naszej drodze i była jak taki odnawialny się chwast. Ja nie cierpię chwastów. Wolę, gdy mój ogród jest ładny, wypielony, bez zbędnych roślin. Ale cóż. Ciężko, gdy ta problemowa roślinka się rozrasta na hektarach mojego pola uczuć.
Jest niepokojem, który raz zasiany niweczy wszystkie plany i marzenia. Boję się, że ze mną będzie tak samo. Uschnę jak niepodlewana roślinka, karmiąca się życiodajną miłością.
- O czymś myślisz? – szepnął Styles prosto do mojego ucha.
- O chwastach.
- Co?
- Nieważne. Naprawdę się cieszę, że mamy to za sobą. Długo na to czekałem.
- A jak było? – zapytał z cwanym uśmiechem.
- Pomijając fakt, że to był mój pierwszy raz z chłopakiem, bolą mnie dolne partie ciała i boję się, że przez najbliższy tydzień nie usiądę, było rewelacyjnie – odpowiedziałem pewnie.
Jego szeroki uśmiech był chyba przytaknięciem. Powoli usiadłem  na wysokości jego pasa i zacząłem bawić się niesfornymi lokami, które jeszcze niedawno kleiły się do jego mokrego od potu czoła.
Było idealnie do czasu, aż ktoś śmiał zapukać do drzwi. Odwróciłem się w tamtą stronę i spojrzałem na uśmiechniętą Louisę.
- Widzę, że coś mnie ominęło – to był chyba taki żart z jej strony.
- Nie, nie ominęło. Wybacz, ale nie mamy obowiązku spowiadać się tobie z naszego życia prywatnego, tym bardziej z tak intymnych spraw. A teraz proszę, opuść ten pokój - odparłem, dając jej wyczuć, jak bardzo mnie denerwuje.
- Zayn! - oburzył się Harry. Spojrzałem na niego, zgromił mnie wzrokiem.
Wiedziałem, że zwróci mi uwagę. To było wręcz do przewidzenia, ponieważ to Louisa. Matka jego przyszłego dziecka. Brunetka, która od początku przypominała mu jego wielką miłość - Tomlinsona.
Dziewczyna ku mojego zadowoleniu wycofała się z pokoju, na co tylko uśmiechnąłem się do siebie.
- Przestań - powiedział spokojnie, schodząc z łóżka. Podniósł swoje rzeczy z podłogi i zaczął się ubierać. Poszedłem w jego ślady, już kilka chwil później zapinałem guziki od mojej koszuli.
- Ale o co ci chodzi?
- O to odzywanie się. Dlaczego jesteś tak cięty na nią? Nic ci nie zrobiła.
- Wystarczy, że jest w tym domu, obok ciebie, mówi i oddycha. Nie przepadam za nią, chyba mam takie prawo, co?
- Ale mówiłeś, że nie masz nic przeciwko niej, jak ja ci powiedziałem o ciąży. Rozumiem, że może jesteś zazdrosny, ale... - mówił z powagą, lecz nie pozwoliłem mu dokończyć.
- Ja zazdrosny? Do tego o nią? Daj spokój - machnąłem ręką.
- Jasne, widzę - przewrócił teatralnie oczami. - Proszę, miej do niej szacunek. Od dziś z nami zamieszka. Musisz to zaakceptować.
- Gdy się wprowadzaliśmy, nie wspominałeś o tym, że będę dzielił z nią mieszkanie. Ba! Nie mówiłeś, że będę musiał się dzielić tobą! - krzyknąłem najwyraźniej już podsycony zaistniałą sytuację. Nie mogłem pojąć, dlaczego on ją aż tak bardzo broni.
- Bo sam nie miałem o tym pojęcia! - również podniósł głos. - I zacznij być dla niej miły, nie proszę wcale o tak dużo!
Wymieniliśmy się jedynie spojrzeniami. Czułem jakiś zewnętrzny ból. To w jaki sposób on jej bronił, mnie bolało. Zazdrość mną zawładnęła. Zazdrość do której w tym momencie miałem jak największe prawo.
- Nienawidzę cię - syknąłem przez zęby i prędko wyszedłem z pokoju, po czym bez zwłoki udałem się do przedpokoju, gdzie jeszcze szybciej wsunąłem na nogi buty i czarną skórę.
Świadomość, że się z nim pokłóciłem przyszła już kilka chwil później. Czy było mi z tym lekko? Nie, jasne, że nie. Ale ja po prostu już nie wytrzymałem. Boję się, że go stracę. Boję się, że któregoś dnia on skończy naszą znajomość. Wpadłem po uszy i nie przeszkadza mi to, bo on się stara, bo jemu zależy, bo sam tego chcę.

*Harry*
Godzina. Kolejna. I następna. Mijały strasznie wolno. Martwiłem się. Na dworze powoli się ściemniało, a jego nadal nie było w domu. Leżałem na sofie w salonie, przykryty granatowym kocem i z kubkiem gorącej czekolady w ręku. Albo zimnej czekolady. Sączyłem ją już z dobrą godzinę. Jedną z wielu, które spędziłem na czekaniu i zamartwianiu się. Jedyne co mi towarzyszyło to muzyka, płynąca z dwóch głośników od wieży stereofonicznej. Nic więcej. Marzłem, mimo tego, że w mieszkaniu było ciepło. Brakowało mi jego ciepła, jego oddechu na mojej szyi, ust na policzku i zarostu, którym nieświadomie drapał moją skórę.
Czułem się winny w jakimś stopniu. Nie chciałem, aby on odebrał to w taki sposób. Mnie i Louisę nic nie łączy, naprawdę. No prócz dziecka, ale to teraz pominę. Jednak i tak uważałem, że on trochę dramatyzuje.
Klucz w drzwiach się przekręcił, usłyszałem, jak klamka opada. Bez zwłoki, czym prędzej poderwałem się z kanapy i opatulony ciepłym kocem wyszedłem na korytarz. Zayn właśnie ściągał buty. Gdy już rozebrał się z odziania wierzchniego, spytałem spokojnie:
- Gdzie byłeś?
W tym momencie podniósł na mnie swój lekko pijany wzrok. Uśmiechnął się cynicznie. Minęła sekunda i kolejna, a on wciąż milczał. Nim odpowiedział, ruszył wolnym krokiem przed siebie. Złapałem za jego nadgarstek w ostatniej sekundzie.
- Nie przywitasz się ze swoim chłopakiem? - zapytałem, nachylając się do jego twarzy odrobinę.
- Czyżby pani ciężarnej popsuł się humor? Nagle przypomniałeś sobie, że jestem twoim chłopakiem? Jakoś nie myślałeś o tym, latając za nią z wywalonym językiem - powiedział niemal przez zaciśnięte zęby.
- Zayn, proszę, nie kłóćmy się - szepnąłem.
- Staram się, ale... ugh! Jesteś okropny! Denerwujesz mnie już - odparł niby z żalem, ale spokojnym tonem.
Zmniejszyłem naszą odległość do minimum i niepewnie musnąłem jego wargi swoimi. Przymknął powieki i delikatnie zadrżał, czułem to w zetknięciu z jego ciałem. - Nienawidzę cię - sapnął w moje usta, a w odpowiedzi ja przywarłem do jego rozchylonych ust. Nie oderwał się, nie opieprzył. Tylko stał tak i trochę mozolnie oddawał pocałunek. Kilka chwil później, odsunął się ode mnie, zaczerpując powietrza.
- Przepraszam - powiedziałem cicho.
- Daj spokój - machnął lekceważąco ręką. - Wiem, że i tak ci jej nie zastąpię.
- Ale ja tego od ciebie nie wymagam. Zayn, skończ z tym. Nic do niej nie czułem, nie czuję i nie będę czuć - wyrzuciłem z siebie na jednych wydechu. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, a słysząc z salonu "Cry to me", delikatnie pociągnąłem go za nadgarstek w tamtą stronę i od razu objąłem, aby dać w ten sposób zaproszenie do wspólnego tańca.
- Nie umiem tańczyć, zostaw mnie - poprosił, ale praktycznie wcale nie próbował się wyrwać.
- Umiesz, zatańcz ze mną, proszę - szepnąłem wprost do jego ucha.
Pierwsze sekundy mijały w lekkim spięciu między nami, ale z każdą kolejną on rozluźniał się coraz bardziej, aż w końcu pewnie poruszał się razem ze mną w takt piosenki. Przylgnąłem do jego ciała, tak aby czuć go przy sobie. Delikatnym pocałunkiem naznaczyłem jego szyję, a potem linię szczęki. Gdy doszedłem do policzka, zatrzymałem się na nim dłużej. Ustami wodziłem po gładkiej fakturze jego skóry, uwielbiałem to robić. Powoli wtargnąłem na teren jego nieco spierzchniętych warg, nie spieszyłem się z namiętnością. Wolałem, aby to on dał mi jakiś znak i długo też nie musiałem na niego czekać. Zayn oddał pocałunek, a jego język splątał się w ciągu kilku chwil z moim.
Piosenka się skończyła, a my nadal staliśmy na środku salonu splątani w uścisku własnych ciał.
- Nie pozbędziesz się mnie tak szybko - zaśmiałem się cichutko pod nosem - Nienawidzisz mnie?
- Uhm - mamrotał, ciaśniej się wtulając we mnie - Tak bardzo, że ostatnie kilka godzin spędziłem na myśleniu, jak bardzo cię nienawidzę.
Wiedziałem, że nie mówił poważnie. Wyczułem ten lekki śmiech w jego głosie.
- Ale proszę, następnym razem daj jakiś znak życia, martwiłem się.
- Wiesz, raczej jak ktoś się obraża to nie daje o sobie znaku życia, szczególnie nie osobie, której w danym momencie nienawidzi.
- Ekspert się znalazł - mruknąłem pod nosem. - Mój ekspert.
- Twój?
- Mój.

*Zayn*
Jego usta dotknęły moich, a dłonie mocno zacisnęły się na mych biodrach. Napierał na mnie tak mocno, że poczułem, jak kant blatu kuchennego wbija się w mój tył, ale nie przeszkadzało mi to. Mieliśmy chwilę dla siebie, więc dlaczego nie skorzystać? Harry przeniósł wargi na moją szyję i został tam dłużej niż na wcześniejszym miejscu. Usłyszałem tylko ciche mlaśnięcie. Tak, chłopak zrobił mi malinkę. Dawno już tego nie robił, więc nie ukrywam, że mi to schlebiło.
- Jestem! - zawołała Louisa zaraz po wejściu do mieszkania. - Mam świeże pieczywo, no i coś do was.
Weszła do kuchni pewnym krokiem i wręczyła nam białą kopertę. Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. Nikt nie spodziewał się żadnego listu ani czegoś takiego.
- Dziwny - Styles obracał go w rękach - Nie ma dresu, tylko nasze nazwiska - powiedział pod nosem.
Racja, to było co najmniej dziwnie. Harry otworzył go pośpieszenie i wyjął ze środka złożoną kartkę formatu    a4 z tekstem stworzonym z wyklejanych liter. Przełknąłem ślinę i spojrzałem na to ponownie, aby przeczytać.
"Kiedy ujawnicie się światu?" - jedno proste pytanie, a ja myślałem, że zaraz zejdę na zawał.
- Dobry żart - mruknąłem pod nosem i już chciałem opuścić to pomieszczenie, gdy głos Hazzy mnie zatrzymał.
- Zayn, to chyba nie jest jakiś głupi żart - powiedział cicho, jakby sam się w tym momencie czegoś wystraszył. Wróciłem do niego i oniemiałem. Trzymał w rękach nasze zdjęcia. Zdjęcia z wczoraj. Ja i Harry. W salonie. Przytuleni do siebie. Całujący się.
- Co jest? - zapytała Louisa, w momencie stając obok mnie. Jej mina wcale nie różniła się od naszych. Chyba również doznała lekkiego szoku.
Miałem ochotę się roześmiać. Co tu się, kurwa, dzieje?!
___
Przepraszam za błędy, nie mam czasu, żeby je do końca ogarnąć. Przepraszam, że tak długo. Przepraszam, że ten rozdział nie jest również powalający. Miałam dla Was krótki filmik, ale blogspot go zjebał., -.-
Dziś prawdopodobnie zrobię twitcama około godziny 18. Chcesz, aby się odbył? Napisz w komentarzu. Jak  go zrobię, podam link na samej górze. Zapraszam również tutaj: http://character-ask-yimb.tumblr.com/ Możecie zadawać pytania postaciom z tego opowiadania.