NOWOŚĆ! Zadawaj pytania postaciom z tego opowiadania na character-ask-yimb.tumblr.com w zakładce "message"!
Dom Skoczka: reason-to-be-suicidal.tumblr.com
Hej, Monsterki! Dużo osób w komentarzach pytało (albo prosiło) o nowe opowiadanie. Zainteresowanych kieruję na giovimonster.tumblr.com, a później do zakładki "TWÓRCZOŚĆ". Zaczęłam pisać nową historię o Larrym oraz takie dodatkowe, w którym pojawi się para hetero (nie zdradzę kto z kim) oraz Niam. Zapraszam! xoxo

sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 26.

*Zayn*
Zbudziłem się dosyć wcześnie, nim jeszcze słońce zaczęło wpadać przez okno. Było około godziny szóstej. Spojrzałem w bok. Harry spał z delikatnie rozchylonymi ustami, policzkiem przyciśniętym do poduszki i dłonią pod nią. Uroczy widok. W jednej chwili nachyliłem się do jego twarz i złożyłem na policzku delikatny pocałunek. Nie chciałem, aby się obudził. Nie mógł teraz wstać.
Jak to miałem w zwyczaju od kilku dni, tuż po skończonej porannej toalecie, poszedłem do kuchni. Wyjąłem z lodówki jajka, mleko. A następnie wyciągnąłem jeszcze z szafek mąkę i olej.Wszystkie składniki wymieszałem w metalowej misce, dodając jeszcze dwie szklanki wody oraz cynamon do smaku. Osobiście nie przepadałem za tą przyprawą, jednak wiedząc, że Harry jest jej zwolennikiem, nie pożałowałem. Gdy mieszanka była już gotowa, zapaliłem palnik, na którym uprzednio postawiłem patelnię z kilkoma kroplami oleju. Smażyłem jednego naleśnika za drugim, a góra na talerzu powiększała się z każdym kolejnym.
Po skończonej robocie, wyjąłem z lodówki jagodowy dżem. Nakryłem do stołu, kładąc na nim dwa talerze i komplety sztućców. Postawiłem na nim również gotowe naleśniki i słoiczek.
Do moich uszu dobiegł głos uchylanych od sypialni drzwi. Harry mozolnie wyszedł z pokoju, a gdy tylko zobaczył mnie na korytarzu, kiedy byłem w drodze do łazienki, zbliżył się i objął rękoma kark. Zawisł na mnie, jeszcze nie do końca przytomny i ustami naznaczył odkrytą szyję.
- Co tak pachnie? - wymruczał wprost do mojego ucha.
- Śniadanie. Mam nadzieję, że będzie ci smakować.
- Zayn, znowu coś przygotowałeś? - spojrzał na mnie już ożywiony - Nie przesadzasz? Naprawdę chcesz mnie rozpuścić? Później będziesz tego żałował.
- Dziękuję, Zayn, jesteś takich kochany - powiedziałem za niego, po czym wymijając go, udałem się do wcześniej wyznaczonego miejsca.
- Dziękuję! - krzyknął.
Uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc oczami wyobraźni jego szeroki uśmiech. Zrobiłem dwa kroki do przodu, aby stanąć na wadze. Cyfrowy licznik wskazał nową liczbę, różniącą się diametralnie od tej sprzed pięciu dni. Nim wróciłem do mojego chłopaka, przejrzałem się w lustrze. Moja koszulka wylądowała na kafelkach. Musiałem przyznać przed samym, że nie wyglądałem za najlepiej. Żebra delikatnie zaczęły odznaczać się na skórze, a obojczyki stały się bardziej wystające niż przed dwoma tygodniami.
Ubrałem t-shirt z powrotem i wróciłem do kuchni, gdzie Harry już zajadał się naleśnikami. Podniósł na mnie wzrok, nadgarstkiem odgarniając opadające na czoło włosy. Z napchanymi ciastem policzkami starał się uśmiechnąć. Wyglądał jak chomik.
- Przełknij - poradziłem z obawy, że jeszcze będę musiał go ratować.
Zrobił to, co powiedziałem i teraz bez problemów udało mu się ułożyć usta w szeroki uśmiech.
- Są pyszne. Dałeś do nich cynamon, prawda?
Przytaknąłem, siadając przy stole z szklanką wody.
- To dlatego, że ja go lubię, prawda?
Powtórzyłem swój gest.
- Nadal się do niego nie przekonałeś, prawda?
Pokręciłem przecząco głową, na co chłopak wyraźnie posmutniał.
- A ty nie jesz? - zaraz zapytał, patrząc podejrzliwie.
- Zjadłem już, a teraz pójdę się przebrać, skoro mamy być w studiu za dwie godziny.
Nie czekając na odpowiedź, wyszedłem z kuchni. Minąłem się z Louisą w progu, posyłając jej zwykłe "dzień dobry" na miły początek dnia.
Brunetka stała się nawet znośna. Co prawda wciąż momentami miałem jej dosyć, ale w końcu musiałem zaakceptować fakt, że mieszkamy razem i jeszcze przez jakiś czas będziemy. Swoją drogą, jestem ciekaw, jak oni wybrną z tym dzieckiem. Przecież jeszcze z miesiąc, dwa i już media zaczną podejrzewać, że Louisa jest w ciąży. Nie ma sposoby, aby ominąć powiększający się brzuch czy też pulchniejszą twarz, która powoli zaczynała się pokazywać.
Swoją drogą, jej również nie było łatwo. Kilka razy dzwoniła do niej matka ze skargami i rozkazami, aby wracała natychmiast do domu. Ale ona nie chciała. Któregoś razu, kiedy byliśmy w domu sami, powiedziała, że po prostu się boi. Twierdziła, że jej mama zmuszałaby ją do aborcji. Znaleźliśmy wspólny język. Cudem, ale jednak.
Louisa ku zadowoleniu Harry'ego, choć chyba nie tylko jego, nabrała naprawdę dobrego kontaktu z Niallem. Często on i Liam wpadali do nas w odwiedziny, aby zobaczyć jak się czujemy. Styles powiedział im o listach, Li oczywiście od razu proponował wizytę na komisariacie, jednak podziękowaliśmy. Wtedy wtrącała się brunetka, mówiąc, że to zapewne człowiek bez swojego życia. I cóż, zgadzaliśmy się z nią. Niall szczególnie. Często ją też sam zagadywał albo komplementował. Ona była dla niego, jak coś świętego. Wpatrywał się w dziewczynę, jak w obrazek - z iskierkami w oczach i rozmarzonym uśmiechem na ustach.
Podczas nocnych rozmów z Louisą, kiedy to Harry smacznie śpi, a nam nie jest dane zasnąć, dowiedziałem się, że piszą ze sobą. Mówiła też, że zdarzały się dni, kiedy dzwonił, jeśli mógł rozmawiać chociaż z pięć minut. Najbardziej uroczą rzeczą, o której usłyszałem, były sms-y na dobranoc. Dzwonek jej telefonu rozbrzmiewał codziennie dokładnie 23.00. Po jej mimice i delikatnych rumieńcach, kiedy wspominała jego imię, mogłem się domyślić, że chłopak również nie jest jej obojętny.

*Harry*
Byliśmy w trakcie rozmowy o naszej nadchodzącej trasie, kiedy mój telefon zaczął dzwonić. Przeprosiłem wszystkich i wyszedłem ze studia na korytarz, aby móc spokojnie porozmawiać.
- Tak?
- Przepraszam, że wam przeszkadzam - w słuchawce rozbrzmiał głos Louisy - Chciałam się tylko spytać, co zrobić na obiad? Wybrałabym się zaraz do sklepu i kupiła, co potrzebne.
- Za godzinę jakoś powinniśmy się zbierać, wpadniesz do studia może, okey? Nie powinnaś dźwigać.
- Harry, proszę cię...
- Ja ciebie też proszę. Bądź za godzinę. Do zobaczenia - rzuciłem na pożegnanie.
Odwróciłem się z zamiarem wrócenia, ale ktoś mi przeszkodził. Przełknąłem ślinę, podnosząc wzrok na stojącego przede mną szatyna.
- Możemy porozmawiać? - Louis spojrzał na mnie pytająco.
- Mamy o czym?
- Wiesz... o tam-tamtym - zaczął się jąkać - Przepraszam - wyszeptał.
- Przepraszasz? Myślisz, że to coś zmieni? Wykorzystałeś mnie, jeśli nie zgwałciłeś, bo niby jak nazwać zmuszenie do seksu, wcześniej podając jakieś gówno? Wykombinowałeś jakiś świetny plan, aby skłócić mnie i Zayna, zaplanowałeś to, żeby nas zobaczył podczas tego seksu. Postawiłeś mnie w sytuacji zdrady, przez co on chciał odebrać sobie życie. I dziękuję za to szczęście w nieszczęściu, bo gdyby nie wypadek, pewnie o jego zwłokach wyciągniętych z rzeki mówiliby w porannych wiadomościach.
- Harry, proszę skończ - dopiero teraz spostrzegłem, że schował twarz w dłoniach.
- Chciałbyś - wysyczałem przez zęby - Od początku wiedziałeś, że coś do ciebie czuje, że jestem zakochany, a i tak bawiłeś się mną! - krzyknąłem - A później, gdy ja jestem szczęśliwy, gdy mi się układa z Zaynem, musisz coś spierdolić, bo jesteś zazdrosny. O co? Powiedz mi, do cholery, o co?! Choć nie, czekaj. Ty twierdziłeś, że nie jesteś zazdrosny, tylko że nasz związek to ściema. Skoro od dawna już nie potrafiłeś poświęcić mi czasu, to skąd u ciebie ta jebana pewność, co w moim życiu jest prawdą, a co nie?!
- Wiem, ile jest tych błędów- szepnął.
- Gówno wiesz - warknąłem - Ciekawi mnie, czy kiedykolwiek traktowałeś mnie jak przyjaciela.
- Przecież wiesz, że tak.
- Nie, Louis, ja już nic nie wiem. Gratuluję, zniszczyłeś we mnie i w nim coś. Muszę przyznać, twój plan był doskonały w każdym calu - powiedziałem spokojnym tonem, idąc powoli z powrotem do studia.
- Po prostu przepraszam - odparł ciche, ale nie na tyle, abym nie był w stanie tego usłyszeć.
Nie mogłem w to uwierzyć. Czy on rzeczywiście myślał, że tak po prostu mu wybaczę? Tyle ile złego spotkało mnie przez niego, nie jest nawet połową wszystkich bólów, jakie znosiłem w ciągu całego swojego życia.
Wkroczyłem do pomieszczenia, uśmiechając się do Nialla. Wiedziałem doskonale, jak bardzo podoba mu się Louisa. Nawet nie musiał nic mówić, to było widać. Non stop o nią wypytywał, a gdy rozmawiali ze sobą, uśmiechał się i podrywał, starając się być dyskretnym.
- Mam coś na twarzy? - zapytał, automatycznie wycierając buzię rękawem bluzy, kiedy ja wpatrywałem się w niego.
- Nie, nie masz - zapewniłem go. Usiadłem na swoim poprzednim miejscu, czyli tuż obok Zayna. Moja dłoń odruchowo objęła go w pasie, wsunąwszy się między plecy a oparcie kanapy. Momentalnie głowa Mulata spoczęła na mym ramieniu, a palce zacisnęły się na talii.
- To o co ci chodzi?
- Louisa przyjedzie do studia za godzinę - wytknąłem mu język, za co oberwałem poduszką w łeb, którą w ciągu ułamku sekundy chwycił i rzucił.
Paul spojrzał na nas podejrzliwie.
- Niall, czy chciałbyś mi o czymś powiedzieć? - zapytał, śmiejąc się pod nosem na widok czerwonych policzków blondyna.
- Nie! - oburzył się, ale zaraz dodał: - A co, wspominała coś o mnie? - wychylił się zza poduszki, którą zdążył zakryć twarz.
- Ktoś tu się zakochał - zagwizdałem pod nosem.
- Może - mruknął. - A gdzie Louis?
Wszyscy rozglądnęliśmy się po studiu.
- Nie wiem, może wraca właśnie do domu. Wspomniał, że się źle czuje - rzuciłem trochę od niechcenia, choć było to kłamstwem. Jednak nie miałem ochoty tłumaczyć im, o czym rozmawialiśmy na korytarzu. Nie chciałem, aby dowiedział się o tym ktokolwiek.
Nie potrafiłem go zrozumieć. Przecież tak bardzo zależało mu na rozbiciu Zarry'ego. Mówił, że jesteśmy żałośni, że nam się poprzewracało w głowach. Uważał to za jedną, wielką pomyłkę. Nie czuł się ani trochę winny, więc dlaczego przeprasza? Czy poważnie jest mu żal? Czy chociaż w małym stopniu żałuje tego, co zrobił i chciałby cofnąć czas? Zdecydowanie za dużo pytań nasuwało się teraz do mojej głowy.

*Zayn*
Cierpliwie czekałem, aż Harry i Louisa wrócą z zakupów. Odwieźli mnie pod dom półtorej godziny temu, a wciąż ich nie było. Dzisiaj znowu dostaliśmy list, ale nawet go nie otworzyłem. Bałem się. Z dnia na dzień przychodziły coraz gorsze. Miałem już większe poczucie dyskomfortu we własnym mieszkaniu. Zresztą, trudno czuć się swobodnie, gdy ktoś pisze, że cię obserwuje, upewnia w tym zdjęciami. Mówi, że wie o tobie wszystko.
Codziennie nad tym myślałem, nie było chwili, abym nie spojrzał za siebie czy na boki. Rozglądałem się, gdziekolwiek tylko szedłem. Przerażająca jest ta chora świadomość, że ktoś bawi się w jakiegoś pieprzonego podglądacza. Czułem się niemal jak w klatce. Żaden mój ruch był nie należał do mnie, nie czułem się wolny.
Teraz leżałem na kanapie i oglądałem telewizję, wciąż wyczekując dźwięku otwieranych drzwi. Chciałem za wszelką cenę poczuć usta Harry'ego na moich wargach. Ale teraz nie było to takie łatwe. Zanim doszło do jakiegokolwiek zbliżenia, upewniałem się, czy aby na pewno nie jesteśmy na widoku.
Podniosłem kubek z herbatą to ust, upiłem łyk. Mimowolnie się uśmiechnąłem, kiedy usłyszałem głosy dwójki współlokatorów. Prędko wstałem z kanapy i wyszedłem na korytarz. Jako że było to jedno z niewielu pomieszczeń bez okien, już w momencie, kiedy Harry odwieszał swoją kurtkę na metalowy wieszak, mocno się do niego wtuliłem, oplatując rękoma jego tułów.
- Zayn, pozwól mi ściągnąć buty - zaśmiał się cichutko.
- Dobra - szepnąłem, następnie puściłem jego ciało.
Louisa przyglądała się nam z uśmiechem. Wiele razy mówiła, że jesteśmy idealną parą. Nie mam pojęcia, czy serio tak myślała, czy po prostu chciała się przypodobać, ale i tak było miło to słyszeć.
Już chciała zabierać reklamówki z zakupami, ale wyprzedziłem ją.
- Zayn, dam sobie radę - mówiła, idąc za mną do kuchni.
- Jesteś kobietą? Tak. Jesteś ciężarną kobietą? Tak. Jestem mężczyzną? Tak. Więc to moja rola, a nie twoja.
- Ale ciąża to nie choroba.
- Ale nie powinnaś w tych miesiącach dźwigać. A z tego co wnioskuję, kupiliście chyba jakieś mrożonki i nie tylko.W każdym bądź razie, to jest ciężkie.
Postawiłem zakupy na blacie i zacząłem wypakować. Louisa po chwili się do mnie przyłączyła, dzięki czemu szło nam całkiem sprawnie. Jedynie Harry obijał się i patrzył na nas, popijając sok pomarańczowy. Schowałem ostatnie dwa opakowania makaronu do szafki.
- Wyjmij go. Zrobimy spaghetti! - Styles klasnął uradowany w dłonie. - Umieram z głodu.
- Ja nie - skłamałem.
- Jadłeś coś? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Tak, zdążyłem zrobić sobie kanapki i niedawno zjadłem jogurt.
Przytaknął lekko głową. I myślałem, że już odpuścił, ale on chyba nie zamierzał. Podszedł do lodówki i energicznym ruchem otworzył ją. Ostatnimi czasy częściej wypytywał się mnie, czy coś jadłem. Za każdym razem odpowiedź brzmiała "tak", mimo że było to praktycznie zawsze kłamstwo. Nie potrafiłem wmusić w siebie więcej niż kromka chleba i plasterek wędliny. Choć czasami i z tym był problem. Lecz nie chciałem, aby Harry robił mi o to awantury, a tym bardziej nie chciałem go martwić. Myślałby, że coś jest nie tak, a przecież wszystko w porządku.
- Są cztery jogurty. Rano też były cztery. Masz coś na swoją obronę? - zerknął na mnie nieco poddenerwowany.
- Nie było mojego smaku, więc poszedłem po inny. Proste - wzruszyłem ramionami.
- Twoim ulubionym jest jagodowy. Są dwa jagodowe, wcześniej też były.
- Znudził mi się jagodowy.
- Z pewnością - wywrócił teatralnie oczami.
Opadłem na krzesło, on chwilę później już kucał przede mną, chwytając moje dłonie w swoje.
- Musisz jeść.
- Jem.
- Nie jesz.
- Jem.
- Nie jesz! - podniósł głos. Lekko się skrzywiłem. Rzadko na mnie krzyczał, nieważne w jakich okolicznościach, nie lubiłem tego. - Przepraszam - dodał po chwili szeptem. - Przysięgnij mi, dobrze? Daj mi słowo, że jesz.
- Dobrze. Przysięgam - wystawiłem w jego stronę rękę, odchylając mały palec - Na mały paluszek?
Zgodził się, więc zacisnął swój wokół mojego, po czym podniósł się na równe nogi i pocałował w usta.
Razem z Louisą zabrał się za robienie obiadu, choć jeśli trzymać się zasady godzin, powinienem nazwać to kolacją. Ja się im przyglądałem. Zachowywali się jak dobrzy przyjaciele. Nie oszczędzali sobie docinek i zaczepek. Owszem, z początku mi to przeszkadzało, ale teraz już coraz mniej. Nadal bywałem o nią zazdrosny, to prawda, mimo to starałem się nie przejmować takimi emocjami.
Posiłek był już prawie gotowy, gdy Harry'ego telefon zadzwonił i chłopak szybko poszedł do odebrać.
- Tak? O, hej, Liam! - zawołał radośnie - Jak się czujemy? W porządku, dlaczego py... Co?! Świetne. Wkurwia mnie ten anonim. Ale teraz już przegiął. Dzięki za telefon. Do zobaczenia - gdy się rozłączył, był mocno wkurzony.
- Co się stało? - zapytałem, nie będąc do końca pewny, czy chcę znać odpowiedź.
- W internecie są nasze zdjęcia. Prawdopodobnie to ten anonim. Liam próbował znaleźć, kto je wstawił, ale trudno to ustalić. Wszyscy je umieszczają dosłownie wszędzie. Na twitterze, facebooku, tumblr'erze.
Nic nie odpowiedziałem. Wpatrywałem się w jego zaniepokojoną twarz i ledwie co pamiętałem o oddychaniu. Policzki moje stały się mokre, zacząłem płakać. To samo tak poszło. Bałem się, co teraz będzie. Harry widząc mój stan, mocno przytulił do siebie i zaczął szeptać słowa pocieszenia do ucha.
___
Znowu musieliście długo czekać - naprawdę jest mi przykro. Proszę, nie myślcie, że Was olałam czy coś, bo to ściema. Jesteście dla mnie ważni. Traktuję Was jak moją drugą rodzinę. 
Do Świat już mi się nie uda napisać rozdziału, więc już dzisiaj chcę Wam życzyć wesołych Świąt Bożego Narodzenia, dużo uśmiechu, bogatego Mikołaja i spełnienia marzeń!
Jakby ktoś był zainteresowany moim nowym opowiadaniem, zapraszam na prolog.
PYTANIA DO POSTACI

piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 25.

*Louis*
Szczupła brunetka ścisnęła moją dłoń w pewnej chwili w czasie spaceru po centrum handlowym Harlequin Watford. Rozejrzałem się wokół. Kilku paparazzi dało się zauważyć, dokładnie ci sami, odkąd wyszliśmy z samochodu. Skąd oni wiedzieli, że ja i Eleanor tu będziemy? Nie, dobra, chyba sam nie chcę wiedzieć.
- Louis, co myślisz o tej? - dziewczyna pociągnęła mnie do siebie i wskazała palcem na półeczkę znajdującą się na wystawie tuż za szybą. Na niej znajdowała się bransoletka z białego złota zdobiona brylantami i szmaragdami. Ładna, ale na mnie robiła wrażenie. Chyba wiadomo dlaczego.
- Tak, tak, śliczna - odpowiedziałem półtonem, co raczej brzmiało jak pomrukiwanie.
Wspięła się na palce i oparła dłonie na moim ramieniu. Jej twarz znalazła się bardzo blisko mojej i już myślałem, że dziewczyna będzie chciała mnie pocałować, gdy nagle skierowała usta do mojego ucha i szepnęła:
- Louis, możemy ją zobaczyć?
Przytaknąłem, nie mówiąc nic, a zaraz już byłem wręcz ciągnięty przez nią do tego salonu jubilerskiego. Przywitaliśmy się z kobietą stojącą za ladą. Eleanor od razu ją zagadnęła i w momencie dostała to, czego chciała. Chwilę później bransoletka, którą podziwiała przez szklaną ścianę, już znajdowała się na jej nadgarstku. Promienny uśmiech zdobił jej twarz, kiedy spojrzała w moją stronę, czekając na jakieś słowo.
- I jak ci się podoba?
- Już mówiłem, śliczna.
W odpowiedzi przewróciła oczami, po czym jeszcze raz zerknęła na mnie.
- Proszę ją zapakować - zwróciłem się do kobiety, stojącej obok El. Blondynka niemal w podskokach zrobiła to, o co ją poprosiłem.
Eleanor ponownie ujęła moją dłoń, a ekspedientka podała mi cenę. Zachłysnąłbym się chyba własną ślinę, gdyby nie fakt, że jesteśmy w miejscu publicznym. Prawie cztery tysiące funtów za taką zwykłą błyskotkę.
Wyciągnąłem portfel, aby zaraz podać kobiecie moją kartę.
~ ~ ~
Otworzyłem drzwi frontowe i puściłem przodem Eleanor. Gdy już minąłem próg, przymknąłem je z powrotem. Zima tego roku była naprawdę mroźna, co niebywale dziwiło. Zazwyczaj było chłodno, ale nigdy nie na tyle, abym musiał owijać się ciepłym, wełnianym szalikiem z dziesięć razy. A i tak moje uszy oraz nos zostały pokryte czerwienią. 
Cisza. Odkąd zakochani się wyprowadzili w naszym domu było inaczej. Nikt już nie siedział w salonie, nikt nie spędzał czasu poza swoim pokojem. Znaczy się, Niall i Liam nadal spędzali razem czas albo gdzieś wychodzili. Ale ja byłem traktowany jak powietrze. Nie odzywali się do mnie, a kiedy o coś pytałem, dostawałem jedynie zdawkowe odpowiedzi. To było chore. Nic im przecież nie zrobiłem, a byłem traktowany jak intruz. 
Kilka minut później, Eleanor pociągnęła mnie w stronę salonu. Kiedy tylko usiadłem na sofie, ona spoczęła na moim kolanach, mocno obejmując mój kark.
- Właściwie to dlaczego Zayn i Harry się wyprowadzili? - zagadnęła ni stąd, ni zowąd. 
- Twierdzą, że chcą mieszkać gdzieś w centrum - odparłem, kłamiąc jak z nut. Nie mogłem jej przecież powiedzieć prawdy, wspomnieć, że są w związku.
- Ach, skoro tak - wzruszyła ramionami, a wargi przycisnęła do kącika moich ust - Wiesz, Louis, dawno się nie kochaliśmy.
- Nie musimy robić tego codziennie - mruknąłem pod nosem, przewracając oczami.
- Ale ostatnio robiliśmy to ponad dwa tygodnie temu. Poza tym, od kilku dni jesteś jakiś spięty - ciągnęła dalej. Wargi sunęły wzdłuż linii mojej szczęki, aż spoczęły na szyi, aby później jeszcze raz przemierzyć tą wędrówkę i zatopić się w moich ustach.
- Wydaje ci się.
- Nie, naprawdę taki jesteś. Zamyślony, poddenerwowany, prawie nic nie mówisz.
Po co ona tyle o tym gada? Tak, wiem, że od jakiegoś czasu zachowuję się dziwnie i po prostu nie potrafię inaczej. Dziewczyna w tym momencie wsunęła obie dłonie pod moją koszulkę, a ja aż się wzdrygnąłem na jej dotyk.
- Zostaw - poprosiłem, choć może raczej rozkazałem.
- Dlaczego? - nie przestawała, dalej pieściła moje ciało.
- Nie mam na to ochoty.
Gwałtownie wstała ze mnie i wyprostowała swoją sukienkę. Oburzona usiadła na niskim stoliku przede mną i założyła nogę na nogę.
- Co z tobą jest nie tak?
- Ze mną jest wszystko tak - odpowiedziałem całkiem pewny siebie.
Eleanor wbiła swoje spojrzenie, które wręcz przeszywało mnie na wskroś. Uśmiechnąłem się lekko, chcąc zbić ją z pantałyku, ale mimo to, ona nadal nie zmieniła wyrazu twarzy, a ja wiedziałem, że właśnie chyba zaraz zacznie się rozmowa, którą mam w głowie od kilku dni.
- Masz kogoś - skwitowała, delikatnie przechylając głowę w bok, aby tylko nie patrzeć mi w oczy.
- Nie, nie mam nikogo.
- To dlaczego nie chcesz, żeby między nami do czegoś doszło? Boże, nawet cię dotknąć nie mogę, bo tobie to się nie podoba. Odtrącasz mnie, nie chcesz przytulać, tym bardziej całować. Louis, o co chodzi?
- El... Dajmy sobie chwilę przerwy - te słowa wyszły z moich ust na jednym wydechu, szeptem.
- Powtórz, bo chyba się przesłyszałam - zadrwiła, nerwowo się śmiejąc. - Ty ze mną zrywasz?
- Nie.
- To co?! - krzyknęła. Gestykulacja dłońmi jeszcze bardziej potęgowała jej złość.
- Proszę jedynie o chwilę  przerwy - wytłumaczyłem spokojnym tonem.
Brunetka poderwała się z miejsca i prędko ruszyła w stronę korytarza. Wściekła się i nawet tego nie ukrywała. Po prostu zaczęła się szybko ubierać. Ja wciąż siedziałem na kanapie i kątem oka spoglądałem w jej stronę. Zasunęła szary płaszczyk pod samą szyję, zarzuciła na szyję szalik w kolorze pudrowego różu i zrobiła dwa kroku w moją stronę.
- Frajer - syknęła, patrząc mi w oczy i z gracją odwróciła się na pięcie.
Szczerze myślałem, że się potknie. Tak zazwyczaj jest, gdy ktoś robi coś w pośpiechu czy złości, ale ona nie  ufundowała mi takiego widoku. Czym prędzej, wyszła z naszego mieszkania, pozostawiając po sobie jedynie głośny trzask drzwi.
Westchnąłem, chowając twarz w dłoniach. Naprawdę moje zachowanie od kilku dni zaczynało powoli mnie przerażać. Głos w środku często się odzywał, prawił kazania i namawiał do rozmowy ze Styles'em oraz Zayn'em. Ale ja szybko starałem się o nich zapominać. Ja nie mam wyrzutów sumienia, nie mogę ich mieć.
Choć... przecież jeszcze przed dwoma rokami jego głos, uśmiech i spojrzenie było dla mnie niczym heroina. Jednak to było dawno, a ja nie jestem już szczeniakiem. To, że kiedyś byłem nim zauroczony, teraz nie miało już sensu.

*Harry*
- Na pewno nie jechać z tobą? - zapytałem, kiedy Zayn miał już wychodzić z mieszkania. Odwrócił się w moją stronę i złożył na mych ustach krotki, delikatny pocałunek.
- Nie, dam sobie radę. Jadę tylko kupić firanki, to serio nie wymaga aż takich zdolności.
- Jak wolisz - wzruszyłem ramionami,  a potem wróciłem do salonu, usłyszawszy szczęk zamykanych drzwi.
Rozsiadłem się wygodnie na kanapie i ponowiłem oglądanie telewizji. Louisa zaraz dołączyła do mnie, siadając tuż obok.
Rano Zayn porozmawiał z nią i byłem naprawdę z chłopaka dumny. Przeprosił za swoje zachowanie poprzedniego dnia, obiecał, że nie będzie się już sapał. Świadomość, że robi to praktycznie wyłącznie dla mnie, jakoś umilała mi tę myśl. Wiedziałem, że mieszkanie  trójkę nie będzie za łatwe. Poza tym, media nadal twierdzą, że ja i ona jesteśmy parą. A dziwnie by wyglądało, gdybyśmy mieszkali razem, a nie oszukujmy się, szybko by to zostało zdemaskowane, ale jednak nie bylibyśmy parą. Tak więc nie mogę zakończyć tego związku. Usłyszałem dzwonek do drzwi, już poderwałem się z kanapy, aby otworzyć, jednak Louisa mnie wyprzedziła.
- Eleanor, co ty tu robisz? - doszedł mnie głos Louisy, w którym wyraźnie wyczułem zdziwienie.
Chwila... co? Z wrażenia, aż sam musiałem przejść się na korytarz. I jestem pewien, że moje oczy rozszerzyły się bardzo mocno, gdy w drzwiach zobaczyłem brunetkę. Wyglądała na trochę poddenerwowaną, ale w jej przekrwionych oczach dostrzegłem ból.
Naprawdę byłem w szoku, że tutaj przyszła. No i po co? Przecież my już dawno się nie przyjaźnimy. Kiedyś, owszem, byliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi, ale potem, gdy ona i Louis zaczęli się ze sobą spotykać, najzwyczajniej w świecie przestała mieć dla mnie czas.
- Ja do Harry'ego - pociągnęła nosem, po czym widząc mnie na korytarzu, zagadnęła: - Możemy porozmawiać?
I co miałem zrobić? Mimo, że od jakiegoś czasu była mi obojętna, a momentami jej nienawidziłem, przytaknąłem. Nie potrafiłem odesłać jej gdzieś, skąd przyszła. Gestem ręki zaprosiłem ją do salonu, sam idąc tuż za brunetką. Usiadła na sofie, więc żeby mieć na nią lepszy wgląd, zająłem miejsce tuż na przeciwko, w fotelu. Spojrzawszy na jej spowitą smutkiem twarz, nie wiedziałem, co powiedzieć. Głupio było mi się zapytać o cokolwiek.
- Louis kogoś ma? - zapytała cichym tonem, nawet na mnie nie spoglądając. Wzrok wbiła w swoje palce, które strasznie się plątały ze sobą w tym momencie.
- Wiesz, ciebie... - odparłem trochę niepewnie. Naprawdę nie miałem ochoty na rozmowę o nim.
- Harry, to nie jest śmieszne. Pytam się poważnie.Ty go znasz najlepiej, więc proszę, powiedz mi, czy prócz mnie z kimś się spotyka.
- Eleanor, masz chyba jakieś stare informacje - mruknąłem pod nosem - Nie mówił ci, że między nami doszło do sprzeczki? Takiej dosyć poważniej sprzeczki?
- Nie, nic nie wspominał - odparła, jakby jeszcze przez chwilę nad czymś myślała.
- Zresztą, nieważne. W każdym bądź razie nie sądzę, aby on się z kimś spotykał. W ogóle skąd u ciebie takie przypuszczenie?
- Od kilku dni jest jakiś dziwny. Nie mogę go przytulić, nie mogę go pocałować, nic nie mogę, bo się wzdryga, odpycha, mówi, że nie ma humoru. A dziś poprosił o chwilę przerwy. On na pewno nikogo nie ma?
- Nie rozmawiałem z nim w sumie od paru dni, ale uwierz mi, on nikogo nie ma.
Przytaknęła delikatnie głową.
- To o co chodzi? - szepnęła, chowając twarz w dłonie. Cichutko zaszlochała, a we mnie coś pękło.
Nie miałem pojęcia, o co chodzi, dlaczego on jej tak powiedział, jednak to był trochę mocny cios. Widząc ją w coraz gorszym stanie, bez namysłu podszedłem do Eleanor i usiadłem obok. Mocno objąłem ją ramionami, zacząłem głaskać po plecach. Powoli się uspokajała, ale naprawdę bardzo powoli.
Siedzieliśmy tak kilka minut, w ciszy, w której słychać było jedynie jej szybki oddech i pociąganie nosem.
- Ja go naprawdę kocham - załkała.
- Wiem, wierzę ci. On może ma jakąś chandrę, nie wiem, ale jestem pewien, że nie umawia się z nikim za twoimi plecami - szepnąłem w jej włosy.
Mocno wtuliła się we mnie. Poczułem, jak jej palce zaciskają się na materiale okrywającym moje plecy. W tym momencie była krucha i bezbronna, zupełnie jak lalka ze szklanymi oczami, otoczonymi rzęsami z plastiku i sztucznymi łzami, które tliły się w ich kącikach.
Z mojej kieszeni doszedł dzwonek telefonu. Przeprosiłem dziewczynę i odebrałem.
- Tak?
- Będę u was za jakieś piętnaście minut - doszedł mnie w słuchawce głos Paula.
- Och, okey. Co znowu przeskrobaliśmy? - westchnąłem głośno.
- Nic, ale musimy porozmawiać o twojej dziewczynie - odparł krótko i dosłownie ułamek sekundy później się rozłączył. Ach, no tak, ja przecież mam dziewczynę.

*Zayn*
Wkroczyłem do mieszkania pewnym krokiem, uśmiechając się od ucha do ucha. Dzisiejsza niespodzianka przy śniadaniu wcale nie była zabawna, wręcz przeciwnie. Wściekłem się przez to naprawdę poważnie i miałem wrażenie, że ktoś obserwuje każdy mój ruch i gest. I może rzeczywiście tak było, więc nie mogłem zwlekać. Kupno firanek wydawało mi się najlepszym rozwiązaniem. Cóż, moglibyśmy iść jeszcze na policję czy do jakiegoś detektywa, ale co mu powiemy: "Jakiś idiota grozi, że wyda nasz związek, pomoże nam pan go złapać"? Nie, to wydawałoby się co najmniej śmieszne.
- Witaj, Zayn.
Po usłyszeniu niskiego głosu, oderwałem się od rozwiązywania butów i spojrzałem w górę. Paul stał nade mną i bacznie się mi przyglądał. Ciekawość z jakiej to okazji, mężczyzna postanowił złożyć nam wizytę, zżerała mnie od środka.
- Okey, coś znowu źle zrobiliśmy? - zapytałem od razu, wstając do pionu.
Mężczyzna roześmiał się serdecznie i jedynie pożegnał, nie odpowiadając na moje pytanie. Zniknął za drzwiami.
- Raczy mi ktoś powiedzieć, dlaczego on tu przyszedł?! - krzyknąłem w głąb mieszkania, bo spodziewałem się... sam nie wiem czego, ale na pewno nie czegoś pozytywnego.
Prędko zrzuciłem z siebie kurtkę, aby zaraz odwiesić ją na wieszak. Od razu wszedłem do salonu, gdzie Louisa i Harry siedzieli na sofie.
- Chodź do mnie - powiedział chłopak, wyciągając ręce w moją stronę.
Co z tego, że na jego twarzy widniał uśmiech, ja i tak miałem złe przeczucia. Jednak bez sprzeciwu, zająłem miejsce obok niego, w jednej chwili przylegając do bruneta całym ciałem. Jego palce w momencie splątały się z moimi. Lekko ja zacisnął, jakby się denerwował. Serce zaczęło bić coraz szybciej. Zaczynałem się powoli bać tego, co najprawdopodobniej zaraz usłyszę.
- Paul chce, abym ja z Louisą nadal był w związku, to by była dla nas dobra przykrywka - oznajmił mi na jednym wydechu.
- Żart? - wykrztusiłem z siebie, ale gdy oni nie zaczęli się śmiać, dodałem: - Nie no, okey. Rozumiem.
Skłamałem. Oczywiście, że nie mogłem tego pojąć. Wiem, nie możemy się ujawnić, ale to oszukiwanie wcale nie będzie lepszym rozwiązaniem. Fani ją polubili i cieszy mnie to, jednak nie zmienia faktu, że nie za bardzo uśmiechało mi się patrzeć, jak oni muszą grać przed fleszami.
- Idę coś zjeść - oznajmiłem i już chciałem wstać, ale Harry skutecznie mi to uniemożliwił, łapiąc za mój nadgarstek i ciągnąc ku sobie.
- Lodówka jest pusta. Idziemy na zakupy, idziesz z nami? - spojrzał na mnie pytająco.
- Mogę się przejść - odpowiedziałem.
Wstaliśmy z kanapy i ruszyliśmy w stronę korytarza, by się ubrać coś na wyjście. Kilka minut później zjeżdżaliśmy windą na sam dół. Przysunąłem się do Harry'ego i delikatnie obróciłem w swoją stronę, chwyciwszy jego podbródek. Uśmiechnął się promiennie, a ja nie czekając dłużej, złączyłem nasze wargi w krótkim pocałunku, póki jeszcze miałem okazję. Chłopak oddał go prędko. Niestety zabawa szybko się skończyła, ponieważ musieliśmy już wychodzić.
Wyszliśmy z budynku prosto na ruchliwą ulicę. Kątem oka zerknąłem w stronę dwójki osób idących obok mnie. Wiedziałem, że będzie musiało do tego dojść, lecz nie przypuszczałem, że coś w środku mnie zakuje na widok Harry'ego trzymającego dłoń Louisy. Wychwycił moje spojrzenie, usta ułożyły się w taki sposób, jakby niemo chciał wyszeptać "Przepraszam". Albo może się przewidziałem?
Drogę do sklepu przebyliśmy, śmiejąc się i rozmawiając o jakiś mało ważnych rzeczach. Harry z początku chciał iść do jakiś osiedlowych delikatesów, ale w ostateczności poszliśmy do Sainsbury's.
Przemierzaliśmy kolejne alejki w trochę wolnym tempie. Ja byłem o kilka kroków do przodu i zabierałem z półek te produkty, które Louisa wyczytała z listy. Zerknąłem za siebie, bo nagle śmiechy za mną ucichły. Od razu pożałowałem tego ruchu. Stali przed nabiałem, obejmując siebie nawzajem. Harry delikatnie ucałował jej wargi. Widziałem jej lekkie zdezorientowanie, ale w momencie oprzytomniała i położyła dłoń na jego policzek, co chyba go zachęciło, bo to zbliżenie stało się bardziej namiętne, niż bym się spodziewał.
Oderwali się od siebie po kilku chwilach i ruszyli w moją stronę. Ja nawet nie miałem zamiaru spojrzeć im w oczy. Uciekałem od ich spojrzeń, gdzie tylko mogłem. Wziąłem głęboki oddech i chwilę później już kontynuowałem zakupy, idąc dalej.
~ ~ ~
Mieliśmy wchodzić do budynku z zakupami, gdy w ostatniej chwili spostrzegłem, że z krzynki wystaje biała koperta. Serce mi załomotało w momencie. Kolejny raz w ciągu dnia? Lekka przesada. Pospiesznie zabrałem go, ale odczytać chciałem dopiero w domu. Harry i Louisa... nawet nie wiem, czy zauważyli, że cokolwiek wziąłem. Byli po prostu zapatrzeni w siebie, co irytowało mnie jeszcze bardziej. 
Kilka minut później, od razu po wejściu do mieszkania, odstawiłem torby z zakupami na kuchenny blat, a sam zacząłem otwierać kopertę.
- Kolejny list? - spytał Harry, stając tuż za mną. Czułem jego gorący oddech owiewający moją szyję.
Przytaknąłem w milczeniu, rzucając gdzieś w bok kopertę. Rozłożyłem kartkę, aby zacząć czytać te kilka zdań.
"Firanki? Sprytnie. Nie widzę Was, ale wciąż obserwuję. Wiem, o każdym Waszym ruchu. Słyszę każdy krok. Wsłuchuję się w oddechy. Żyję Waszym życiem. Życiem oszustów całego świata. Kłamiecie na każdym kroku. A co na to Wasze sumienie?"
Zgniotłem list i cisnąłem kulką papieru przed siebie. Zdenerwowałem się nie na żarty. To chore! Nie myśląc długo, popędziłem do sypialni, gdzie od razu rzuciłem się na łóżku. Jakaś gra? Zabawna. Bardzo. To zaczynało się robić przerażające, choć to dopiero druga taka wiadomość. Zaczynałem powoli obawiać się kolejnych. Gdzieś w duchu, prosiłem, aby już ich nie było. Czy ja jestem uczestnikiem jakiegoś pieprzonego "Big brother'a"?!
Odetchnąłem raz. Potem drugi i trzeci. Uspokajałem się. Z zewnątrz. W środku cały dygotałem. Za dużo obrazów miałem w głowie. Za dużo myśli. Za dużo wszystkiego. 
Drzwi leciutko zaskrzypiały, a zza nich wychylił się Harry. Wszedł wolnym krokiem i usiadł obok mnie na łóżku.
- Nie przejmuj się tym, proszę. Ktoś myśli, że uda mu się nas zastraszyć. Nie warto o tym myśleć. Nie uda mu się, jasne? - powiedział cicho, kreśląc kółeczka na moim ramieniu. 
Najchętniej krzyknąłbym mu w twarz, bo tak naprawdę nie chodziło tylko o te kilka nakreślonych zdań. Bolało mnie to, co widziałem w ciągu ostatniej godziny. Bolał mnie widok ich trzymających się za rękę. Bolał mnie każdy pocałunek, który on raczył składać na jej lekko spierzchniętych wargach. Bolał mnie fakt, że przy niej wygląda na szczęśliwego. 
Gdzieś po drodze zboczyłem z trasu, gubiąc wątek. I nie wziąłem ze sobą mapy, która pomogłaby mi przejść przez dalszą część tej wycieczki przez życie. 
___
Hello! Wiecie co Wam powiem? Powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania, co mnie trochę smuci, ponieważ trochę z nim zżyłam od marca. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że dziś licznik obserwatorów wybił równe DZIEWIĘĆDZIESIĄT. Szczerze? Jestem w wielkim szoku. Nigdy bym się tego nie spodziewała. Oh God, jaka to ładna liczba. Czuję się też winna, że ostatnio rozdziały pojawiają się bardzo rzadko i jest mi naprawdę, naprawdę przykroi. Jednak nie wszystko jest zależne ode mnie, to też brak czasu, gdy mam chęci i brak chęci, gdy mam czas. Wiem, słaba wymówka. Teraz jednak postaram się sprężyć swoje 4 litery i dodawać częściej.
Ogłoszenia parafialne: 
- zachęcam do zadawania pytań postaciom (wszystkim, tym głównym i tym mniej głównym, i tym niegłównym) na character-ask-yimb.tumblr.com
- one-shot, którego zapowiedź już od wakacji jest na moim tumblr, zostanie napisany jednak w formie opowiadania, szczegóły: TUTAJ
- ukazała się również zapowiedź do innego opowiadania, oczywiście z One Direction, ale nie tylko, bo do głównych bohaterów dołączy Manu Gavassi (wiem, nikt z Was jej nie zna), szczegóły: TUTAJ
- mogę się Wam pochwalić, że w ciągu tygodnia schudłam prawie 5 kg, co mnie niebywale cieszy
- wszelkie pytania do mnie proszę kierować na mojego tumblra (giovimonster.tumblr.com) bądź na aska, dziękuję z góry
Dziękuję, że ze mną wciąż jesteście. Kocham Was! 
+ standardowo przepraszam za błędy, na pewno coś przeoczyłam

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 24.

*Zayn*
- Jesteś niemożliwy – szepnąłem, mocniej wtulając się w jego nagą klatkę piersiową. Nie mogłem powstrzymać się przed muśnięciem palcami tego umięśnionego brzucha.
- No wiem – zaśmiał się cicho pod nosem.  Podniosłem głowę znad  piersi Harry’ego , aby złożyć mokry pocałunek na jego ustach.
- I skromny – dodałem jeszcze od siebie.
Zaskoczył mnie tym, co się stało godzinę temu. To wszystko działo się tak szybko. Pamiętałem, jak zacząłem się z nim przedrzeźniać i nie ukrywam, że chodziło mi o to, żeby chłopak w końcu się ogarnął i chciał to zrobić, ale to nie zmienia faktu, że pamiętałem poprzednią noc. Pamiętałem, jak mnie zostawił dla niej. I teraz naprawdę nie wiem na kogo powinienem się burzyć. Na Harry’ego czy na siebie? Przecież to ja nalegałem na ich „związek”. Gdyby nie on, nie doszło by do ich stosunku, jak również do tego, że zostałem olany, bo ona pokłóciła się z matką i potrzebowała Styles’a. A on jej nie kocha… Prawda? Nie, nie może jej kochać. Mówił mi coś, coś w co chcę wierzyć z całego serca, ale jednak nadal się boję. Próbowałem o tym nie myśleć, ale nie potrafiłem. A dlaczego? Bo Louisa. Bo Louisa wciąż stała na naszej drodze i była jak taki odnawialny się chwast. Ja nie cierpię chwastów. Wolę, gdy mój ogród jest ładny, wypielony, bez zbędnych roślin. Ale cóż. Ciężko, gdy ta problemowa roślinka się rozrasta na hektarach mojego pola uczuć.
Jest niepokojem, który raz zasiany niweczy wszystkie plany i marzenia. Boję się, że ze mną będzie tak samo. Uschnę jak niepodlewana roślinka, karmiąca się życiodajną miłością.
- O czymś myślisz? – szepnął Styles prosto do mojego ucha.
- O chwastach.
- Co?
- Nieważne. Naprawdę się cieszę, że mamy to za sobą. Długo na to czekałem.
- A jak było? – zapytał z cwanym uśmiechem.
- Pomijając fakt, że to był mój pierwszy raz z chłopakiem, bolą mnie dolne partie ciała i boję się, że przez najbliższy tydzień nie usiądę, było rewelacyjnie – odpowiedziałem pewnie.
Jego szeroki uśmiech był chyba przytaknięciem. Powoli usiadłem  na wysokości jego pasa i zacząłem bawić się niesfornymi lokami, które jeszcze niedawno kleiły się do jego mokrego od potu czoła.
Było idealnie do czasu, aż ktoś śmiał zapukać do drzwi. Odwróciłem się w tamtą stronę i spojrzałem na uśmiechniętą Louisę.
- Widzę, że coś mnie ominęło – to był chyba taki żart z jej strony.
- Nie, nie ominęło. Wybacz, ale nie mamy obowiązku spowiadać się tobie z naszego życia prywatnego, tym bardziej z tak intymnych spraw. A teraz proszę, opuść ten pokój - odparłem, dając jej wyczuć, jak bardzo mnie denerwuje.
- Zayn! - oburzył się Harry. Spojrzałem na niego, zgromił mnie wzrokiem.
Wiedziałem, że zwróci mi uwagę. To było wręcz do przewidzenia, ponieważ to Louisa. Matka jego przyszłego dziecka. Brunetka, która od początku przypominała mu jego wielką miłość - Tomlinsona.
Dziewczyna ku mojego zadowoleniu wycofała się z pokoju, na co tylko uśmiechnąłem się do siebie.
- Przestań - powiedział spokojnie, schodząc z łóżka. Podniósł swoje rzeczy z podłogi i zaczął się ubierać. Poszedłem w jego ślady, już kilka chwil później zapinałem guziki od mojej koszuli.
- Ale o co ci chodzi?
- O to odzywanie się. Dlaczego jesteś tak cięty na nią? Nic ci nie zrobiła.
- Wystarczy, że jest w tym domu, obok ciebie, mówi i oddycha. Nie przepadam za nią, chyba mam takie prawo, co?
- Ale mówiłeś, że nie masz nic przeciwko niej, jak ja ci powiedziałem o ciąży. Rozumiem, że może jesteś zazdrosny, ale... - mówił z powagą, lecz nie pozwoliłem mu dokończyć.
- Ja zazdrosny? Do tego o nią? Daj spokój - machnąłem ręką.
- Jasne, widzę - przewrócił teatralnie oczami. - Proszę, miej do niej szacunek. Od dziś z nami zamieszka. Musisz to zaakceptować.
- Gdy się wprowadzaliśmy, nie wspominałeś o tym, że będę dzielił z nią mieszkanie. Ba! Nie mówiłeś, że będę musiał się dzielić tobą! - krzyknąłem najwyraźniej już podsycony zaistniałą sytuację. Nie mogłem pojąć, dlaczego on ją aż tak bardzo broni.
- Bo sam nie miałem o tym pojęcia! - również podniósł głos. - I zacznij być dla niej miły, nie proszę wcale o tak dużo!
Wymieniliśmy się jedynie spojrzeniami. Czułem jakiś zewnętrzny ból. To w jaki sposób on jej bronił, mnie bolało. Zazdrość mną zawładnęła. Zazdrość do której w tym momencie miałem jak największe prawo.
- Nienawidzę cię - syknąłem przez zęby i prędko wyszedłem z pokoju, po czym bez zwłoki udałem się do przedpokoju, gdzie jeszcze szybciej wsunąłem na nogi buty i czarną skórę.
Świadomość, że się z nim pokłóciłem przyszła już kilka chwil później. Czy było mi z tym lekko? Nie, jasne, że nie. Ale ja po prostu już nie wytrzymałem. Boję się, że go stracę. Boję się, że któregoś dnia on skończy naszą znajomość. Wpadłem po uszy i nie przeszkadza mi to, bo on się stara, bo jemu zależy, bo sam tego chcę.

*Harry*
Godzina. Kolejna. I następna. Mijały strasznie wolno. Martwiłem się. Na dworze powoli się ściemniało, a jego nadal nie było w domu. Leżałem na sofie w salonie, przykryty granatowym kocem i z kubkiem gorącej czekolady w ręku. Albo zimnej czekolady. Sączyłem ją już z dobrą godzinę. Jedną z wielu, które spędziłem na czekaniu i zamartwianiu się. Jedyne co mi towarzyszyło to muzyka, płynąca z dwóch głośników od wieży stereofonicznej. Nic więcej. Marzłem, mimo tego, że w mieszkaniu było ciepło. Brakowało mi jego ciepła, jego oddechu na mojej szyi, ust na policzku i zarostu, którym nieświadomie drapał moją skórę.
Czułem się winny w jakimś stopniu. Nie chciałem, aby on odebrał to w taki sposób. Mnie i Louisę nic nie łączy, naprawdę. No prócz dziecka, ale to teraz pominę. Jednak i tak uważałem, że on trochę dramatyzuje.
Klucz w drzwiach się przekręcił, usłyszałem, jak klamka opada. Bez zwłoki, czym prędzej poderwałem się z kanapy i opatulony ciepłym kocem wyszedłem na korytarz. Zayn właśnie ściągał buty. Gdy już rozebrał się z odziania wierzchniego, spytałem spokojnie:
- Gdzie byłeś?
W tym momencie podniósł na mnie swój lekko pijany wzrok. Uśmiechnął się cynicznie. Minęła sekunda i kolejna, a on wciąż milczał. Nim odpowiedział, ruszył wolnym krokiem przed siebie. Złapałem za jego nadgarstek w ostatniej sekundzie.
- Nie przywitasz się ze swoim chłopakiem? - zapytałem, nachylając się do jego twarzy odrobinę.
- Czyżby pani ciężarnej popsuł się humor? Nagle przypomniałeś sobie, że jestem twoim chłopakiem? Jakoś nie myślałeś o tym, latając za nią z wywalonym językiem - powiedział niemal przez zaciśnięte zęby.
- Zayn, proszę, nie kłóćmy się - szepnąłem.
- Staram się, ale... ugh! Jesteś okropny! Denerwujesz mnie już - odparł niby z żalem, ale spokojnym tonem.
Zmniejszyłem naszą odległość do minimum i niepewnie musnąłem jego wargi swoimi. Przymknął powieki i delikatnie zadrżał, czułem to w zetknięciu z jego ciałem. - Nienawidzę cię - sapnął w moje usta, a w odpowiedzi ja przywarłem do jego rozchylonych ust. Nie oderwał się, nie opieprzył. Tylko stał tak i trochę mozolnie oddawał pocałunek. Kilka chwil później, odsunął się ode mnie, zaczerpując powietrza.
- Przepraszam - powiedziałem cicho.
- Daj spokój - machnął lekceważąco ręką. - Wiem, że i tak ci jej nie zastąpię.
- Ale ja tego od ciebie nie wymagam. Zayn, skończ z tym. Nic do niej nie czułem, nie czuję i nie będę czuć - wyrzuciłem z siebie na jednych wydechu. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, a słysząc z salonu "Cry to me", delikatnie pociągnąłem go za nadgarstek w tamtą stronę i od razu objąłem, aby dać w ten sposób zaproszenie do wspólnego tańca.
- Nie umiem tańczyć, zostaw mnie - poprosił, ale praktycznie wcale nie próbował się wyrwać.
- Umiesz, zatańcz ze mną, proszę - szepnąłem wprost do jego ucha.
Pierwsze sekundy mijały w lekkim spięciu między nami, ale z każdą kolejną on rozluźniał się coraz bardziej, aż w końcu pewnie poruszał się razem ze mną w takt piosenki. Przylgnąłem do jego ciała, tak aby czuć go przy sobie. Delikatnym pocałunkiem naznaczyłem jego szyję, a potem linię szczęki. Gdy doszedłem do policzka, zatrzymałem się na nim dłużej. Ustami wodziłem po gładkiej fakturze jego skóry, uwielbiałem to robić. Powoli wtargnąłem na teren jego nieco spierzchniętych warg, nie spieszyłem się z namiętnością. Wolałem, aby to on dał mi jakiś znak i długo też nie musiałem na niego czekać. Zayn oddał pocałunek, a jego język splątał się w ciągu kilku chwil z moim.
Piosenka się skończyła, a my nadal staliśmy na środku salonu splątani w uścisku własnych ciał.
- Nie pozbędziesz się mnie tak szybko - zaśmiałem się cichutko pod nosem - Nienawidzisz mnie?
- Uhm - mamrotał, ciaśniej się wtulając we mnie - Tak bardzo, że ostatnie kilka godzin spędziłem na myśleniu, jak bardzo cię nienawidzę.
Wiedziałem, że nie mówił poważnie. Wyczułem ten lekki śmiech w jego głosie.
- Ale proszę, następnym razem daj jakiś znak życia, martwiłem się.
- Wiesz, raczej jak ktoś się obraża to nie daje o sobie znaku życia, szczególnie nie osobie, której w danym momencie nienawidzi.
- Ekspert się znalazł - mruknąłem pod nosem. - Mój ekspert.
- Twój?
- Mój.

*Zayn*
Jego usta dotknęły moich, a dłonie mocno zacisnęły się na mych biodrach. Napierał na mnie tak mocno, że poczułem, jak kant blatu kuchennego wbija się w mój tył, ale nie przeszkadzało mi to. Mieliśmy chwilę dla siebie, więc dlaczego nie skorzystać? Harry przeniósł wargi na moją szyję i został tam dłużej niż na wcześniejszym miejscu. Usłyszałem tylko ciche mlaśnięcie. Tak, chłopak zrobił mi malinkę. Dawno już tego nie robił, więc nie ukrywam, że mi to schlebiło.
- Jestem! - zawołała Louisa zaraz po wejściu do mieszkania. - Mam świeże pieczywo, no i coś do was.
Weszła do kuchni pewnym krokiem i wręczyła nam białą kopertę. Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. Nikt nie spodziewał się żadnego listu ani czegoś takiego.
- Dziwny - Styles obracał go w rękach - Nie ma dresu, tylko nasze nazwiska - powiedział pod nosem.
Racja, to było co najmniej dziwnie. Harry otworzył go pośpieszenie i wyjął ze środka złożoną kartkę formatu    a4 z tekstem stworzonym z wyklejanych liter. Przełknąłem ślinę i spojrzałem na to ponownie, aby przeczytać.
"Kiedy ujawnicie się światu?" - jedno proste pytanie, a ja myślałem, że zaraz zejdę na zawał.
- Dobry żart - mruknąłem pod nosem i już chciałem opuścić to pomieszczenie, gdy głos Hazzy mnie zatrzymał.
- Zayn, to chyba nie jest jakiś głupi żart - powiedział cicho, jakby sam się w tym momencie czegoś wystraszył. Wróciłem do niego i oniemiałem. Trzymał w rękach nasze zdjęcia. Zdjęcia z wczoraj. Ja i Harry. W salonie. Przytuleni do siebie. Całujący się.
- Co jest? - zapytała Louisa, w momencie stając obok mnie. Jej mina wcale nie różniła się od naszych. Chyba również doznała lekkiego szoku.
Miałem ochotę się roześmiać. Co tu się, kurwa, dzieje?!
___
Przepraszam za błędy, nie mam czasu, żeby je do końca ogarnąć. Przepraszam, że tak długo. Przepraszam, że ten rozdział nie jest również powalający. Miałam dla Was krótki filmik, ale blogspot go zjebał., -.-
Dziś prawdopodobnie zrobię twitcama około godziny 18. Chcesz, aby się odbył? Napisz w komentarzu. Jak  go zrobię, podam link na samej górze. Zapraszam również tutaj: http://character-ask-yimb.tumblr.com/ Możecie zadawać pytania postaciom z tego opowiadania. 

niedziela, 7 października 2012

Rozdział 23.

*Harry*
Wjechaliśmy na ósme piętro, a drzwi od windy się otworzyły. Prowadząc za sobą niewielką walizkę za rączkę, wyszedłem z niej razem z Louisą. Stanęliśmy pod drzwiami do mieszkania. Zacząłem grzebać w swoich kieszeniach, szukając kluczy. Gdy w końcu je znalazłem, otworzyłem prędko i gestem ręki dałem znać, aby dziewczyna szła przodem. Rozejrzała się po mieszkaniu, zagłębiając się w jego wnętrzu. Tymczasem ja zamknąłem za nami drzwi i dołączyłem do niej, kiedy jej wzrok zatrzymał się na czymś w salonie. Po przekroczeniu niecałych trzech metrów, już stałem obok niej. Wpatrywała się w śpiącego na kanapie Zayna, niezgrabnie przykrytego do pasa kocem.
- Gdzie jest łazienka? - spytała szeptem, chyba nie chciała go obudzić.
- Te drzwi - pokazałem palcem, na co ona tylko przytaknęła i odwróciła się w wskazanym kierunku.
Podszedłem do sofy i kucnąłem przed nią, nie odrywając oczu od śpiącego Mulata. Błogi uśmiech pasował do niego niewątpliwie. Nachyliłem się powoli i musnąłem wargami policzek.
- Hazz? - spytał, rozchylając powieki.
- Tak, to ja - odparłem, cicho zaśmiawszy się - O której poszedłeś spać?
- Nie wiem. Oglądałem jakieś filmy do późna - mruknął pod nosem, przewracając się na drugi bok, plecami do mnie.
- Jakie filmy?
- A jakie filmy lecą w nocy? Albo horrory albo jakieś tanie porno - jego lekko poddenerwowany ton uświadomił mnie w tym, że chłopak jest zły.
- Mam nadzieję, że oglądałeś horrory.
- Wiesz, że ich nie lubię, więc po cholerę się łudzisz?
- Mam się czuć zazdrosny?
- Tak, moja ręka o wiele lepiej mnie zaspakaja niż ty - burknął, po czym zrzucając z siebie koc prosto na mnie, wstał z sofy i wyszedł z salonu.
Usłyszałem tylko jak drzwi od łazienki się otwierają i już domyślałem się, jak mocno zdziwiony musi być Mulat. Zrzuciłem z siebie wełniany materiał i ruszyłem za nim.
- Louisa, jak miło cię widzieć - powiedział sarkastycznie i wyminął ją, kierując się do swojego pokoju.
Dziewczynie zrobiło się głupio, co wyczułem od razu. Jej twarz została spowita smutkiem.
- Przepraszam cię za niego. Na mnie jest zły i nie potrafi się opanować - posłałem jej skruszony uśmiech - Jesteś głodna? Może zrobię nam jakieś śniadanie?
Louisa przytaknęła, więc oboje ruszyliśmy do kuchni.
~ ~ ~
Dochodziła godzina piętnasta, gdy Louisa zaproponowała, że zrobi jakiś obiad. Nie było jednak za bardzo z czego zrobić, ponieważ zapomniałem pójść wczoraj na zakupy. Tak więc w wyniku tego zamówiliśmy pizzę.
Dziewczyna po szczerej rozmowie ze mną w końcu zdawała się być spokojna. Powiedziałem jej, że pomogę w czasie ciąży, tak samo jak później będę razem z nią opiekował się dzieckiem i nie wyrzeknę się jego. To byłby cios poniżej pasa, a ja pokazałbym, jakim jestem tchórzem.
Odstąpiłem jej swoją sypialnię, bo przecież nie pozwolę jej spać na kanapie. Sam pójdę do Zayn'a albo na sofę, jeśli ten nie będzie chciał mi wybaczyć tego, że wyszedłem. Ale musiałem. Jestem z nią teraz odpowiedzialny. Za nią i nasze dziecko. Trochę zaczynałem się bać nadchodzących miesięcy. Nie chcę odchodzić od Zayna, ale nie mogę też zostawić jej na lodzie.
- Idę się położyć, w nocy mało spałam - Louisa wycofała się na korytarz, zostawiając mnie samego w salonie. 
Z zamiarem zrobienia sobie herbaty, wkroczyłem do kuchni pewnym krokiem. Zayn szukał czegoś w lodówce.
- Porozmawiamy? - zapytałem pewnie, opierając się o kant blatu.
- Nie spieszysz się do niej? Pewnie przed snem chciałaby coś od ciebie - rzucił oschle. 
- Przestań. Wiesz, że mnie z nią nic nie łączy. 
- No jasne - jego sarkastyczny śmiech odbił się echem od ścian.
- Zayn, proszę, wysłuchaj mnie.
- Nie. Powiedz mi, czy coś by się stało gdybyś wyjechał do niej godzinę później? Zostawiłeś mnie tak po prostu, bo ona zadzwoniła. Ja rozumiem, że zrobiłeś jej bachora, ale, do jasnej cholery, ja jestem twoim chłopakiem. Czy naprawdę ta godzina by cię zbawiła? Wiem, dla ciebie to tylko seks, ale dla mnie to znaczy bardzo dużo, bo nawet ją już pieprzyłeś, a nic do niej nie czujesz - powiedział, a każde jego słowo przybierało na sile.
Bez słowa odpowiedzi, prędko znalazłem się przy nim i mocno wpiłem w jego wargi. Był tym totalnie zaskoczony, co mogłem wnioskować po tym, że stał jak słup soli. Chwyciłem go pod pośladkami i mocno przycisnąłem do siebie. Chłopak odruchowo objął mnie w pasie nogami i mocno zacisnął palce na moim karku. Z nim ruszyłem do jego sypialni i od razu wskoczyłem na łóżko, mocno przygwożdżając go do pościeli. 
- Możesz ze mnie zejść?! - warknął i uderzył dłonią w moje ramię. 
- Nie, nie mogę - powiedziałem spokojnie, nachyliwszy się do jego szyi. Złożyłem na niej mokry pocałunek i zacząłem ustami schodzić niżej do momentu, aż na mojej drodze stanął kołnierzyk od jego koszuli. - Zrobimy to tu i teraz, dla mnie to też ważne, uwierz mi. 
- Kłamiesz! - rzucił mi oskarżenie, ale ja w odpowiedzi przymknąłem jego usta swoimi. 
- Nie! - zaprzeczyłem.
- No puść mnie!
- Nie krzycz! - wydarłem się, zabierając się za rozpinanie jego koszuli. Zrobiłem to jak najszybciej tylko mogłem. 
Burknął coś pod nosem, ale trochę się uspokoił. Nie wyrywał się i nawet zaczął oddawać pocałunki, które ja zacząłem składać na jego wargach.
Minutę później już czułem jego dłonie pod moją koszulką, sprawnie ją ze mnie ściągając. Chłopak poczuł się pewnie, co wywnioskowałem po tym, jak wsunął swoją nogę pomiędzy moje uda. Wszystko dalej działo się szybko. W mgnieniu oka i ja, i on zostaliśmy nadzy. Czułem się jak w jakimś amoku. To seksualne napięcie między nami było niesamowite. Chciałem, by mnie dotykał, chciałem go czuć, chciałem, aby on czuł mnie i tylko mnie. Pieściliśmy swoje ciała nawzajem. To było gorące. Chwilę później już leżał pode mną. Nie czekałem długo, naparłem na niego gwałtownie. Z jego ust wyrwał się głośny jęk.
- Kurwa, delikatniej! - warknął.
- Przepraszam - szepnąłem do jego ucha, po czym ucałowałem ucho i przyspieszyłem swoje ruchy.
____
Przepraszam, że czekaliście tak długo. Koleżanka miała napisać, że mnie nie będzie, bo w sumie wracam do domu dopiero 25. października, ale od dziś mam dostęp do neta. Przepraszam, że tak zjebany rozdział, że nie na to czekaliście, że po prostu wszystko wyszło BEZNADZIEJNIE. Pewnie prawie wszyscy już zrezygnowali z tego, no trudno, moja wina, zawaliłam - przyznaję się bez bicia.
Nowy niestety pojawi się dopiero po 25., ponieważ tu nie mam praktycznie wolnego czasu, mam zajęcia od rana do wieczora. Ach, no i jestem w sanatorium. Kocham Was.
Zapraszam także na mój nowy projekt: http://thoughts-of-harry.tumblr.com/

środa, 12 września 2012

Rozdział 22.

*Zayn*
Krążyłem wzrokiem po każdym możliwym kącie, aby tylko nie spojrzeć w oczy Paulowi. Był dziś jakiś taki... zły i niezadowolony. Najpierw zmierzył mnie dokładnie od góry do dołu, gdy tylko minąłem próg salonu i dołączyłem do niego i Harry'ego, a potem zaczął niemal wypalać wzrokiem. Siedziałem obok mojego chłopaka i to był błąd. Od tego momentu zdawał się być jeszcze bardziej wkurzony. Może dlatego, że Harry wcale nie krył się z tym, co jest między nami. Jego dłoń nawet na moment nie wypuściła mojej z uścisku. Jego palce były wplecione w moje i zdecydowanie czułem się z tym dobrze, nie zwracając uwagi na konsekwencje tego. Paul jedynie zmierzył nas obu wzrokiem, unosząc jedną brew ku górze. Trudno było rozczytać czy mu to przeszkadza, czy nie. Jego twarz nie wyrażała bowiem żadnych emocji, prócz zdziwienia.
- Macie wybór. Zaczynamy od wytłumaczenia, co się dzieje między wami, od powiedzenia mi, dlaczego media twierdzą, że One Direction się rozpada czy od tej sprawy z Louis'm, bo Harry nie opowiedział za dużo, to jak?
Jego beznamiętny ton głosu był niemal groźny.
- Co?! - spytał Harry wyraźnie zaskoczony jego słowami. Nie ukrywam, też byłem, bo dlaczego niby zespół ma się rozpaść? - O co chodzi z nami? Jakie media? Co?!
- Gdy jeszcze Zayn leżał w szpitalu, ty i Louis zaczęliście kłócić się na korytarzu. Albo mogliście załatwić to po cichu, albo poczekać aż wrócicie do domu, ale na litość boską, czy wy naprawdę czasami nie myślicie o konsekwencjach? - opanowanie ulatniało się z każdym jego słowem, był coraz wścieklejszy.
- Zapomniałem, okey? - krzyknął Harry - Miałem do tego to pieprzone prawo. On zachował się jak totalny skurwysyn. Skrzywdził mnie i Zayna, więc do cholery, mogłem się wściec! I mój chłopak przez to wylądował w szpitalu, tobie by nerwy nie puściły?
Paul chciał już coś odkrzyknąć, bo usta otworzył szeroko, a jego czoło delikatnie się zmarszczyło, jednak w ostatniej chwili zaniemówił.
- Tak - zaczął spokojniej Styles - ja i Zayn jesteśmy w związku.
- Czyli wtedy nas okłamaliście?
- Nie, wtedy to było trochę inaczej. Nieważne zresztą. Co za problem wytłumaczyć mediom, że tu bujda?
- Żaden, ale najpierw powiedz, o co chodziło z Lou - poprosił, podstawiając sobie do ust filiżankę.
Harry spojrzał na mnie porozumiewawczo, a ja tylko przytaknąłem głową na znak, żeby on mówił. I tak też zrobił. Zaczął opowiadać od samego początku, począwszy od docinek Tomlinsona w naszą stronę przed jego urodzinami, przez sytuacje z jego przyjęcia, a kończąc na akcji w szpitalu. Powiedział wszystko. Nie zapomniał również wspomnieć, że miałam zamiar skoczyć, co też Paula niebywale zdziwiło i trochę wystraszyło. Na szczęście udało się go przekonać, że to było, minęło i nie wróci. Przejął się również nami. Zapytał otwarcie, co z nim zrobimy. Nie bronił go, nie próbował jakoś usprawiedliwić, nie powiedział, żebyśmy wzięli się w garść. Chyba jemu on również tym zachowaniem podpadł.
- Ale co masz na myśli? - zapytałem.
- A jest możliwość, aby One Direction skończyło swoją karierę? Przynajmniej jako zespół - powiedział Harry całkiem poważnym tonem.
Zamarłem, jako jedyny z naszej trójki. Starszy od nas mężczyzna nie był jakoś specjalnie zdziwiony jego propozycją, tylko czekał, aby chłopak rozwinął swoją wypowiedź.
- Nie chcę już z nim śpiewać, wiem, że to będzie ciężkie także dla Zayna, a wszyscy zdajemy sobie sprawę, że One Direction bez jednego z naszej piątki nie będzie już One Direction. Przykro mi to mówić, ale proszę, Paul, zrozum nas - podniósł na niego swój przepełniony nadzieją wzrok. Głos w głowie coś mi szeptał, był w podziwie, że chłopak jest zdolny do takiego poświęcenia.
- To niemożliwe.
- Dlaczego? Na pewno coś da się zrobić.
- Ale nie tylko ty jesteś w tym zespole, Styles. Poza tym, daj się też wypowiedzieć jemu - wskazał dłonią na mnie - a potem pogadam z resztą.
- Ale Zayn się ze mną zgadza - dodał pospiesznie, na co Paul zgromił go wzrokiem i zaraz spojrzał na mnie.
- Ale ja... - zaciąłem się. Owszem, z Tomlinsonem nie chciałem mieć już nic wspólnego, ale nie byłoby to fair w stosunku do Liama i Nialla, oni nic złego nie zrobili, bo to nie ich wina, że Louis jest jaki jest, czyli gorszy typ od niejednego skurwiela, chodzącego po tej ziemi. Nie wiedziałem, co mam zrobić. - nie wiem. Z jednej strony chcę z Louis'm zerwać kontakt, co będzie możliwe tylko, dzięki rozwiązaniu zespołu, ale z drugiej co z Niallem i Liamem? Oni nie są niczemu winni.
- A jeśli on was przeprosi?
- To nie zmieni faktu, iż był, jest i nadal zostanie skurwysynem - syknął przez zaciśnięte zęby Harry.
- Dobra, pogadam z chłopakami, okey? Ach, oglądaliście gazety z wczoraj może? - spojrzał na nas pytająco, oboje pokręciliśmy przecząco głowami - Są zdjęcia, jak wychodzicie ze szpitala, razem i trzymacie się za łapki. Na szczęście, z tego nie zrobili takiej wielkiej afery. Bardziej się przejmują, co się stało, że jesteś w takim stanie, jakim jesteś.
Speszyłem się, będąc obiektem, którego uważnie zlustrował. On jest naprawdę czasami denerwujący!
- Właśnie, musimy się ukrywać? - jak gdyby nigdy nic wypalił młodszy ode mnie chłopak.
Paul przez chwilę nic nie mówił, zdawał się analizować, jakie konsekwencje to za sobą poniesie.
-Tak - odpowiedział stanowczym tonem, jednocześnie wstając z kanapy. - Do zobaczenia.
Nie czekał na nasza odpowiedź. Po prostu wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Harry spojrzał na mnie. Kąciki jego ust podniosły się do góry, ukazując tym sposobem szereg śnieżnobiałych zębów. Trwał tak przez dłuższą chwilę, aż zrobiło mi się głupio.
- Mam coś na twarzy? - odruchowo przetarłem dłonią usta i policzki.
- Nie.
- To dlaczego tak się patrzysz?
- Tak o, po prostu - wzruszył ramionami. - Jedziesz ze mną po firanki? Nie lubię jak mi rano słońce świeci.
~ ~ ~
Po wejściu do sklepu od razu się rozdzieliliśmy. Harry oznajmił, że pójdzie poszukać firanek, a mnie kazał poszukać jakiegoś zestawu świeczek i wziąć takie, która najbardziej będą mi odpowiadać. Jakbym słyszał moją mamę. Uwielbiała takie duperele trzymać w domu. Minąłem kilka półek w poszukiwaniu świeczek, jednak nadal ich nie widziałem. Ten sklep nie należał, co prawda, do największych, ale nie był też mały. Kilkanaście minut później w końcu znalazłem rzecz dla Styles'a. Wybór nie należał do najłatwiejszych. Zapachów było od groma, nie wspominając już o rozmiarach i różnego rodzaju innych udziwnieniach. Do metalowego koszyczka wrzuciłem pudełko z dwunastoma waniliowymi, takie samo również o zapachu cynamonu oraz truskawek. Wychodząc z tej alejki, trafiłem na tą część sklepu z łóżkami i materacami. Moją uwagę przykuł jakiś "zdrowotny materac". Aby rzeczywiście sprawdzić jego działania, z ciekawości oczywiście, położyłem się na nim i przymknąłem oczy. Był miękki, cóż, naprawdę wygodny. Jednak bez rewelacji.
Już miałem się podnieść, gdy wyczułem, jak miejsce obok mnie się zapada. W momentalnym odruchu rozwarłem powieki, spoglądając prosto na roześmianą twarz Harry'ego.
- Masz świeczki? - spytał, a ja w odpowiedzi jedynie uniosłem metalowy koszyk do góry. Uśmiechnął się pod nosem, zbliżając się nieco. W jednej chwili poczułem jak jego usta składają krótki pocałunek na moich wargach.
- Co ty...?
- Chodź już - wstał z materaca i ruszył przed siebie. Prędko pobiegłem za nim, kierując się prosto do kas, gdzie również i on zmierzał.
Po zapłaceniu za zakupy od razu wsiedliśmy do samochodu. Obydwoje chcieliśmy już wrócić do domu, do siebie. Prawda była taka, że tylko w tym mieszkaniu będziemy mogli być sobą. Albo raczej będziemy musieli. Czy chciałem tego? Jasne, że nie. W końcu miałem go dla siebie, ale i tak jesteśmy zmuszeni kryć się ze swoim szczęściem. To męczące.
Weszliśmy do windy, Harry nie czekając na nic, po prostu wtulił się we mnie, a jego usta powędrowały na moją szyję. Zaczął naznaczać ją mokrymi pocałunkami. Język zwinnie pracował po odsłoniętej skórze, chwilę później doszedł do moich ust, które obrysował powoli, ale namiętnie. Tak się zaczęło. Ułamek sekundy później, oboje zatraciliśmy się we wzajemnych pocałunkach. Tak umilaliśmy sobie drogę windą i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, a to wcale nie było nasze piętro. Speszeni oderwaliśmy się od siebie, jak oparzeni i spojrzeliśmy na dziewczynę, która stanęła bez słowa obok nas.
- Nic nie powiem - zapewniła w momencie z poważną miną, wciskając guzik na ostatnie piętro.
- No wiesz... kuźwa - zaklął pod nosem Harry.
- Luzik, młody, nie denerwuj się. Jestem diretionerką, ale z całym szacunkiem, ty nie wyglądasz na osobę hetero - spojrzała na loczkowatego, który wciąż trzymał moją dłoń.
- Skoro jesteś directionerką, to dlaczego nie wrzeszczałaś i nie rzuciłaś się na nas? No wiesz, twoi idole mieszkają tam gdzie ty, nie cieszy cię to? - wdał się z nią w rozmowę Hazza. - No i z całym szacunkiem, ale nie "młody", jestem od ciebie starszy.
- Mój brat ma dwadzieścia cztery lata na niego też tak wołam. Mówię tak do każdego. Nie no, cieszy, cieszy. Wczoraj już widziałam,jak wnosiliście rzeczy, a nie będę wrzeszczeć, nie lubię, gdy ludzie uznają mnie za wariatkę - posłała nam uroczy uśmiech.
Musiałem przyznać, że wyglądała przesłodko i niewinnie, jednak jej cięty język wszystko komplikował. Jej twarz była niczym u porcelanowej lalki. Jasna karnacja, włosy w odcieniu popielatego blondu zaplecione były w jeden warkocz, opadający na jej lewę ramię, maleńkie, różowe usteczka i zielone oczy, niczym dwa starannie wypolerowane szmaragdy. Urody to zapewne pozazdrości jej nie jedna dziewczyna.
- To jak, ten widok zostawisz dla siebie? - spytałem błagalnym tonem.
- Jasne, tylko pytanko... a może stwierdzenie. Ludzie raczej bardziej wierzyli w Larry'ego, a nie Zarry'ego.
- Tak, wiemy to. Ale to dosyć zawiła historia - zapewnił ją zielonooki. - Tak w ogóle, to dlaczego jedziesz na dach?
- Lubię czasami tam posiedzieć, porozmyślać - w momencie posmutniała - rozstałam się dziś z chłopakiem.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, przytuliłem ją do siebie na chwilę i zaproponowałem, aby nas odwiedziła. Ta jednak ku mojemu zdziwieni, odmówiła ze stwierdzeniem, że chce pobyć sama. Pożegnaliśmy się z nią, gdy winda zatrzymała się na naszym piętrze.
~ ~ ~
Dwie godziny. Minęły dwie godziny odkąd siedzimy w salonie i razem oglądamy jakiś film. Wszystko ładnie, pięknie, ale on był taki obojętny. Próbowałem Harry'ego jakoś zaczepić, całowałem go w szyję, bawiłem się szczupłymi palcami chłopaka, nawet dłoń wsunąłem pomiędzy jego uda, ale on ani drgnął. Kilka razy odpowiedział na te czułości, ale nigdy czymś "poważniejszym". Czułem się źle. Tak jakbym nagle przestał się mu podobać. Tak, czułem się źle z tym, że osoby, z którymi nawet nie był w związku, pieprzyły się z nim, a ja, jako jego chłopak, jeszcze nie.
- Poddaję się - jęknąłem, biorąc ze stołu pilota. Czym prędzej nacisnąłem czerwony guzik, po czym nagle w pokoju zrobiło się cicho.
- O co ci chodzi? -spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Jak to o co? - wstałem z sofy - Jesteś ze mną z litości, prawda? Ugh, Harry! - tupnąłem nogą, niczym mały, rozwydrzony dzieciak - O wiele łatwiej by było, gdybym miał dziurę, no nie? Albo no nie wiem... kuźwa! Czy ja ci się w ogóle jeszcze podobam?
Musiałem brzmieć żałośnie i desperacko, ale moja cierpliwość się już skończyła.
- Jasne, że mi się podobasz. Zayn, dlaczego ty myślisz, że nie? - stanął ze mną twarzą w twarz.
Zbliżyłem się do niego, odległość dzieląca nasze ciała po prostu zniknęła. Objąłem go w talii i nachyliwszy się do jego ucha, wyszeptałem najbardziej zmysłowym tonem, jaki dałem radę wypuścić ze swoich ust:
- Kochaj się ze mną - po tych słowach przygryzłem lekko płatek jego ucha. - Ile mam czekać? Harry, to boli. Ta jebana świadomość, że wszystkich zaliczyłeś wokół, a mnie nie, cholernie rani.
- A nie za szybko?
- Nie chcesz? - zapytałem, odsuwając się od niego na długość wyprostowanych rąk.
- Chcę, bardzo chcę. Ale ty... jesteś już gotowy?
- Cóż, będę musiał zapomnieć o tym, że ty i Louis... ale nieważne! Zróbmy to, proszę.
- Jeśli nie chcesz, my nie musimy... - zaczął mówić, jednak nie dałem mu skończyć, przymykając jego usta swoimi.
- Przestań się tłumaczyć i zabierz mnie do tej cholernej sypialni, na to jebane łóżko i rozbierz do naga, pieść aż stracę resztki człowieczeństwa.
Nie wiem, co mnie napadło. Zazdrość zżerała mnie od środka. Chciałem tego. Teraz. Pragnąłem zakleszczyć go w mocnym uścisku, tak żeby nasze nagie ciała ocierały się o siebie. Nic chyba nie zdołałoby mnie w tej chwili powstrzymać.
W mgnieniu oka znaleźliśmy się na wspomnianym przeze mnie miejscu, zatraceni w czułych pocałunkach. Harry zaczął na mnie napierać coraz mocniej, w wyniku czego zaraz oboje opadliśmy na łóżku. Usadowił się na mnie okrakiem, dłonie wsuwając pod moją koszulkę. Tak szybko to się działo. Inaczej niż w filmach. Nie było atmosfery, przyciemnionego światła, ani kadzidełek i świeczek. Było zwykłe łóżko, ogarnięty mrokiem pokój, rozwalona pościel i my. Nie pachniało niczym słodkim, wręcz przeciwnie. Było duszno. Chwilę później zarejestrowałem, że jestem już bez górnej garderoby. Chcąc również mu się odwdzięczyć, szybko podniosłem jego t-shirt do góry i przecisnąłem przez głowę, zaraz wyrzucając ją gdzieś w bok. Miałem wrażenie, że zaraz go stracę. Z tej też obawy mocno zacisnąłem palce na jego talii i przyciągnąłem go do siebie. Był teraz mój i tylko mój. Chyba czytał mi w myślach, bo zaraz już przyssał się do mojej szyi, a potem z iskierkami w oczach spoglądał na swoje dzieło.
- Jesteś najważniejszy, nie zapominaj - musnął moje wargi - Zarry... Zarry Stylik. Brzmi cudownie, prawda? - zapytał cicho, całując moje ucho. Ustami przejechał wzdłuż linii szczęki, schodząc co kilka sekund coraz niżej. Najpierw szyja, potem obojczyk. Chwilę dłużej zatrzymał się przy mych sutkach, które również obcałował. Językiem przemierzał po moich brzuchu, jadąc w dół. Zatrzymała go dopiero linia moich spodni.
Jakby pytając, podniósł wzrok na mnie i niepewnie chwycił w palce pasek od moich spodni. Energicznie przytaknąłem głową, co też zachęciło go do dalszego działania.
Gdy już zostałem tylko w bokserkach, bo nawet o moich skarpetkach nie zapomniał, znów zawisł nade mną, a jego wargi ponownie pieściły odkrytą skórę. Teraz miały większe pole do popisu. Uznałem, że teraz pora na mnie, więc zacząłem majstrować przy jego beżowych spodniach. Z Harry'ego pomocą zsunęły się z jego nóg, a szczęk klamry uderzającej się o podłogę, rozbrzmiał w naszych uszach, co jednak nie przeszkodziło nam w dalszych działaniach.
Zmierzaliśmy do tego, czego tak bardzo pragnąłem, gdy nagle, jak na złość, ktoś zaczął dzwonić do Styles'a. Ten jednak to olał i nie przestawał pieścić mojego ciała. I mnie to również nie przeszkadzało, ale gdy dzwonek ucichł, a potem kolejny raz dane było nam go usłyszeć, w końcu nie wytrzymałem.
- Odbierz - warknąłem zniecierpliwiony.
- Nie teraz...
- Odbierz, bo to nam nie da spokoju.
Mruknął coś pod nosem i zgramolił się z łóżka. Po ciemku szukał spodni, po dźwięku dochodzącym przy ścianie, w końcu odnalazł swoją komórkę i odebrał, gdy ktoś wykonywał już trzecie połączenie.
- Tak? - zapytał, wyraźnie siląc się na miły. - Tak, a co? - odparł, zdezorientowany - Mówisz poważnie? Cholera - zaklął - Nie, nie będę czekać do jutra. Słyszę, w jakim jesteś stanie. Zadzwonię jak będę niedaleko, na razie.
Mówił smutnym, ale i lekko poddenerwowanym tonem. Gdy skończył rozmowę, spojrzał na mnie ze skruszoną miną.
- Kto to?
- Louisa - odparł szeptem - Jest u Florence, matka wyrzuciła ją z domu. Znalazła test ciążowy i doszło do ostrej kłótni. Muszę po nią jechać.
- A my? - zapytałem z resztą nadziei w głosie.
- Przepraszam, Zayn. Ona jest w strasznym stanie. Dokończymy to, obiecuję - zapewnił, ubierając na siebie z powrotem to, co jeszcze chwilę wcześniej sam pomagał mi zdjąć z siebie.
- Jasne, rozumiem - odparłem markotnie.
Miał wychodzić, gdy w ostatniej chwili spojrzał w moja stronę, gdzie wciąż leżałem na łóżku, prawie nagi.
- Jedziesz ze mną?
- Sam nie trafisz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, chcąc aby wręcz wyczuł, jak bardzo jestem zawiedziony.
- Trafię, ale...
- Jedź, nie dyskutuj. 
Podbiegł do mnie i ostatnio raz przed wyjściem pocałował.
- Przepraszam - krzyknął raz jeszcze na pożegnanie.
I stało się. Wciął kluczyki z szafki, nałożył buty, zarzucił na siebie płaszcz i wyszedł, zostawiając mnie samego w pustym mieszkaniu. Momentalnie stało się tak cicho, że nawet odgłos wydychanego przeze mnie powietrza, stawał się nie do zniesienia.
___
Przeprasza za błędy, dodaję już, zaraz sprawdzę, abyście dłużej nie czekali. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam. Mam ze sobą lekkie problemy. Obiecuję poprawić się i mam nadzieję, że kolejny uda mi się napisać szybciej. Ach, no i nie mogę wstawić filmiku nagranego dla Was, ponieważ blogspot mnie nie kocha. Sad but true. :c

czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 21.


*Zayn*
Spoglądając przed siebie na rozciągającą się panoramę centrum miasta, zapaliłem papierosa, którego uprzednio wyjąłem z paczki. Z przyzwyczajenia zawsze nosiłem jedną  w spodniach. Dobre na odstresowanie. I teraz też o to chodziło. To jest po prostu zbyt przytłaczające. Te myśli, obrazy, w których to Harry czerpał jak największą przyjemność, jaką dawał mu Louis sprawiały mi ból. I choć starałem się je wyrzucić z głowy, nie potrafiłem. Trudno było zapomnieć z dnia na dzień o zdarzeniu, które miało miejsce dość niedawno. To była świeża rana, a w jakiś sposób ja i Harry ją  nieświadomie rozdrapywaliśmy.
Ciche skrzypienie doszło do mych uszu kilka chwil później. Wiedziałem, że to Harry, bo któż by inny? Czułem, jak idzie w moją stronę i zbliża się do mnie powoli. Ostatni buch i zgniotłem końcówkę papierosa o stalową barierkę.
- Przepraszam, ja nie potrafię. Trudno mi udawać, że nic się nie stało. Haz, ja wciąż widzę ciebie z nim... podobało ci się. Ja... Ja się boję. Bardzo chcę, aby było tak jak przedtem, ale potrzebuję trochę czasu. Przykro mi - powiedziałem na jednym wydechu, jąkając się trochę. Dopiero po wygłoszeniu tej mowy, odważyłem się spojrzeć mu w oczy. Wyglądał na nieco zawiedzionego, tak jakby było mu żal. I może rzeczywiście to prawdą, jednak to i tak boli.
- Jasne, rozumiem. W porządku - odparł spokojnie. Tłumaczył się już kilka razy, nie musiał kolejny, bo znałem to na pamięć. - Ale wiesz ,- zaczął przeciągle, ujmując moją dłoń delikatnie w swoją - rano jak się obudziłem, byłem przekonany, że tą noc spędziliśmy razem. Nawet spytałem, jak to się stało, że doprowadziłeś mnie do takiego stanu. Nic nie pamiętałem. Wystraszyłem się, gdy Tomlinson okazał się być drugą osobą w pokoju, a nie ty.
Wypowiadając te słowa, cały czas patrzył się na mnie. Jego lekko zachrypnięty ton przyprawiał mnie niemal o dreszcze. Był spokojny, ale i przygnębiony. Nie lubiłem Harry'ego w takim stanem. Znacznie bardziej odpowiadał mi jego uroczy uśmiech i dołeczki w policzkach.
- Poczekam tyle, ile będę musiał - zapewnił, wyswobadzając swoje palce z uścisku.
Zerknął ostatni raz przez ramię z lekkim uśmiechem na ustach, po czym zniknął w salonie. A ja zostałem na balkonie, pozwalając aby zimne powietrze raz po raz oplatywało moją odkrytą skórę. Zaraz doszła mnie wolna melodia grana na fortepianie. Na słowa długo nie czekałem. Kilka chwil później mogłem zatracić się w jego głosie i chrypce, którą uwielbiałem. Ona czyniła jego barwę jeszcze bardziej niezwykłą.

Five-thousand miles with miles with traffic of you in my mind,
There'll be pain, there'll be glory.
Boy you don't need to worry;
Cause my heart will wait.

My heart will wait for you.
My heart will wait.
My hearts gonna wait for you always.

Coś w środku mnie zakuło. Miałem lekkie wyrzuty sumienia, że go tak potraktowałem, ale wolałem powiedzieć, co czuję. Tak chyba będzie łatwiej, prawda? Oboje przynajmniej wiemy, na czym stoimy. Choć ja nie jestem pewien czy dobrze postąpiłem. Pragnąłem go. Naprawdę chciałem o wszystkim zapomnieć. Chciałem się w niego wtulić i pochłonąć zapach cytrusów, którymi zawsze pachniał.
Po przekroczeniu progu salonu, zamknąłem za sobą drzwi balkonowe. On wciąż śpiewał, a jego palce z gracją sunęły po długich, białych i nieco krótszych, czarnych klawiszach, aby zaraz mocniej nacisnąć jeden z nich.

With all those times we sat and dreamed of life:
Oh how the future it could be,
The flawless drawrings of beauty.
So don't give up, boy, don't give in.
Don't stop, believing in me.
This is just the beginning.
Cause my heart will wait.
My heart will wait for you.
My heart will wait.
My hearts gonna wait for you always.


Wymieniłem z nim kilkusekundowe spojrzenie, po czym udałem się do pokoju, który miał być od dzisiaj moim. Musiałem to wszystko przemyśleć. I aby bardziej atmosfera sprzyjała tej czynności, nacisnąłem przycisk "play" na moim Ipodzie, jednocześnie wkładając obydwie słuchawki do ucha. Dziwnym trafem od razu zaczęła lecieć jedna z naszych piosenek, "More than this". Nie wiedząc czemu, zawsze przy niej chciało mi się płakać. A wszystko nasiliło się, gdy usłyszałem wersy Styles'a i miałem wrażenie, że los w magiczny sposób dopasował ten utwór do sytuacji. Pasowały one teraz do nas. Mógłbym je zacytować w rozmowie z nim, mówiąc, że umieram na widok jego i Tomlinsona, bo to ja mogę go kochać bardziej niż on. Louis nie byłby zdolny do takiej miłości, nie po tym, co zrobił mnie, Harry'emu i nawet Eleanor. Nigdy za nią nie przepadałem, ale teraz zwyczajnie było mi jej trochę żal. Zdradził swoją dziewczynę, którą ponoć tak bardzo kocha.
Mógłbym rozmyślać nad nim jeszcze długo, ale szczerze nie miałem ochoty. Jednak męczyła mnie jedna myśl i coś mnie pchnęło, aby o to zapytać. Choć może brzmiałbym idiotycznie, on musi to zrozumieć.
Ipod wraz ze słuchawkami brutalnie wyrwanymi przeze mnie z uszu opadł bezgłośnie na łóżko, a ja w mgnieniu oka znalazłem się ponownie na korytarzu. Minąłem wejście do kuchni, czajnik zagwizdał, a Harry wyłączył palnik.
- Zayn, płaczesz? - zapytał spokojnym tonem. Krok i znalazł się bliżej mnie.
- Ty i Louis - zacząłem, pomijając jego pytanie - zabezpieczaliście się?
- Naprawdę o to pytasz? - z jego ust wyrwał się cichy, uroczy śmiech. - Nie wiem, nic nie pamiętam.
- Kompletnie nic?
- Jakby tą noc ktoś wymazał mi z pamięci.
Westchnąłem cicho, spoglądając ostatni raz w te zielone oczy. Od kilku dni wyglądały tak samo. Nie śmiały się, były przepełnione troską. Zależało mu. I mnie też. Oboje bardzo tego chcieliśmy. Ale w każdej próbie zbliżenia, dzieliła nas niewidzialna ściana, o grubości zaledwie centymetra. Naprawdę niewiele potrzeba, aby ją pokruszyć.
Rzuciłem się z powrotem na łóżko i zacząłem tempo wpatrywać się w biały sufit. Zadałem sobie proste pytanie. Chcesz ją zniszczyć?

*Harry*
Ze snu wybudził mnie dzwonek przychodzącego sms-a. Na oślep wymacałem telefon i zaraz odblokowałem go. Pod wpływem jasnego ekranu, zmrużyłem gwałtownie oczu i ledwie widząc, odczytałem nową wiadomość, która okazała się być od Zayna. Przysięgam, że gdybym tylko mógł, rozszerzyłbym je ze zdziwienia, które się zwiększyło kilka chwil później. Musiałem się przewidzieć. Leniwie zszedłem z łóżka, aby zapalić światło. W sekundzie pokój ogarnęło jasność, a mój wzrok zaczął się powoli przyzwyczajać. Ponownie zerknąłem na wyświetlacz.

Od: Zayn xx
Przyjdź do mnie. Proszę. 

Nie czekałem dłużej. Jak stałem, tak nagle znalazłem się w progu jego pokoju. U niego panowała ciemność. Przez co też słabo go widziałem, ale na tyle, by wyczuć, że coś jest nie tak. Leżał na łóżku skulony i przykryty kołdrą po samiuśki czubek nosa. W dłoni coś ściskał. Coś, skąd dobiegała cicha melancholijna melodia. Tak samo jak słowa. Smutne, przygnębiające. Ubrany jedynie w czarne spodnie od piżamy, położyłem się obok niego, powoli wchodząc pod kołdrę. Lekko się wzdrygnął, poczuwszy moją dłoń na swoim brzuchu. Dopiero teraz mogłem wsłuchać się w utwór.
- Dlaczego wszystko jest takie mylące? Może po prostu odchodzę od zmysłów?* - zaśpiewał wraz z kolejnymi słowami.
- Nie mów tak, proszę - wyszeptałem do jego ucha. Cicho załkał w odpowiedzi. Milczenie trwało jeszcze przez chwilę, aż w końcu znowu urzekł nas piękny głos Avril. W trzecim wersie kolejnej zwrotki* splotłem nasze palce mocno - Nie wiem, kim oni są. Ale ja... jestem z tobą. Tylko z tobą* - pozwoliłem sobie na drobną zmianę tekstu. Teraz przekazywała ona idealnie moje uczucia.
Gdy muzyka ucichła, wyjąłem telefon z jego dłoni i wyłączyłem odtwarzacz. Miałem wrażenie, że przez to on nakręca się jeszcze bardziej do płaczu. A teraz szlochał, po cichu z myślą, że nie widzę, dał ponieść się emocjom. Zmartwiłem się. Nie wiedziałem, że on to aż tak przeżywa. Wewnętrzny Harry skarcił mnie ponownie, więc po wsłuchaniu się w słowa sumienia, mocniej go do siebie przytuliłem. Moja dłoń wciąż spleciona z jego spoczywała na brzuchu chłopaka. Klatką piersiową wyczuwałem jego plecy, sam niespodziewanie wsunął nogę pomiędzy moje łydki, przyprawiając mnie o miłe dreszcze.  
W tle słychać było jedynie nasze oddechy. Mój spokojny i jego nieco przyspieszony. Przeczekałem kilka chwil i gdy on również był już w normalnym stanie, zaczął mówić szeptem.
- Po tamtej nocy wszystko wróciło. Nawiedzają mnie koszmary. Myślałem, że się uwolniłem. Minęło kilka dobrych lat. To miał być bezpowrotny koniec. To było straszne. Nie chcę znowu w to popaść, nie chcę wracać do psychiatryka. Harry, ja się boję - poczułem mocny uścisk na dłoni, a potem usłyszałem ciche łkanie. Nie wiem, jakim cudem udało mi się nagle znaleźć po jego drugiej stronie. To był odruch.
- Mam wrażenie, że to wraca. Pomóż - ostatnią prośbę powiedział niemal stłumionym głosem. 
Dwie sekundy później już mocno obejmowałem jego ciało, pozwalając aby łzy skapywały z jego oczu prosto na moją prawą pierś. Wtulił się we mnie, a dłoń kurczowo zacisnął na mym boku. Nie chciałem wypytywać jeszcze o co dokładnie chodzi, mimo to już zdawałem sobie sprawę, że jednak są rzeczy, o których jeszcze ze swojego życia nie ujawniliśmy. I ja również miałem jeden sekret, który i tak prędzej czy później ujrzałby światło dzienne.
- Będę przy tobie - szepnąłem w jego włosy i to jakby go trochę uspokoiło, bo delikatne drgawki na jego ciele spowodowane szlochem zniknęły. Uznałem, że teraz pora na mnie - Czasami ludzie, których spotykamy przypadkowo, okazują się być osobami, bez których później nie potrafimy się objeść. Jesteś taką osobą w moim życiu, zdajesz sobie z tego sprawę? Nie chcę tego zniszczyć. Jesteś ważny dla mnie, tak samo jak moja mama. Zayn, możemy nie mieć przed sobą tajemnic? - po krótkiej przemowie nastąpił ten moment, w którym chciałem powiedzieć mu o ciąży, a delikatne przytaknięcie głową mogłem uznać za zgodę.
 - Nie chcę tego przed tobą ukrywać, dlatego chcę to powiedzieć od razu. Wiem to dopiero od swoich urodzin, sam do końca z początku nie byłem pewien, ale to prawda. Proszę, tylko nie gniewaj się na mnie. Pamiętasz moją noc z Louisą? - nie pozwoliłem mu nawet odpowiedź na to pytanie, ponieważ zaraz dodałem: - Ona jest w ciąży, a ja będę ojcem.
Minęła minuta, potem druga. Przez jakiś czas panowała niezręczna cisza, spodziewałem się najgorszego. Mulat podniósł głowę znad mojej klatki. Czekoladowe, zaszklone spojrzenie wpatrywało się we mnie, lecz bez zdziwienia, zdenerwowania ani złości. 
- Zayn, powiedz coś. Powiedz, że się zawiodłeś. Cokolwiek - zacząłem martwić się milczeniem z jego strony. To mogło oznaczać wszystko. Akceptację albo odrzucenie.
- Nie mogłem się zawieść. To miało miejsce przed nami - odparł spokojnie, chowając nieudolnie smutek. Ja na szczęście zdążyłem go wychwycić.
- Nie mogę zgodzić się na usunięcie płodu. Przepraszam. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Ale to nie stanie między nami, rozumiesz? Pomogę jej wychować dziecko, w końcu to będzie mój obowiązek, ale ty... - zrobiłem pauzę. Mówiłem jak nakręcony, a przecież te słowa mogły go w jakiś sposób ranić.
- A ja co? - zapytał cicho z niepewnym wyrazem twarzy.
- A ty będziesz mi pomagał.
- Sugerujesz, że będziemy... - zastopował, aby coś przemyśleć - tatusio-wujkami? - po tych słowach na jego wargi wpłynął delikatny uśmiech.
- Tak, właśnie to sugeruję - złożyłem pocałunek na jego czole, cicho się śmiejąc - Nie jesteś zły?
- Nie, nie jestem. Pamiętam, że byliście pijani, zapomnieliście gumek, zrozumiałe.
- Podziwiam cię - szepnąłem wprost do jego ucha - A właśnie, o czym ty... - chciałem zadać pytanie odnośnie jego pierwszych słów, ale nie dane było mi skończyć.
- Anoreksja. Miałem trzynaście... a może czternaście lat, gdy wylądowałem przez to w szpitalu na oddziale psychiatrycznym. To nie był słaby przypadek, tylko dosyć poważny. Powstrzymywałem się od jedzenia. Wszystko odtrącałem, chowałem do plecaka, a potem wyrzucałem poza domem, tak się zaczęło. Rodzice jakoś średnio się mną przejmowali, mama doskonale widziała, że chudnę, ale nie spostrzegła, że to jest złe. To działo się strasznie szybko. Kilogram za kilogramem coraz mniej, ale ja... ja czułem się wstrętnie, wręcz beznadziejnie. Nie podobałem się sobie, miałem wrażenie, że innym tym bardziej. Ja byłem sam, bez nich...
Chaotyczną wypowiedź przerwał płacz. Cichy, niewinny płacz. A mnie odjęło mowę. Nigdy nawet nie snułem takich przypuszczeń o żadnym z nas. Zayn zawsze wydawał się być taki silny, nie przejmujący się niczym. Po postu pewny siebie. A teraz? Teraz trzymając go w swoich ramionach, miałem wrażenie, że zaraz rozleci się na milion drobnych kawałeczków. Był taki kruchy, niczym porcelanowa lalka z wystawy. Delikatny, bezbronny, zawsze wyglądający idealnie. Ale przede wszystkim był mój. I nie miałem zamiaru dopuścić , aby resztę nocy spędził w towarzystwie wspomnień z dawnych lat. Tych złych, mało przyjemnych dla istoty ludzkiej.
- Dziękuję, że przyszedłeś. Bałem się, że to zignorujesz.
- Dziękuję, że dałeś mi znać. Wiesz, to znaczy, że chyba powoli zaczynasz mi ufać.
Nie odpowiedział. Kąciku jego ust zadrżały, gdy niespodziewanie uniósł je do góry i uraczył mnie swoim uśmiechem, którego psuły jedynie zaschnięte na policzkach łzy. Bez porywczych ruchów, zaczął się do mnie nieznacznie zbliżać. Zatrzymał się z ustami na przeciwko moich ust. Jego oddech owionął moje lekko rozchylone wargi, a serce zabiło mocniej. Stresowałem się. Nie wiedziałem tylko dlaczego. Przecież już nie raz się całowaliśmy. Mimo to, czułem, jak robi mi się gorąco.
- Tak, nie chcę również zrobić z tego kilku wspomnień. Chcę, aby to trwało. A Ty, Harry?
- Zadaj mi trudniejsze pytanie - wyszeptałem - Jasne, że chcę.
Schylił się, ostatnie dzielące nas milimetry zostały zniszczone. Nasze wargi automatycznie złączyły się w pocałunku, do którego oboje straciliśmy poczucie dystansu już kilka chwil później. Moja dłoń powędrowała ku górze, zatapiając się w jego ciemnych włosach, a druga spoczęła na policzku. Tym samym przywarłem do niego mocniej. Zayn również nie był obojętny, zdawał się być pewny swoich poczynań, co wnioskowałem po uczuciu jakie wkładał w ten na pierwszy rzut oka nic nie znaczący pocałunek.
~ ~ ~
Jak ja nienawidzę słońca z samego rana. Znowu musiało mnie obudzić. Ach, no tak. Zapomniałem o kupnie jakichkolwiek firanek do tego mieszkania. W sumie to ósme piętro i sąsiedzi nie mają za bardzo jak patrzeć w okna, ale to nie zmienia faktu, że promienie słoneczne o tej porze dnia nie są wskazane. Tak więc zdecydowane, zaraz po wizycie Paula, pojadę na zakupy. Jakby było miło, gdyby Zayn również chciał jechać ze mną. 
A propos niego, leżał tuż obok niego z ręką przepasającą mój tułów. Zerknąłem w bok. Spał słodko z błogim uśmiechem na ustach. Cieszyłem się z nocnej rozmowy. Chyba w końcu sobie powiedzieliśmy wszystko, co mogłoby stworzyć kłótnie, a w taki oto sposób ich uniknęliśmy.
- Zayn - mruknąłem do jego ucha - Uszatku, wstawaj. Chyba coś koło dziesiątej już jest, a po jedenastej Paul ma nas odwiedzić.
Przejechałem ustami wzdłuż jego obojczyka, przez szyję, zatrzymując się dopiero nad ustami.
- Daj mi kilka minut - wymamrotał zaspanym tonem. Już chciałem się podnieść, kiedy on nagle umieścił swoją dłoń na moim karku i pociągnął do siebie, tak że znowu znajdowałem się niewiele nad nim. - Ale najpierw daj mi buzi. 
Wywróciłem teatralnie oczami, lecz bez sprzeciwu cmoknąłem przelotnie jego pełne usta. 
- Za chwilę znowu przyjdę cię zbudzić - upomniałem na odchodne, po czym zniknąłem na korytarzu. 
Zrobiłem zaledwie dwa kroki w stronę swojego pokoju, gdy zorientowałem się, że z kuchni dochodzi szczęk łyżeczki obijającej się o ścianki szklanej filiżanki. Ale kto by to mógł być? Jedynymi osobami, które mają klucz do mieszkania to Liam i Paul, prócz oczywiście mnie i Zayna. Nie, to nie mógł być... A jednak.
Gdy tylko stanąłem w progu kuchni, spostrzegłem naszego managera stojącego przy blacie. Robił sobie herbatę, jak mniemam. Kawę pił bardzo rzadko.
- Harry - zmierzył mnie od góry do dołu - nareszcie wstałeś.
- A ty nie miałeś być o jedenastej? 
- A ty nie powinieneś być o tej jedenastej gotowy na moją wizytę? Poza tym, słodko się rumienisz - podszedł bliżej i wytarmosił mój lewy policzek. Spojrzałem na niego z oburzonym wyrazem twarzy. 
- A to nie jest jakoś dziesiąta?
 - A wyobraź sobie, że nie. A Zayn jeszcze w łóżku? I dlaczego spaliście razem? - był dziś strasznie dociekliwy. Musiał przejrzeć wszystkie pokoju, jak my smacznie spaliśmy. Zwykle takie rzeczy po nim spływały.
- Tak, on jeszcze nie wstał. A my... Pójdę go obudzić.
- Poczekam na was w salonie.
Zasalutowałem mu, po czym wróciłem do pokoju mojego chłopaka i oznajmiłem, że ma dosłownie dziesięć minut, aby odbyć poranną toaletę.
* Tekst z piosenki "I'm with you" Avril Lavinge, dałam tłumaczenie od razu na polski. Tekst Harry'ego w oryginale brzmi "Nie wiem, kim ty jesteś. Ale ja jestem z tobą... Tylko z tobą". LINK
___
Z góry przepraszam za błędy, nie mam już siły sprawdzać. Wiem, znowu czekaliście trochę ponad tydzień. Ale mam nadzieję, że zrozumiecie, ponieważ teraz ostatnie dni wakacji itd. A jak Wam one minęły? : )
Za ten rozdział proszę też ładnie podziękować Karolajnie, mojemu osobistemu Zayniakowi, ponieważ pomogła mi ustalić niemal cały, wszystkie szczegóły i drobiazgi. Dzięki niej też udało mi się napisać tą nocną rozmowę, ponieważ ja byłam w kropce. Wiesz, że Cię kocham, prawda? xx
I pytanko do Was: jak myślicie, o czym będą rozmawiać z Paulem? Co wyjdzie z tej rozmowy? Jestem ciekawa, co przewidujecie. :D
Pojawił się już 1. rozdział na RTBS
Kocham Was! <3
+ dziękuję za taką dużą liczbę obserwujących. Zakładam, że mój mały zboczony Styles również by się z niej cieszył. If u know what I mean. ^__^
+ Moja koleżanka założyła nowy blog z Zarrym. Gorąco polecam! Be my safety.