NOWOŚĆ! Zadawaj pytania postaciom z tego opowiadania na character-ask-yimb.tumblr.com w zakładce "message"!
Dom Skoczka: reason-to-be-suicidal.tumblr.com
Hej, Monsterki! Dużo osób w komentarzach pytało (albo prosiło) o nowe opowiadanie. Zainteresowanych kieruję na giovimonster.tumblr.com, a później do zakładki "TWÓRCZOŚĆ". Zaczęłam pisać nową historię o Larrym oraz takie dodatkowe, w którym pojawi się para hetero (nie zdradzę kto z kim) oraz Niam. Zapraszam! xoxo

czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 21.


*Zayn*
Spoglądając przed siebie na rozciągającą się panoramę centrum miasta, zapaliłem papierosa, którego uprzednio wyjąłem z paczki. Z przyzwyczajenia zawsze nosiłem jedną  w spodniach. Dobre na odstresowanie. I teraz też o to chodziło. To jest po prostu zbyt przytłaczające. Te myśli, obrazy, w których to Harry czerpał jak największą przyjemność, jaką dawał mu Louis sprawiały mi ból. I choć starałem się je wyrzucić z głowy, nie potrafiłem. Trudno było zapomnieć z dnia na dzień o zdarzeniu, które miało miejsce dość niedawno. To była świeża rana, a w jakiś sposób ja i Harry ją  nieświadomie rozdrapywaliśmy.
Ciche skrzypienie doszło do mych uszu kilka chwil później. Wiedziałem, że to Harry, bo któż by inny? Czułem, jak idzie w moją stronę i zbliża się do mnie powoli. Ostatni buch i zgniotłem końcówkę papierosa o stalową barierkę.
- Przepraszam, ja nie potrafię. Trudno mi udawać, że nic się nie stało. Haz, ja wciąż widzę ciebie z nim... podobało ci się. Ja... Ja się boję. Bardzo chcę, aby było tak jak przedtem, ale potrzebuję trochę czasu. Przykro mi - powiedziałem na jednym wydechu, jąkając się trochę. Dopiero po wygłoszeniu tej mowy, odważyłem się spojrzeć mu w oczy. Wyglądał na nieco zawiedzionego, tak jakby było mu żal. I może rzeczywiście to prawdą, jednak to i tak boli.
- Jasne, rozumiem. W porządku - odparł spokojnie. Tłumaczył się już kilka razy, nie musiał kolejny, bo znałem to na pamięć. - Ale wiesz ,- zaczął przeciągle, ujmując moją dłoń delikatnie w swoją - rano jak się obudziłem, byłem przekonany, że tą noc spędziliśmy razem. Nawet spytałem, jak to się stało, że doprowadziłeś mnie do takiego stanu. Nic nie pamiętałem. Wystraszyłem się, gdy Tomlinson okazał się być drugą osobą w pokoju, a nie ty.
Wypowiadając te słowa, cały czas patrzył się na mnie. Jego lekko zachrypnięty ton przyprawiał mnie niemal o dreszcze. Był spokojny, ale i przygnębiony. Nie lubiłem Harry'ego w takim stanem. Znacznie bardziej odpowiadał mi jego uroczy uśmiech i dołeczki w policzkach.
- Poczekam tyle, ile będę musiał - zapewnił, wyswobadzając swoje palce z uścisku.
Zerknął ostatni raz przez ramię z lekkim uśmiechem na ustach, po czym zniknął w salonie. A ja zostałem na balkonie, pozwalając aby zimne powietrze raz po raz oplatywało moją odkrytą skórę. Zaraz doszła mnie wolna melodia grana na fortepianie. Na słowa długo nie czekałem. Kilka chwil później mogłem zatracić się w jego głosie i chrypce, którą uwielbiałem. Ona czyniła jego barwę jeszcze bardziej niezwykłą.

Five-thousand miles with miles with traffic of you in my mind,
There'll be pain, there'll be glory.
Boy you don't need to worry;
Cause my heart will wait.

My heart will wait for you.
My heart will wait.
My hearts gonna wait for you always.

Coś w środku mnie zakuło. Miałem lekkie wyrzuty sumienia, że go tak potraktowałem, ale wolałem powiedzieć, co czuję. Tak chyba będzie łatwiej, prawda? Oboje przynajmniej wiemy, na czym stoimy. Choć ja nie jestem pewien czy dobrze postąpiłem. Pragnąłem go. Naprawdę chciałem o wszystkim zapomnieć. Chciałem się w niego wtulić i pochłonąć zapach cytrusów, którymi zawsze pachniał.
Po przekroczeniu progu salonu, zamknąłem za sobą drzwi balkonowe. On wciąż śpiewał, a jego palce z gracją sunęły po długich, białych i nieco krótszych, czarnych klawiszach, aby zaraz mocniej nacisnąć jeden z nich.

With all those times we sat and dreamed of life:
Oh how the future it could be,
The flawless drawrings of beauty.
So don't give up, boy, don't give in.
Don't stop, believing in me.
This is just the beginning.
Cause my heart will wait.
My heart will wait for you.
My heart will wait.
My hearts gonna wait for you always.


Wymieniłem z nim kilkusekundowe spojrzenie, po czym udałem się do pokoju, który miał być od dzisiaj moim. Musiałem to wszystko przemyśleć. I aby bardziej atmosfera sprzyjała tej czynności, nacisnąłem przycisk "play" na moim Ipodzie, jednocześnie wkładając obydwie słuchawki do ucha. Dziwnym trafem od razu zaczęła lecieć jedna z naszych piosenek, "More than this". Nie wiedząc czemu, zawsze przy niej chciało mi się płakać. A wszystko nasiliło się, gdy usłyszałem wersy Styles'a i miałem wrażenie, że los w magiczny sposób dopasował ten utwór do sytuacji. Pasowały one teraz do nas. Mógłbym je zacytować w rozmowie z nim, mówiąc, że umieram na widok jego i Tomlinsona, bo to ja mogę go kochać bardziej niż on. Louis nie byłby zdolny do takiej miłości, nie po tym, co zrobił mnie, Harry'emu i nawet Eleanor. Nigdy za nią nie przepadałem, ale teraz zwyczajnie było mi jej trochę żal. Zdradził swoją dziewczynę, którą ponoć tak bardzo kocha.
Mógłbym rozmyślać nad nim jeszcze długo, ale szczerze nie miałem ochoty. Jednak męczyła mnie jedna myśl i coś mnie pchnęło, aby o to zapytać. Choć może brzmiałbym idiotycznie, on musi to zrozumieć.
Ipod wraz ze słuchawkami brutalnie wyrwanymi przeze mnie z uszu opadł bezgłośnie na łóżko, a ja w mgnieniu oka znalazłem się ponownie na korytarzu. Minąłem wejście do kuchni, czajnik zagwizdał, a Harry wyłączył palnik.
- Zayn, płaczesz? - zapytał spokojnym tonem. Krok i znalazł się bliżej mnie.
- Ty i Louis - zacząłem, pomijając jego pytanie - zabezpieczaliście się?
- Naprawdę o to pytasz? - z jego ust wyrwał się cichy, uroczy śmiech. - Nie wiem, nic nie pamiętam.
- Kompletnie nic?
- Jakby tą noc ktoś wymazał mi z pamięci.
Westchnąłem cicho, spoglądając ostatni raz w te zielone oczy. Od kilku dni wyglądały tak samo. Nie śmiały się, były przepełnione troską. Zależało mu. I mnie też. Oboje bardzo tego chcieliśmy. Ale w każdej próbie zbliżenia, dzieliła nas niewidzialna ściana, o grubości zaledwie centymetra. Naprawdę niewiele potrzeba, aby ją pokruszyć.
Rzuciłem się z powrotem na łóżko i zacząłem tempo wpatrywać się w biały sufit. Zadałem sobie proste pytanie. Chcesz ją zniszczyć?

*Harry*
Ze snu wybudził mnie dzwonek przychodzącego sms-a. Na oślep wymacałem telefon i zaraz odblokowałem go. Pod wpływem jasnego ekranu, zmrużyłem gwałtownie oczu i ledwie widząc, odczytałem nową wiadomość, która okazała się być od Zayna. Przysięgam, że gdybym tylko mógł, rozszerzyłbym je ze zdziwienia, które się zwiększyło kilka chwil później. Musiałem się przewidzieć. Leniwie zszedłem z łóżka, aby zapalić światło. W sekundzie pokój ogarnęło jasność, a mój wzrok zaczął się powoli przyzwyczajać. Ponownie zerknąłem na wyświetlacz.

Od: Zayn xx
Przyjdź do mnie. Proszę. 

Nie czekałem dłużej. Jak stałem, tak nagle znalazłem się w progu jego pokoju. U niego panowała ciemność. Przez co też słabo go widziałem, ale na tyle, by wyczuć, że coś jest nie tak. Leżał na łóżku skulony i przykryty kołdrą po samiuśki czubek nosa. W dłoni coś ściskał. Coś, skąd dobiegała cicha melancholijna melodia. Tak samo jak słowa. Smutne, przygnębiające. Ubrany jedynie w czarne spodnie od piżamy, położyłem się obok niego, powoli wchodząc pod kołdrę. Lekko się wzdrygnął, poczuwszy moją dłoń na swoim brzuchu. Dopiero teraz mogłem wsłuchać się w utwór.
- Dlaczego wszystko jest takie mylące? Może po prostu odchodzę od zmysłów?* - zaśpiewał wraz z kolejnymi słowami.
- Nie mów tak, proszę - wyszeptałem do jego ucha. Cicho załkał w odpowiedzi. Milczenie trwało jeszcze przez chwilę, aż w końcu znowu urzekł nas piękny głos Avril. W trzecim wersie kolejnej zwrotki* splotłem nasze palce mocno - Nie wiem, kim oni są. Ale ja... jestem z tobą. Tylko z tobą* - pozwoliłem sobie na drobną zmianę tekstu. Teraz przekazywała ona idealnie moje uczucia.
Gdy muzyka ucichła, wyjąłem telefon z jego dłoni i wyłączyłem odtwarzacz. Miałem wrażenie, że przez to on nakręca się jeszcze bardziej do płaczu. A teraz szlochał, po cichu z myślą, że nie widzę, dał ponieść się emocjom. Zmartwiłem się. Nie wiedziałem, że on to aż tak przeżywa. Wewnętrzny Harry skarcił mnie ponownie, więc po wsłuchaniu się w słowa sumienia, mocniej go do siebie przytuliłem. Moja dłoń wciąż spleciona z jego spoczywała na brzuchu chłopaka. Klatką piersiową wyczuwałem jego plecy, sam niespodziewanie wsunął nogę pomiędzy moje łydki, przyprawiając mnie o miłe dreszcze.  
W tle słychać było jedynie nasze oddechy. Mój spokojny i jego nieco przyspieszony. Przeczekałem kilka chwil i gdy on również był już w normalnym stanie, zaczął mówić szeptem.
- Po tamtej nocy wszystko wróciło. Nawiedzają mnie koszmary. Myślałem, że się uwolniłem. Minęło kilka dobrych lat. To miał być bezpowrotny koniec. To było straszne. Nie chcę znowu w to popaść, nie chcę wracać do psychiatryka. Harry, ja się boję - poczułem mocny uścisk na dłoni, a potem usłyszałem ciche łkanie. Nie wiem, jakim cudem udało mi się nagle znaleźć po jego drugiej stronie. To był odruch.
- Mam wrażenie, że to wraca. Pomóż - ostatnią prośbę powiedział niemal stłumionym głosem. 
Dwie sekundy później już mocno obejmowałem jego ciało, pozwalając aby łzy skapywały z jego oczu prosto na moją prawą pierś. Wtulił się we mnie, a dłoń kurczowo zacisnął na mym boku. Nie chciałem wypytywać jeszcze o co dokładnie chodzi, mimo to już zdawałem sobie sprawę, że jednak są rzeczy, o których jeszcze ze swojego życia nie ujawniliśmy. I ja również miałem jeden sekret, który i tak prędzej czy później ujrzałby światło dzienne.
- Będę przy tobie - szepnąłem w jego włosy i to jakby go trochę uspokoiło, bo delikatne drgawki na jego ciele spowodowane szlochem zniknęły. Uznałem, że teraz pora na mnie - Czasami ludzie, których spotykamy przypadkowo, okazują się być osobami, bez których później nie potrafimy się objeść. Jesteś taką osobą w moim życiu, zdajesz sobie z tego sprawę? Nie chcę tego zniszczyć. Jesteś ważny dla mnie, tak samo jak moja mama. Zayn, możemy nie mieć przed sobą tajemnic? - po krótkiej przemowie nastąpił ten moment, w którym chciałem powiedzieć mu o ciąży, a delikatne przytaknięcie głową mogłem uznać za zgodę.
 - Nie chcę tego przed tobą ukrywać, dlatego chcę to powiedzieć od razu. Wiem to dopiero od swoich urodzin, sam do końca z początku nie byłem pewien, ale to prawda. Proszę, tylko nie gniewaj się na mnie. Pamiętasz moją noc z Louisą? - nie pozwoliłem mu nawet odpowiedź na to pytanie, ponieważ zaraz dodałem: - Ona jest w ciąży, a ja będę ojcem.
Minęła minuta, potem druga. Przez jakiś czas panowała niezręczna cisza, spodziewałem się najgorszego. Mulat podniósł głowę znad mojej klatki. Czekoladowe, zaszklone spojrzenie wpatrywało się we mnie, lecz bez zdziwienia, zdenerwowania ani złości. 
- Zayn, powiedz coś. Powiedz, że się zawiodłeś. Cokolwiek - zacząłem martwić się milczeniem z jego strony. To mogło oznaczać wszystko. Akceptację albo odrzucenie.
- Nie mogłem się zawieść. To miało miejsce przed nami - odparł spokojnie, chowając nieudolnie smutek. Ja na szczęście zdążyłem go wychwycić.
- Nie mogę zgodzić się na usunięcie płodu. Przepraszam. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Ale to nie stanie między nami, rozumiesz? Pomogę jej wychować dziecko, w końcu to będzie mój obowiązek, ale ty... - zrobiłem pauzę. Mówiłem jak nakręcony, a przecież te słowa mogły go w jakiś sposób ranić.
- A ja co? - zapytał cicho z niepewnym wyrazem twarzy.
- A ty będziesz mi pomagał.
- Sugerujesz, że będziemy... - zastopował, aby coś przemyśleć - tatusio-wujkami? - po tych słowach na jego wargi wpłynął delikatny uśmiech.
- Tak, właśnie to sugeruję - złożyłem pocałunek na jego czole, cicho się śmiejąc - Nie jesteś zły?
- Nie, nie jestem. Pamiętam, że byliście pijani, zapomnieliście gumek, zrozumiałe.
- Podziwiam cię - szepnąłem wprost do jego ucha - A właśnie, o czym ty... - chciałem zadać pytanie odnośnie jego pierwszych słów, ale nie dane było mi skończyć.
- Anoreksja. Miałem trzynaście... a może czternaście lat, gdy wylądowałem przez to w szpitalu na oddziale psychiatrycznym. To nie był słaby przypadek, tylko dosyć poważny. Powstrzymywałem się od jedzenia. Wszystko odtrącałem, chowałem do plecaka, a potem wyrzucałem poza domem, tak się zaczęło. Rodzice jakoś średnio się mną przejmowali, mama doskonale widziała, że chudnę, ale nie spostrzegła, że to jest złe. To działo się strasznie szybko. Kilogram za kilogramem coraz mniej, ale ja... ja czułem się wstrętnie, wręcz beznadziejnie. Nie podobałem się sobie, miałem wrażenie, że innym tym bardziej. Ja byłem sam, bez nich...
Chaotyczną wypowiedź przerwał płacz. Cichy, niewinny płacz. A mnie odjęło mowę. Nigdy nawet nie snułem takich przypuszczeń o żadnym z nas. Zayn zawsze wydawał się być taki silny, nie przejmujący się niczym. Po postu pewny siebie. A teraz? Teraz trzymając go w swoich ramionach, miałem wrażenie, że zaraz rozleci się na milion drobnych kawałeczków. Był taki kruchy, niczym porcelanowa lalka z wystawy. Delikatny, bezbronny, zawsze wyglądający idealnie. Ale przede wszystkim był mój. I nie miałem zamiaru dopuścić , aby resztę nocy spędził w towarzystwie wspomnień z dawnych lat. Tych złych, mało przyjemnych dla istoty ludzkiej.
- Dziękuję, że przyszedłeś. Bałem się, że to zignorujesz.
- Dziękuję, że dałeś mi znać. Wiesz, to znaczy, że chyba powoli zaczynasz mi ufać.
Nie odpowiedział. Kąciku jego ust zadrżały, gdy niespodziewanie uniósł je do góry i uraczył mnie swoim uśmiechem, którego psuły jedynie zaschnięte na policzkach łzy. Bez porywczych ruchów, zaczął się do mnie nieznacznie zbliżać. Zatrzymał się z ustami na przeciwko moich ust. Jego oddech owionął moje lekko rozchylone wargi, a serce zabiło mocniej. Stresowałem się. Nie wiedziałem tylko dlaczego. Przecież już nie raz się całowaliśmy. Mimo to, czułem, jak robi mi się gorąco.
- Tak, nie chcę również zrobić z tego kilku wspomnień. Chcę, aby to trwało. A Ty, Harry?
- Zadaj mi trudniejsze pytanie - wyszeptałem - Jasne, że chcę.
Schylił się, ostatnie dzielące nas milimetry zostały zniszczone. Nasze wargi automatycznie złączyły się w pocałunku, do którego oboje straciliśmy poczucie dystansu już kilka chwil później. Moja dłoń powędrowała ku górze, zatapiając się w jego ciemnych włosach, a druga spoczęła na policzku. Tym samym przywarłem do niego mocniej. Zayn również nie był obojętny, zdawał się być pewny swoich poczynań, co wnioskowałem po uczuciu jakie wkładał w ten na pierwszy rzut oka nic nie znaczący pocałunek.
~ ~ ~
Jak ja nienawidzę słońca z samego rana. Znowu musiało mnie obudzić. Ach, no tak. Zapomniałem o kupnie jakichkolwiek firanek do tego mieszkania. W sumie to ósme piętro i sąsiedzi nie mają za bardzo jak patrzeć w okna, ale to nie zmienia faktu, że promienie słoneczne o tej porze dnia nie są wskazane. Tak więc zdecydowane, zaraz po wizycie Paula, pojadę na zakupy. Jakby było miło, gdyby Zayn również chciał jechać ze mną. 
A propos niego, leżał tuż obok niego z ręką przepasającą mój tułów. Zerknąłem w bok. Spał słodko z błogim uśmiechem na ustach. Cieszyłem się z nocnej rozmowy. Chyba w końcu sobie powiedzieliśmy wszystko, co mogłoby stworzyć kłótnie, a w taki oto sposób ich uniknęliśmy.
- Zayn - mruknąłem do jego ucha - Uszatku, wstawaj. Chyba coś koło dziesiątej już jest, a po jedenastej Paul ma nas odwiedzić.
Przejechałem ustami wzdłuż jego obojczyka, przez szyję, zatrzymując się dopiero nad ustami.
- Daj mi kilka minut - wymamrotał zaspanym tonem. Już chciałem się podnieść, kiedy on nagle umieścił swoją dłoń na moim karku i pociągnął do siebie, tak że znowu znajdowałem się niewiele nad nim. - Ale najpierw daj mi buzi. 
Wywróciłem teatralnie oczami, lecz bez sprzeciwu cmoknąłem przelotnie jego pełne usta. 
- Za chwilę znowu przyjdę cię zbudzić - upomniałem na odchodne, po czym zniknąłem na korytarzu. 
Zrobiłem zaledwie dwa kroki w stronę swojego pokoju, gdy zorientowałem się, że z kuchni dochodzi szczęk łyżeczki obijającej się o ścianki szklanej filiżanki. Ale kto by to mógł być? Jedynymi osobami, które mają klucz do mieszkania to Liam i Paul, prócz oczywiście mnie i Zayna. Nie, to nie mógł być... A jednak.
Gdy tylko stanąłem w progu kuchni, spostrzegłem naszego managera stojącego przy blacie. Robił sobie herbatę, jak mniemam. Kawę pił bardzo rzadko.
- Harry - zmierzył mnie od góry do dołu - nareszcie wstałeś.
- A ty nie miałeś być o jedenastej? 
- A ty nie powinieneś być o tej jedenastej gotowy na moją wizytę? Poza tym, słodko się rumienisz - podszedł bliżej i wytarmosił mój lewy policzek. Spojrzałem na niego z oburzonym wyrazem twarzy. 
- A to nie jest jakoś dziesiąta?
 - A wyobraź sobie, że nie. A Zayn jeszcze w łóżku? I dlaczego spaliście razem? - był dziś strasznie dociekliwy. Musiał przejrzeć wszystkie pokoju, jak my smacznie spaliśmy. Zwykle takie rzeczy po nim spływały.
- Tak, on jeszcze nie wstał. A my... Pójdę go obudzić.
- Poczekam na was w salonie.
Zasalutowałem mu, po czym wróciłem do pokoju mojego chłopaka i oznajmiłem, że ma dosłownie dziesięć minut, aby odbyć poranną toaletę.
* Tekst z piosenki "I'm with you" Avril Lavinge, dałam tłumaczenie od razu na polski. Tekst Harry'ego w oryginale brzmi "Nie wiem, kim ty jesteś. Ale ja jestem z tobą... Tylko z tobą". LINK
___
Z góry przepraszam za błędy, nie mam już siły sprawdzać. Wiem, znowu czekaliście trochę ponad tydzień. Ale mam nadzieję, że zrozumiecie, ponieważ teraz ostatnie dni wakacji itd. A jak Wam one minęły? : )
Za ten rozdział proszę też ładnie podziękować Karolajnie, mojemu osobistemu Zayniakowi, ponieważ pomogła mi ustalić niemal cały, wszystkie szczegóły i drobiazgi. Dzięki niej też udało mi się napisać tą nocną rozmowę, ponieważ ja byłam w kropce. Wiesz, że Cię kocham, prawda? xx
I pytanko do Was: jak myślicie, o czym będą rozmawiać z Paulem? Co wyjdzie z tej rozmowy? Jestem ciekawa, co przewidujecie. :D
Pojawił się już 1. rozdział na RTBS
Kocham Was! <3
+ dziękuję za taką dużą liczbę obserwujących. Zakładam, że mój mały zboczony Styles również by się z niej cieszył. If u know what I mean. ^__^
+ Moja koleżanka założyła nowy blog z Zarrym. Gorąco polecam! Be my safety.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 20.

*Harry*
Pielęgniarki, które co kilka godzin się zmieniały, miały mnie dosyć. Minęły dwa dni, a ja ani śniłem aby ruszyć się od łóżka Zayn'a. Wychodziłem tylko wtedy, gdy twierdziły, że chłopak jest mocno zmęczony, a i ja wyglądam na sennego. Ale nie, wtedy również nie wychodziłem poza obręb szpitala. Na godzinę lądowałem w bufecie, aby wypić filiżankę mocnego espresso, które zdecydowanie dawało mi choć na trochę siły do życia. A potem znowu do niego wracałem i siadałem na krzesełku. Po prostu chciałem być obecny. Mimo, iż Zayn prawie w ogóle się do mnie nie odzywał albo udawał, że śpi, ja nie zraziłem się. Choć to bolało. Bardzo.
Ale nie mogłem go obwiniać. To byłoby nie fair. Poza tym, to ja namieszałem. Kiedy on powiedział o chęci popełnienia samobójstwa, zacząłem w duchu dziękować Bogu za to szczęście w nieszczęściu. Nie wyobrażałem sobie, gdybym teraz miał żyć bez niego. Nawet jeśli, by mnie zostawił, ale został żywy, lepiej bym to przyjął. Naprawdę trudno mi było zobrazować, co zrobiłbym po dostaniu wiadomości "Zayn nie żyje". Ja bym się załamał. Całkiem. To tak jakby ktoś nagle mi oznajmił, że drzewa przestają produkować tlen i zaczynamy obumierać. Tak jakby ktoś zabrałby mi powietrze. Na samą myśl moim ciałem zawładnęły drgawki. Przecież nie ma sensu wstawać z łóżka ze świadomością, że nagle coś, co kochałeś mimo wszystko i ponad wszystko odeszło i nie wróci. Nie kiedy jest to osoba, dzięki której jakoś utrzymujesz grunt pod stopami i idziesz przed siebie. Bo jeśli kochamy kogoś bardzo mocno to żyjemy nie tylko dla sameg siebie, żyjemy też dla tej drugiej osoby. I nawet jeżeli czasami mamy jej dość, denerwują nas wady, to nadal jesteśmy i nie odejdziemy. Z nią tylko chcemy budować mosty nad przepaściami, z nikim innym.
Jedyną rzeczą, jaką w tej momencie potrzebowałem to zwykły uśmiech, znak, że wcale nie gniewa się aż tak bardzo. Ale na to nie mogłem liczy, ponieważ doskonale zdawałem sobie sprawę, ile bólu mu przyspożyłem. I choć nie chciałem tego i nawet przez sekundę nie przeszło mi przez myśl, że tamta noc z Tomlinsonem była jakimś miłym doświadczeniem, jego obrzydzenie do mnie kruszyło moje małe serduszko, które pragnęło tylko jego i nikogo innego.
Może to śmieszne. Tak, niebywale śmieszne. Jeszcze dwa lata temu wyśmiałbym osobę, mówiącą, że jestem gejem. A teraz? Sam chyba obraziłbym się za stwierdzenie, że jestem hetero i ktoś liczy na to, że będę miał gromadkę dzieci. No tak, co do dzieci to było trochę pewne. Przynajmniej do jednego. Szczerze nie mialem z początku stuprocentowego przekonania czy to jest możliwe. Jednak jeden z lekarzy, którego spotkałem na klorytarzu w drodze powrotnej do sali trzysta dwadzieścia, potwierdził, że mój i Louisy przypadek jest jak najbardziej prawdopodobny. Z jednej strony zdawałem sobie sprawę, jakie to może być kłopotliwe. Szczególnie, że nie Zayn będzie musiał się o tym dowiedzieć wcześniej czy później. I bałem się, jak zareaguje. Modliłem się, aby tylko przyjął to spokojnie i wiedział, że nawet to nas nie rozdzieli. Ale z drugiej strony, jakaś cząstka mnie się radowała i momentami zastanawiałem się jakiej płci będzie maluszek.
Zayn zasnął pod wieczór, więc postanowiłem wykorzystać chwilę i czmychnąłem po cichu na korytarz, starając się nie wybudzić go ze snu. Tak jak wcześniej obiecałem Louisie, zadzwoniłem do niej.
- Hej, Harry - przywitała mnie, zapewne z udawanym uśmiechem na ustach. - Jutro z rana wracamy z Flor do Holmes Chapel.
- Ale jeszcze nie porozmawialiśmy. Przepraszam cię, ale sama chyba rozumiesz. Muszę to naprawić. A jeśli chodzi o nocleg to możecie u nas zostać, ile chcecie.
- Wiem, to miłe z waszej strony, ale moja mama już dzwoniła, zaczyna sobie jakieś historie pisać i podejrzewa, że zaszłam w ciąże, a ojcem jesteś ty. Przecież to niedorzeczne! - oburzyła się, dając mi tym samym do zrozumienia, że nikt o tym jeszcze nie wiem, nawet jej przyjaciółka, która prawdopodobnie jest gdzieś obok.
- Louisa, ale my...
- Tak, tak, wiem. Odwiedzę cię za jakiś czas, okey? Albo ty i Zayn wpadnijcie.
- Ale poczekaj, za dwa dni on już wychodzi.
- Harry, nie mogę. Mówię, mama się niecierpliwi. Dzięki jeszcze raz za wszystko.
- Nie ma za co - westchnąłem - I przepraszam, obiecuję, że dojdzie do tej rozmowy. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Tylko proszę, nie rób niczego głupiego.
- Jasne, postaram się. To do kiedyś tam.
- Szybciej niż myślisz. Cześć.
 ~ ~ ~
Fotoreporterów było od groma. Skąd oni w ogóle wiedzieli, że jesteśmy w szpitalu?! Choć w sumie... Może to dlatego, że Liam i Niall odwiedzali Zayn'a? I mnie też, bo przez te cztery dni nawet na kilka minut nie opuściłem tego miejsca, nie mówiąc już jakimkolwiek pojawieniu się w domu. Ledwo wyszliśmy z budynku, a już okrążyło nas grono całkiem obcych osób. Błyski fleszy, szum pytań i komentarzy. Spojrzałem przelotnie na mojego chłopaka. Wiedziałem, jak mu musi być ciężko. Nie chciał aby gdziekolwiek były opublikowane jego zdjęcia w takim stanie. Siniaki, zadrapania na szyi, strupy na wargach. Wyglądał naprawdę strasznie. Starał się jakoś zakryć, dolne partie twarzy schował w szalik, a oczy osłaniał lewą dłonią. Chcąc dodać go mu otuchy i tym samym pospieszyć przed nachalnymi paparazzi, splotłem nasze palce i przyspieszyłem tempo. Nie chciał, abym to zrobił. Zdawałem sobie z tego doskonale sprawę, bo przecież sam poprosił mnie o to przed wyjściem, ale ja teraz miałem to gdzieś. Zayn miał poczuć jak bardzo mi na nim zależy. 
- Boże, dajcie nam spokój i zajmijcie się swoim prywatnym życiem, do cholery, a nie nachodzicie o każdej porze dnia i nocy! - wydarłem się pod wpływem szybkiego skoku ciśnienia. Trudno było nawet dostać się do samochodu.
- Co się stało? Dlaczego Zayn jest w takim stanie? Czy odpowiecie chociaż na jedno z naszych pytań? - zawołała jakaś kobieta w prostokątnych okularach.
- Nie i żegnam - odparłem stanowczym tonem, pomagając jemu wejść do samochodu. Zasiadłem za kierownicą i włożyłem kluczyk do stacyjki.
Niezręczna cisza trwała dobre kilku minut. Zayn tępo wpatrywał się w szybko mijający obraz za oknem. Był całkiem wypłukany z życia. Nie uśmiechał się, nic nie mówił. To tak raniło. Wiedza, że chociaż chcę zrobić wszystko, co w mojej moc, to i tak zanim on znowu się do mnie przekona, minie zapewne sporo czasu. O ile w ogóle wrócimy do naszych relacji jeszcze sprzed tygodnia. Tak bardzo za nim tęskniłem. Mimo, że niby miałem go na wyciągnięcie ręki, to i tak był myślami daleko. Ten wewnętrzny Zayn, którego uśmiech pragnąłem dostrzec, gdzieś umknął jak piasek przez palce. W ciągu kilku ulotnych chwil. A przecież mogłem odmówić, powiedzieć "stop" i teraz wszystko wyglądałoby inaczej. Może właśnie leżelibyśmy razem na kanapie, oglądając jakiś teleturniej?
Tak minęła nam prawie godzinna droga do domu. W milczeniu. Gdy byliśmy już na podjeździe, w ostatniej chwili zatrzymałem go.
- Dziękuję, że dałeś mi szansę. Nie zmarnuję jej, obiecuję.
Chciałem się nieco zbliżyć, aby móc złożyć na jego wargach subtelny pocałunek, jednak chłopak w momencie odwrócił twarz.
- Proszę, jeszcze nie - wyszeptał. Ostatnim, co usłyszałem to trzask zamykanych drzwi, a potem uchylany bagażnik.
Ciągnąc za sobą torbę na ramię z brązowej skóry, wszedł do mieszkania.
Najbardziej bałem się Tomlinsona Wiedziałem, że ten dupek nie da nam spokoju. Szczególnie po tym co zrobił. Długo nie myślałem. Spojrzałem przelotnie na zegarek, upewniając się, że nie ma jeszcze godziny osiemnastej. Kilka minut po szesnastej. Odpaliłem ponownie silnik i jeszcze raz wybrałem się na przejażdżkę.
~ ~ ~
Następnego dnia wstałem z samego rana. Normalnie nigdy bym nie wstał przed dziewiątą, ale teraz to co innego. Po szybkim prysznicu i oporządzeniu się, zszedłem prosto do kuchni. Wyjąłem olej, mąkę, mleko, dwa jajka i cukier z solą. Po wymieszaniu wszystkich składników w szklanej misce, sięgnąłem po cynamon. Doprawiłem nim surowe ciasto, które teraz było już gotowe do smażenia. Denerwowałem się. Nie miałem pojęcia, o której Zayn wtanie, a chciałem zdążyć ze smażeniem naleśników. Wszystko już miałem praktycznie przygotowane. Drewniana tacka z rozkładanymi nóżkami czekała już na stole. Gdy skończyłem smażyć, szybko przesmarowałem je nutellą. Zanim jednak ułożyłem je na talerzyk, na jego dnie położyłem metalowy kluczyk. Na niego cztery zwinięte naleśniki. Przyozdobiłem wszystko jeszcze skrojonym w plasterki bananem, nałożyłem bitą śmietanę i na to kilka muśnięć sosem toffi. Szklanka soku pomarańczowego i komplet sztuciec pojawiły tam się w mig, tuż obok naczynia z jeszcze parującym śniadaniem. Teraz niewątpliwie byłem gotowy, aby pójść go przywitać. Czułem, jak serce w sekundzie podeszło mi do gardła. Miałem mu do przekazania dwie wiadomości. Raczej obydwie dobre, jednak mimo to cholernie się bałem odrzucenia.
Powoli minąłem próg jego pokoju, uprzednio otwierając drzwi nogą. Przykryty do pasa kołdrą, smacznie ęspał. Pod spodem musiał mieć zapewne tylko bokserki, biorąc pod uwagę wysoką temperaturę w mieszkaniu. Co prawda mamy zimę, jednak ogrzewanie daje sobie z nią radę.
Usiadłem na skraju łóżka, tacką kładąc na swoich nogach.
- Zayn, wstawaj.
Przekręcił przecząco głową.
- No Zayn, proszę. Zrobiłem ci śniadanie.
Przez chwilę leżał w bezruchu, najprawdopodobniej rozmyślał czy warto podnieść się z łóżka. I trwało to kilka sekund, aż w końcu odwrócił się w moją stronę i rozwarł delikatnie powieki.
- Wstałeś rano tylko po to, aby zrobić mi śniadanie? - wymamrotał z niedowierzeniem.
- Tak, poza tym. Muszę ci coś powiedzieć.
Strach momentalnie zalśnił w jego ciemnych oczach. Wystraszył się, bo pewnie spodziewał się najgorszego. Podniósł się do pozycji siedzącej i oparł o ramę łóżka za sobą, a ja postawiłem tackę na jego udach, nóżki opierając na pościeli po jego obu bokach. Chłopak zaczął konsumować. Po jego delikatnym uśmiechu mogłem wywnioskować, że chyba posiłek przygotowany przeze mnie, jest całkiem smaczny. W pewnym momencie spojrzał na mnie wyczekująco, więc zacząłem swoją przemowę.
- Tak myślałem nad tym, co zrobił Louis i... ja, tak jakby. On jest jakiś chory. Nie mam pojęcia, dlaczego tak bardzo tego chce, abyśmy się rozstali. Ale ty wiesz, że mi na tobie bardzo zależy, prawda? Zayn, wiesz o tym? - w odpowiedzi pokiwał tylko głową, trochę niepewnie, ale jednak - Zadzwoniłem do Paula, powiedziałem mniej więcej, co się stało. Jutro nas odwiedzi, porozmawiamy i ustalimy, co dalej. A potem przyjedzie do chłopców i im wszystko przekaże.
Kończył już ostatniego naleśnika, ale przerwał jedzenie i ze zdziwieniem przyjrzał się mnie.
- Nas? Chłopców? O co chodzi?
- O nic, jedz, jedz - pospieszyłem go.Chciałem, aby sam się domyślił.
Długo nie czekałem. Kilka sekund później opróżnił talerz i teraz wpatrywał się w jedyną niejadalną rzecz na nim.
- Co. To. Jest?
- Klucz.
- Do?
- Do naszego nowego mieszkania - odparłem nieco ciszej, niepewny jego reakcji.
Podniósł wzrok z niewielkiego metalowego przedmiotu i spojrzał mi w oczy. Wyglądał, jakby miał się popłakać. Nie wiedziałem tylko czy się z tego powodu cieszyć, czy płakać.
- Jak to nowego mieszkania? 
- Nie chcę mieszkać z tym dupkiem pod jednym dachem. Tobie zresztą też nie jest łatwo. To jak, zamieszkamy razem?
Z nerwów schowałem jego dłoń w swoje i czekając na odpowiedź, przymknąłem oczy. Poczułem tylko jak splata nasze palce, a jakieś przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele.
- Mówisz poważnie?
- Nie słuchaj, żartuję - sarknąłem - Mówię serio. Boże, Zayn, naprawdę teraz się mnie nie pozbędziesz. Chcę z tobą zamieszkać, bez nikogo innego, z dala od niego.
- Starasz się - stwierdził szeptem, spoglądając w moje oczy trochę załzawionym spojrzeniem - To kiedy się przeprowadzamy?
- Spakuj się po śniadaniu. Nie wynajmowałem żadnej ekipy, bo wszystko już tam jest, meble, aneks kuchenny i tak dalej. Wyjedziemy o czternastej, okey?
Potwierdził, przytakując głową. O szczegóły już nie pytał. Czyli chyba mogłem to uznać za dobry znak. Może dla niego liczyło się tylko to, że będziemy razem?
Uśmiechnięty wyszedłem z jego pokoju. Sam również nie byłem jeszcze gotowy do przeprowadzki.
~ ~ ~
Planowany wyjazd o czternastej przełożyliśmy na trzynastą, ponieważ oboje chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się w naszym nowym i, co najważniejsze, wspólnym mieszkaniu. Bez Tomlinsona. Może trochę było mi szkoda, że rozstajemy się z Liam'em i Niall'em, oni też zresztą byli smutni, ale nie źli. Zanim dołączyłem do Zayn'a siedzącego w samochodzie, oboje życzyli mi powodzenia i powiedzieli to banalne: "Będzie dobrze". Wszystko na to wyglądało, co też mnie cieszyło. W ciągu ostatnich kilku dni pragnąłem tylko tego, aby się między nami ułożyło. Nic innego się w tym momencie nie liczyło. Zayn. On i nikt więcej.
Wnieśliśmy do mieszkania ostatnie pudła z naszymi osobistymi rzeczami i nareszcie mogłem przymknąć drzwi. Mieć go dla siebie. Mieszkanie co prawda nie było wielkie. Niewielka kuchnia, połączona z salonem, łazienka i dwie sypialnie, gdyby on chciał spać sam. Chłopak przeszedł się po wszystkich pomieszczeniach w milczeniu. Jednak jego oczy śmiały się. To mogłem uznać za coś pozytywnego i na ten widok, sam uśmiechnąłem się do siebie. Przystanął dopiero w kuchni, gdzie było duże okno z widokiem na centrum Londynu. Stał tak kilka minut w bezruchu, wyglądając przez nie. Musiał się zamyślić, bo delikatnie wzdrygnął się, kiedy moje dłonie opadły na jego ramiona. Powoli odwrócił się w moją stronę z rozmarzonym wyrazem twarzy. Nie czekając dłużej, oplotłem jego kark rękoma i powoli zacząłem się nachylać do niego. Przymknął oczy i pozwolił mi na to, na co tak długo czekałem. Nie naciskałem. Delikatnie musnąłem jego usta swoimi, powoli wsuwając pomiędzy jego rozchylone wargi język. Szereg śnieżnobiałych zębów pokonały równie szybko. On nie opierał się mocno. Zaczął odwzajemniać pocałunek z początku niepewnie, ale po chwili coraz namiętniej.
Chciałem, abyśmy trwali tak jeszcze przez kilka magicznych minut, ale coś... coś musiało się rozprysnąć. Magiczna aura zniknęła w sekundzie, w której on z trudnym do odgadnięcia wyrazem twarzy odsunął się ode mnie. Udał się prosto na balkon, a ja stałem tak w lekkim otępieniu.
____
Cholera, strasznie przepraszam. Zawaliłam po całości i z rozdziałem i z pierwszym na RTBS. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Po prostu... problemy emocjonalne, dom, serduszko, główka i te sprawy. 
Chciałam Wam bardzo, ale bardzo podziękować, że jeszcze ze mną jesteście. Nieważne, czy ktoś czyta od początku, czy od środka, czy może dopiero od któryś z ostatnich rozdziałów. Bardzo dziękuję za wspieranie, za proponowane mi pomysły, za obecność i cierpliwość do mnie. Kocham Was moim całym, małym bromance'owym serduszkiem! Jesteście wspaniali. Wspanialsi, niż sobie kiedykolwiek marzyłam. Lepszych czytelników chyba mieć nie można. Także jeszcze raz: MASSIVE THANK YOU!
Nowy na RTBS powinien pojawić się jutro/pojutrze za aż takie opóźnienie najmocniej przepraszam. Mówię, trochę jest źle i trudno mi się skupić, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy.
Luv ya. xx

Rozdział 19.

Nigdy nie umieszczałam takiej informacji, ten rozdział to wyjątek. 
Jeśli jesteś osobą wrażliwą na liczne wulgaryzmy, lepiej nie czytaj, ponieważ pojawi się ich tu bardzo dużo. Z góry przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób to kogokolwiek urazi.
___
*Harry*
- Dzień dobry, Harreh - usłyszałem za sobą cichy głos Louis'ego.
Nie wierzyłem własnym uszom. To musi być jakiś chory koszmar. Tak, owszem, jeszcze miesiąc temu rostopiłbym z rozpalającego mnie podniecenia, że to właśnie Louis leży ze mną w łóżku, ale nie teraz. Nie, kiedy zacząłem żyć bez niego, a z Zayn'em. Moim, kochanym Zayn'em, którego teraz tak bardzo pragnałem ujrzeć po przekręceniu się na drugi bok. A niech to szlag! Zerwałem się z łóżka, szybko rozglądajac po pokoju w poszukiwaniu moich bokserek. Znalazłem je po kilku sekundach i prędko wsunąłem na biodra. Wciaż mocno zszkowaony, spojrzałem w stronę leżącego na łóżku Tomlinsona, który z cynicznym uśmieszkiem obserwował każdy mój ruch, aż w końcu nasze spojrzenia się skrzyżowały.
- Co ty, do kurwy nędzy, robisz w łóżku Zayn'a?! I gdzie on jest?! - krzyknąłem, nie starając się nawet opanować emocji.
Byłem wściekły w tym momencie i ani mi się śniło potraktować go ulgowo. Śmiech pod nosem zadziałał na mnie niczym płachta na byk. Rozzłościłem się jeszcze bardziej.
- Co ja tu robię? Triumfuję. Wygrałem z tym idiotą. A on - przychnął pod nosem - nie wiem gdzie jest i jakoś szczerze mam to głęboko w poważaniu.
- O czym ty pierdolisz? - przekleństwa wypływały spomiędzy moich ust całkiem niekontrolowanie, nie potrafiłem się powstrzymać.
- Pomogłem mu uświadomić sobie, że ty zawsze byłeś i będziesz mój. Och, Harry - pokręcił z dezaprobatą głową, po czym wstał z łóżka, podchodząc do mnie bliżej. On, o dziwo, miał bokserki - przecież niezależnie od tego co się stanie, ty i tak wrócisz do mnie - ostatnie słowa wyszeptał wprost do mojego ucha. Odskoczyłem od niego jak oparzony.
- Nie, coś ci się pomyliło. Ja biorę Zarry'ego na poważnie, to nie jest jakiś nic nie znaczący bromance, rozumiesz? Zayn znaczy dla mnie dużo, zajebiście dużo i sam z własnej woli nie odejdę od niego - znowu echem odbił sie jego pusty śmiech, przepełniony wręcz złowrogim brzmieniem - Poza tym, możesz mi wytłumaczyć, dlaczego obudziłem się obok ciebie nagi?!
Wolnym krokiem przeszedł około trzy metry i jeszcze raz przyłożył usta do mojego ucha, muskając je gorącym oddechem.
- Byłeś taki napalony i mokry - wymruczał z zadowoleniem, a mnie automatycznie rozszerzyły się źrenice - jak dziwka w tanim burdelu.
Po tych słowach odepchnąłąłem go od siebie i spojrzałem z pogardą.
- Dlaczego ja nic nie pamiętam? Przecież dobrze wiem, że dużo nie wypiłem.
- To i owo się zażywało - odparł z łatwością, sprawiając wrażenie komentatora pogody, która zapowiada słoneczko przez kilka najbliższych dni.
- Ty pierdolony do granic możliwości, za grosz nie liczący się z uczuciami innych, niewyżyty seksualnie skurywsynu, chcesz mi powiedzieć, że dałeś mi jakieś świństwo, a potem, jakby nie patrzeć, po prostu mnie przeleciałeś? - wysyłaczem przez zaciśnięte zęby.
Mocno zacisnąłem pięści, aby tylko ogarnąć swoje emocje. Starałem się spokojnie oddychać, jednak jego osoba nie pozwalała mi na to. Prowokował każdym słowem czy chociażby gestem. Miałem największą ochotę zabić go na miejsu, gdy odpowiedział lekko "tak" z satysfkacją wymalowaną na twarzy.
- Dlaczego? Daj mi to jebane uzasadnienie, dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, aby mnie z nim skłócić - poprosiłem już trochę spokojniejszym tonem. W oczach stanęły mi łzy. Jego poczucie wyższości i obojętność mnie drażniły. Nie potrafiłem tłumić w sobie, jak bardzo mnie to przerastało.
-  Bo ten związek jest śmieszny. Między wami nigdy nic nie było i nie będzie. Poza tym, to chyba do mnie coś czujesz, prawda?
- A skąd u ciebie ta pewność siebie? I skąd w ogóle możesz mieć pojęcie, na kim mi zależy, skoro już od dawna miałeś mnie w dupie?
- Och, proszę cię - prychnął pod nosem - Tylko głupi by nie zauważył, że lecisz na mnie - ewidentnie zadrwił z mojej osoby - A ten tatuaż jako dowód twojej miłości, tak? - zaśmiał się szyderczo.
Całkiem o nim zapomniałem. Jego słowa wypowiedzane z takim jadem raniły niewyobrażalnie. Ale jestem pewien, że gdyby nie fakt, iż przestałem być w niego ślepo zapatrzony, zabolałoby bardziej.
- Był. Z niego jak najszybciej zrobię coś innego, może usunę, jeśli się da - odparłem bardziej do siebie niż do niego, zaraz dodałem głośniej: - Boże, jaki ja byłem głupi. Ty jesteś nikim. Albo na pewno nie moim przyjacielem. A co do mojego związku. Odpierdol się, tyle ci powiem.
- Jesteście obydwaj żałośni - zaczął zbierać swoje ubrania rozwalone po wszystkich kątach pokoju - No i powodzenia w odbudowie tej waszej miłości. Wątpię, aby to było takie łatwe.
- Co masz na myśli? - zdziwiłem się.
- Nie wiem, czy Zayn wybaczy ci zdradę - odaprł i widząc moją zszkowaną minę, kontynuował: - Widział, jak wijesz się pode mną z rozkoszy, Harreh.
- Kurwa, ty... Gnojku... Wypierdalaj z tego pokoju! - warknąłem w jego stronę, ale gdy Louis nadal patrzył się w moje oczy, nie obyło się bez podniesienia głosu: - No co się tak gapisz?! Wypierdalaj stąd! Nie rozumiesz?! WY - PIER - DA - LAJ - przesylabowałem, coraz to mocniej przybierając na sile głosu. Gdy on już otwierał drzwi, dopowiedziałem prędko: - I nie masz prawa mówić do mnie Harreh!
Po kilku głębszych oddechach, w końcu się opanowałem i zdołałem jakoś okiełznać moje myśli. Szczerze? Najchętniej w tym momencie sam wszedłbym do grobu. On nas widział. Mnie z nim. Byłem nieuważny. Mój błąd. Ale co jeśli on tego nie zrozumie? Sam nie jestem pewien czy zdołałbym wybaczyć mu coś takiego. Ale przecież nie miałem o niczym pojęcia. I co z nim? Gdzie on jest?
Zacząłem się martwić nie na żarty. Cud, że nie zabiłem gołymi rękami Louis'ego, kiedy miałem taką okazję. Byłem w za dużym szoku. Dopiero gdy wyszedł uświadomiłem sobie to od a do z. I trudno, mnie zmieszał z błotem, wykorzystał, to odpuszczę, ale nie pozwolę, aby Zayn odszedł. Chyba że tak bardzo będzie tego chciał... ale nie! Nie puszczę go, gdy w końcu zaczęło się między nami układać. Nie potrafiłbym.
Odstawiłem myśli na bok. Teraz liczy się tylko odnalezienie go. Nic więcej. Z szafy Malika wyjąłem komplet ubrań. Gdy już wsunąłem na tyłek  beżowe rurki i dopiąłem ostatni guzik od czerwonej koszuli w kratę, mogłem wyjść z jego pokoju. Poszukiwania zacząłem od piętra. Niestety nie było go ani w łazience, ani u Niall'a, u Liama też nie, jak zresztą jego również. Został mi jedynie pokój gościnny. I w momencie otworzenia szeroko drzwi, zamaszystym ruchem, przypomniała mi się wczorajsza rozmowa z Louisą.
Florence leżała jeszcze na łóżku, jednak była po pobudzce, tak samo jak brunetka, która siedziała na swoim po turecku i bawiła się palcami. Obie spojrzały na mnie zmieszane, tak jakby właśnie o czymś rozmawiały. I chyba domyślałem się, jaki był powód tej rozmowy, bo obie przyjrzały mnie się badawczo.
- Wszystko było słychać? - zapytałem z przepraszającym wyrazem twarzy.
Obydwie przytaknęły. Spojrzałem w oczy Louisie i posłałem jej ciepły uśmiech. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że boi się naszej rozmowy na temat ciąży. Chciałem przekazać jej, aby się nie martwiła.
- Coś się stało? - dała znać o sobie blondynka, spoglądając na nas podejźliwie.
Nie odzywałem się. To jej decyzja czy powie dziewczynie o dziecku, czy nie. Dałem jej wolną rękę.
- Nie, nic - odparła szybko.
- Przecież widzę. No więc? - obrzuciła nas wyczekującym spojrzeniem - Harry?
- Wiesz, Flori, jeśli ona nie chce na razie nic mówić, to ja też nie mogę. Przepraszam. Właśnie, nie widziałyście może Zayn'a?
- Tak, słuchaj. Spał ze mną - rzuciła sarkastycznie - No ale powiedzcie, o co chodzi.
Wymieniłem się z Louisą porozumiewawczym spojrzeniem. Kiwnęła głową na znak, że jeszcze nie czas, więc zaraz przeprosiłem za poranną pobudkę moimi krzykami i wycofałem się z powrotem na korytarz. Czym prędzej ziegłem na dół. Salon był pusty, tak samo jak łazienka, gabinet i nawet ogród. Zrezygnowany udałem się prosto do kuchni, gdzie zastałem Danielle i Liam'a. Obydwoje siedzieli przy stole, popijając kawę, której aromat wypełniał całe pomieszczenie.
- Hej, wiecie, gdzie jest Zayn? Muszę z nim porozmawiać.
- Harry, on jest w szpitalu - oznajmił Liam, patrząc na mnie troskliwie. Byłem pewien, że w tym momencie zbladłem i mógłbym bez problemu wtopić się w ścianę. Na całe szczęscie, tuż obok wejścia stał stół i komplet krzeseł, więc zamiast osunąć się na podłoge, opadłem na drewnaiane siedzenie. Nogi w tym momencie odmówiły mi posłuszeństwa, a jedyne co potrafiłem z siebie wykrztusić to ciche "o Jezu".
Nie musiałem pytać. Liam niemal natychmiast zaczął opowiadać, co się stało, a ja siedziałem tak przez kilka minut, wsłuchując się w jego słowa z otwartymi ustami i łzami w oczach. Niewątpliwie to było przeze mnie. Jestem pewien, że wybiegł z podniesionym ciśnieniem i nawet nie patrzył przed siebie. Miałem ochotę strzelić sobie z pistoletu prosto w skroń. To moja wina. Nikogo innego. Gdybym spławił wczoraj Louis'ego, wszystko potoczyłoby się inaczej. Tę noc spędziłabym z moim chłopakiem, a nie osobą, która podawała się za mojego przyjaciela. Co się z tym wszystkim, do cholery, stało? Tomlinson to dupek całkiem innego pokroju, z którym jeszcze się nie spotkałem. Owszem, chamstwo, bezczelność, egoizm i kilka innych określeń miałem okazję poznać, ale on przebił wszystko. Zacząłem zastanawiać się, ile ja w ogóle dla niego znaczę. I czy kiedykolwiek coś znaczyłem, skoro potraktował mnie w taki, a nie inny sposób. Naprawdę żałowałem, że nie udusiłem go na dzień dobry. Czy jemu aż tak bardzo przeszkodzało to, że byłem szczęśliwy u boku Zayn'a? I to jak szczęśliwy.
Pierdolony skurwiel. Zabrał mi go. Co jeśli już bezpowrotnie?
- Harry, chcesz mi o czymś powiedzieć? - po pytaniu Payne'a wróciłem na ziemię - Widzę, że coś jest nie tak. Jesteś strasznie blady. Czy wy się pokłóciliście? Ty i Zayn?
- Nie, tylko... złamałem obietnicę - wydukałem pod nagłym napływem łez.
- Och, to jeszcze była jakaś obietnica? W takim razie masz ostro przejebane, szczerze ci powiem - zadrwił Louis, wchodząc do kuchni pewnym krokiem.
Oparł się nonszalnacko o blat i zaczął sączyć powoli sok pomarańczowy, który uprzednio wyjął z lodówki. Wymieniliśmy się złowrogimi spojrzeniami, których nie dało się nie zauważyć.
- Weź stul ten swój pysk i z łaski swej zejdź mi z oczu, zapchlony chuju - powiedziałem wyraźnie wściekły.
- Co za słowa. Chyba zacznę się bać - prychnął pod nosem.
- Radzę ci to - rzuciłem, gdy już wychodził z pomieszczenia.
Schowałem twarz w dłoniach. Myśląc, że dzięki temu się uspokoję. Nic z tych rzeczy. Jeśli wokół była cisza, moje myśli jeszcze bardziej się mnożyły.
- Dobra, chyba domyślam się, o co chodzi. Szczególnie, że cię wszyscy słyszeli. Ale nie będę zgadywać. Mów.
Spojrzałem na mojego przyjaciela. Potem na jego dziewczynę. Oboje wyglądali na zatroskanych i ciekawych, więc nie przedłużając, zacząłem swoją historię.
- Louis dał mi jakieś dragi. Ja nie miałem jakiegokolwiek poczucia, co się wokół mnie dzieje. Nie pamiętam nic. To wypłukało mi umysł. Wiem to tylko z naszej porannej rozmowy.
- Zaćpał cię? - spytała wystraszona Dani. - To niemożliwe.
- A jednak! - zawołałem z ironią - Ale to nic takiego. On mnie... - nie wiedziałem, jak im o tym powiedzieć. Każde słowo brzmiało idiotycznie, do tego sam czułem wstręt do siebie - On no... Ja...
- Po prostu to powiedz - dziewczyne ujęła moje dłonie w swoje, co dodało mi trochę otuchy.
- Zaciągnął mnie do pokoju Zayn'a, a tam, jejku, wiecie, co mam na myśli. Rano wstaję, myślałem, że ja i mój chłopak - lubię go tak nazywać - spędziliśmy tę noc razem, a tu słyszę tego skurwiela. Co więcej, wyśmiał mnie, ststwierdził, że jesteśmy żałośni, że Zarry to ściema. Do tego ponoć Zayn nas widział. Wiecie, jak ja się okropnie czuję? On mi nie wybaczy. Teraz wszystko musiało się zjebać! I to przez kogoś, kto był niby naszym przyjacielem. Czuję się taki brudny - wzdrygnęło mną, jak tylko pomyślałem, o tym, że ja i on...
- Ty mówisz poważnie? - spytał chłopak, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem. Musiałem wyglądać żałośnie.
- Serio myślisz, że w takiej sprawie, bym skłamał?
- Racja. A o co chodzi z tą obietnicą?
- Dałem Zayn'owi słowo, że nie dam się już omotać Tomlinsonowi - starłem wierzchem dłoni kilka łez - Możemy do niego jechać? Proszę. Muszę z nim porzmawiać, przeprosić, cokolwiek - załkałem - Chcę go zobaczyć.
Gdy tylko Liam zapewnił, że dziś się z nim spotkam, od razu poderwałem się z krzesła. Niestety, zaraz mnie zatrzymali i kazali najpierw zjeść jakieś śniadanie. Powtórzył, że wszystko będzie dobrze, że się ułoży. I naprawdę chciałem w to wierzyć, co jednak takie łatwe nie było. Nie, kiedy miałem świadomość, jak bardzo go zraniłem, choć wpływu na to nie miałem.
~ ~ ~
Podjechaliśmy pod szpital, a Louis od razu zaczał coś dogadywać. No tak, on nas tu przywiózł, ponieważ Liam wolał nie puszczać mnie za kółko. Twierdził, że jestem zbyt przejęty i roztrzęsiony. Co mogło być możliwe, żważywszy na trzy stłuczone w drobny mak szklanki i dwa pobite talerze. Wszystko leciało mi z rąk. Pewnie ciekawi Was, jakim cudem ten dupek się zgodził zostać kierowcą. Payne powiedział, żeby zrobił chociaż tyle dobrego. Oczywiście od razu nie przytaknął. Dopiero po długiej i dosyć głośnej kłótni z Daddy'm wsiadł do samochodu. O dziwo, razem z nami wszedł do szpitala, choc ja niechętnie na to przystanąłem, ale puściłem to mimochodem. Teraz chciałem najszybciej zobaczyć mojego chłopaka. Już gdy minęliśmy próg, a biel ścian była widoczna wszędzie, od razu podbiegłem do wysokiej lady, za którą siedziały dwie urbane w niebieskie fartuszki kobiety.
- Gdzie leży Zayn Malik?
- A pan to kto? - zapytała jedna z nich.
Zaskoczyła mnie w tym momencie. Poważnie. 
- Bardzo bliski przyjaciel, najbliższy. Powie pani, gdzie on jest?
- Trzecie piętro, pokój trzysta dwadzieścia - odpowiedziała po chwili szukania czegoś w papierach.
- Dziękuję! - krzyknąłem, będąc już w drodze do windy.
Nie czekałem na resztę. Nacisnąłem kilkakrotnie guzik z trójką po wejściu do małego pomieszczenia. Jak głupi myślałem, że w ten sposób drzwi zakleszczą się szybciej. Na szczęście, kiedy już to nastąpiło, podróż w górę minęła szybko. Jak połamany dobiegłem pod wskazane drzwi, ledwo co nie taranując kilku pacjentów na szpitalnym korytarzu. Z każdym kolejnym krokiem do tej sali, czułem rozsnące we mnie napięcie i obawy, Wziąłem głęboki oddech i po cichu otworzyłem drzwi.
Momentalnie moje oczy się zaszlkiły na ten widok. Mulat spał, przykryty na wysokość klaktki piersiowej białą kołdrą. Wyglądał na pewno o wiele gorzej, niż to sobie wyobrażałem. Miał na sobię tą charakerystyczną po wypadkową piżamkę. Na odkrytej skórze widniały liczne sine plamy i kilka ran. Jednak najbardziej pocharatana była twarz. Nie dało sie nie zauważyć spotych rozmarów zadrapań. Delikatna skóra została gdzie niegdzie zdarta mocniej, gdzieś słabiej. Wyglądał strasznie. Najgorsza w tym wszystkim była kroplówka stojąca przy łóżku na metalowym stelażu. Plastikowa rurka ciągnęła się wzdłuż jego prawej ręki od łokcia aż po nadgarstek. Nawet kostki u dłoni zostały zdrowo pokiereszowane. 
Nie zważając na poranione wargi z kilkoma czerwonymi strupami, powoli nachyliłem się do niego i musnąłem jego usta swoimi. Kciukiem pogładziłem poraniony policzek i łagodnie pogłębiłem pocałunek. Na oślep odszukałem jego dłoń i splotłem nasze palce. Dałem ponieść się chwili. Tak bardzo tęskniłem za jego dłońmi, ustami, za jego całą osobą. Za obecnością. 
W pewnej chwili poczułem, jak on trochę nieudolonie oddaje pocałunek. Ale to szczęście trwało tylko kilka sekund, bo zaraz odsunął się ode mnie gwałtownie i odwrócił wzok, aby tylko nie patrzeć mi w oczy. Zapomniał się.
- Po co tu przyszedłeś? - warknął, wyrywając dłoń z mojego uścisku.
- Przepraszam - wyszeptałem.
- Teraz ci przykro?
- Zayn, ale to nie tak. Ja nie miałem o niczym pojęcia.
- Jasne - sarknął.
Usłyszałem jak dżwi się otwierają. Liam wszedł do środka.
- Mówię poważnie, nie miałem...
- Tłumaczy się tylko winny. Powiedz mi, skoro wiedziałeś, że do niego wrócisz, po co mi przyżekałeś? W ogóle, kogo ja i o co pytam? Powinienem spytać siebie, dlaczego dałem ci szansę. Wiesz, ile dla mnie znaczysz? Dokładnie. Nie ile znaczyłeś, a znaczysz. Dużo, bardzo dużo. Poważnie myślałem, że coś się zmieniłeś, że rzeczywiście coś do mnie poczułeś, a Pana Wspaniałego przejrzałeś na wylot, ale nie, bo po co? Myliłem się.
Powiedział to tak szybko i z takim żalem, że mnie omal serce nie pękło. I powstrzymało mnie od tego tylko jedno słowo: "znaczysz". 
- Masz rację, jestem winny, bo mogłem mu odmówić tego pieprzonego drinka, ale zrozum, że ja nie miałem o niczym pojęcia.
- Na pewno i nieświadomie wysłałeś mi sms-a, abym przyszedł do swojego pokoju! 
- Co?!
Nie odpowiedział już nic, jedynie odwrócił się z wściekła miną w stronę okna. A ja zastanowiłem się, co jeszcze mnie dziś zaskoczy. Prędko wyszedłem na korytarz, pierwsze co chwytając za kołnierzyk od skórzanej kurtki Louis'ego.
- Sms?! - krzyknąłem mu w twarz. W tym momencie naprawdę nie obchodziło mnie, że to jest szpital, czyli miejsce jak najbardziej publiczne. Chciałem za wszelką cenę jakoś się odgryźć. Znowu w mych uszach rozbrzmiał ten paskudny śmiech. - Wejdziesz teraz do tego pomieszczenia i wszystko mu wytłumaczysz, jasne? - wysyczałem.
- Chyba śnisz! Nie zrezygnuję z wygranej.
- W dupie to mam, jak bardzo cię to satysfkacjonuje, masz to wszystko odkręcić!
- Jak się denerwujesz, słodko marszczysz nosek, jak prawdziwa ciota.*
- Spierdalaj! - fuknąłem i wskazałem ręką drzwi - Idź tam!
Nie wytrzymałem, gdy znowu mnie wyśmiał. Po prostu wybuchnąłem i wymierzyłem mu siarczystego liścia. Pod wpływem bólu, odwrócił głowę, ale złośliwy uśmieszek nadal się trzymał.
Wyrwał się i odwrócił na pięcie, kierując w stronę windy.
- Skyrwysyn! - krzyknąłem za nim, a w odpowiedzi pokazał mi środkowy palec - Tyle to ci wchodzi!
I już za chwilę zniknął z mojego pola widzenia. Zrezygnowany, opadłem na krzesło obok Niall'a. Zarzuciłem ręce na jego kark, mocno go obejmując i rozkleiłem się na dobre. Nie miałem pojęcia co robić, aby wszystko naprostować.
- Liam mówił, że z nim porozmawia. Nie płacz - pocieszał mnie Irlandczyk.
Przytaknałem głową, jednak mimo to, strużki słonej cieczy spływały wzdłuż mojego nosa i wcale nie powstrzymywałem się jakoś specjalnie, aby zaprzestać temu. Pozwoliłem aby coraz usilniej skapywały na koszulkę Horana, któremu to nie przeszkadzało. Mocno wtuliłem się w niego i pozwoliłem ponieść emocjom. I kiedy myślałem, że po prostu umrę z bólu na tym korytarzu w oczekiwaniu na jakiś cud, znak z nieba, że Bóg tylko dla mnie cofnie czas, tak żeby to, co stało się w nocy, nigdy nie miało miejsca, drzwi od sali trzysta dwadzieścia zaskrzypiały po cichutku, a zza nich wyszedł Liam. Uśmiechnął się do mnie ciepło i poprosił, abym wszedł do środka. Poderwałem się z miejsca jak oparzony. Jasne światełko w tunelu mrygnęło. 
Minałem próg, wolnym krokiem idąc w stronę łóżka, na którym leżał Zayn. Spojrzał na mnie dopiero, jak usiadłem na krześle, aby być blisko niego.
- Jesteś dupkiem. Najpierw ja wychodzę do ciebie, podaję pomocną dłoń, korzystasz z tego. Potem zostawiasz mnie dla niego. Później znowu wracasz, obiecując bardzo dużo - widziałem, jak trudno przechodziło mu to przez gardło. Rownież nie uszły mojej uwadze te maleńkie łzy w kącikach jego czekoladowych oczu - I teraz, gdy wszystko było wręcz idealne, ty mnie po prostu zdradzasz. Tak, wiem, nieświadomie, ale jednak. Wiesz, jak to cholernie bolało? Ja nie myślałem o niczym innym wtedy. Nawet będąc już dawno poza domem, ja nadal przed oczami miałem ciebie nagiego pod nim z błogim uśmiechem na ustach... - tu na moment zrobił pauzę na głębszy wdech - Kierowałem się prosto na ten pieprzony most Westermiński, bo stwierdziłem, że jak już skakać, to z miejsca, które nadałoby mojej śmierci aurę miscytyzmu. Ale coś musiało mnie zatrzymać. Nie wiem, czy to Allah czy twój Bóg, naprawdę nie wiem, który z nich sprawił, że wylądowałem pod kołami, a nie pod wodą, ale coś w tym musi być - nagle podniósł koszulkę od piżamy i wskazał palcem tatuaż. Charakterystynczy znak wieczności, który mówił "I w tym momencie przysięgam, że byliśmy nieskończonością"**. A w środku... nasze iniciały. Aż zaparło mi dech w piersiach. - Widzisz to? To wszystko straciłeś, bo wolałeś jego... I pewnie gdybym był większym chamem, a moje uczucie do ciebie byłoby chilowym zauroczeniem, nie dałbym ci kolejnej szansy, ale... Jeśli naprawdę tego chcesz, jeśli coś dla ciebie znaczę, to możesz to odbudować.
Spojrzałem mu w oczy. Były załzawione. Moje też znowu zachodziły mglistą powłoką. Starłem je i szybko ująłem jego słabą dłoń w swoje ręce, delikatnie zaciskając palce. 
- Chcę. Bardzo tego chcę. Dziękuję - wyszeptałem łamiącym się tonem.
- Ale wiedz, że to nie będzie takie łatwe.
* Jak się denerwujesz, słodko marszczysz nosek, jak prawdziwa ciota - przyznaję się, skopiowałam to zdanie z pierwszego rozdziału free conutry (moje i Ady opowiadnia o Larry'm, jakby ktoś był chętny to zapraszam na mój profil i wejście w link). Po prostu to jest takie piekne zdanie i strasznie mi tu pasowało., Ale wiem, że moja kochana Adu mnie nie zja za to. :3
** I w tym momencie przysięgam, że byliśmy nieskończonością - polskie tłumaczenie zdania, które wytatuował sobie Zayn (oczwyiście tylko w moim opowiadaniu, choć taki tattoo u niego by mi odpowiadał)
___
Zaskoczeni, że tak szybko? Ja bardzo! Przepraszam jeszcze raz za tyle przekleństw i tak liczne dialogi, jednakże i one, i 'piękne' epitety Harolda oraz Louis'ego wydawały mi się tu koniecznie. Choć wiem, że dialogi mogłam jakoś zastąpić, ale no tak wyszło, a nie inaczej.
Dziękuję również cieplusio za takie pozytywne przyjęcie RTBS (reason-to-be-suicidal.tumblr.com). Jestem pod ogromnym wrażeniem! Bardzo też pragnę podziękować Karoli, bo podsunęła mi pomysł na ostatnią scenę. Mam na myśli to z tatuażem. Dziękuję bardzo mocno! Już mówiłam to, ale powtórzę: kocham Cię, że o jejku!
I w ogóle tak miło mi się zrobiło, gdy pisaliście, że martwicie się o Zarry'ego. To takie słodkie, poważnie.
A więc tak kilka ogłoszeń parafialnych:
1. Rozdział 20. powinien się pojawić do tygodnia, ale już tak bardzo chcę go napisać, a zatem pewnie szybciej.
2. Rozdział 1. na RTBS również pojawi się niedługo. Sądzę, że poniedziałek i wtorek zajmę się pisaniem. Zatem na środę/czwartek postaram się, aby już był.
3. Jest już zapowiedź mojego one-shot'a o Larry'm (później całego wstawię już na be-like-u). TUTAJ!
A tak btw. jak wrażenia po ceremoni zamknięcia IO? Mnie sie bardzo podobało! Szczególnie, że z dworu słychać było jakieś stłumione pogłosy, także mogę być z siebie cholernie zadowolona i mogę się lansić, że słyszałam 1D na żywo. xD
Okey, nie przedłużam. Do następnego! Luv ya.
+ jak zmieniacie nazwę na tt, a nadal chcecie być informowani to dajcie znać, proszę. : )

środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 18.

Nie czekając na jakikolwiek ruch ze strony młodszego chłopaka, Louis prędko przygwoździł go do ściany, uniemożliwiając mu dojście do władzy. Dłonie mocno zakleszczyły się na biodrach Harry'ego, który zdawał się być rozbawiony w najlepsze. Śmiał się. Chichot odbijał się echem od czterech ścian opanowanego przez mrok pokoju. Ani jeden, ani drugi nie widział dobrze towarzysza. Styles spojrzał przed siebie, napotykając wzrokiem lśniące od pożądania tęczówki mężczyzny. Zachowywał się jak zwierzę łaknące dotyku, odkąd tylko chwycił jego dłoń i poprowadził pędem na piętro, kierując się prosto do pokoju Zayn'a.
Zdrowy rozsądek już dawno odstawił na bok, dokładnie w dniu zakupu tych cholernych tabletek, od których właśnie w tym momencie Harry był zaćpany. Nie myślał o niczym, przynajmniej nie o niczym dobrym. Czy był zazdrosny? Owszem. Czy kochał Harry'ego? Nie. Posunął się do tego czynu tylko i wyłącznie dlatego, że przestał być tym numerem jeden. Tym, którego radził się Styles, tym, którego on podziwiał, tym którego kochał nad życie. Przestał być tym najważniejszym. I to go bolało. Świadomość, że ktoś inny go może zastąpić. Ba! Może być nawet w związku z jego młodszym przyjacielem. I choć od dawna przestał zwracać na niego uwagę, był cholernie zazdrosny o Zayn'a. O to, że Loczkowaty potrafi ułożyć sobie życie z kimś innym. Kimś, kto nie jest nim. Kimś, kto nie jest dziewczyną, a spełnia takową rolę. Tak, to Malika uważał za babę w tym związku.
Oczyszczając swój umysł ze wszelkich wyrzytów sumienia, zniszczył wolną przestrzeń między nimi i przybliżył swoje usta do wygiętych w szerokim uśmiechu warg Harry'ego.
- Pobawimy się troszeczkę? - wyszeptał zmysłowym tonem.
Gorące powietrze uderzyło o jego dolną wargę, co tylko zachęciło jeszcze bardziej młodszego do ochoczego przytaknięcia głową. Louis długo nie czekał. Niemal natychmiast złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Języki zaczęły toczyć walkę o dominację nad drugim. Robiły to bardzo zawzięcie. Dłonie Harry'ego powędrowały na kark starszego chłopaka, tym samym mocniej go do siebie przyciskając. Był kompletnie napalony, a w umyśle zdązył już rozebrać go wzrokiem ze trzysta razy. Oderwali się od siebie na moment, tylko na kilka sekund, aby zaczerpnąć świeżego powiętrza.
Kilka chwil później, już oboje byli bez koszulek, splątani w mocnym uścisku, znaleźli sie na łóżku. Całkiem nieświadomy swoich poczynań Harry mocno pociągnął Louis'ego za ramiona, aby któryś raz z kolei ucałować jego wargi.
- Mam na ciebie ochotę - wymruczał Styles, dając upust swoim emocjom i mocno ścisnął pośladki starszego.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ja długo na to czekałem - zaśmiał się uwodzicielko Tomlinson, po czym nachylił się do szyi Harry'ego, aby zacząć skłądać na niej mokre pocałunki.
Solenizant westchnął cicho pod ciężarem rozpalonego ciała. Louis nie odrywając swoich ust od gładkiej szyi, sprawnie rozprawił się z rozporkiem chłopaka znajdującego się pod nim. To on brał w tym momencie bardziej aktywny udział, to on zajmował się Styles'em, który teraz leżał nieruchomo i pozwalał, aby starszy pozbywał się z niego pozostałych części garderoby. Sam zresztą pozbył się prędko również swoich spodni.
Był taki nachalny, ale Harry nie myślał o odepchnięciu go w tej chwili. Odpowiadało mu tak, jak jest teraz. Był pieszczony i dobrze się z nim obchodzo, więc kto by zaprzeczał?
Choć loczkowaty domagał się głaskania i kolejnych pocałunków, Louis odsunął się od niego na chwilę, a w dłonie chwycił telefon wcale nie należący do jego osoby. W ciągu kilku sekund wystukał coś na klawiaturze czarnego blackberry i zaraz powrócił do uszczęśliwiania chłopaka, zaczynając od składania słodkich pocałunków na jego torsie.
- To będzie najlepsza noc w twoim życiu, moja mała suczko - oznajmił, na chwilę odrywając się od jego ciała.
-Liczę na to - wysapał Loczek z cichym jękiem na końcu, kiedy poczuł palce zacieśniająca się na jego penisie.
Wił się pod nim z wszechogarniajacej rozkoszy. Coś ciepłego i wilgotnaego objęło jego członka. Chłopak czuł się lepiej niż w niebie.

Gdyby nie uczucie wibracji w kieszeni Mulata, prawdopodobnie nie usłyszałby jak jego komórka daje znać o nowej wiadomości. Na jego twarzy pojawiło się nikłe zdziwienie, gdy na wyświetlaczu zobaczył imię swojego chłopaka.
Od: Harreh
Ty. Ja. Twój pokój. Za 20 minut. 
Uśmiech zagościł na jego wargach po tych słowach. Odwrócił się, gdy ktoś klepnął go po ramieniu.
- Hej, Zayn, co się tak szczerzysz jak głupi do sera? - krzyknął mu do ucha blondwłosy Irlandczyk.
Bez zmiany miny poruszył znacząco brwiami.
- Coś czuję, że ta noc będzie naprawdę przyjemna.
- Nie wątpię, Romeo, ale że mam pokój między wami, to niezależnie w którym będziecie, proszę, nie krzyczcie za głośno. Ostatnie jęki Styles'a nie dawały mi zasnąć - posłał mu karcące spojrzenie, a Zayn otępiał w tym momencie.
- Ale jakie jęki? Przecież my...
- No jego. Nie wiem, kiedy to była, już jakiś czas temu. Pamiętam! W dniu, kiedy byliśmy na kolacji z Lou i El. Szczerze to myślałem, że się przesłyszałem, ale potem jak się ujawniliście nam, to wszystko stało się jasne - mówił to tak spokojnie, jakby właśnie chwalił pogadę. Dobrze, że wokół ponowało zamieszanie, w innym wypadku Niall zapewne zauważyłby jak policzki Zayn'a zachodzą purpurą, co i tak, pomimo jego ciemnej karnacji, byłoby widać.
- Serio to słyszałeś? - spytał widocznie zmieszany.
- Jasne, ale nie przejmuj się. Rozumiem go doskonale - zaśmiał się, po czym tanecznym krokiem odszedł od Malika, zanurzając się w spocone i chwiejne ciała.
Zayn schował telefon z powrotem do kieszeni spodni i podszedł do barku, aby się czegoś napić z nadmiaru wrażeń. Od kilku dni chodził jak nakręcony. W końcu był szczęśliwy u boku swojego ukochanego, na którego tak długo czekał. Nawet zerwanie z Caroline poszło mu nadzwyczaj gładko, bo zdawało mu się, że to ostatnia przeszkoda na ich wspólnegj drodze. Gdy mówił jej to zdanie na zakończenie związku, dziewczyna wyglądała na trochę załamną, cóż, która by nie była? Nie zaniosła się jednak płaczem, ani jednej łzy nie uroniła. Zapytała tylko, dlaczego jej to robi, dlaczego śmiał najpierw tak ją wykorzystać, a teraz zostawia bez słowa wyjaśnienia. Nie odpowiedział nic, zbył ją zwykłym "bo nic nie czuję" i już chciał opuścić progi jej mieszkania, gdy zadrwiła, że jest pedałem. Przytaknął sarkastycznym tonem, więc jakby nie patrzeć - nie użył kłamstwa. Użył dobrego wykrętu, któego niestety dziewczyna nie zrozumiała.
Po kilku drinkach, wyliczył, że z głośników zaczyna grać już szósta siódma piosenka odkąd dostał sms-a. Postanowił nie czekać ani chwili dłużej i szybkimi susami przemierzył schody, aby jeszcze szybciej znaleźć pod drzwiami do swojego pokoju. Jego serce zabiło mocniej, gdy zza nich usłyszał ciche jęki i posapywania. "Wydaje ci się, nic nie słyszysz", powtarzał w głowie na podtrzymanie się na duchu. Przecież to nie mógl być...
Drzwi ciuchutko  zaskrzypiały, pokój rozświetliła stróżka światała, która zaraz zaczęła się poszerzać i dała lepszy wgląd na dwuosobowe łóżko stojące przy ścianie równoległej do stojącego w progu Malika. Patrzył się tępym wzrokiem przed siebie. Nie wierzył. Zacisnął mocno pięści, czuł jak na wewnętrznej skórze jego dłoni wbijają się do krwi paznokcie. Zamrugał kilka razy, mocniej zagryzając szczęki. Krew w jego ciele zawrzała. Nie wiedział, co począć. Po prostu stał przez chwilę, wpatrując się w leżącego na łóżku Harry'ego, który najwidoczniej czerpał przyjemność z tego, że znajdujący się nad nim Louis właśnie posuwa go energicznymi ruchami. Młodszy nie był w stanie go teraz zobaczyć, jedynie Tomlinson na widok zdezorientowanego Zayn'a w drzwiach, nachylił się nad Styles'em i złożył na jego ustach namiętny pocałunek. Mulat przełknął ślinę z łzami w oczach. Długo nie czekał. Już po chwili usłyszał za sobą trzask zamykanych z impetem drzwi i zmierzał biegiem po schodach prosto w stronę wyjścia, chwyciwszy w dłoń skórzaną kurtkę.
Totalnie upokorzony, szedł stanowczym krokiem przed siebie. Nie, nie płakał. Nie miał ochoty na łzy. To tylko pokazałoby całemu światu, jak bardzo źle się czuł w tym momencie. Jego serce, które i tak dużo zdążyło przejść ostatnimi czasy, teraz rozleciało się na milion kawałeczków, niczym porcelana, krucha i delikatna. Wbił spojrzenie w czubki swoich butów, które zdawały się być naprawdę interesujące. Zmarznięte ręce wsadził do kieszeni kurtki, aby rozgrzać je choć trochę. W myślach skarcił się za przeoczenie szalika. Noce tej zimy w Londynie bywały naprawdę mroźne i nie do wytrzymania. Jednak teraz puścił to mimochodem. I tak miał największą ochotę zapść się pod ziemię. Mieszanka wstydu, rozgoryczenia i bólu nasilała się w nim z każdą kolejną sekundą. Czuł się nikim. Kimś, kto po prostu kolejny raz zaufał i się zawiódł. Nie wiedział tylko, do kogo czuł najwększy żal. Do Tomlinsona, bo zabrał mu Harry'ego? Do Styles'a, że złamał obietnicę? Czy do samego siebie, że był tak naiwny?
Wyszedł z kolejnego zakrętu, nie zatrzymując się ani na chwilę. Nagle na ulicy rozszedł się głośny pisk opon, zaraz po tym przeszył go ból i złapał się momentalnie za głowę, czując mocne zderzenie ze skutą lodem jezdnią. Ułamek sekundy później przymknął powieki, gdzieś echem w jego czaszce rozniózł się niski, męski głos.

*Liam*
- Coś dzwoni, odbierz - wybudził mnie niewyraźny głos Danielle, mamroczącej przez sen.
Niechętnie wstałem z posłania i udałem się w stronę komody, skąd dochodził dźwięk telefonu. Głowa mnie bolała, a ta denerwująca muzyczka jeszcze bardziej wszystko potęgowała. Przetarłem leniwie oczy i nie spoglądajac nawet na wyświetlacz, od razu przyłożyłem telefon do ucha.
- Halo?
- Dzień dobry, dzwonię do w sprawie pana Malika - po drugiej stronie słuchawki zaczęła mówić jakaś obca mi kobieta, ale zaraz... co?!
- Zayn'a? Co się stało? - spytałem prędko.
- Proszę się tylko uspokoić. Mężczyzna został potrącony przez samochód około północy w okolicach Perrymead Street. Dzwonię, ponieważ pana numer został wpisany pod ICE* w jego komórce.
- Dobrze, ale jakie ma obrażenia? Złamania?
Gdy tylko wypowiedziałem te słowa, Danielle nagle poderwała się z łóżka i zaraz znalazła się tuż obok. Z troską w oczach przypatrywała się mnie.
- Złamań nie ma. Lekki wstrząs mózgu, na miejscu nastąpiła utrata przytomności. Nie obyło się jednak bez zadrapań, siniaków i innych tego typu obrażeń.
- Chociaż tyle dobrego. Mógłbym go dziś odwiedzieć?
- Oczywiście, niech przyjedzie pan około godziny trzynastej.
Podziękowałem za telefon i rozłączyłem się, zaraz kładąc telefon z powrotem na komodzie. Dan walnęła mnie delikatnie w ramię.
- Co jest? - pospieszała.
- Zayn jest w szpitalu - odparłem, po czym przekazałem jej wszystkie informacje, które mi było dane usłyszeć. Gdy wspomniałem o urazie głowy, dziewczyna położyła obie dłonie na ustach, jednak zaraz ją pocieszyłem, mówiąc, że wcale nie jest tak źle i po południu jedziemy go odwiedzić. Gdy skończyłem swoje przemówienie, wtuliła się we mnie.
- Dzięki Bogu, że nic poważnego - wyszeptała, łamiącym się nieco głosem - Ale czekaj... Przecież on był wczoraj na przyjęciu.
- No tak, a może później, gdzieś wyszedł?
Spojrzeliśmy po sobie, zastanawiając się, dlaczego Zayn wyszedł w środku imprezy. Co prawda, ostatni raz go widziałem, gdy siedział przy barku i popijał jednego drinka za drugim, tak jakby chciał ustymulować swoje emocje. Wyglądał na zestresowanego, ale nie złego. To było najbardziej podejrzane i wcale nie uspokoiło mnie. Wręcz przeciwnie, coś zaczęło nie pasować. Trzeba było tylko znaleźć brakujący element tej pieprzonej układanki. W końcu to były urodziny jego chłopaka. Rozumiem, gdyby któryś z nas albo innych gości odpadł szybko, ale on się napracował nad tą niespodzianką. Zaprosił nawet dziewczynę Harry'ego, która jak się później dowiedziałem od Malika, było tylko podróbką. W sumie już od początku się tego domyślałem. Styles nigdy nie był rewelacyjnym aktorem i tylko ślepy by się na to nabrał. Pamiętam, jak wczoraj ona i Florence podeszły do mnie, mówiąc, że nie mogą go znaleźć. W trójkę go szukaliśmy i nic. Byłem święcie przekonany, jak również one, że Zarry zajmuje się sobą. Dlatego też ja pokazłem dziewczynom pokój gościnny i kazałem czuś się jak u siebie.
Próby złożenia jakiegokolwiek planu wydarzeń zdały się na nic.

*Harry*
Aua. Mój tyłek. Moje plecy. Moje ciało. Wszystko mnie bolało. Powody mogły być dwa. Albo spadłem z drugiego piętra i cudem wyszedłem bez połamań, albo ja i Malik przeżyliśmy cudowną noc, niewątpliwie upojną, skoro nic nie pamiętam. Jednak zaraz, mamy tylko parter i pierwsze piętro, więc nie mógłbym spaść z drugiego. Tak, to odpadało w przedbiegach, czyli zostało wyjście drugie. Uśmiechnąłem sie mimowolnie na samą myśl o tym.
Leniwie podniosłem powieki. Leżałem po prawej stronie łóżka, z twarzą skierowną w stronę szafy. Byłem w pokoju mojego chłopaka. No tak, ostatnio więcej czasu spędzaliśmy u niego, niż u mnie. Głównie dlatego, że jego okno wychodziło na ogród, a moje na ulicę, więc zawsze było chociażby najmniejsze prawdopodbieństwo na to, że paprazzi przyłapią nas na okazywaniu sobie czułości.
Uniosłem do góry cienką kołdrę powolnym ruchem. Byłem nagi, co rozwiało wszelkie wątpliwości.
- Zayn, powiesz, jak zdołałeś mnie doprowadzić do stanu, w którym wszystkie moje kości dają o sobie znać - poprosiłem, spoglądając z rozmarzonym uśmiechem w drzwi szafy. Nie miałem siły, aby się w tym momencie do niego odwrócić.
Usłyszałem tylko cichy śmiech i zaraz ciepłe usta naznaczyły moje nagie ramię. Już po pierwszych słowach zamarłem i jestem pewien, że to zdołało przywrócić mi stuprocentową świadomość.

*ICE (In Case of Emergency) - skrót informujący ratowników do kogo powinni zadzwonić w razie nagłego wypadku. W Polsce raczej rzadko używany, mało rozpowszechniony, ale w Wielkiej Brytanii z tego co mi wiadomo, niemal każdy ma taki numer wpisany w komórce.
___
Po ostatnim rozdziale mam wrażenie, że Was zniechęciłam. Szczerze nie miałam takiego zamiaru. Wiem, ciąża często się zdarza, ale jak zaznaczyłam w odpowiedzi do jednego komentarza, w opowiadaniach, gdzie głowną bohaterką jest dziewczyna. Osobiście nie spotkałam się jeszcze z takim trójkącikiem. Co prawda u Gossip Girl można przeczytać o dziecku, jednak wątek wydaje mi się być inny, poniewaz tam sprawy toczą się inaczej. Głosowaliście za przedłużeniem, więc o to się postarałam, bo też dostałam wiele komentarzy, w którym pisaliście, że nie chcecie jeszcze końca. Mam nadzieję, że dacie mi szansę i będziecie chcieli przeczytać dalsze rozdziały, na które mam już kilka pomysłów.
A co do tego rozdziału, niektórzy z Was na pewno zdołali zgadnąć, co się stanie. I pewnie większość z Was będzie chciała zabić mnie za to, co zrobiłam biednemu Zayn'owi. Dla mnie osobiście to było katorgą, napisanie tego, ale jakoś wybrnęłam. Również to wszystko będzie miało dosyć duże znaczenie w nadchodzących zdarzeniach, więc bez tego by się nie obyło.
Nowy jednopart (Zarry, +18) pojawił się na:  
I serdecznie Was zapraszam na prolog wcześniej zapowiedzianego Domu Skoczka:  
reason-to-be-suicidal.tumblr.com
Bardzo przepraszam, że niektórzy nie dostali poinformowania na tt bądź blogu, niestety tutaj blogspot i twitter mi się jebią, delikatnie mówiąc i na niektórych blogach nie mogę komentować, a na tt nie mogę wysłać czasami wiadomości. Za kłopot bardzo przepraszam!
Kocham Messy i podziwiam, że jeszcze ze mną wytrzymuje, szczególnie po tym jak trułam jej dupę o szablonie na Dom Skoczka. :3