NOWOŚĆ! Zadawaj pytania postaciom z tego opowiadania na character-ask-yimb.tumblr.com w zakładce "message"!
Dom Skoczka: reason-to-be-suicidal.tumblr.com
Hej, Monsterki! Dużo osób w komentarzach pytało (albo prosiło) o nowe opowiadanie. Zainteresowanych kieruję na giovimonster.tumblr.com, a później do zakładki "TWÓRCZOŚĆ". Zaczęłam pisać nową historię o Larrym oraz takie dodatkowe, w którym pojawi się para hetero (nie zdradzę kto z kim) oraz Niam. Zapraszam! xoxo

czwartek, 24 maja 2012

Rozdział 9.

Przebudziłem się nad ranem, kiedy zegarek nie pokazywał jeszcze w pół do ósmej. Ciężki kamień leżał na moim sercu. Miałem wyrzuty sumienia. Duże. Większe niż po miłych chwilach spędzonych z Zaynem. Czasami naprawdę zastanawiałem się, dlaczego mi tak zależy na Nim. Przecież Louis ma Eleanor, na mnie nie spojrzy. Och, proszę. On nawet nie czuje pociągu do mężczyzn. A co dopiero do mnie...
Rozejrzałem się po pokoju, w którym znajdowałem się sam. Przez chwilę byłem zdezorientowany, ale zaraz zaświtało mi, że pewnie moja koleżanka jest w łazience. Sam również postanowiłem doprowadzić się do stanu, w którym mógłbym się pokazać ludziom. Zwlekłem się z łóżka i prędko ubrałem czyste bokserki z obawy, że dziewczyna lada moment wejdzie do pokoju. Zachowałem się jak napalony nastolatek. Boże, jak mogłem do tego dopuścić? W szczególności, kiedy mnie już kobiety nie interesują. Zrobiłem to na przymus, bo chciałem odreagować. Stawiając to w tym świetle, wcale nie wyglądało to lepiej. Nawet gorzej.
Wsuwałem już na siebie ostatnią część garderoby, kiedy do pokoju weszła nieco przygnębiona brunetka. Obserwowałem każdy jej krok, ona nie spoglądnęła nawet na mnie. Odstawiła w tym czasie kosmetyczkę na biurku i ręcznik powiesiła na oparciu krzesła. Tym razem nie zapomniała ubrań. Odwróciła się na pięcie z powrotem w stronę drzwi i nacisnęła lekko na klamkę. Odkaszlnąłem.
- Porozmawiamy? - zapytałem cicho.
Lekko uchylone drzwi przymknęła z powrotem i zrobiła krok w moją stronę, nawet nie podnosząc wzroku. Uciekała od mojego spojrzenia w każdy możliwy zakamarek. Z przeczuciem, że ona na pewno nie usiądzie, wstałem z posłania i stanąłem tuż przed Louisą.
- Ej, spojrzysz na mnie? - chciałem zabrzmieć delikatnie, ale biorąc pod uwagę ranną godzinę i fakt, że dopiero co wstałem, głos miałem lekko zachrypnięty.
Pokręciła jedynie głową. Staliśmy tak, trwając w milczeniu. "Skrzywdziłem ją?"
- Przepraszam. - wyszeptała po kilku minutach, wzrok wbijając wciąż w swoje stopy. Dłonią przetarła lewy policzek.
- Nie przepraszaj, to moja wina. - ująłem ją za podbródek i zmusiłem do spojrzenia sobie w oczy. Kciukiem starłem łzy. - Zachowałem się jak niewyżyty seksualnie szczeniak.
- Ale ja mogłam cię odepchnąć...
- A ja mogłem nie zaczynać...
- Mogłam nie zapominać piżamy...
- Mogłem od razu pójść spać. Dobra, już skończmy. - uśmiechnąłem się do aby poprawić jej humor. Jednak na jej twarzyczce nie pojawił się najmniejszy promyczek. Powoli i delikatnie objąłem Louisę swoimi ramionami, tak żeby wiedziała, że nie naciskam. - Nie płacz i nie obwiniaj się o to, okey? - szepnąłem, przyciskając usta do jej włosów. W odpowiedzi jedynie przytaknęła głową i pociągnęła nosem. - Było. Minęło. Nie wróci. Jak chcesz możemy udać, że nic się nie stało. - zaproponowałem.
Podniosła wzrok na mnie i wyswobodziła się z objęcia.
- Wolałabym. A dla ciebie to nie będzie problem?
- Jasne, że nie. Idziemy na śniadanie? - wyciągnęłam dłoń w jej stronę. Splotła nasze palce i pewnym krokiem wyszliśmy z mojego pokoju.
W kuchni nie zastaliśmy nikogo. Louisa wstawiła wodę na herbatę, a ja zabrałem się za robienie ciasta na naleśniki.
- Pomóc ci? - usłyszałem męski, zaspany głos za mną. Odwróciłem się lekko w stronę Louisa.
Miałem ochotę krzyknąć ze szczęścia. Był sam. Bez Eleanor. Choć ona zapewne jeszcze spała. Ale już fakt, że zszedł, nie czekając na nią i odezwał się do mnie pierwszy z własnej, nieprzymuszonej woli, rozradował moje serce.
- Możesz mi podać patelnię. - odpowiedziałem z uśmiechem. Chłopak odwzajemnił mój gest i podał mi przedmiot.
Zacząłem smażyć naleśniki. Jeden po drugim kładłem na talerzu, na którym była już spora naleśnikowa wieża. Lou stał cały czas przy mnie, rękoma opierając się o blat. Obserwował moje dłonie. Z niewiadomych przyczyn, zaczęło mnie to trochę dziwić, ale nie ukrywam, podobało mi się również.
- Louis! - zawołałem rozbawiony, kiedy on po raz trzeci dźgnął mnie palcem w żebra. A dźganie w żebra rozprasza podczas robienia naleśników.
- Luuubisz to. - odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem.
Dla niego ten gest nic nie znaczył, a mnie doprowadzał niemalże do szaleństwa. Louisa z zadowoleniem obserwowała, jak śmiejemy się do siebie nawzajem. Cieszyła się razem ze mną.
- Jesteś taki cwany? To może ty staniesz z patelnią i ty będziesz smażyć naleśniki, kiedy ja będę z triumfalną miną dźgał cię? - podałem mu patelnię. Chwycił ją w dłoń i rozlał na niej ciasto.
Nie czekałem długo, nie minęła minuta i już oberwał pierwszym dźgnięciem. Ale udawał skoncentrowanego i nawet nie oderwał wzroku na moment od patelni. Za chwilę spróbowałem swoich sił znowu. I tym razem udało mi się. Chłopak wzdrygnął się, a naleśnik, którego chciał przełożyć na talerz, wylądował  na podłodze. Zacząłem się głośno śmiać, Louis schylił się po niego, więc skorzystałem z okazji i zacisnąłem palce na jego pośladkach.
- Harry! - krzyknął, zrywając się na równe nogi, udając wkurzonego. Wziął ten gest za zwykłe przedrzeźnianie się. A może prowokował do tego, bo zaczął się czegoś domyślać?
Dokończyliśmy smażenie w powadze. Przynajmniej starając się takimi być. Ale nie udawało się ani mnie, ani jemu. Co chwilę śmialiśmy się pod nosem. Nie było w tym nic takiego zabawnego, a jednak ta zielona lampka w głowie zaświeciła się. Zielony to kolor nadziei i może teraz trochę wpłynęło jej do mojego serca, kiedy on zachowywał się jak kiedyś, zanim nasze relacje po prostu runęły jak wieżowiec podczas silnego trzęsienia ziemi, w momencie, zostawiając po sobie jedynie pozostałości, resztki tego co było. Ale da się to odbudować, o ile się chce. "Czyżby mu zależało?"
Usiedliśmy już w trójkę do stołu, kiedy w drzwiach stanęła Eleanor. Widać było, że poranną toaletę miała już za sobą. Bo przecież świat by się zawalił, gdyby jej fale nie były idealnie ułożone, a jej ciało okrywałaby Tomlinsonowa koszulka, a nie ubrania z nowej kolekcji jakiegoś znanego projektanta. Choć nie. W sumie fakt, że nie stoi w jego koszulce naprawdę mi pasował. Z uśmiechem na ustach, powiedziała ciche "Dzień dobry" i wzięła talerz w dłoń. Usiadła obok swojego Louisa. Jak to okropnie brzmiało nawet nie wypowiedziane na głos.
- Ty jesteś tą nową, tajemniczą dziewczyną Harry'ego, tak? - zapytała, spoglądając na siedzącą po mojej prawej stronie dziewczynę.
- Tak. Louisa, miło mi. - podała jej dłoń przez stół i uśmiechnęła się w jej stronę.
- Eleanor. - przedstawiła się.
El ujęła jej dłoń delikatnie, jakby się czegoś bała i miałem wrażenie, że uśmiechnęła się lekko wymuszenie.
Po zjedzonym śniadaniu, ja i Louisa udaliśmy się do salonu. Zajęliśmy miejsca na sofie, trzymając się za ręce. Telewizor był włączony, na ekranie leciały właśnie poranne wiadomości, które niezbyt przykuły moją uwagę. Nawet nie wiedziałem, w którym momencie położyłem się na kanapie bokiem, a przede mną, wtulona plecami w moją klatkę piersiową, leżała brunetka. Nie skupiłem swojej uwagi na programie. Myślami wciąż wracałem do sytuacji w kuchni. "Louisie, dajesz mi sprzeczne sygnały."
Gdy w moich uszach rozbrzmiał cichy szmer, podniosłem głowę znad oparcia kanapy i spojrzałem w stronę korytarza. Przed oczami minęła mi jedynie sylwetka Louisa i jego kształtne pośladki. Za chwilę drzwi u góry zostały przymknięte.
- Zrobisz coś dla mnie? - wyszeptałem pytanie po kilkuminutowym namyśle, kontynuowałem, gdy ona spojrzała na mnie wyczekująco - Wyciągniesz Eleanor na zakupy?
- Ale dlaczego? Poza tym, ona chyba niezbyt za mną przepada. - wywróciła oczami.
- Proszę, chciałbym spędzić trochę czasu z Louisem. Nie rozmawialiśmy ze sobą tak "bardziej" od prawie dwóch miesięcy.
- Ech, no dobra. - westchnęła i znów wlepiła oczy w telewizor. - Ale najpierw pozwól mi skończyć oglądać.
- Dziękuję, jesteś kochana. - powiedziałem z szerokim uśmiechem i słysząc kroki na schodach, włożyłem dłoń pod jej bluzkę i opuszkami palców zacząłem głaskać brzuch dziewczyny, zaśmiała się najwidoczniej pod wpływem łaskotek. Zerknęła na mnie trochę zdziwiona, ale gdy na dół zeszli Liam i Danielle, już wiedziała, o co chodzi i sama podparła się na łokciach by mnie pocałować.
- Hej. - zawołał Liam z korytarza, jego partnerka jedynie przywitała nas gestem ręki.
Zniecierpliwiony czekałem, aż program się skończy i Louisa pójdzie porozmawiać z Eleanor. Miałem przeczucie, że się zgodzi i spędzę dzień z Tomlinsonem sam na sam. Z drugiej strony, jeszcze nie miałem pewności czy w ogóle mój plan wypali, a już się denerwowałem. A co jeśli stanie się to co tamtego wieczoru, kiedy Zayn zobaczył mój tatuaż? Co jeśli znowu stracę kontrolę?
Pytania. Pytania. Pytania. Za dużo ich było, zdecydowanie za dużo. A co najgorsze, nie byłem w stanie na nie odpowiedzieć.
- Harry, chodź. - Louisa wstała z sofy i pociągnęła mnie za oba nadgarstki do góry.
- Idź sama. To będzie zbyt podejrzane, jak pójdziemy we dwoje. - opadłem na kanapę z powrotem.
- Jesteś przewrażliwiony. - mruknęła, ale posłusznie udała się na górę.
Słyszałem jakieś stłumione słowa, w miarę wyraźnie udało mi się wychwycić tylko pojedyncze wyrazy. Po kilku minutach zeszły obydwie na dół i stanęły w korytarzu, ubierając buty i kurtki.
- To do zobaczenia, misiek! - rzuciła na odchodne Louisa, zamykając za sobą drzwi. 
Minuty ciągnęły się niemiłosiernie długo, a on wciąż nie schodził. Schody nie zaskrzypiały chociaż raz, aby uprzedzić mnie, że ktoś, najprawdopodobniej Louis, schodzi.
"No idź. Zrób coś.", mówiło Serce, ale Rozum podpowiadał, żebym został. Posłuchałem się tego drugiego i wsłuchiwałem się w bicie zegara. Wskazówki powoli się przesuwały, co doprowadzało mnie do obłędu. A może ucina sobie drzemkę? Chociaż nie. Louis nie jest typem śpiocha. Roztargniony, pokręciłem głową i chowając dumę do kieszeni, poszedłem pewnym krokiem na piętro.
Stąpałem z nogi na nogę. Bałem się. Cholernie bałem się, że coś pójdzie nie tak, ale tęskniłem. Pragnąłem go. Chciałem porozmawiać. Mieć możliwość bezwstydnego patrzenia w jego niebiesko - szarawe oczka.
Moją zaciśniętą pięść dzieliły milimetry od drzwi. Już miałem zapukać, kiedy On niespodziewanie mi je otworzył. Uśmiechnął się, jakby rozbawiony i gestem ręki zaprosił do środka.
- Długo stałeś pod drzwiami? - zapytał, zamykając pokój z powrotem.
- Chwilę. - wymamrotałem. - Wiesz, pomyślałem, że skoro dziewczyny poszły na zakupy... - zacząłem trochę niepewnie. Głos drżał mi. Wziąłem głęboki oddech, mając nadzieję, że pomoże mi się to uspokoić. - To pomyślałem, że wpadnę do ciebie. Pogadamy jak kiedyś, pośmiejemy się... - uniosłem lekko brew, dając mu znać, że czekam na jego odpowiedź.
- Jasne, siadaj. Właściwie to miałem iść pytać o to samo.
Zająłem miejsce na łóżku, zawsze to robiłem na początek. Dopiero po jakimś czasie rozmowy, kładłem się na nim i czułem się jak u siebie. Rozmowę rozpoczęliśmy gładko. Z każdą sekundą nabieraliśmy do siebie większego zaufania, tego, które czuliśmy do siebie te kilka miesięcy temu. Odruchowo położyłem się na łóżku, lekko opierając się o ścianę za mną. Powspominaliśmy dawne czasy. Louis przypomniał mi jak kiedyś zasnąłem w trakcie oglądania filmu i chłopak namalował mi marchewkę na całym brzuchu. Oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Nie mogłem zmyć tego ustrojstwa przez kolejne trzy dni.
- Pasowała ci. - uśmiechnął się szeroko i wstał z obrotowego fotela.
Zrobiło mi się gorąco, kiedy on położył się tuż obok mnie, stykając się swoim ciałem z moim. Myślałem, że po prostu zostanie w tej pozycji. Zawsze lubiliśmy rozmyślać podczas wspólnego leżenia na łóżku Ale on wtulił się we mnie, zaciskając palce na mojej talii. Objął w pasie, co w momencie na mnie zadziałało. Modliłem się w duchu, by wybrzuszenie w moich spodniach nie nabrało dużych rozmiarów. To bowiem mogłoby wszystko zniszczyć, a tego bym nie chciał. Obecny stan naprawdę mi pasował. Zapanowała cisza, ale w jego towarzystwie mógłbym milczeć nawet do śmierci. Przy nim wszystko wydawało się takie lepsze, ładniejsze, bardziej kolorowe. Szara codzienność nabierała barw tęczy. Już jego promienny uśmiech sprawiał, że stawałem się szczęśliwy do końca dnia. Rękę wsunąłem pod jego szyją i objąłem jego ramię, dłoń kładąc na lewej piersi chłopaka. Pod nią czułem bicie serca. Podniósł się powoli o kilka centymetrów i zbliżył się do mnie z lekkim uśmiechem. Odwzajemniłem ten gest, a Louis dotknął moich warg swoimi całkiem pewnie. Ale pocałunek trwał krótko, o wiele za krótko. Zdążyłem go zarejestrować dopiero na swoim twardym dysku, kiedy chłopak położył się już na mojej klatce.
- Dlaczego ty... mnie pocałowałeś? - zapytałem trochę nieśmiało, a na moje policzki wpłynęła soczysta czerwień.
- Chyba się nie gniewasz? - zapytał trochę smutnym głosem, nawet na mnie nie spoglądając. Był zbyt zajęty bawieniem się klamrą od mojego paska.
- Nie, ale trochę mnie zaskoczyłeś. Dlaczego to zrobiłeś? - byłem strasznie dociekliwy, bo mała istota w mojej głowie zaczęła triumfować. Dla mnie jednak to było trochę za kolorowe.
- Przyjaciółki mogą się całować, a przyjaciele nie? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
"No tak. Przyjaciele."
- Ja nic nie mówię. - odparłem z uśmiechem.
- No. - mruknął pod nosem, na co ja tylko się roześmiałem.
Kciukiem krążyłem kółeczka na jego piersi. Znowu milczeliśmy. W ciszy słychać było jedynie nasze jednostajne oddechy.
- Poza tym... - zaczął szeptem, po kilku sekundach spoglądnął na mnie. - Tęskniłem za...
- Tobą. - wszedłem mu w słowo. - Ja też. Przepraszam, że tak namieszałem między nami i nie chciałem powiedzieć, dlaczego tak ostatnio zachowuję się inaczej, po prostu bałem się.
- Czego? Nas? - zadał pytanie, a mi przypomniał się wieczór z Malikiem. Wzdrygnąłem się na samą myśl z obawy przed powtórką z rozrywki.
- I siebie. - wymamrotałem, odwracając twarz od niego.
- A teraz powiesz mi, co się stało?
Louis dotknął dłonią mojego policzka, wobec czego ja znów spojrzałem na niego. Martwił się. Troska z jego oczy odznaczała się wręcz idealnie. Odetchnąłem. Rozum i Serce spierały się ze sobą. Powiedzieć czy nie powiedzieć? "Zakochałem się w tobie, a mój związek z Louisą to tylko po to, aby wywołać w tobie zazdrość"? W głowie nie brzmiało to tak źle. Nawet całkiem okey.
- Nie chciałbyś tego usłyszeć. - odparłem ostatecznie, na co on tylko wywrócił oczami w geście niezadowolenia - Ale przyrzekam kiedyś ci o tym powiedzieć.
- A dlaczego nie teraz?
- Ja nie... Nie jestem gotowy. - wyjąkałem cicho, czując jak niepewność we mnie wzrasta.
- Zgoda. - wysilił się na uśmiech.
Dźgnął mnie palcem w żebra, więc ja nie czekając, oddałem mu. Kto jak kto, ale Louis zawsze poprawiał mi humor. I nigdy nie naciskał. Wiedział, że jeśli sam będę gotowy na powiedzenie mu czegokolwiek - zrobię to.  Zachowywaliśmy się jak dzieci. Lou łaskotał mnie, gdzie tylko się dało. Zajmował się każdym odkrytym kawałkiem mojego ciała. Aż w tym momencie pożałowałem, że przed minięciem progu nie zdjąłem z siebie zbędnego ubrania, czyli wszystkiego, w moim przypadku. Ale no tak, wtedy zobaczyłby tatuaż. Swoją drogą, ciekawiło mnie czy Louisa zauważyła go wczoraj podczas stosunku. Gdy ja się zamyśliłem, on przejął kontrolę nad naszą "bitwą" i dopiero teraz spostrzegłem, że znajduję się pod nim, a moje nadgarstki spoczywają w jego zaciśniętych dłoniach. Lekko zdyszany, spojrzał mi w oczy. Śmiał się do rozpuku ze swojego prowadzenia i mimo, że ja byłem przegranym w tym momencie, przyłączyłem się do niego. I tak rozbawieni, leżeliśmy na łóżku. Najwidoczniej zmęczony, usiadł na wysokości moich bioder okrakiem. Pożądanie dotarło do moich wszystkich komórek, kiedy wręcz czułem jego przyjaciela na swoim.
- Jesteś straszny! Brzuch mnie już boli! - zawołałem, wciąż chichrając się pod nim.
- Ja ciebie też. - wyszczerzył ząbki i nachylił się, by pocałować mnie w policzek.
Próbowałem się wyrwać. Nie mogłem pokazać, że się poddam tak łatwo. Ale on nie dawał za wygraną. Chyba przypakował, bo zazwyczaj to ja byłem silniejszy od niego, a teraz nie potrafiłem się wyswobodzić spod niego.
I teraz, mając idealny wgląd na niego, pomyślałem, dlaczego by nie spróbować. I nim zdążyłem przeanalizować wszystkie za i przeciw, już wpijałem się w jego pełne i delikatnie spierzchnięte wargi. Nie przeszkadzało mi to. Po kilku sekundach oderwałem się i opadłem z powrotem na łóżku. Nie był to jakiś nadzwyczaj czuły pocałunek, tylko zwykły buziak, którym postanowiłem się odwdzięczyć za tego od Louisa. Za to na jego twarzy triumfował uśmiech.
- Zaczynam być zazdrosny o Louisę. - skwitował, przygryzając dolną wargę.
Już chciałem zaprotestować, powiedzieć całą prawdę, kiedy do pokoju ktoś zapukał.
Louis nawet nie zszedł ze mnie, tylko z marszu zawołał "Proszę!", a drzwi się uchyliły. Zza nich wyłonił się jasnowłosy Irlandczyk, któremu powoli zaczęły pokazywać się ciemne odrosty.
- Larry wraca? - zapytał, ledwie tłumiąc śmiech.
Oboje potrząsnęliśmy przytakująco głowami.
- Ja chciałem tylko się zapytać czy nie chcecie czegoś ze sklepu. To jak?
- Wczoraj byłeś. - mruknął Lou.
- Tak, ale żelki się skończyły i chrupki orzechowe, i sok pomarańczowy, i moja nutella, i...
- Zrozumieliśmy. - wtrąciłem. - Ja nic nie chcę.
- Ja też nie. - dodał Louis, na co Niall tylko zasalutował i wycofał się na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
Roześmialiśmy się, ale tym razem z naszego małego leprechaun'a. Gdy już się oboje uspokoiliśmy, Louis rozluźnił moje dłonie i spoczął na miejscu obok, jedną nogą i ręką oplątując moje ciało. 
- Boo bear... - wymamrotałem w jego włosy. Spojrzał na mnie, słodko się uśmiechając. Jego oczy lśniły radością jak u małego dziecka. - Kocham cię, wiesz?
- Mój Hazza. - powiedział i pokazał zęby jeszcze szerzej. 
Choć wiedziałem, że dla niego te słowa znaczą co innego niż dla mnie, cieszyłem się prawie tak samo. 
Po niedługiej ciszy wróciliśmy do rozmawiania o czym tylko się dało. Szczęśliwy, że w końcu nabieram z nim tego samego kontaktu, co kiedyś, uśmiechałem się non stop. Pierwszy raz od dawna, mój uśmiech był szczerzy, bez sztucznych dodatków, płynący z serca. On też był zadowolony, poznałem to po jego zachowaniu i mimice. Nie udawał tak samo jak ja. 
Wkrótce nasze panny wróciły i obładowane torbami wkroczyły do pokoju Louisa. 
- Kupiłaś coś ładnego? - spojrzałem pytająco na moją brunetkę.
- No raczej! - zawołała. 
- To chodź, pochwalisz się. - przywróciłem swoje ciało do pozycji siedzącej. Chciałem wstać, kiedy Louis ucałował mój policzek. - Dobrze, że wróciłeś. - szepnął i puścił moją dłoń, którą wciąż trzymał, a o czym ja całkowicie zapomniałem. W odpowiedzi tylko musnąłem jego smukłe palce i wyszedłem za Louisą do mojego pokoju. Rzuciła wszystkie torby na łóżku. Wziąłem jedną w ręce i zacząłem wyciągać z niej ubrania. Jeansowa koszula, szary t-shirt, granatowe rurki, kolejna bluzka...
- Widzisz, też skorzystałaś. - stwierdziłem, oglądając nowe nabytki.
- Uhm. - przytaknęła. - Eleanor wcale nie jest taka zła. Z początku była trochę niemiła, ale potem się do mnie przekonała. Normalnie mogę się czuć zaszczycona. - zironizowała. 
- Możesz. - wytknąłem jej język.
Rzuciła we mnie jedną z tysiąca bluzek, które kupiła. Zszedłem na dół z zamiarem zrobienia popcornu. Nagle zachciało mi się obejrzeć jakąś kiczowatą komedię romantyczną. W kuchni zastałem Zayna, ale bez jego blond księżniczki. 
- Gdzie masz Caroline?
- Dlaczego wy zawsze o to pytacie? Zamiast "Zayn, co u ciebie?" to jest tylko "Gdzie masz Caroline?". - rzucił, udając oburzonego. 
Zrobiłem jeden duży krok i znalazłem się tuż przed nim. Cmoknąłem przelotnie jego wargi, co chłopakowi się spodobało, bo zaraz się uśmiechnął. 
- A ty co taki wesoły?

- W końcu zaczyna się układać z Louisem. - mruknąłem, nie chcąc aby ktokolwiek nas usłyszał. 
Zdziwił się i wcale tego nie ukrywał.
- A tak przy okazji, jednak zdecydowaliście się udawać wczoraj? - to było pytanie, ale zaakcentował je tak, jakby czekał na potwierdzającą odpowiedź. Zmienił temat, jak zawsze, gdy nasza rozmowa schodziła na tor nazwany "Louis".
- My wcale nie udawaliśmy. - odpowiedziałem.
- Żartujesz?! - niemalże wrzasnął. - Zdecyduj się wreszcie. 
- Poniosło mnie... nas. Nieważne. Daj spokój, nie będziesz się chyba o to gniewał, prawda? - zaśmiałem się pod nosem.
- Nie, tak tylko żartowałem. Rozumiem cię doskonale. - rzekł i złączył nasze usta w pocałunku, tym razem o wiele dłuższym od poprzedniego. Przejechał językiem po moim podniebieniu czule, pogłębiając to zbliżenie. Gdy w końcu zabrakło nam powietrza, Zayn odsunął się ode mnie z figlarnym spojrzeniem. - Ups, poniosło mnie. - komicznie przyłożył dłoń do ust.
Pokręciłem głową z rozbawieniem i wyłożyłem popcorn do mikrofalówki, a chłopaka odprowadziłem do drzwi wzrokiem. 
Pokręcony dzień, ale jakże pozytywnie. Posmak warg Louisa nadal nie schodził z moich ust. W tych kilku sekundach czułem się jak w raju. Nic nie znaczące zbliżenie, które porównał do okazywania sobie uczuć przez dwie przyjaciółki, na mnie zrobiło wielkie wrażenie. I byłem pewny, że zostanie w mojej pamięci na długo.
Wróciłem do pokoju z miską popcornu. Louisa podniosła na mnie wzrok, odrywając się od trzymanej w dłoniach książki. Usiadłem obok niej. Wcisnąłem do buzi garść prażonej kukurydzy. 
- Oglądamy jakiś film? Może wyciskacz łez? - zaproponowałem. 
- Jasne, dlaczego nie? - przesunęła się trochę, zrobiwszy mi miejsce. 
Położyłem się i oparłem plecami o tył łóżka. 
- Co proponujesz? - zapytałem, kładąc sobie na kolana laptopa. 
- "Notting Hill". 
- Jak sobie życzysz. Swoją drogą, jeden z moich ulubionych filmów. - wpisałem w wyszukiwarkę owy tytuł i  po kilku minutach włączyłem film.
- Harry, ja rozmawiałam z Eleanor. Właściwie to tylko spytałam... - zaczęła trochę niepewnie.
- O co? - zapytałem, choć w głębi duszy bałem się odpowiedzi.
Spodziewałem się najgorszego. Kolejne trzy słowa, choć wypowiedziane delikatnie, uderzały we mnie z całym impetem. Odruchowo zacisnąłem pięści, czując wbijające paznokcie na wewnętrznej skórze dłoni. 
___
Tak Was trochę potrzymam w tej niepewności, wybaczcie. Choć pewnie już się domyślacie, o co chodzi, ale co tam. Kurde, nie chciałam, by to tak wyszło, no bo Harry tu wyszedł na strasznie obrotnego chłopaka, ale weźmy pod uwagę, że tylko do Louisy się kleił, by pokazać im, że coś ich łączy. Potem tylko zostaje ofiarą. xD
Jeszcze raz apeluję, aby wpisywać się w Spisie Czytelników . Ważne jest to dla mnie. Od kolejnego informuję tylko osoby stamtąd, bo nie sposób mi zapamiętać wszystkie nazwy, adresy itd. Przepraszam :C
A co Wy na to, by chociaż raz dobić do 20 komentarzy? Z tego co się orientuję mam mniej więcej tylu czytelników, miło by było widzieć taką liczę chociaż raz - nie ukrywam. Pozdrawiam Was, Miśki, no i kocham, rzecz jasna.. ^__^

sobota, 5 maja 2012

Rozdział 8.

Upiłem łyk kawy, podstawiając filiżankę do ust. Było dosyć wcześnie, dopiero przed ósmą. Ani Gemma, ani mama jeszcze nie wstały. Zasnąłem wczoraj dosyć szybko, jednak długo nie spałem. Louisa siedziała w mojej głowie i nawet nie śniło się jej opuścić moich myśli. Wyganiałem, mówiłem "a sio!", ale ona nie słuchała. Nie, na pewno się nie zakochałem. Co to, to nie! Lecz było w niej coś takiego innego, co różniło ją od przeciętnej nastolatki. Nawet jeśli porównać ją do Florence, jej, jak wnioskuję, przyjaciółki, to dwie całkiem różniące się od siebie istoty. Wariuję, jednoznacznie wariuję. Postanowiłem udać się do swojego pokoju i ubrać, nie mogę chodzić cały dzień, mając na sobie jedynie granatowy, wyciągnięty sweter i bokserki pod nim. W progu kuchni minąłem zaspaną siostrę.
- Schudłeś. - skwitowała, przyglądając się mojemu ciału.
- A no wiesz, tak jakoś. - mruknąłem i zniknąłem na schodach.
Zamknąłem za sobą drzwi od pokoju i podszedłem do szafki nocnej, gdzie mój telefon wibrował. Przestał. Spojrzałem na ekran. 7 nieodebranych połączeń od: Zayn.
Szybko do niego oddzwoniłem, odebrał niemal natychmiast, a ja usiadłem na łóżku.
- Powiesz mi, co to za laska?! - prawie krzyknął, ściszył głos zapewne tylko dlatego, że reszta chłopców jeszcze śpi.
- Jaka laska? - zapytałem niepewnie.
- Och, Boże, nie udawaj głupka. Wejdź na jakikolwiek portal plotkarski.
- Poczekaj. - przełączyłem na głośnomówiący i odłożyłem telefon z powrotem na półce. Zabrałem laptopa i włączyłem go, kładąc sobie sprzęt na udach. - Jak tam w domu?
- Okey, wczoraj zrobiliśmy sobie mały maraton filmowy. Poczekaj. Wyjdę, by nie obudzić Caroline. - po chwili usłyszałem, jak drzwi się zamykają.
Ale zaraz... Caroline? Spała u niego? Znowu? Za dużo pytań wepchało się do mojego umysłu całkiem nieproszenie. Jasne, nasz związek jest bez zobowiązań, ale to nie zmienia faktu, że i tak poczułem się zazdrosny i coś mnie zabolało tam w środku, tak w lewej piersi. Ale sam jeszcze wczoraj twierdziłem, że on nigdy nie będzie tym jedynym. I nie mógł być. Nie jestem pewny czy bym tego chciał.
- Ej, to mam rozumieć, że ty i Caroline już razem? - zapytałem, starając się, by wyszło to z moich ust płynnie, by nie wyczuł tej niepewności.
- Miałem ci powiedzieć... Przepraszam... - wyczułem z jego głosu, że zrobiło mu się trochę głupio. - Polubiłem ją, a przecież nasz zwią... - urwał. -... ja i ty to tylko wolna miłość.
- No tak. Spoko, rozumiem. - odparłem miłym tonem. Wpisałem w wyszukiwarkę "Dziewczyna Harry'ego Styles'a" . Zayn miał rację, chyba każda możliwa strona pisząca o życiu codziennym celebrytów, zamieściła artykuł o mnie i rzekomej nowej dziewczynie. Kliknąłem na jeden link. Omiotłem tekst wzrokiem, było coś tam, że w nocy urządziliśmy sobie spacer i wracaliśmy z zakupami. Moje podejrzenia okazały się trafne, kiedy na zdjęciach zobaczyłem siebie i Louisę w drodze do jej domu i jak się przytulaliśmy na pożegnanie. Ponoć się jeszcze całowaliśmy, ale zdjęcia były niewyraźne, dlatego nie zostały umieszczone na portalu.
- I co? Masz? - zapytał zniecierpliwiony Malik.
- Mam. To pomyłka. Owszem, ja ją znam to Louisa, ale my tylko rozmawialiśmy, no i to był zwykły misiek na pożegnanie, nic więcej.
- Czyli nie jesteście razem?
- No co ty!
- Ach, w takim razie przepraszam, że tak na początku naskoczyłem. Po prostu, już myślałem, że mnie okłamujesz z twoim uczuciem do... - nie wypowiedział jego imienia, na szczęście. - I że to wszystko to jakieś marne pozory.
- Dałbym wiele, by to były pozory. - wyszeptałem, czując, jak łzy napływają mi do oczu. - O wiele łatwiej byłoby, gdybym był normalny.
- Ej, Styles, otrzyj te łzy. - powiedział ciepłym tonem. Chciał dodać mi w ten sposób otuchy. - Ty jesteś normalny, ja też...
- Ale ty masz dziewczynę. A twój pociąg do mężczyzn to zapewne chwilowe. - urwałem mu w połowie wypowiedzi.
- Możliwe, nie wiem... - wypowiedział cicho, jakby się jeszcze zastanawiał.
- Myślisz, że... Myślisz, że Louis... On... Myślisz, że dałby mi szansę? - wyjąkałem w końcu. Zacisnąłem zęby i czekałem na jego odpowiedź, ale chłopak wciąż milczał. - Nie było pytania. - dodałem zaraz.
- Harry, on zachowuje się ostatnio dziwnie, może to właśnie ma coś wspólnego z twoim wyjazdem? Nie wiem, bo na nasze pytania, dlaczego jest taki zamyślony i smutny, odpowiada, że dowiemy się niedługo, ale nie mamy się czym przejmować. A wracając do Louisy, może stwórz z nią związek?
- Czekaj... Co?! - niemalże się wydarłem.
- No bo patrz, może wtedy Lou zorientuje się, że mu ciebie brakuje i poczuje się zazdrosny?
- Ale ja nie potrafiłbym jej okłamywać, przynajmniej nie w takiej sprawie.
- To powiedz jej prawdę. Mówiłeś, że ją znasz, na pewno ci pomoże.
- Nie jestem pewny. Ale nie, chyba jednak nie.
- Przemyśl to, Styles. Dobra, będę kończył. Volte logo, amo voce. (tłum. Wracaj szybko, kocham cię).
- Pojutrze będę w Londynie. Amo voce. - zakończyłem rozmowę i telefon odstawiłem na półce.
Zacząłem myśleć o tym. Może to wcale nie byłby taki głupi pomysł? Może Louis rzeczywiście za mną tęskni i dlatego tak się zachowuje? Może gdyby zobaczył mnie i Louisę, poczułby się tak jak ja? Pytania zaczęły cisnąć się do mojego umysły. Nie potrafiłem sobie na nie odpowiedzieć, chociażbym nie wiem jak bardzo chciał.
Zanim wyłączyłem laptopa, sprawdziłem jeszcze pocztę i twittera.Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, napisałem szybko: "Dziękuję za wczorajszy spacer, Piękna L. To co, widzimy się dziś?". Przemyślałem to raz, nie więcej. I do końca nie byłem pewny czy dobrze robię, to przecież tylko podjudzi media, ale Louis to na pewno zauważy. Może zacznie rozmyślać kim jest Piękna L.?
Prędko wyłączyłem laptopa i poszedłem do łazienki. Zaliczyłem poranną toaletę i wróciłem do pokoju. Odruchowo chwyciłem komórkę w dłoń z nadzieją, że może Lou coś napisał, ale od niego nic nie było. Tylko jedna wiadomość od Zayna: "Jednak to zrobisz? Myślałem, że najpierw pogadasz z nią, umówisz się czy coś.. Ale nieważne zresztą. Uśmiechnij się w końcu, teraz paparazzi będą Cię śledzić częściej. Powodzenia i pozdrów Piękną L.". W odpowiedzi wysłałem tylko: "Umówię się z nią na później. Czuję, że mnie zrozumie. I pozdrowię, Ty również pozdrów Caroline."
Spojrzałem na godzinę. Ledwie kilkanaście po ósmej. Zszedłem na dół, mama i Gemma siedziały w salonie i oglądały telewizję. Postanowiłem do nich dołączyć i szybko znalazłem się obok mamy. Już po kilku minutach położyłem się z głową na jej kolanach, chcąc znowu poczuć się jak dziecko i choć na chwilę zapomnieć o problemach.
~ ~ ~
Według wcześniej przemyślanego planu, wybiła właśnie godzina 17.30, a ja siedziałem już w parku z Louisą od niecałej godziny. Jeszcze jej tego nie powiedziałem. Choć na początku uważałem, że to wcale nie będzie takie głupie, teraz zwątpiłem. Ja sam raczej na jej miejscu bym się nie zgodził wchodzić w jakiś udawany związek. Może gdyby o tym nie dowiedział się cały świat, to owszem, zgodziłbym się, ale skoro raczej większość naszym fanek od razu z góry założy, że ona jest zła, głupia i tu bym mógł wymienić jeszcze kilka takich określeń, jej nie będzie wcale miło. Spójrzmy prawdzie w oczy, kto chciałby być oczerniany tylko za to, że z kimś chodzi? Nie wiem, dlaczego tak zawsze jest. Gdy mnie przyłapano z jakaś dziewczyną, leciały same negatywne komentarze, jednak Elanor, jak również Danielle, ludzie kochają. 
- Mam wrażenie, że wszyscy się na nas dziwnie gapią. - powiedziała, rozglądając się wokół. - A tam jakiś koleś z aparatem. - Louisa prychnęła i spojrzała na mnie.
- Nie wiesz nic? W sieci krążą zdjęcia, jak się przytulamy i od razu wzięto nas za parę. 
- To wiem, czytałam rano. Flor też dzwoniła, lekko oburzona. No wiesz, jesteś jej numerem jeden. Zresztą, chyba wczoraj to zauważyłeś.
- No tak... Pójdziemy do mnie? Chciałbym pogadać na osobności. - szepnąłem, nachylając się do dziewczyny.
Spojrzała na mnie z wielkim znakiem zapytania wymalowanym na twarzy.
- Nie mam w planach zaliczenia ciebie. Uwierz mi, że Harry Zawodowy Podrywacz Styles nie istnieje już od dawna. 
- Ale teraz też jesteśmy sami.
- Niekoniecznie, może ktoś nas usłyszeć. - wstałem z ławki i wyciągnąłem ku niej dłoń. - Idziemy? - zerknęła na mnie i po chwili zastanowienia splotła nasze palce.
Trzymając się za ręce, ruszyliśmy w stronę mojego domu. Byłem już doskonale wyczulony na paparazzich, więc spostrzeżenie ich nie było wcale takie trudne. Zastanawiałem się czy Louisa również ich widzi. Czułem, że jest niepewna i ma dystans do mnie, jakby się po prostu bała. Odetchnąłem z ulgą, mijając próg mieszkania. Dziewczynę puściłem przodem, od razu weszliśmy na schody i poprowadziłem ją do mojego pokoju. Zamknąłem drzwi, po czym odwróciłem się w stronę siedzącej już na łóżku dziewczyny. Zająłem miejsce na krześle przy biurku.
- No to? Słucham cię - ponagliła.
I nagle dostałem blokady. Jak w drodze do domu wiedziałam doskonale co powiedzieć, tak teraz nie potrafiłem tego z siebie po prostu wydusić. Bałem się niewątpliwie jej reakcji, co powie, jak dowie się, że jestem homoseksualistą i kocham Louisa? To normalne, jednak nie w naszym przypadku. Nawet jeśli Louis odwzajemniałby moje uczucia, zespół by najprawdopodobniej po prostu się rozpadł. 
Nie wiedziałam od czego zacząć. Powoli zacząłem się denerwować i jak zwykle zaczął mnie boleć brzuch. 
- Gryzie cię coś? Powiedz to na jednym wydechu. Mi pomaga. - podpowiedziała z uśmiechem na ustach.
- Jestem gejem. - powiedziałem szybko, ale dziewczyna wydawała się być w ogóle nie poruszona moim wyznaniem, więc kontynuowałem już spokojnie. - Chodzi o to, że ja... kocham Louisa. Wiem, pewnie myślisz, że jestem jakimś pierdolonym odmieńcem i powinienem zniknąć jak najszybciej z powierzchni Ziemi, ale nie zmienię tego. I boli mnie, że on od dawna nie zwraca na mnie uwagi. Odkąd jest z Eleanor, tylko ona się liczy. Larry został zawieszony. Zayn uważa, że jeśli Louis zobaczy mnie z dziewczyną, będzie zazdrosny i w końcu się ogarnie. To jak, wspomożesz? - ostatnie słowa wyszły z moich ust szeptem. Spuściłem głowę i w milczeniu czekałem na jej odpowiedzieć.
To musiał być dla niej lekki szok, przynajmniej tak mi się wydawało, ale Louisa przyjęła to całkiem normalnie. Żadnej otwartej ze zdziwienia buzi, grymasu twarzy ani wybałuszonych oczu.
- Od początku wiedziałam, że coś jest nie tak. Twoje uśmiechy były trochę za sztuczne. - odparła. - Ale jasne, mogę pomóc. 
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że się zgodziła. Najwyraźniej w świecie zaakceptowała moją odmienność.
- Ale mówisz poważnie? - zapytałem z wielkim uśmiechem na twarzy, na co ona tylko przytaknęła i odwzajemniła mój gest. - Nawet nie wiesz, jak mi już ulżyło. A co jeśli nasze fanki zaczną cię mieszać z błotem? - mina mi automatycznie zrzedła i już przed oczami widziałem, jak on mi odmawia. Jednak ku mojemu zadowoleniu, przyjęła to całkiem łagodnie.
- Nic. Nie będę się przejmować tym i tyle. Poza tym, ja ciebie też trochę wykorzystam. Jest dziewczyna, która odbiła mi chłopaka, niedawno się rozstaliśmy, a że ciebie uwielbia, ogólnie was, to poczuje się cholernie zazdrosna. - uśmiechnęła się iście szatańsko, co trochę mnie zdziwiło.
Obraz knującej Louisy z obrazem spokojnej dziewczyny, którą poznałem dotychczas, jakoś mi nie pasował.
- No i jeszcze coś jest... - zacząłem trochę niepewnie, bałem się, że teraz ten plan runie.
- Tak?
- Pojedziesz ze mną do Londynu?
~ ~ ~
Podjechaliśmy właśnie pod nasz dom, kiedy to serce zaczęło walić jak oszalałe i tradycyjnie ze zdenerwowania i obaw, co się stanie po minięciu progu, zbierało mi się na wymioty. Wyszedłem z samochodu pierwszy i chcąc wyjść na dżentelmena, otworzyłem drzwi Louisie, która z gracją wysunęła nogę z samochodu, a za nią poszła cała sylwetka dziewczyny. Prawdopodobnie zauważyła, że się przejmuję i uśmiechnęła się czule, co mi trochę pomogło. Ująłem jej dłoń i ruszyłem trochę niepewnym krokiem w stronę drzwi frontowych. Spojrzałem ostatni raz na dziewczynę, odetchnąłem i chwyciłem za klamkę. Oboje weszliśmy do środka. Zdjęliśmy kurtki i buty, a następnie, wciąż trzymając się za ręce, wkroczyliśmy do kuchni, gdzie Irlandczyk właśnie pichcił coś smacznego.
- Hej, Niall. - rzuciłem, znów chowając się za maską.
- Hej... - odpowiedział przeciągle i spojrzał na dziewczynę z uśmiechem. 
- To Louisa. - przedstawiłem mu koleżankę. 
Zamieniłem z nim dwa zdania. Dowiedziałem się, że Louis jest u siebie, Zayn również, a Liama nie ma i wróci dopiero wieczorem razem z Danielle. Zapewne dziś znów planowali jakąś wspólną zabawę. To się do nich dołączymy.
Wycofaliśmy się na korytarz. 
- To teraz chodź do mnie. - zaproponowałem i nie czekając na zgodę, zaprowadziłem ją na piętro.
Akurat otwierałem drzwi od pokoju, kiedy doszedł mnie głos Louisa.
- Już wróciłeś? - zapytał.
Oboje odwróciliśmy się w jego stronę.
- No tak, stęskniłem się za wami. Lou, poznaj Louisę. - wskazałem dłonią na dziewczynę, widząc jego podejrzliwą miną.
Uśmiechnął się trochę wymuszenie i podał jej dłoń.
- Louisa? Serio? 
- Tak, serio. - zaśmiała się pod nosem. 
Zerknąłem na niego. Nie wyglądał wcale na zadowolonego, co najlepsze, był trochę zdziwiony zaistniałą sytuacją. "Och, Louisie, czyżby coś cię ruszyło tam w środku?"
- Chodź, L. - cmoknąłem dziewczynę w usta, po czym zniknęliśmy za drzwiami mojego pokoju.
Oboje opadaliśmy zmęczeni podróżą na łóżko.
- Teraz będziesz mnie niespodziewanie całować? 
- No wiesz, w końcu jesteśmy razem. - odpowiedziałem poważnie i podniosłem wzrok na nią.
Nie minęła minuta i wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem.
~ ~ ~
Jak przypuszczałem, Liam przyjechał z Danielle, dołączyła do nas również Caroline.Zdziwiło mnie brak obecności Eleanor, ale naprawdę nie rozpaczałem z tego powodu. Szczerze mówiąc, naprawdę miło patrzyło mi się na Malika i jego nową partnerkę. Pasowali do siebie bez dwóch zdań. W sumie nikogo prócz naszej ósemki nie było. Siedzieliśmy od dwudziestej w salonie. Rozmawialiśmy się, śmialiśmy, popijając alkoholem. Tego wieczoru tak jakby wszystko znów zaczęło się układać. Liam odzywał się do mnie normalnie, to on miał mi najbardziej za złe, że się od nich odsunąłem. Nikt inny mi tak tego nie wypominał. A na pewno nie Louis. No tak, przecież się przyjaźnimy, a przyjaciele nie dręczą siebie nawzajem, by się wyspowiadać z tego co nam leży an sercu. Wiedzą, że jeśli mamy ochotę o tym wspomnieć - powiemy,a  jeśli nie, to po prostu nie zaczynamy takiej rozmowy.
Za oknem było już dawno ciemno, zegar naścienny wybił właśnie jedenastą, a my byliśmy już kompletnie pijani. Znaczy się niemalże kompletnie pijani, ja byłem chyba najbardziej kontaktującą osobą. Louis co chwilę zerkał w moją stronę. Muszę przyznać, że trochę trudno było mi na początku obejmować dziewczynę w talii i składać na jej ustach co jakiś czas czułe pocałunki. Ale z czasem, kiedy poziom alkoholu we krwi wzrastał, szło to całkiem gładko. Nie pamiętałem już, kto zaproponował grę w butelkę na całowanie. Pamiętałem, że w pierwszych minutach obleciał mnie strach, jednakże z każdą kolejną wylosowaną przez kogoś osobą, to uczucie niepewności wyparowało. Louisa puknęła mnie nagle w ramię, więc ja spojrzałem na nią. Wskazała ręką butelkę, która ewidentnie wylosowała mnie. Dziewczyna przysunęła się bliżej. Chwyciłem jej twarz w dłonie i przycisnąłem wargi do swoich. Pocałunek trwał chwilę, na co reszta tylko zabuczała. Wzruszyłem ramionami i ponownie dotknąłem jej warg swoimi, tym razem w trochę czulszym buziaku. Zaczerpnąłem powietrza. Położyłem dłoń na butelce od piwa, zaciskając trzy palce na niej. Zakręciłem. Długo na odpowiedź nie czekałem. W końcu się zatrzymała, więc podniosłem wzrok, spoglądając prosto w oczy Louisa. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. A ja poczułem, że chyba się czerwienię. Na szczęście w tym słabym świetle mało było widać. 
Kątem oka spojrzałem na Zayna. Poruszył znacząco brwiami i kiwnął w moją stronę dyskretnie, dając mi znak na rozpoczęcie działania. Jako że siedziałem na przeciwko dwudziestolatka, musiałem się trochę przysunąć do środka, on również uczynił to samo. Nie wiem dlaczego, ale butelkę, która dotychczas leżała między nami na podłodze, odłożył na bok. 
- Działasz czy nic? - zapytał trochę rozbawiony z tym spojrzeniem flirciarza.
Byłem w tej chwili pewien, że gdyby nie ten alkohol, nigdy do tego by nie doszło. "Ale w sumie dlaczego miałbym z tego nie skorzystać?"
Nie czekając chwili dłużej, nachyliłem się w jego stronę. Lou nie pozostawał mi dłużny, sam wpił się w moje wargi lekko brutalnie. W momencie, kiedy nasze usta się zetknęły, krew zaczęła się ze mnie ulatniać, objawiając się pulsującym bólem w lędźwiach. Ująłem go jedną dłonią za kark, on wplótł palce w moje loki, w tym samym czasie pogłębiając pocałunek. Nawzajem pieściliśmy swoje podniebienia i wewnętrzne części policzków. Po kilkuminutowym pocałunku, chyba najdłuższym dzisiejszego wieczoru, w końcu, choć niechętnie, odsunęliśmy się od siebie z braku powietrza.
Potem zakręcił Louis, padło na Caroline. Pocałowali się, nie zagłębiając w szczegóły. Nasz pocałunek był o wiele dłuższy. Zdecydowanie mnie to usatysfakcjonowało.
Nie graliśmy jeszcze długo. Po około pół godzinie, postanowiliśmy zakończyć zabawę, ponieważ powoli zaczęliśmy robić się senni. Ja i Louisa ulotniliśmy się z salonu pierwsi. Schowaliśmy się w moim pokoju. Usiadłem przy biurku, szczerząc się od ucha do ucha. Dopiero teraz mogłem sobie pozwolić na pokazanie moich uczuć na zewnątrz.
- Cieszysz się, co? - zapytała, kiedy już położyła się na łóżku.
- Trochę. - wytknąłem język w jej stronę.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Proszę. - zawołałem.
Zayn wszedł pewnym krokiem i zaraz zamknął za sobą drzwi.
- Gdzie masz Caroline? - Louisa była ciekawa.
- Została u mnie, zaraz do niej idę. Ale Louis podejrzewa coś, twierdzi, że wasz związek to jakaś gra. - powiedział trochę z żalem.
- Cholera. - mruknąłem pod nosem. - To co teraz? - zapytałem bardziej siebie niż ich.
- No właśnie tak myślałem nad tym. Może trochę się pośmiejecie, pojęczycie. Pomyśli, że się zabawiacie ze sobą. I może wtedy w to uwierzy.
- Nie, daj spokój. Nie będę się tak bawił.
- Jak wolisz, ja daję tylko pomysły. - puścił mi oczko i z cwanym uśmieszkiem wyszedł z pokoju.
Doskonale wiedziałam, co zamierza zrobić. Chciał dziś spróbować przekonać Caroline do ich pierwszego razu. Dłużej nie traciłem czasu na myślenie, co będą robić za ścianą.
- Harry, ja idę do łazienki. - oznajmiła Louisa i chwytając po drodze w jedną dłoń ręcznik, a w drugą kosmetyczkę, wyszła z pokoju.
Zostałem sam z myślami. Od wieczora zastanawiałem się, dlaczego El nie przyjechała. Wątpię by wdała się w ich związek jakaś kłótnia. Nawet jak już jakaś była, godzili się bardzo szybko i jeszcze szybciej zapominali, że w ogóle miała miejsce. Zszedłem na chwilę na dół. Zostały mi dwa ostatnie schodki, kiedy do moich uszu doszedł głos Eleanor. "Skąd ona się tu nagle wzięła?!"
- Mówiłeś im już?
- Nie, jeszcze nie. 
- Pospiesz się, a teraz chodźmy do ciebie. W końcu nie widzieliśmy się parę dni.
Nie odpowiedział nic, tyko trzymając się za ręce wyszli z kuchni i udali się od razu na górę. Mnie na szczęście nie zauważyli, ponieważ stałem przy wejściu. Wyjąłem z kurtki paczkę papierosów i zapalniczkę. Nie tracąc ani chwili, wróciłem do siebie.
Usiadłem na brzegu łóżka i zapaliłem jednego, odkładając na bok ogień i papierosy. Przez chwilę tak w bezruchu bezmyślnie gapiłem się w drzwi na przeciwko. Zastanawiałem się, o co chodziło Eleanor. Co Louis miał nam powiedzieć? Wkurzyłem się na niego. Nawet mi tego nie powiedział. "Styles, ogarnij, ta przyjaźń już dawno przestała być taka jak kiedyś."
Może i w tym była racja? On wcale nie miał obowiązku mówić mi o wszystkim, ale zabolało to trochę, gdy po kilku latach bez tajemnic, nagle on zaczyna coś ukrywać.
Niespodziewanie do pokoju weszła Louisa, owinięta jedynie niebieskim ręcznikiem, który ledwie zakrywał jej pośladki. Dziewczyna odgarnęła z policzka lepiące się do skóry kosmyki włosów. W jej oczach dostrzegłem zmieszanie.
- Zapomniałam piżamy. - wymamrotała, zakłopotana i podeszła bliżej mnie, by wyciągnąć najprawdopodobniej z walizki coś do ubrania.
Odruchowo chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem do siebie tak, żeby usiadła na moich kolanach. Louisa roześmiała się pod nosem i spojrzała na mnie.
- Myślałam, że tylko Zayn z waszej piątki pali. - powiedziała, zabierając mi z ust prawie spalonego papierosa.
- Nauczył mnie. - chciałem sięgnąć po fajkę, ale ona odchyliła rękę dalej. - Mamo, oddaj. - poprosiłem, mówiąc prawie jak małe dziecko, po czym wtuliłem się w jej piersi. Tylko zgniotła peta o metalowy stelaż łóżka i rzuciła na biurko.
- Harry... - szepnęła i zaśmiała się, głaszcząc mój policzek.
Zerknąłem na nią, obracając głowę w jej stronę. Podniosłem się i nieśmiało ucałowałem lekko rozchylone wargi. Ku mojemu zdziwieniu, dziewczyna odwzajemniła pocałunek i pociągnęła mnie za sobą, kładąc się na łóżku. Palce zacisnęła na moim t-shircie. Usiadłem na niej okrakiem, pieszcząc z coraz to większym pożądaniem jej ciepłe usta. Oddawała każdy pocałunek. Coś mnie pchnęło w głowie i jednym, zwinnym ruchem chwyciłem za ręcznik okrywający jej... nagie ciało. W oczach Louisy zauważyłem strach, który zniknął równie szybko, co się pojawił. Zacząłem całować ją od ust, po szyi, dochodząc ustami do linii obojczyka, a na końcu naznaczyłem jej płaski brzuch i wewnętrzną stronę ud. Gdy chciałem zjechać niżej, dziewczyna wplotła dłonie w moje loki i przyciągnęła do siebie. Przywarła do moich ust. W pośpiechu pozbyliśmy się reszty mojej garderoby, przeklinając kłopotliwe do zdjęcia ubrania. Byliśmy już oboje nadzy, zatracając się we wzajemnych pocałunkach. Na chwilę oderwałem się od niej i spojrzałem prosto w oczy. Nie wiem, co mnie w tym momencie napadło. Najprawdopodobniej chciałem odreagować.
- Masz...? - nie dokończyła pytania, wyrwał jej się tylko dosyć głośny jęk, kiedy poczuła moje przyrodzenie w sobie. Bałem się, że wyszedłem z wprawy, ale sądząc po jej okrzykach było chyba całkiem okey. Moje ruchy z początku  delikatne, ale niedługo. Za chwilę stawały się coraz szybsze i jakby bardziej brutalne. Nachyliłem się do jej nagich piersi i polizałem skórę między nimi, by trochę się z nią podroczyć. W jedną dłoń ująłem jej pierś, drugą pieściłem ustami. Od ścian odbijały się jej jęki, jak również nasze nierówne i płytkie oddechy. Gdy poczułem jak dziewczyna unosi lekko biodra, zerknąłem na nią. Leżała z rozłożonymi rękoma, a palce zaciskała na niebieskiej pościeli idealnie grającej z jej kolorem oczu. Po raz ostatni wykrzyczała moje imię, wraz z sekundą, w której jej ciało wygięło się delikatnie w łuk. Wiedziałem, że jeszcze kilka ruchów, to i ja zacznę szczytować. Zszedłem z niej i opadłem na miejsce tuż obok. Louisa nie pozostała mi dłużna i dokończyła naszą zabawę dłonią. Ujęła w nią mojego penisa. Wykonała tylko kilka szybkich ruchów, w górę i w dół, żebym doszedł. I w momencie jakby cała energia ze mnie się ulotniła. Zmęczony, wciąż nie potrafiąc wrócić do jednostajnego oddechu, spojrzałem na nią. Przytuliła się mocno do mojego nagiego ciało. Podniosła wzrok.
- Przepraszam. - szepnęła i szybko wtuliła się w moją klatkę piersiową, jakby chciała unikną mojego spojrzenia.
I gdy to słowo wyszeptane wyszło z jej ust, dotarło do mnie, co się stało. A najgorsze w tym wszystkim było to, że ona obwiniała siebie o to. Chciałem zapewnić o tym, że się wcale nie gniewam i tak naprawdę to ja to wszystko zacząłem, ale głos nagle uwiązł mi w gardle. Nie potrafiłem nic powiedzieć. Powieki, mimo szczerych chęci, zaczęły robić się ciężkie. Spojrzałem na nią przelotnie. Zasnęła. Nie musiałem długo czekać, już po sekundzie odleciałem do swojego świata.
 ___
Możecie gryźć, pozwalam. No tak, zapewne nikomu nie spodobał się taki obrót sytuacji. Przepraszam.  Długo zastanawiałem się  czy dać "tą" scenę czy nie, ale doszłam do wniosku, że jednak dodam. Myślę, że to Was nie zniechęci i nie przestaniecie czytać, bo naprawdę zależy mi na każdym z Was. Kolejny rozdział przez który nie mogłam przebrnąć. Myślę, że chyba jednak wyrzucę ze dwie akcje z planowanych, bo i tak od początku obstawiałam, że będzie to miało góra 10 - 12 rozdziałów.
DO WSZYSTKICH! Proszę wejść w Spis czytelników, jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach. Nawet osoby, które dotychczas powiadamiałam. Tam jest informacja dokładna, o co chodzi.

piątek, 4 maja 2012

Rozdział 7.

- Ja idę. - oznajmiłem, zbiegając po schodach na parter. Od razu stanąłem w przedpokoju i zacząłem ubierać kurtkę oraz buty. Chciałem już wyjść, kiedy mama w ostatniej chwili mnie zawołała.
- A kwiaty? - podała mi bukiet różowych margaretek z uśmiechem na ustach.
- No tak, dziękuję. - ucałowałem jej policzek i prędko wyszedłem.
Zoe mieszkała kilka ulic dalej, więc, skoro mam jeszcze sporo czasu, postanowiłem przejść się spacerkiem. Kiedy byliśmy parą, to było naprawdę wygodne. Mogliśmy siedzieć w moim pokoju do późna w nocy, siedząc przed telewizorem z paczką żelek i miską popcornu. Zoe uwielbiała chodzić na długie spacery, szczególnie wieczorem, gdy niebo przybiera piękną różową barwę, a przechodniów na ulicach ubywa. W wakacje przesiadywaliśmy w parku do późna, rozmawiając o czym tylko się da. Choć bywały też przemilczane wieczory, w których liczyliśmy się tylko my i nikt więcej. Wtedy te chwile wydawały się takie magiczne. Patrzenie sobie w oczy godzinami przerywane delikatnymi pocałunki, którymi obdarzaliśmy siebie. Pamiętam dzień, w którym długo wyczekiwana przeze mnie chwila w końcu doczekała się zaistnienia w świecie realnym. Odważyłem się jej powiedzieć, że mi się podoba, robiąc to w całkiem nieprzemyślany wcześniej sposób. Wygłupialiśmy się, jak zwykle zresztą, do momentu, w którym znaleźliśmy się na trawie. No tak, robiliśmy wyścigi, kto pierwszy zbiegnie z górki. Goniłem ją, jednak nie trwało to długo, ponieważ dziewczyna potknęła się, ja nie zdążyłem wyhamować i oboje wylądowaliśmy na ziemi, ja na niej. Roześmiana, zaczęła mnie bić, żebym z niej zszedł, a ja tylko zaśmiałem się i powiedziałem "Może kiedy indziej" i pocałowałem ją, uwalniając wszystkie emocje, które skrywałem od tak dawna. Tęsknotę. Pragnienie. Niepewność czy aby ona odwzajemni moje uczucie, która zniknęła, kiedy Zoe najwyraźniej w świecie odwzajemniła pocałunek. Myślałem, że nic lepszego się stać nie może. Te trzy lata temu to było spełnienie moich najskrytszych i największych marzeń. A teraz? Owszem, nadal marzę o miłości, o tym, by obudzić się, któregoś pięknego poranka z osobą, którą kocham, z Nim u boku. Albo nie! Przetarłbym oczy dłońmi, ponieważ dopiero co bym wstał, a On chodziłby po pokoju w poszukiwaniu pary bokserek. Po kilku minutach, spojrzałby na mnie i powiedział, że się poddaje, a ja z satysfakcją wymalowaną na twarzy, wyciągnąłbym je spod poduszki i spytał się "Tego szukasz?". Wtedy podszedłby do mnie, nachylił się i pocałował czule, za kare przygryzając lekko moją dolną wargę...
"Oh, Styles, zejdź na ziemię." 
Nawet nie zauważyłem, kiedy zmierzałem w stronę drzwi frontowych państwa Petersson, idąc po wyłożonej kamieniem ścieżce. Przez moją głowę przeleciała myśl, że prawdopodobnie będziemy z Zoe sami, gdyż na podjeździe nie było samochodu. Położyłem palec na dzwonek. Nie musiałem długo czekać. Dosłownie po kilku sekundach otworzyła mi piękna rudowłosa dziewczyna, o urzekającym szmaragdowym spojrzeniu i ustach w kolorze delikatnej czerwieni wpadającej w róż. Uśmiechnęła się i zaprosiła gestem ręki do środka.
Zlustrowałem ją od góry do dołu. Miała na sobie czarną sukienkę sięgająca do połowy ud, z tyłu uszytą z koronki, która sięgała do linii oddzielającej plecy od pośladków. No nie powiem, wyglądała naprawdę zniewalająco i nie jeden mężczyzna zaniemówiłby na ten widok. Podałem jej bukiet. Zoe po chwili przeniosła wzrok z kwiatów na mnie. Jej oczy śmiały się, a ona sama wyglądała na wzruszoną.
- Pamiętałeś? - spytała, przerywając ciszę. Przytaknęłam głową z uśmiechem na ustach.
Mógłbym kupić róże, ale wolałem margaretki. Nie dość, że mniej oficjalnie, to do tego sprawiłem jej większą radość, ponieważ to jej ulubione kwiaty.
Dziewczyna zaprowadziła mnie na górę, do swojego pokoju. Gdy tylko minąłem próg, w mojej głowie pojawiły się tysiące obrazów ukazujące sceny z naszego związku. Kłótnia o Emily, z którą rzekomo ją zdradziłem. Siedzenie przy jej łóżku, gdy Zoe była chora. Śpiewanie piosenek. A nawet nasz pierwszy raz. Dziś mógłbym to opowiedzieć, cytując dokładnie słowo w słowo, co mówiliśmy podczas stosunku.
Usiadłem na łóżku, a dziewczyna na szerokim parapecie, który od zawsze robił za sofę.Odkąd pamiętałem, zajmowała to miejsce. Lubiła przyglądać się nudnemu życiu na tej spokojnej dzielnicy. Zwykła tu czytać, pisać, malować. Niekiedy zastawałem ją, leżącą i skuloną w kłębek, ścierałem łzy z jej policzków i całowałem w czółko, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Zoe przez około rok żyła z depresją. Zaczęło się to całkiem łagodnie, lecz potem bywało gorzej. Do dziś wzdryga mną, kiedy przypominam sobie dzień, w którym znalazłem ją w starej kamienicy, już nie zamieszkiwanej przez nikogo. Miałem szczęście, że w porę znalazłem list w jej pokoju. Widząc te nakreślona niewyraźnym, pospiesznym pismem, prędko udałem się na te ruiny. A tam doznałem szoku. Ona stała w oknie, lekko pochylona. Trzymała się murów i bujała do przodu i do tyłu. Nie miałem pojęcia co zrobić. Spanikowałem i pobiegłem do niej. Gdy wbiegłem do pomieszczenia, z którego chciała skoczyć, od razu spojrzała na mnie i krzyknęła, żebym nie pochodził. Stałem więc tak, dopóki znowu nie wbiła wzroku w ziemię. Starając się być jak najbardziej cicho, podszedłem do niej powoli. Ujrzała mnie w pewnym momencie za sobą i już chciała skoczyć, kiedy w ostatniej chwili ją złapałem. Była zapłakana, trzęsła się i wydzierała. Po kilku minutach się uspokoiła i mocno wtuliła we mnie, powodując, że mój t-shirt stał się przesiąknięty jej słonymi łzami. Dziękowałem Bogu z całego serca za to, że dał mi możliwość uratowania jej. Gdyby nie to, ona by już dawno nie żyła.
- O czym myślisz? - spytała, pomagając mi wrócić do świata realnego.
- O tobie... Nas... - westchnąłem. - Stare dobre czasy. - podsumowałem, ukazując szereg białych zębów. - Opowiadaj co u ciebie. - ponagliłem, nie chcąc pytania, co konkretnie miałem na myśli przez "Tobie" i "Nas". Naprawdę nie chciałbym jej przypominać o próbie samobójczej. Choć sama zapewne doskonale ją pamiętała, na pewno nie byłoby jej miło, gdybym nagle wypalił "Dlaczego tak właściwie to zrobiłaś?", bo nigdy nie dowiedziałem się przyczyny.
Dziewczyna zaczęła mówić, co robiła przez ostatnie dwa lata. Skończyła szkołę i teraz studiuje medycynę. Zawsze się tym fascynowała, więc ta odpowiedź mnie wcale nie zdziwiła. Wspomniała coś o jakimś Luke'u, że niedawno się z nim rozeszła, ale zbytnio mnie to nie obchodziło. Na początku byłem zadowolony z tego spotkania, bo w końcu dawno się nie widzieliśmy, ale teraz stwierdziłem, że po prostu dałem się złapać w sieć tego rudego pająka. Tak, może nie powinien był mówić o niej w tak złośliwy sposób, ale ona, pomimo tego co przeżyła, wcale nie była taka niewinna, bezbronna i słodka. Od zawsze była flirciarą i cholerną zazdrośnicą. Ja nie mogłem zamienić nawet słowa z inną dziewczyną, natomiast ona nie widziała niczego złego w podrywaniu innych kolesi, o wiele przystojniejszych, lepiej zbudowanych, bogatych. Próbowałem z nią zerwać, ale nie potrafiłem, nawet nie chodziło o jej depresję, ja po prostu przywiązałem się do niej. Bywały dni, w których jedyne o czym marzyłem to możliwość zamknięcia dziewczyny w jakiejś klatce, by móc nie słuchać o tych wszystkich duperelach, lecz bywały dni, kiedy rano, pierwsze co robiłem, to ubierałem się i szedłem do niej, zanim Zoe jeszcze wstała. Widząc mnie, leżącego tuz obok i trzymającego jej drobniutką dłoń, uśmiechała się i składała na moich ustach delikatny pocałunek. Piękny widok.
Przypomniało mi się, dlaczego zerwaliśmy. To ona postanowiła zakończyć ten związek, według niej, najgorszy w życiu. I to wszystko stało się przez jej najlepszą przyjaciółkę, która rzekomo widziała mnie z inną dziewczyną, co było oczywiście nieprawdą.
"Co się dzieje, do cho...?"
W jednej chwili zacząłem coś kontaktować, nadal byłem myślami gdzieś indziej. Zoe zbliżyła się do mnie i wpiła się w moje usta zachłannie, wplątując dłonie w ciemne loki. Jej język wędrował czule po moich policzkach, przejechał po podniebieniu. A ja siedziałem w bezruchu, czując coraz to większą niechęć do niej. Dziewczyna włożyła dłonie pod moją koszulkę i już chciała się jej pozbyć, co pomogło mi zrozumieć 100% tego, co właśnie zaistniało. Odsunąłem się od niej gwałtownie. Starłem z ust lepką maź.
- Błyszczyk arbuzowy, nic się nie zmieniasz. - sarknąłem, a ona tylko kokieteryjnie się uśmiechnęła i znów chciała nade mną zawładnąć. Na szczęście zdążyłem wstać z posłania.
- Harry, co jest? - spytała w końcu.
- Nic. - odparłem sucho. - Zoe, to, co było między nami, nie wróci. Nigdy. - odparłem stanowczo.
Spuściła wzrok, a palce zacisnęła na swoich kolanach.
- Dlaczego nie dasz mi szansy? Przecież byliśmy szczęśliwi. - wyszeptała. Chwila, czy ona płakała? Kolejna gra.
- Przypomnę ci, że nasz związek nazwałaś najgorszym w swoim życiu. Poza tym, tu nawet nie chodzi o ciebie. - syknąłem, a po chwili ciszy, gdy ona znów spojrzała na mnie, a w jej intensywnych zielonych oczach zaszkliły się łzy, dodałem: - Kocham już kogoś.
- To ta blondyna? - zapytała z pogardą.
- Kto? Jaka blondyna?
- No ta, którą pocałowałeś przed twoim domem. Była z przyjaciółką. - wcale nie kryła obrzydzenia, wypowiadając się na ten temat.
- Co?! Nie, jasne, że nie ona. Przez przypadek ją pocałowałem, źle zrozumiałem... Zresztą, nieważne.
- Skoro nie ona, to kto?
- A tu już nie twoja sprawa. Pójdę już lepiej. - ostatni raz omiotłem wzrokiem pokój, po czym spojrzałem jeszcze na dziewczynę. - To... cześć.
Po czym prędko wyszedłem z mieszkania, wcześniej wsuwając na stopy buty, a na ramiona zarzuciłem skórzaną kurtkę.
Od razu po opuszczeniu posesji Peterssonów, włożyłem dłoń do kieszeni kurtki i wyjąłem z niej paczkę papierosów. Nie pomyślałbym, że kiedykolwiek skorzystam z takiej pomocy. Kiedy Zayn mówił mi, że to pomaga w sprawach uczuciowych, wyśmiałem go. W końcu to tylko tytoń zwinięty w rulonik. Jednak w tej chwili, miałem wrażenie, że nic innego mi nie pomoże, a na imprezę, z której wyszedłbym z kacem, nie miałem najmniejszej ochoty. Włożyłem fajkę pomiędzy wargi, oczywiście po chwili orientując się, że nie mam czym zapalić. Byłem tak wkurzony, że już zapominałem o tak podstawowych rzeczach. Miałem szczęście, że niedaleko jest kiosk, nie myśląc ani chwili dłużej, udałem się tam od razu. Wszedłem do sklepu. Nic się nie zmieniło. Ekspedientka chyba mnie rozpoznała, co wywnioskowałem po czułym uśmiechu w moją stronę. Nie chodziło o sławnego Harry'ego Styles'a, chodziło o małego Harolda, który przychodził tu już w podstawówce.
- Dobry wieczór. - odparłem, odwzajemniając uśmiech.
Kobieta za ladą też się nie zmieniła. To ta sama osoba, która była tu, kiedy wszedłem do tego kiosku po raz pierwszy, kiedy byłem tu w wieku trzynastu lat i teraz, kiedy stoję i przyglądam się półce z magazynami. Nawet byłem razem z chłopakami na kilku okładkach. Rozbawiło mnie to, poważnie. Nigdy nie przypuszczałbym, że będę mógł, zamiast spojrzeć w lustro, wziąć gazetę dla nastolatek.
Podszedłem do lady.
- Poproszę zapalniczkę i paczkę Wrigley'sów. - wyrecytowałem i zapłaciłem dana sumę.
Schowałem gumy do kieszeni, zapalniczka przecież mi się jeszcze przyda.
- Kiedyś przychodziłeś tu po naklejki i komiksy o przygodach superbohaterów.
- Ach, no tak. Pamięta mnie pani? - zapytałem, choć sam, odkąd minąłem próg, doskonale znałem odpowiedź.
- Jakże mogłabym zapomnieć mojego stałego bywalca?
- Miło mi. - odparłem, chowając się za radosną maską.
- Ale już dobrze, nie będę cię zatrzymywać.
- Nic nie szkodzi, jednak spieszę się. Do widzenia. - rzuciłem na odchodne. Nie czekałem na odpowiedź, co może było trochę niemiłe z mojej strony, ale teraz jak najszybciej chciałem sobie ulżyć.
Kiedy znalazłem się na świeżym powietrzu, pierwsze co zrobiłem, to podpaliłem jedną końcówkę papierosa i włożyłem go do ust. Dym mnie gryzł, zacząłem się krztusić.
- Kurwa. - wykrztusiłem z bólem, jaki czułem w płucach.
"Kiedyś musi być ten pierwszy raz."
Już po chwili przyzwyczaiłem się, szybko poszło. Raz po raz wypuszczałem dym, rozchylając wargi szeroko. Chodziłem po ulicach Holmes Chapel, co chwilę skręcając a to w lewo, a to w prawo. Tworzyłem labirynt, swoją własną ścieżkę, której nikt nie mógł powtórzyć. Ta droga była tak kręta. Wręcz idealnie odzwierciedlała to, co aktualnie miałem w głowię. Jeden wielki mętlik, poplątany na wszystkie możliwe sposoby. Ogarniacie to? Na pewno chociaż raz czuliście taki rozpierdol. Naprawdę, już się pogubiłem w tym wszystkim. Pragnąłem w tym momencie znaleźć się w Londynie, w pokoju Louisa i nie zważając na to, że obrzydziłbym mu siebie do końca życia, przycisnąłbym do ściany i złożył na jego wargach najczulszy pocałunek, który wyrażałby wszystkie uczucia, jakimi obdarzam jego osobę. Nawet niepotrzebne by mi były słowa, myślę, że ten ruch pokazałby w wyśmienitym świetle to, co noszę w sercu od dłuższego czasu. A może to by się jemu spodobało? "Co ja mówię?!"
Spalałem jedną fajkę po drugiej, aż w końcu przestałem je liczyć. Zayn miał rację, pomagało, nie tak jakbym chciał, ale pomagało. Boże, minęło już sporo czasu, już dawno sobie to uświadomiłem. Dosłownie kilka dni przed zrobieniem sobie tego tatuażu, który sprawił, że już zawsze będę pamiętał o Nim, doszedłem do wniosku, że prawdopodobnie jestem gejem. Ale tak, jestem już tego w stu procentach pewien, powiem więcej, w stu siedemnastu procentach. Za każdym razem, kiedy widzę go i Eleanor, czuję się jak duch, tak jakbym przy niej nagle zniknął, jakby on w pewnym momencie swojego życia przestał mnie zauważać. "Och, Louisie, żebyś ty wiedział to, co wie Zayn."
Właśnie, Zayn. Nie mogłem tego ukryć, ta czułość, dotyk, miłe słowa i zrozumienie, to wszystko co mi dawał, co mi daje, jest miłe i nadzwyczaj cudowne, jednak... to nie to. Inaczej się czułem, przytulając Louisa, rozmawiając z nim. To wszystko wtedy wydawało się takie bardziej potrzebne, piękniejsze. To tak jak oglądanie filmu w kinie. Kiedy idziesz sam na seans, to i tak na sali jest przynajmniej te kilka osób, które razem z tobą doświadczają tego samego i czujesz się fajnie, bo zobaczysz coś nowego, ale gdy idziesz z najlepszym przyjacielem, ten seans staje się czymś zupełnie innym, czerpiesz z tego większą satysfakcję. Tak samo ja czuję się w tym związku. Jest świetnie, mam się komu wygadać, zaspokajam swoje potrzeby, ale on nigdy nie zastąpi mi Louisa. To jego pragnę najbardziej, nikogo innego.
Otworzyłem paczkę z zamiarem wzięcia kolejnej fajki, lecz ani jedna nie została. "Brawo, Styles, stajesz się nałogowym palaczem.", zakpił wewnętrzny głos, który już tylko potrafił ze mnie szydzić.
- Och, zamknij się. - warknąłem pod nosem.
Rozejrzałem się wokół, potem na zegarek. Dochodziła godzina dwudziesta trzecia. "Czyżbym tak długo się szlajał?" Najwyraźniej tak było. Byłem niedaleko centrum miasta. Próbowałem jak najszybciej zlokalizować sklep, który byłby jeszcze otwarty. Do głowy wpadło mi jedynie TESCO. Na szczęście nie było to tak daleko. Szybkim krokiem zmierzałem w stronę sklepu. Skręt w lewo, kilkadziesiąt metrów prosto i odbicie w prawo. No i proszę! TESCO stoi przede mną otworem. Oczy mnie aż zabolały od tak mocno oświetlonej hali. Po chwili mój wzrok zdążył się przyzwyczaić, kiedy ja zmierzałem zdecydowany w stronę półek z alkoholem. Chwyciłem dwie butelki pierwszego - lepszego piwa i udałem się do kas. Było już pusto, na palcach jednej ręki, policzyłbym klientów. Czy to nie...? Tak, to ona. Nie wiem, czemu tak zareagowałem. Poszedłem szybko do wolnej kasy, poprosiłem o paczkę papierosów, tych samych, które dostałem od Zayna i wyszedłem ze sklepu. Przystanęłam. Postanowiłem na nią poczekać. Wyszła niecałą minutę później. Dziewczyna minęła mnie i szła, jak gdyby nigdy nic, przed siebie.
- Louisa! - zawołałem, doganiając ją.
Odwróciła się i zerknęła na mnie spod gęstych rzęs przysłaniających jej śliczne oczy. Jej obojętność była po prostu fantastyczna. Czułem się, jak zwykły człowiek, a nie sławny człowiek.
- Tak?
- Jak tam? - wypaliłem i od razu miałem ochotę walnąć sobie z otwartej dłoni prosto w czoło.
- No całkiem spoko. Poza tym, że musiałam zapieprzać po lody i słoik ogórków konserwowych o tej porze. - odparła ze złością.
- Jesteś w... ciąży? - zdziwiłem się.
- Nie, jasne, że nie. Moja siostra. Normalnie to Eric latałby po jej zachcianki, ale że go nie ma, to muszę ja. - westchnęła. - A jak u ciebie?
- A Eric to jej chłopak, mam rozumieć?
- Mąż. No więc, jak u ciebie? - powtórzyła się i oboje ruszyliśmy przed siebie.
- Hmm... - nie wiedziałem co powiedzieć. Chciałem się jej wygadać, poważnie. - Normalnie. Może trochę zmęczony jestem.
- Ach, no tak. Sława męczy. - udała westchnienie.
- Nie, akurat nie to mnie dziś wymęczyło. Mogę cię odprowadzić? - zapytałem, nie chcąc zostać sam. Nie spieszyło mi się do tego w tym momencie wcale.
- Jak nie masz nic do roboty, to jasne.
Uśmiechnąłem się jedynie. Szliśmy razem w stronę jej domu. Choć dziewczyna, bywała momentami chamska i oschła, to naprawdę miło mi się z nią rozmawiało i sądzę, że z wzajemnością. Rozluźniłem się przy niej. Pomogła mi na chwilę oderwać się od myśli. Niby zwykła rozmowa, a jakże pomocna. Szybko zleciała nam droga do jej domu.
- Będę już lecieć, Amy czeka. - odparła i odwróciła się do mnie tyłem.
- Ej, zaczekaj. Dasz mi swój numer? - poprosiłem.
Dziewczyna znów spojrzała na mnie i wróciła do miejsca, w którym stała kilka sekund temu. Podałem jej telefon i szybko wstukała te kilka cyferek.
- Dobra, pa. - zawołała, roześmiana, odchodząc.
- Ej no, pożegnaj się. - rzuciłem i podbiegłem do niej. Doskonale wiedziała, o co mi chodzi. Przytuliliśmy się na pożegnanie. - Dzięki. - szepnąłem, kiedy przylgnąłem do jej ciała.
- Za co? - spytała, odsuwając się ode mnie.
- Nieważne. Może kiedyś się dowiesz. Leć już do Amy i pozdrów ją. Na razie.
I odszedłem od mieszkania, kierując się na swoją dzielnicę. Wyjąłem z paczki papierosa i zapaliłem go. Obiecałem sobie, że będzie to ostatni... Przynajmniej dzisiaj.
___
Nareszcie się uporałam z tym rozdziałem! Nawet nie wiecie, jak się cieszę, bo był on dla mnie męką, jakoś nie mogłam się zebrać, bo od początku wiedziałam, że wyjdzie on hójoFo i się nie myliłam, no i dopiero wczoraj i w sumie dzisiaj go napisałam. Whatever. Dziękuję, że komentujecie i tak chwalicie. Jak czytałam pochwały od niektórych osób, to normalnie czułam się, jakby mnie zaszczyt kopnął. Dosłownie. Miło jest czytać takie słowa napisane przez osoby, które uważałam za swoje guru, inspirację, jak zwał tak zwał. Kocham Was wszystkich! Mam nadzieję, że nie zasnęliście, ale no tutaj musiałam dać tyle opisówek, jakoś tak wyszło. Przepraszam najmocniej. I liczę, że Was nie zawiodłam tym rozdziałem.
I blog, który polecam. Teksty mnie powalają i rozbawia mnie do łez.
http://stole-my-life.blog.onet.pl/
A no i chciałam zaznaczyć, że ankieta dotyczy kolejnego opowiadania, nie dotychczasowego, bo jak na razie jest wojna pomiędzy Zarry'm a Larry'm. Moja wina, źle wytłumaczyłam. Przepraszam. I przeoczyłam Zouisa w ankiecie. >.<
Jeśli czytasz to skomentuj.
Twitter: @GioviMonster