Szczupła brunetka ścisnęła moją dłoń w pewnej chwili w czasie spaceru po centrum handlowym Harlequin Watford. Rozejrzałem się wokół. Kilku paparazzi dało się zauważyć, dokładnie ci sami, odkąd wyszliśmy z samochodu. Skąd oni wiedzieli, że ja i Eleanor tu będziemy? Nie, dobra, chyba sam nie chcę wiedzieć.
- Louis, co myślisz o tej? - dziewczyna pociągnęła mnie do siebie i wskazała palcem na półeczkę znajdującą się na wystawie tuż za szybą. Na niej znajdowała się bransoletka z białego złota zdobiona brylantami i szmaragdami. Ładna, ale na mnie robiła wrażenie. Chyba wiadomo dlaczego.
- Tak, tak, śliczna - odpowiedziałem półtonem, co raczej brzmiało jak pomrukiwanie.
Wspięła się na palce i oparła dłonie na moim ramieniu. Jej twarz znalazła się bardzo blisko mojej i już myślałem, że dziewczyna będzie chciała mnie pocałować, gdy nagle skierowała usta do mojego ucha i szepnęła:
- Louis, możemy ją zobaczyć?
Przytaknąłem, nie mówiąc nic, a zaraz już byłem wręcz ciągnięty przez nią do tego salonu jubilerskiego. Przywitaliśmy się z kobietą stojącą za ladą. Eleanor od razu ją zagadnęła i w momencie dostała to, czego chciała. Chwilę później bransoletka, którą podziwiała przez szklaną ścianę, już znajdowała się na jej nadgarstku. Promienny uśmiech zdobił jej twarz, kiedy spojrzała w moją stronę, czekając na jakieś słowo.
- I jak ci się podoba?
- Już mówiłem, śliczna.
W odpowiedzi przewróciła oczami, po czym jeszcze raz zerknęła na mnie.
- Proszę ją zapakować - zwróciłem się do kobiety, stojącej obok El. Blondynka niemal w podskokach zrobiła to, o co ją poprosiłem.
Eleanor ponownie ujęła moją dłoń, a ekspedientka podała mi cenę. Zachłysnąłbym się chyba własną ślinę, gdyby nie fakt, że jesteśmy w miejscu publicznym. Prawie cztery tysiące funtów za taką zwykłą błyskotkę.
Wyciągnąłem portfel, aby zaraz podać kobiecie moją kartę.
~ ~ ~
Otworzyłem drzwi frontowe i puściłem przodem Eleanor. Gdy już minąłem próg, przymknąłem je z powrotem. Zima tego roku była naprawdę mroźna, co niebywale dziwiło. Zazwyczaj było chłodno, ale nigdy nie na tyle, abym musiał owijać się ciepłym, wełnianym szalikiem z dziesięć razy. A i tak moje uszy oraz nos zostały pokryte czerwienią.
Cisza. Odkąd zakochani się wyprowadzili w naszym domu było inaczej. Nikt już nie siedział w salonie, nikt nie spędzał czasu poza swoim pokojem. Znaczy się, Niall i Liam nadal spędzali razem czas albo gdzieś wychodzili. Ale ja byłem traktowany jak powietrze. Nie odzywali się do mnie, a kiedy o coś pytałem, dostawałem jedynie zdawkowe odpowiedzi. To było chore. Nic im przecież nie zrobiłem, a byłem traktowany jak intruz.
Kilka minut później, Eleanor pociągnęła mnie w stronę salonu. Kiedy tylko usiadłem na sofie, ona spoczęła na moim kolanach, mocno obejmując mój kark.
- Właściwie to dlaczego Zayn i Harry się wyprowadzili? - zagadnęła ni stąd, ni zowąd.
- Twierdzą, że chcą mieszkać gdzieś w centrum - odparłem, kłamiąc jak z nut. Nie mogłem jej przecież powiedzieć prawdy, wspomnieć, że są w związku.
- Ach, skoro tak - wzruszyła ramionami, a wargi przycisnęła do kącika moich ust - Wiesz, Louis, dawno się nie kochaliśmy.
- Nie musimy robić tego codziennie - mruknąłem pod nosem, przewracając oczami.
- Ale ostatnio robiliśmy to ponad dwa tygodnie temu. Poza tym, od kilku dni jesteś jakiś spięty - ciągnęła dalej. Wargi sunęły wzdłuż linii mojej szczęki, aż spoczęły na szyi, aby później jeszcze raz przemierzyć tą wędrówkę i zatopić się w moich ustach.
- Wydaje ci się.
- Nie, naprawdę taki jesteś. Zamyślony, poddenerwowany, prawie nic nie mówisz.
Po co ona tyle o tym gada? Tak, wiem, że od jakiegoś czasu zachowuję się dziwnie i po prostu nie potrafię inaczej. Dziewczyna w tym momencie wsunęła obie dłonie pod moją koszulkę, a ja aż się wzdrygnąłem na jej dotyk.
- Zostaw - poprosiłem, choć może raczej rozkazałem.
- Dlaczego? - nie przestawała, dalej pieściła moje ciało.
- Nie mam na to ochoty.
Gwałtownie wstała ze mnie i wyprostowała swoją sukienkę. Oburzona usiadła na niskim stoliku przede mną i założyła nogę na nogę.
- Co z tobą jest nie tak?
- Ze mną jest wszystko tak - odpowiedziałem całkiem pewny siebie.
Eleanor wbiła swoje spojrzenie, które wręcz przeszywało mnie na wskroś. Uśmiechnąłem się lekko, chcąc zbić ją z pantałyku, ale mimo to, ona nadal nie zmieniła wyrazu twarzy, a ja wiedziałem, że właśnie chyba zaraz zacznie się rozmowa, którą mam w głowie od kilku dni.
- Masz kogoś - skwitowała, delikatnie przechylając głowę w bok, aby tylko nie patrzeć mi w oczy.
- Nie, nie mam nikogo.
- To dlaczego nie chcesz, żeby między nami do czegoś doszło? Boże, nawet cię dotknąć nie mogę, bo tobie to się nie podoba. Odtrącasz mnie, nie chcesz przytulać, tym bardziej całować. Louis, o co chodzi?
- El... Dajmy sobie chwilę przerwy - te słowa wyszły z moich ust na jednym wydechu, szeptem.
- Powtórz, bo chyba się przesłyszałam - zadrwiła, nerwowo się śmiejąc. - Ty ze mną zrywasz?
- Nie.
- To co?! - krzyknęła. Gestykulacja dłońmi jeszcze bardziej potęgowała jej złość.
- Proszę jedynie o chwilę przerwy - wytłumaczyłem spokojnym tonem.
Brunetka poderwała się z miejsca i prędko ruszyła w stronę korytarza. Wściekła się i nawet tego nie ukrywała. Po prostu zaczęła się szybko ubierać. Ja wciąż siedziałem na kanapie i kątem oka spoglądałem w jej stronę. Zasunęła szary płaszczyk pod samą szyję, zarzuciła na szyję szalik w kolorze pudrowego różu i zrobiła dwa kroku w moją stronę.
- Frajer - syknęła, patrząc mi w oczy i z gracją odwróciła się na pięcie.
Szczerze myślałem, że się potknie. Tak zazwyczaj jest, gdy ktoś robi coś w pośpiechu czy złości, ale ona nie ufundowała mi takiego widoku. Czym prędzej, wyszła z naszego mieszkania, pozostawiając po sobie jedynie głośny trzask drzwi.
Westchnąłem, chowając twarz w dłoniach. Naprawdę moje zachowanie od kilku dni zaczynało powoli mnie przerażać. Głos w środku często się odzywał, prawił kazania i namawiał do rozmowy ze Styles'em oraz Zayn'em. Ale ja szybko starałem się o nich zapominać. Ja nie mam wyrzutów sumienia, nie mogę ich mieć.
Choć... przecież jeszcze przed dwoma rokami jego głos, uśmiech i spojrzenie było dla mnie niczym heroina. Jednak to było dawno, a ja nie jestem już szczeniakiem. To, że kiedyś byłem nim zauroczony, teraz nie miało już sensu.
*Harry*
- Na pewno nie jechać z tobą? - zapytałem, kiedy Zayn miał już wychodzić z mieszkania. Odwrócił się w moją stronę i złożył na mych ustach krotki, delikatny pocałunek.
- Nie, dam sobie radę. Jadę tylko kupić firanki, to serio nie wymaga aż takich zdolności.
- Jak wolisz - wzruszyłem ramionami, a potem wróciłem do salonu, usłyszawszy szczęk zamykanych drzwi.
Rozsiadłem się wygodnie na kanapie i ponowiłem oglądanie telewizji. Louisa zaraz dołączyła do mnie, siadając tuż obok.
Rano Zayn porozmawiał z nią i byłem naprawdę z chłopaka dumny. Przeprosił za swoje zachowanie poprzedniego dnia, obiecał, że nie będzie się już sapał. Świadomość, że robi to praktycznie wyłącznie dla mnie, jakoś umilała mi tę myśl. Wiedziałem, że mieszkanie trójkę nie będzie za łatwe. Poza tym, media nadal twierdzą, że ja i ona jesteśmy parą. A dziwnie by wyglądało, gdybyśmy mieszkali razem, a nie oszukujmy się, szybko by to zostało zdemaskowane, ale jednak nie bylibyśmy parą. Tak więc nie mogę zakończyć tego związku. Usłyszałem dzwonek do drzwi, już poderwałem się z kanapy, aby otworzyć, jednak Louisa mnie wyprzedziła.
- Eleanor, co ty tu robisz? - doszedł mnie głos Louisy, w którym wyraźnie wyczułem zdziwienie.
Chwila... co? Z wrażenia, aż sam musiałem przejść się na korytarz. I jestem pewien, że moje oczy rozszerzyły się bardzo mocno, gdy w drzwiach zobaczyłem brunetkę. Wyglądała na trochę poddenerwowaną, ale w jej przekrwionych oczach dostrzegłem ból.
Naprawdę byłem w szoku, że tutaj przyszła. No i po co? Przecież my już dawno się nie przyjaźnimy. Kiedyś, owszem, byliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi, ale potem, gdy ona i Louis zaczęli się ze sobą spotykać, najzwyczajniej w świecie przestała mieć dla mnie czas.
- Ja do Harry'ego - pociągnęła nosem, po czym widząc mnie na korytarzu, zagadnęła: - Możemy porozmawiać?
I co miałem zrobić? Mimo, że od jakiegoś czasu była mi obojętna, a momentami jej nienawidziłem, przytaknąłem. Nie potrafiłem odesłać jej gdzieś, skąd przyszła. Gestem ręki zaprosiłem ją do salonu, sam idąc tuż za brunetką. Usiadła na sofie, więc żeby mieć na nią lepszy wgląd, zająłem miejsce tuż na przeciwko, w fotelu. Spojrzawszy na jej spowitą smutkiem twarz, nie wiedziałem, co powiedzieć. Głupio było mi się zapytać o cokolwiek.
- Louis kogoś ma? - zapytała cichym tonem, nawet na mnie nie spoglądając. Wzrok wbiła w swoje palce, które strasznie się plątały ze sobą w tym momencie.
- Wiesz, ciebie... - odparłem trochę niepewnie. Naprawdę nie miałem ochoty na rozmowę o nim.
- Harry, to nie jest śmieszne. Pytam się poważnie.Ty go znasz najlepiej, więc proszę, powiedz mi, czy prócz mnie z kimś się spotyka.
- Eleanor, masz chyba jakieś stare informacje - mruknąłem pod nosem - Nie mówił ci, że między nami doszło do sprzeczki? Takiej dosyć poważniej sprzeczki?
- Nie, nic nie wspominał - odparła, jakby jeszcze przez chwilę nad czymś myślała.
- Zresztą, nieważne. W każdym bądź razie nie sądzę, aby on się z kimś spotykał. W ogóle skąd u ciebie takie przypuszczenie?
- Od kilku dni jest jakiś dziwny. Nie mogę go przytulić, nie mogę go pocałować, nic nie mogę, bo się wzdryga, odpycha, mówi, że nie ma humoru. A dziś poprosił o chwilę przerwy. On na pewno nikogo nie ma?
- Nie rozmawiałem z nim w sumie od paru dni, ale uwierz mi, on nikogo nie ma.
Przytaknęła delikatnie głową.
- To o co chodzi? - szepnęła, chowając twarz w dłonie. Cichutko zaszlochała, a we mnie coś pękło.
Nie miałem pojęcia, o co chodzi, dlaczego on jej tak powiedział, jednak to był trochę mocny cios. Widząc ją w coraz gorszym stanie, bez namysłu podszedłem do Eleanor i usiadłem obok. Mocno objąłem ją ramionami, zacząłem głaskać po plecach. Powoli się uspokajała, ale naprawdę bardzo powoli.
Siedzieliśmy tak kilka minut, w ciszy, w której słychać było jedynie jej szybki oddech i pociąganie nosem.
- Ja go naprawdę kocham - załkała.
- Wiem, wierzę ci. On może ma jakąś chandrę, nie wiem, ale jestem pewien, że nie umawia się z nikim za twoimi plecami - szepnąłem w jej włosy.
Mocno wtuliła się we mnie. Poczułem, jak jej palce zaciskają się na materiale okrywającym moje plecy. W tym momencie była krucha i bezbronna, zupełnie jak lalka ze szklanymi oczami, otoczonymi rzęsami z plastiku i sztucznymi łzami, które tliły się w ich kącikach.
Z mojej kieszeni doszedł dzwonek telefonu. Przeprosiłem dziewczynę i odebrałem.
- Tak?
- Będę u was za jakieś piętnaście minut - doszedł mnie w słuchawce głos Paula.
- Och, okey. Co znowu przeskrobaliśmy? - westchnąłem głośno.
- Nic, ale musimy porozmawiać o twojej dziewczynie - odparł krótko i dosłownie ułamek sekundy później się rozłączył. Ach, no tak, ja przecież mam dziewczynę.
*Zayn*
Wkroczyłem do mieszkania pewnym krokiem, uśmiechając się od ucha do ucha. Dzisiejsza niespodzianka przy śniadaniu wcale nie była zabawna, wręcz przeciwnie. Wściekłem się przez to naprawdę poważnie i miałem wrażenie, że ktoś obserwuje każdy mój ruch i gest. I może rzeczywiście tak było, więc nie mogłem zwlekać. Kupno firanek wydawało mi się najlepszym rozwiązaniem. Cóż, moglibyśmy iść jeszcze na policję czy do jakiegoś detektywa, ale co mu powiemy: "Jakiś idiota grozi, że wyda nasz związek, pomoże nam pan go złapać"? Nie, to wydawałoby się co najmniej śmieszne.
- Witaj, Zayn.
Po usłyszeniu niskiego głosu, oderwałem się od rozwiązywania butów i spojrzałem w górę. Paul stał nade mną i bacznie się mi przyglądał. Ciekawość z jakiej to okazji, mężczyzna postanowił złożyć nam wizytę, zżerała mnie od środka.
- Okey, coś znowu źle zrobiliśmy? - zapytałem od razu, wstając do pionu.
Mężczyzna roześmiał się serdecznie i jedynie pożegnał, nie odpowiadając na moje pytanie. Zniknął za drzwiami.
- Raczy mi ktoś powiedzieć, dlaczego on tu przyszedł?! - krzyknąłem w głąb mieszkania, bo spodziewałem się... sam nie wiem czego, ale na pewno nie czegoś pozytywnego.
Prędko zrzuciłem z siebie kurtkę, aby zaraz odwiesić ją na wieszak. Od razu wszedłem do salonu, gdzie Louisa i Harry siedzieli na sofie.
- Chodź do mnie - powiedział chłopak, wyciągając ręce w moją stronę.
Co z tego, że na jego twarzy widniał uśmiech, ja i tak miałem złe przeczucia. Jednak bez sprzeciwu, zająłem miejsce obok niego, w jednej chwili przylegając do bruneta całym ciałem. Jego palce w momencie splątały się z moimi. Lekko ja zacisnął, jakby się denerwował. Serce zaczęło bić coraz szybciej. Zaczynałem się powoli bać tego, co najprawdopodobniej zaraz usłyszę.
- Paul chce, abym ja z Louisą nadal był w związku, to by była dla nas dobra przykrywka - oznajmił mi na jednym wydechu.
- Żart? - wykrztusiłem z siebie, ale gdy oni nie zaczęli się śmiać, dodałem: - Nie no, okey. Rozumiem.
Skłamałem. Oczywiście, że nie mogłem tego pojąć. Wiem, nie możemy się ujawnić, ale to oszukiwanie wcale nie będzie lepszym rozwiązaniem. Fani ją polubili i cieszy mnie to, jednak nie zmienia faktu, że nie za bardzo uśmiechało mi się patrzeć, jak oni muszą grać przed fleszami.
- Idę coś zjeść - oznajmiłem i już chciałem wstać, ale Harry skutecznie mi to uniemożliwił, łapiąc za mój nadgarstek i ciągnąc ku sobie.
- Lodówka jest pusta. Idziemy na zakupy, idziesz z nami? - spojrzał na mnie pytająco.
- Mogę się przejść - odpowiedziałem.
Wstaliśmy z kanapy i ruszyliśmy w stronę korytarza, by się ubrać coś na wyjście. Kilka minut później zjeżdżaliśmy windą na sam dół. Przysunąłem się do Harry'ego i delikatnie obróciłem w swoją stronę, chwyciwszy jego podbródek. Uśmiechnął się promiennie, a ja nie czekając dłużej, złączyłem nasze wargi w krótkim pocałunku, póki jeszcze miałem okazję. Chłopak oddał go prędko. Niestety zabawa szybko się skończyła, ponieważ musieliśmy już wychodzić.
Wyszliśmy z budynku prosto na ruchliwą ulicę. Kątem oka zerknąłem w stronę dwójki osób idących obok mnie. Wiedziałem, że będzie musiało do tego dojść, lecz nie przypuszczałem, że coś w środku mnie zakuje na widok Harry'ego trzymającego dłoń Louisy. Wychwycił moje spojrzenie, usta ułożyły się w taki sposób, jakby niemo chciał wyszeptać "Przepraszam". Albo może się przewidziałem?
Drogę do sklepu przebyliśmy, śmiejąc się i rozmawiając o jakiś mało ważnych rzeczach. Harry z początku chciał iść do jakiś osiedlowych delikatesów, ale w ostateczności poszliśmy do Sainsbury's.
Przemierzaliśmy kolejne alejki w trochę wolnym tempie. Ja byłem o kilka kroków do przodu i zabierałem z półek te produkty, które Louisa wyczytała z listy. Zerknąłem za siebie, bo nagle śmiechy za mną ucichły. Od razu pożałowałem tego ruchu. Stali przed nabiałem, obejmując siebie nawzajem. Harry delikatnie ucałował jej wargi. Widziałem jej lekkie zdezorientowanie, ale w momencie oprzytomniała i położyła dłoń na jego policzek, co chyba go zachęciło, bo to zbliżenie stało się bardziej namiętne, niż bym się spodziewał.
Oderwali się od siebie po kilku chwilach i ruszyli w moją stronę. Ja nawet nie miałem zamiaru spojrzeć im w oczy. Uciekałem od ich spojrzeń, gdzie tylko mogłem. Wziąłem głęboki oddech i chwilę później już kontynuowałem zakupy, idąc dalej.
- Ze mną jest wszystko tak - odpowiedziałem całkiem pewny siebie.
Eleanor wbiła swoje spojrzenie, które wręcz przeszywało mnie na wskroś. Uśmiechnąłem się lekko, chcąc zbić ją z pantałyku, ale mimo to, ona nadal nie zmieniła wyrazu twarzy, a ja wiedziałem, że właśnie chyba zaraz zacznie się rozmowa, którą mam w głowie od kilku dni.
- Masz kogoś - skwitowała, delikatnie przechylając głowę w bok, aby tylko nie patrzeć mi w oczy.
- Nie, nie mam nikogo.
- To dlaczego nie chcesz, żeby między nami do czegoś doszło? Boże, nawet cię dotknąć nie mogę, bo tobie to się nie podoba. Odtrącasz mnie, nie chcesz przytulać, tym bardziej całować. Louis, o co chodzi?
- El... Dajmy sobie chwilę przerwy - te słowa wyszły z moich ust na jednym wydechu, szeptem.
- Powtórz, bo chyba się przesłyszałam - zadrwiła, nerwowo się śmiejąc. - Ty ze mną zrywasz?
- Nie.
- To co?! - krzyknęła. Gestykulacja dłońmi jeszcze bardziej potęgowała jej złość.
- Proszę jedynie o chwilę przerwy - wytłumaczyłem spokojnym tonem.
Brunetka poderwała się z miejsca i prędko ruszyła w stronę korytarza. Wściekła się i nawet tego nie ukrywała. Po prostu zaczęła się szybko ubierać. Ja wciąż siedziałem na kanapie i kątem oka spoglądałem w jej stronę. Zasunęła szary płaszczyk pod samą szyję, zarzuciła na szyję szalik w kolorze pudrowego różu i zrobiła dwa kroku w moją stronę.
- Frajer - syknęła, patrząc mi w oczy i z gracją odwróciła się na pięcie.
Szczerze myślałem, że się potknie. Tak zazwyczaj jest, gdy ktoś robi coś w pośpiechu czy złości, ale ona nie ufundowała mi takiego widoku. Czym prędzej, wyszła z naszego mieszkania, pozostawiając po sobie jedynie głośny trzask drzwi.
Westchnąłem, chowając twarz w dłoniach. Naprawdę moje zachowanie od kilku dni zaczynało powoli mnie przerażać. Głos w środku często się odzywał, prawił kazania i namawiał do rozmowy ze Styles'em oraz Zayn'em. Ale ja szybko starałem się o nich zapominać. Ja nie mam wyrzutów sumienia, nie mogę ich mieć.
Choć... przecież jeszcze przed dwoma rokami jego głos, uśmiech i spojrzenie było dla mnie niczym heroina. Jednak to było dawno, a ja nie jestem już szczeniakiem. To, że kiedyś byłem nim zauroczony, teraz nie miało już sensu.
*Harry*
- Na pewno nie jechać z tobą? - zapytałem, kiedy Zayn miał już wychodzić z mieszkania. Odwrócił się w moją stronę i złożył na mych ustach krotki, delikatny pocałunek.
- Nie, dam sobie radę. Jadę tylko kupić firanki, to serio nie wymaga aż takich zdolności.
- Jak wolisz - wzruszyłem ramionami, a potem wróciłem do salonu, usłyszawszy szczęk zamykanych drzwi.
Rozsiadłem się wygodnie na kanapie i ponowiłem oglądanie telewizji. Louisa zaraz dołączyła do mnie, siadając tuż obok.
Rano Zayn porozmawiał z nią i byłem naprawdę z chłopaka dumny. Przeprosił za swoje zachowanie poprzedniego dnia, obiecał, że nie będzie się już sapał. Świadomość, że robi to praktycznie wyłącznie dla mnie, jakoś umilała mi tę myśl. Wiedziałem, że mieszkanie trójkę nie będzie za łatwe. Poza tym, media nadal twierdzą, że ja i ona jesteśmy parą. A dziwnie by wyglądało, gdybyśmy mieszkali razem, a nie oszukujmy się, szybko by to zostało zdemaskowane, ale jednak nie bylibyśmy parą. Tak więc nie mogę zakończyć tego związku. Usłyszałem dzwonek do drzwi, już poderwałem się z kanapy, aby otworzyć, jednak Louisa mnie wyprzedziła.
- Eleanor, co ty tu robisz? - doszedł mnie głos Louisy, w którym wyraźnie wyczułem zdziwienie.
Chwila... co? Z wrażenia, aż sam musiałem przejść się na korytarz. I jestem pewien, że moje oczy rozszerzyły się bardzo mocno, gdy w drzwiach zobaczyłem brunetkę. Wyglądała na trochę poddenerwowaną, ale w jej przekrwionych oczach dostrzegłem ból.
Naprawdę byłem w szoku, że tutaj przyszła. No i po co? Przecież my już dawno się nie przyjaźnimy. Kiedyś, owszem, byliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi, ale potem, gdy ona i Louis zaczęli się ze sobą spotykać, najzwyczajniej w świecie przestała mieć dla mnie czas.
- Ja do Harry'ego - pociągnęła nosem, po czym widząc mnie na korytarzu, zagadnęła: - Możemy porozmawiać?
I co miałem zrobić? Mimo, że od jakiegoś czasu była mi obojętna, a momentami jej nienawidziłem, przytaknąłem. Nie potrafiłem odesłać jej gdzieś, skąd przyszła. Gestem ręki zaprosiłem ją do salonu, sam idąc tuż za brunetką. Usiadła na sofie, więc żeby mieć na nią lepszy wgląd, zająłem miejsce tuż na przeciwko, w fotelu. Spojrzawszy na jej spowitą smutkiem twarz, nie wiedziałem, co powiedzieć. Głupio było mi się zapytać o cokolwiek.
- Louis kogoś ma? - zapytała cichym tonem, nawet na mnie nie spoglądając. Wzrok wbiła w swoje palce, które strasznie się plątały ze sobą w tym momencie.
- Wiesz, ciebie... - odparłem trochę niepewnie. Naprawdę nie miałem ochoty na rozmowę o nim.
- Harry, to nie jest śmieszne. Pytam się poważnie.Ty go znasz najlepiej, więc proszę, powiedz mi, czy prócz mnie z kimś się spotyka.
- Eleanor, masz chyba jakieś stare informacje - mruknąłem pod nosem - Nie mówił ci, że między nami doszło do sprzeczki? Takiej dosyć poważniej sprzeczki?
- Nie, nic nie wspominał - odparła, jakby jeszcze przez chwilę nad czymś myślała.
- Zresztą, nieważne. W każdym bądź razie nie sądzę, aby on się z kimś spotykał. W ogóle skąd u ciebie takie przypuszczenie?
- Od kilku dni jest jakiś dziwny. Nie mogę go przytulić, nie mogę go pocałować, nic nie mogę, bo się wzdryga, odpycha, mówi, że nie ma humoru. A dziś poprosił o chwilę przerwy. On na pewno nikogo nie ma?
- Nie rozmawiałem z nim w sumie od paru dni, ale uwierz mi, on nikogo nie ma.
Przytaknęła delikatnie głową.
- To o co chodzi? - szepnęła, chowając twarz w dłonie. Cichutko zaszlochała, a we mnie coś pękło.
Nie miałem pojęcia, o co chodzi, dlaczego on jej tak powiedział, jednak to był trochę mocny cios. Widząc ją w coraz gorszym stanie, bez namysłu podszedłem do Eleanor i usiadłem obok. Mocno objąłem ją ramionami, zacząłem głaskać po plecach. Powoli się uspokajała, ale naprawdę bardzo powoli.
Siedzieliśmy tak kilka minut, w ciszy, w której słychać było jedynie jej szybki oddech i pociąganie nosem.
- Ja go naprawdę kocham - załkała.
- Wiem, wierzę ci. On może ma jakąś chandrę, nie wiem, ale jestem pewien, że nie umawia się z nikim za twoimi plecami - szepnąłem w jej włosy.
Mocno wtuliła się we mnie. Poczułem, jak jej palce zaciskają się na materiale okrywającym moje plecy. W tym momencie była krucha i bezbronna, zupełnie jak lalka ze szklanymi oczami, otoczonymi rzęsami z plastiku i sztucznymi łzami, które tliły się w ich kącikach.
Z mojej kieszeni doszedł dzwonek telefonu. Przeprosiłem dziewczynę i odebrałem.
- Tak?
- Będę u was za jakieś piętnaście minut - doszedł mnie w słuchawce głos Paula.
- Och, okey. Co znowu przeskrobaliśmy? - westchnąłem głośno.
- Nic, ale musimy porozmawiać o twojej dziewczynie - odparł krótko i dosłownie ułamek sekundy później się rozłączył. Ach, no tak, ja przecież mam dziewczynę.
*Zayn*
Wkroczyłem do mieszkania pewnym krokiem, uśmiechając się od ucha do ucha. Dzisiejsza niespodzianka przy śniadaniu wcale nie była zabawna, wręcz przeciwnie. Wściekłem się przez to naprawdę poważnie i miałem wrażenie, że ktoś obserwuje każdy mój ruch i gest. I może rzeczywiście tak było, więc nie mogłem zwlekać. Kupno firanek wydawało mi się najlepszym rozwiązaniem. Cóż, moglibyśmy iść jeszcze na policję czy do jakiegoś detektywa, ale co mu powiemy: "Jakiś idiota grozi, że wyda nasz związek, pomoże nam pan go złapać"? Nie, to wydawałoby się co najmniej śmieszne.
- Witaj, Zayn.
Po usłyszeniu niskiego głosu, oderwałem się od rozwiązywania butów i spojrzałem w górę. Paul stał nade mną i bacznie się mi przyglądał. Ciekawość z jakiej to okazji, mężczyzna postanowił złożyć nam wizytę, zżerała mnie od środka.
- Okey, coś znowu źle zrobiliśmy? - zapytałem od razu, wstając do pionu.
Mężczyzna roześmiał się serdecznie i jedynie pożegnał, nie odpowiadając na moje pytanie. Zniknął za drzwiami.
- Raczy mi ktoś powiedzieć, dlaczego on tu przyszedł?! - krzyknąłem w głąb mieszkania, bo spodziewałem się... sam nie wiem czego, ale na pewno nie czegoś pozytywnego.
Prędko zrzuciłem z siebie kurtkę, aby zaraz odwiesić ją na wieszak. Od razu wszedłem do salonu, gdzie Louisa i Harry siedzieli na sofie.
- Chodź do mnie - powiedział chłopak, wyciągając ręce w moją stronę.
Co z tego, że na jego twarzy widniał uśmiech, ja i tak miałem złe przeczucia. Jednak bez sprzeciwu, zająłem miejsce obok niego, w jednej chwili przylegając do bruneta całym ciałem. Jego palce w momencie splątały się z moimi. Lekko ja zacisnął, jakby się denerwował. Serce zaczęło bić coraz szybciej. Zaczynałem się powoli bać tego, co najprawdopodobniej zaraz usłyszę.
- Paul chce, abym ja z Louisą nadal był w związku, to by była dla nas dobra przykrywka - oznajmił mi na jednym wydechu.
- Żart? - wykrztusiłem z siebie, ale gdy oni nie zaczęli się śmiać, dodałem: - Nie no, okey. Rozumiem.
Skłamałem. Oczywiście, że nie mogłem tego pojąć. Wiem, nie możemy się ujawnić, ale to oszukiwanie wcale nie będzie lepszym rozwiązaniem. Fani ją polubili i cieszy mnie to, jednak nie zmienia faktu, że nie za bardzo uśmiechało mi się patrzeć, jak oni muszą grać przed fleszami.
- Idę coś zjeść - oznajmiłem i już chciałem wstać, ale Harry skutecznie mi to uniemożliwił, łapiąc za mój nadgarstek i ciągnąc ku sobie.
- Lodówka jest pusta. Idziemy na zakupy, idziesz z nami? - spojrzał na mnie pytająco.
- Mogę się przejść - odpowiedziałem.
Wstaliśmy z kanapy i ruszyliśmy w stronę korytarza, by się ubrać coś na wyjście. Kilka minut później zjeżdżaliśmy windą na sam dół. Przysunąłem się do Harry'ego i delikatnie obróciłem w swoją stronę, chwyciwszy jego podbródek. Uśmiechnął się promiennie, a ja nie czekając dłużej, złączyłem nasze wargi w krótkim pocałunku, póki jeszcze miałem okazję. Chłopak oddał go prędko. Niestety zabawa szybko się skończyła, ponieważ musieliśmy już wychodzić.
Wyszliśmy z budynku prosto na ruchliwą ulicę. Kątem oka zerknąłem w stronę dwójki osób idących obok mnie. Wiedziałem, że będzie musiało do tego dojść, lecz nie przypuszczałem, że coś w środku mnie zakuje na widok Harry'ego trzymającego dłoń Louisy. Wychwycił moje spojrzenie, usta ułożyły się w taki sposób, jakby niemo chciał wyszeptać "Przepraszam". Albo może się przewidziałem?
Drogę do sklepu przebyliśmy, śmiejąc się i rozmawiając o jakiś mało ważnych rzeczach. Harry z początku chciał iść do jakiś osiedlowych delikatesów, ale w ostateczności poszliśmy do Sainsbury's.
Przemierzaliśmy kolejne alejki w trochę wolnym tempie. Ja byłem o kilka kroków do przodu i zabierałem z półek te produkty, które Louisa wyczytała z listy. Zerknąłem za siebie, bo nagle śmiechy za mną ucichły. Od razu pożałowałem tego ruchu. Stali przed nabiałem, obejmując siebie nawzajem. Harry delikatnie ucałował jej wargi. Widziałem jej lekkie zdezorientowanie, ale w momencie oprzytomniała i położyła dłoń na jego policzek, co chyba go zachęciło, bo to zbliżenie stało się bardziej namiętne, niż bym się spodziewał.
Oderwali się od siebie po kilku chwilach i ruszyli w moją stronę. Ja nawet nie miałem zamiaru spojrzeć im w oczy. Uciekałem od ich spojrzeń, gdzie tylko mogłem. Wziąłem głęboki oddech i chwilę później już kontynuowałem zakupy, idąc dalej.
~ ~ ~
Mieliśmy wchodzić do budynku z zakupami, gdy w ostatniej chwili spostrzegłem, że z krzynki wystaje biała koperta. Serce mi załomotało w momencie. Kolejny raz w ciągu dnia? Lekka przesada. Pospiesznie zabrałem go, ale odczytać chciałem dopiero w domu. Harry i Louisa... nawet nie wiem, czy zauważyli, że cokolwiek wziąłem. Byli po prostu zapatrzeni w siebie, co irytowało mnie jeszcze bardziej.
Kilka minut później, od razu po wejściu do mieszkania, odstawiłem torby z zakupami na kuchenny blat, a sam zacząłem otwierać kopertę.
- Kolejny list? - spytał Harry, stając tuż za mną. Czułem jego gorący oddech owiewający moją szyję.
Przytaknąłem w milczeniu, rzucając gdzieś w bok kopertę. Rozłożyłem kartkę, aby zacząć czytać te kilka zdań.
"Firanki? Sprytnie. Nie widzę Was, ale wciąż obserwuję. Wiem, o każdym Waszym ruchu. Słyszę każdy krok. Wsłuchuję się w oddechy. Żyję Waszym życiem. Życiem oszustów całego świata. Kłamiecie na każdym kroku. A co na to Wasze sumienie?"
Zgniotłem list i cisnąłem kulką papieru przed siebie. Zdenerwowałem się nie na żarty. To chore! Nie myśląc długo, popędziłem do sypialni, gdzie od razu rzuciłem się na łóżku. Jakaś gra? Zabawna. Bardzo. To zaczynało się robić przerażające, choć to dopiero druga taka wiadomość. Zaczynałem powoli obawiać się kolejnych. Gdzieś w duchu, prosiłem, aby już ich nie było. Czy ja jestem uczestnikiem jakiegoś pieprzonego "Big brother'a"?!
Odetchnąłem raz. Potem drugi i trzeci. Uspokajałem się. Z zewnątrz. W środku cały dygotałem. Za dużo obrazów miałem w głowie. Za dużo myśli. Za dużo wszystkiego.
Drzwi leciutko zaskrzypiały, a zza nich wychylił się Harry. Wszedł wolnym krokiem i usiadł obok mnie na łóżku.
- Nie przejmuj się tym, proszę. Ktoś myśli, że uda mu się nas zastraszyć. Nie warto o tym myśleć. Nie uda mu się, jasne? - powiedział cicho, kreśląc kółeczka na moim ramieniu.
Najchętniej krzyknąłbym mu w twarz, bo tak naprawdę nie chodziło tylko o te kilka nakreślonych zdań. Bolało mnie to, co widziałem w ciągu ostatniej godziny. Bolał mnie widok ich trzymających się za rękę. Bolał mnie każdy pocałunek, który on raczył składać na jej lekko spierzchniętych wargach. Bolał mnie fakt, że przy niej wygląda na szczęśliwego.
Gdzieś po drodze zboczyłem z trasu, gubiąc wątek. I nie wziąłem ze sobą mapy, która pomogłaby mi przejść przez dalszą część tej wycieczki przez życie.
___
Hello! Wiecie co Wam powiem? Powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania, co mnie trochę smuci, ponieważ trochę z nim zżyłam od marca. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że dziś licznik obserwatorów wybił równe DZIEWIĘĆDZIESIĄT. Szczerze? Jestem w wielkim szoku. Nigdy bym się tego nie spodziewała. Oh God, jaka to ładna liczba. Czuję się też winna, że ostatnio rozdziały pojawiają się bardzo rzadko i jest mi naprawdę, naprawdę przykroi. Jednak nie wszystko jest zależne ode mnie, to też brak czasu, gdy mam chęci i brak chęci, gdy mam czas. Wiem, słaba wymówka. Teraz jednak postaram się sprężyć swoje 4 litery i dodawać częściej.
Ogłoszenia parafialne:
- zachęcam do zadawania pytań postaciom (wszystkim, tym głównym i tym mniej głównym, i tym niegłównym) na character-ask-yimb.tumblr.com
- one-shot, którego zapowiedź już od wakacji jest na moim tumblr, zostanie napisany jednak w formie opowiadania, szczegóły: TUTAJ
- ukazała się również zapowiedź do innego opowiadania, oczywiście z One Direction, ale nie tylko, bo do głównych bohaterów dołączy Manu Gavassi (wiem, nikt z Was jej nie zna), szczegóły: TUTAJ
- mogę się Wam pochwalić, że w ciągu tygodnia schudłam prawie 5 kg, co mnie niebywale cieszy
- wszelkie pytania do mnie proszę kierować na mojego tumblra (giovimonster.tumblr.com) bądź na aska, dziękuję z góry
- wszelkie pytania do mnie proszę kierować na mojego tumblra (giovimonster.tumblr.com) bądź na aska, dziękuję z góry
Dziękuję, że ze mną wciąż jesteście. Kocham Was!
+ standardowo przepraszam za błędy, na pewno coś przeoczyłam