- Ja idę. - oznajmiłem, zbiegając po schodach na parter. Od razu stanąłem w przedpokoju i zacząłem ubierać kurtkę oraz buty. Chciałem już wyjść, kiedy mama w ostatniej chwili mnie zawołała.
- A kwiaty? - podała mi bukiet różowych margaretek z uśmiechem na ustach.
- No tak, dziękuję. - ucałowałem jej policzek i prędko wyszedłem.
Zoe mieszkała kilka ulic dalej, więc, skoro mam jeszcze sporo czasu, postanowiłem przejść się spacerkiem. Kiedy byliśmy parą, to było naprawdę wygodne. Mogliśmy siedzieć w moim pokoju do późna w nocy, siedząc przed telewizorem z paczką żelek i miską popcornu. Zoe uwielbiała chodzić na długie spacery, szczególnie wieczorem, gdy niebo przybiera piękną różową barwę, a przechodniów na ulicach ubywa. W wakacje przesiadywaliśmy w parku do późna, rozmawiając o czym tylko się da. Choć bywały też przemilczane wieczory, w których liczyliśmy się tylko my i nikt więcej. Wtedy te chwile wydawały się takie magiczne. Patrzenie sobie w oczy godzinami przerywane delikatnymi pocałunki, którymi obdarzaliśmy siebie. Pamiętam dzień, w którym długo wyczekiwana przeze mnie chwila w końcu doczekała się zaistnienia w świecie realnym. Odważyłem się jej powiedzieć, że mi się podoba, robiąc to w całkiem nieprzemyślany wcześniej sposób. Wygłupialiśmy się, jak zwykle zresztą, do momentu, w którym znaleźliśmy się na trawie. No tak, robiliśmy wyścigi, kto pierwszy zbiegnie z górki. Goniłem ją, jednak nie trwało to długo, ponieważ dziewczyna potknęła się, ja nie zdążyłem wyhamować i oboje wylądowaliśmy na ziemi, ja na niej. Roześmiana, zaczęła mnie bić, żebym z niej zszedł, a ja tylko zaśmiałem się i powiedziałem "Może kiedy indziej" i pocałowałem ją, uwalniając wszystkie emocje, które skrywałem od tak dawna. Tęsknotę. Pragnienie. Niepewność czy aby ona odwzajemni moje uczucie, która zniknęła, kiedy Zoe najwyraźniej w świecie odwzajemniła pocałunek. Myślałem, że nic lepszego się stać nie może. Te trzy lata temu to było spełnienie moich najskrytszych i największych marzeń. A teraz? Owszem, nadal marzę o miłości, o tym, by obudzić się, któregoś pięknego poranka z osobą, którą kocham, z Nim u boku. Albo nie! Przetarłbym oczy dłońmi, ponieważ dopiero co bym wstał, a On chodziłby po pokoju w poszukiwaniu pary bokserek. Po kilku minutach, spojrzałby na mnie i powiedział, że się poddaje, a ja z satysfakcją wymalowaną na twarzy, wyciągnąłbym je spod poduszki i spytał się "Tego szukasz?". Wtedy podszedłby do mnie, nachylił się i pocałował czule, za kare przygryzając lekko moją dolną wargę...
"Oh, Styles, zejdź na ziemię."
Nawet nie zauważyłem, kiedy zmierzałem w stronę drzwi frontowych państwa Petersson, idąc po wyłożonej kamieniem ścieżce. Przez moją głowę przeleciała myśl, że prawdopodobnie będziemy z Zoe sami, gdyż na podjeździe nie było samochodu. Położyłem palec na dzwonek. Nie musiałem długo czekać. Dosłownie po kilku sekundach otworzyła mi piękna rudowłosa dziewczyna, o urzekającym szmaragdowym spojrzeniu i ustach w kolorze delikatnej czerwieni wpadającej w róż. Uśmiechnęła się i zaprosiła gestem ręki do środka.
Zlustrowałem ją od góry do dołu. Miała na sobie czarną sukienkę sięgająca do połowy ud, z tyłu uszytą z koronki, która sięgała do linii oddzielającej plecy od pośladków. No nie powiem, wyglądała naprawdę zniewalająco i nie jeden mężczyzna zaniemówiłby na ten widok. Podałem jej bukiet. Zoe po chwili przeniosła wzrok z kwiatów na mnie. Jej oczy śmiały się, a ona sama wyglądała na wzruszoną.
- Pamiętałeś? - spytała, przerywając ciszę. Przytaknęłam głową z uśmiechem na ustach.
Mógłbym kupić róże, ale wolałem margaretki. Nie dość, że mniej oficjalnie, to do tego sprawiłem jej większą radość, ponieważ to jej ulubione kwiaty.
Dziewczyna zaprowadziła mnie na górę, do swojego pokoju. Gdy tylko minąłem próg, w mojej głowie pojawiły się tysiące obrazów ukazujące sceny z naszego związku. Kłótnia o Emily, z którą rzekomo ją zdradziłem. Siedzenie przy jej łóżku, gdy Zoe była chora. Śpiewanie piosenek. A nawet nasz pierwszy raz. Dziś mógłbym to opowiedzieć, cytując dokładnie słowo w słowo, co mówiliśmy podczas stosunku.
Usiadłem na łóżku, a dziewczyna na szerokim parapecie, który od zawsze robił za sofę.Odkąd pamiętałem, zajmowała to miejsce. Lubiła przyglądać się nudnemu życiu na tej spokojnej dzielnicy. Zwykła tu czytać, pisać, malować. Niekiedy zastawałem ją, leżącą i skuloną w kłębek, ścierałem łzy z jej policzków i całowałem w czółko, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Zoe przez około rok żyła z depresją. Zaczęło się to całkiem łagodnie, lecz potem bywało gorzej. Do dziś wzdryga mną, kiedy przypominam sobie dzień, w którym znalazłem ją w starej kamienicy, już nie zamieszkiwanej przez nikogo. Miałem szczęście, że w porę znalazłem list w jej pokoju. Widząc te nakreślona niewyraźnym, pospiesznym pismem, prędko udałem się na te ruiny. A tam doznałem szoku. Ona stała w oknie, lekko pochylona. Trzymała się murów i bujała do przodu i do tyłu. Nie miałem pojęcia co zrobić. Spanikowałem i pobiegłem do niej. Gdy wbiegłem do pomieszczenia, z którego chciała skoczyć, od razu spojrzała na mnie i krzyknęła, żebym nie pochodził. Stałem więc tak, dopóki znowu nie wbiła wzroku w ziemię. Starając się być jak najbardziej cicho, podszedłem do niej powoli. Ujrzała mnie w pewnym momencie za sobą i już chciała skoczyć, kiedy w ostatniej chwili ją złapałem. Była zapłakana, trzęsła się i wydzierała. Po kilku minutach się uspokoiła i mocno wtuliła we mnie, powodując, że mój t-shirt stał się przesiąknięty jej słonymi łzami. Dziękowałem Bogu z całego serca za to, że dał mi możliwość uratowania jej. Gdyby nie to, ona by już dawno nie żyła.
- O czym myślisz? - spytała, pomagając mi wrócić do świata realnego.
- O tobie... Nas... - westchnąłem. - Stare dobre czasy. - podsumowałem, ukazując szereg białych zębów. - Opowiadaj co u ciebie. - ponagliłem, nie chcąc pytania, co konkretnie miałem na myśli przez "Tobie" i "Nas". Naprawdę nie chciałbym jej przypominać o próbie samobójczej. Choć sama zapewne doskonale ją pamiętała, na pewno nie byłoby jej miło, gdybym nagle wypalił "Dlaczego tak właściwie to zrobiłaś?", bo nigdy nie dowiedziałem się przyczyny.
Dziewczyna zaczęła mówić, co robiła przez ostatnie dwa lata. Skończyła szkołę i teraz studiuje medycynę. Zawsze się tym fascynowała, więc ta odpowiedź mnie wcale nie zdziwiła. Wspomniała coś o jakimś Luke'u, że niedawno się z nim rozeszła, ale zbytnio mnie to nie obchodziło. Na początku byłem zadowolony z tego spotkania, bo w końcu dawno się nie widzieliśmy, ale teraz stwierdziłem, że po prostu dałem się złapać w sieć tego rudego pająka. Tak, może nie powinien był mówić o niej w tak złośliwy sposób, ale ona, pomimo tego co przeżyła, wcale nie była taka niewinna, bezbronna i słodka. Od zawsze była flirciarą i cholerną zazdrośnicą. Ja nie mogłem zamienić nawet słowa z inną dziewczyną, natomiast ona nie widziała niczego złego w podrywaniu innych kolesi, o wiele przystojniejszych, lepiej zbudowanych, bogatych. Próbowałem z nią zerwać, ale nie potrafiłem, nawet nie chodziło o jej depresję, ja po prostu przywiązałem się do niej. Bywały dni, w których jedyne o czym marzyłem to możliwość zamknięcia dziewczyny w jakiejś klatce, by móc nie słuchać o tych wszystkich duperelach, lecz bywały dni, kiedy rano, pierwsze co robiłem, to ubierałem się i szedłem do niej, zanim Zoe jeszcze wstała. Widząc mnie, leżącego tuz obok i trzymającego jej drobniutką dłoń, uśmiechała się i składała na moich ustach delikatny pocałunek. Piękny widok.
Przypomniało mi się, dlaczego zerwaliśmy. To ona postanowiła zakończyć ten związek, według niej, najgorszy w życiu. I to wszystko stało się przez jej najlepszą przyjaciółkę, która rzekomo widziała mnie z inną dziewczyną, co było oczywiście nieprawdą.
"Co się dzieje, do cho...?"
W jednej chwili zacząłem coś kontaktować, nadal byłem myślami gdzieś indziej. Zoe zbliżyła się do mnie i wpiła się w moje usta zachłannie, wplątując dłonie w ciemne loki. Jej język wędrował czule po moich policzkach, przejechał po podniebieniu. A ja siedziałem w bezruchu, czując coraz to większą niechęć do niej. Dziewczyna włożyła dłonie pod moją koszulkę i już chciała się jej pozbyć, co pomogło mi zrozumieć 100% tego, co właśnie zaistniało. Odsunąłem się od niej gwałtownie. Starłem z ust lepką maź.
- Błyszczyk arbuzowy, nic się nie zmieniasz. - sarknąłem, a ona tylko kokieteryjnie się uśmiechnęła i znów chciała nade mną zawładnąć. Na szczęście zdążyłem wstać z posłania.
- Harry, co jest? - spytała w końcu.
- Nic. - odparłem sucho. - Zoe, to, co było między nami, nie wróci. Nigdy. - odparłem stanowczo.
Spuściła wzrok, a palce zacisnęła na swoich kolanach.
- Dlaczego nie dasz mi szansy? Przecież byliśmy szczęśliwi. - wyszeptała. Chwila, czy ona płakała? Kolejna gra.
- Przypomnę ci, że nasz związek nazwałaś najgorszym w swoim życiu. Poza tym, tu nawet nie chodzi o ciebie. - syknąłem, a po chwili ciszy, gdy ona znów spojrzała na mnie, a w jej intensywnych zielonych oczach zaszkliły się łzy, dodałem: - Kocham już kogoś.
- To ta blondyna? - zapytała z pogardą.
- Kto? Jaka blondyna?
- No ta, którą pocałowałeś przed twoim domem. Była z przyjaciółką. - wcale nie kryła obrzydzenia, wypowiadając się na ten temat.
- Co?! Nie, jasne, że nie ona. Przez przypadek ją pocałowałem, źle zrozumiałem... Zresztą, nieważne.
- Skoro nie ona, to kto?
- A tu już nie twoja sprawa. Pójdę już lepiej. - ostatni raz omiotłem wzrokiem pokój, po czym spojrzałem jeszcze na dziewczynę. - To... cześć.
Po czym prędko wyszedłem z mieszkania, wcześniej wsuwając na stopy buty, a na ramiona zarzuciłem skórzaną kurtkę.
Od razu po opuszczeniu posesji Peterssonów, włożyłem dłoń do kieszeni kurtki i wyjąłem z niej paczkę papierosów. Nie pomyślałbym, że kiedykolwiek skorzystam z takiej pomocy. Kiedy Zayn mówił mi, że to pomaga w sprawach uczuciowych, wyśmiałem go. W końcu to tylko tytoń zwinięty w rulonik. Jednak w tej chwili, miałem wrażenie, że nic innego mi nie pomoże, a na imprezę, z której wyszedłbym z kacem, nie miałem najmniejszej ochoty. Włożyłem fajkę pomiędzy wargi, oczywiście po chwili orientując się, że nie mam czym zapalić. Byłem tak wkurzony, że już zapominałem o tak podstawowych rzeczach. Miałem szczęście, że niedaleko jest kiosk, nie myśląc ani chwili dłużej, udałem się tam od razu. Wszedłem do sklepu. Nic się nie zmieniło. Ekspedientka chyba mnie rozpoznała, co wywnioskowałem po czułym uśmiechu w moją stronę. Nie chodziło o sławnego Harry'ego Styles'a, chodziło o małego Harolda, który przychodził tu już w podstawówce.
- Dobry wieczór. - odparłem, odwzajemniając uśmiech.
Kobieta za ladą też się nie zmieniła. To ta sama osoba, która była tu, kiedy wszedłem do tego kiosku po raz pierwszy, kiedy byłem tu w wieku trzynastu lat i teraz, kiedy stoję i przyglądam się półce z magazynami. Nawet byłem razem z chłopakami na kilku okładkach. Rozbawiło mnie to, poważnie. Nigdy nie przypuszczałbym, że będę mógł, zamiast spojrzeć w lustro, wziąć gazetę dla nastolatek.
Podszedłem do lady.
- Poproszę zapalniczkę i paczkę Wrigley'sów. - wyrecytowałem i zapłaciłem dana sumę.
Schowałem gumy do kieszeni, zapalniczka przecież mi się jeszcze przyda.
- Kiedyś przychodziłeś tu po naklejki i komiksy o przygodach superbohaterów.
- Ach, no tak. Pamięta mnie pani? - zapytałem, choć sam, odkąd minąłem próg, doskonale znałem odpowiedź.
- Jakże mogłabym zapomnieć mojego stałego bywalca?
- Miło mi. - odparłem, chowając się za radosną maską.
- Ale już dobrze, nie będę cię zatrzymywać.
- Nic nie szkodzi, jednak spieszę się. Do widzenia. - rzuciłem na odchodne. Nie czekałem na odpowiedź, co może było trochę niemiłe z mojej strony, ale teraz jak najszybciej chciałem sobie ulżyć.
Kiedy znalazłem się na świeżym powietrzu, pierwsze co zrobiłem, to podpaliłem jedną końcówkę papierosa i włożyłem go do ust. Dym mnie gryzł, zacząłem się krztusić.
- Kurwa. - wykrztusiłem z bólem, jaki czułem w płucach.
"Kiedyś musi być ten pierwszy raz."
Już po chwili przyzwyczaiłem się, szybko poszło. Raz po raz wypuszczałem dym, rozchylając wargi szeroko. Chodziłem po ulicach Holmes Chapel, co chwilę skręcając a to w lewo, a to w prawo. Tworzyłem labirynt, swoją własną ścieżkę, której nikt nie mógł powtórzyć. Ta droga była tak kręta. Wręcz idealnie odzwierciedlała to, co aktualnie miałem w głowię. Jeden wielki mętlik, poplątany na wszystkie możliwe sposoby. Ogarniacie to? Na pewno chociaż raz czuliście taki rozpierdol. Naprawdę, już się pogubiłem w tym wszystkim. Pragnąłem w tym momencie znaleźć się w Londynie, w pokoju Louisa i nie zważając na to, że obrzydziłbym mu siebie do końca życia, przycisnąłbym do ściany i złożył na jego wargach najczulszy pocałunek, który wyrażałby wszystkie uczucia, jakimi obdarzam jego osobę. Nawet niepotrzebne by mi były słowa, myślę, że ten ruch pokazałby w wyśmienitym świetle to, co noszę w sercu od dłuższego czasu. A może to by się jemu spodobało? "Co ja mówię?!"
Spalałem jedną fajkę po drugiej, aż w końcu przestałem je liczyć. Zayn miał rację, pomagało, nie tak jakbym chciał, ale pomagało. Boże, minęło już sporo czasu, już dawno sobie to uświadomiłem. Dosłownie kilka dni przed zrobieniem sobie tego tatuażu, który sprawił, że już zawsze będę pamiętał o Nim, doszedłem do wniosku, że prawdopodobnie jestem gejem. Ale tak, jestem już tego w stu procentach pewien, powiem więcej, w stu siedemnastu procentach. Za każdym razem, kiedy widzę go i Eleanor, czuję się jak duch, tak jakbym przy niej nagle zniknął, jakby on w pewnym momencie swojego życia przestał mnie zauważać. "Och, Louisie, żebyś ty wiedział to, co wie Zayn."
Właśnie, Zayn. Nie mogłem tego ukryć, ta czułość, dotyk, miłe słowa i zrozumienie, to wszystko co mi dawał, co mi daje, jest miłe i nadzwyczaj cudowne, jednak... to nie to. Inaczej się czułem, przytulając Louisa, rozmawiając z nim. To wszystko wtedy wydawało się takie bardziej potrzebne, piękniejsze. To tak jak oglądanie filmu w kinie. Kiedy idziesz sam na seans, to i tak na sali jest przynajmniej te kilka osób, które razem z tobą doświadczają tego samego i czujesz się fajnie, bo zobaczysz coś nowego, ale gdy idziesz z najlepszym przyjacielem, ten seans staje się czymś zupełnie innym, czerpiesz z tego większą satysfakcję. Tak samo ja czuję się w tym związku. Jest świetnie, mam się komu wygadać, zaspokajam swoje potrzeby, ale on nigdy nie zastąpi mi Louisa. To jego pragnę najbardziej, nikogo innego.
Otworzyłem paczkę z zamiarem wzięcia kolejnej fajki, lecz ani jedna nie została. "Brawo, Styles, stajesz się nałogowym palaczem.", zakpił wewnętrzny głos, który już tylko potrafił ze mnie szydzić.
- Och, zamknij się. - warknąłem pod nosem.
Rozejrzałem się wokół, potem na zegarek. Dochodziła godzina dwudziesta trzecia. "Czyżbym tak długo się szlajał?" Najwyraźniej tak było. Byłem niedaleko centrum miasta. Próbowałem jak najszybciej zlokalizować sklep, który byłby jeszcze otwarty. Do głowy wpadło mi jedynie TESCO. Na szczęście nie było to tak daleko. Szybkim krokiem zmierzałem w stronę sklepu. Skręt w lewo, kilkadziesiąt metrów prosto i odbicie w prawo. No i proszę! TESCO stoi przede mną otworem. Oczy mnie aż zabolały od tak mocno oświetlonej hali. Po chwili mój wzrok zdążył się przyzwyczaić, kiedy ja zmierzałem zdecydowany w stronę półek z alkoholem. Chwyciłem dwie butelki pierwszego - lepszego piwa i udałem się do kas. Było już pusto, na palcach jednej ręki, policzyłbym klientów. Czy to nie...? Tak, to ona. Nie wiem, czemu tak zareagowałem. Poszedłem szybko do wolnej kasy, poprosiłem o paczkę papierosów, tych samych, które dostałem od Zayna i wyszedłem ze sklepu. Przystanęłam. Postanowiłem na nią poczekać. Wyszła niecałą minutę później. Dziewczyna minęła mnie i szła, jak gdyby nigdy nic, przed siebie.
- Louisa! - zawołałem, doganiając ją.
Odwróciła się i zerknęła na mnie spod gęstych rzęs przysłaniających jej śliczne oczy. Jej obojętność była po prostu fantastyczna. Czułem się, jak zwykły człowiek, a nie sławny człowiek.
- Tak?
- Jak tam? - wypaliłem i od razu miałem ochotę walnąć sobie z otwartej dłoni prosto w czoło.
- No całkiem spoko. Poza tym, że musiałam zapieprzać po lody i słoik ogórków konserwowych o tej porze. - odparła ze złością.
- Jesteś w... ciąży? - zdziwiłem się.
- Nie, jasne, że nie. Moja siostra. Normalnie to Eric latałby po jej zachcianki, ale że go nie ma, to muszę ja. - westchnęła. - A jak u ciebie?
- A Eric to jej chłopak, mam rozumieć?
- Mąż. No więc, jak u ciebie? - powtórzyła się i oboje ruszyliśmy przed siebie.
- Hmm... - nie wiedziałem co powiedzieć. Chciałem się jej wygadać, poważnie. - Normalnie. Może trochę zmęczony jestem.
- Ach, no tak. Sława męczy. - udała westchnienie.
- Nie, akurat nie to mnie dziś wymęczyło. Mogę cię odprowadzić? - zapytałem, nie chcąc zostać sam. Nie spieszyło mi się do tego w tym momencie wcale.
- Jak nie masz nic do roboty, to jasne.
Uśmiechnąłem się jedynie. Szliśmy razem w stronę jej domu. Choć dziewczyna, bywała momentami chamska i oschła, to naprawdę miło mi się z nią rozmawiało i sądzę, że z wzajemnością. Rozluźniłem się przy niej. Pomogła mi na chwilę oderwać się od myśli. Niby zwykła rozmowa, a jakże pomocna. Szybko zleciała nam droga do jej domu.
- Będę już lecieć, Amy czeka. - odparła i odwróciła się do mnie tyłem.
- Ej, zaczekaj. Dasz mi swój numer? - poprosiłem.
Dziewczyna znów spojrzała na mnie i wróciła do miejsca, w którym stała kilka sekund temu. Podałem jej telefon i szybko wstukała te kilka cyferek.
- Dobra, pa. - zawołała, roześmiana, odchodząc.
- Ej no, pożegnaj się. - rzuciłem i podbiegłem do niej. Doskonale wiedziała, o co mi chodzi. Przytuliliśmy się na pożegnanie. - Dzięki. - szepnąłem, kiedy przylgnąłem do jej ciała.
- Za co? - spytała, odsuwając się ode mnie.
- Nieważne. Może kiedyś się dowiesz. Leć już do Amy i pozdrów ją. Na razie.
I odszedłem od mieszkania, kierując się na swoją dzielnicę. Wyjąłem z paczki papierosa i zapaliłem go. Obiecałem sobie, że będzie to ostatni... Przynajmniej dzisiaj.
___
Nareszcie się uporałam z tym rozdziałem! Nawet nie wiecie, jak się cieszę, bo był on dla mnie męką, jakoś nie mogłam się zebrać, bo od początku wiedziałam, że wyjdzie on hójoFo i się nie myliłam, no i dopiero wczoraj i w sumie dzisiaj go napisałam. Whatever. Dziękuję, że komentujecie i tak chwalicie. Jak czytałam pochwały od niektórych osób, to normalnie czułam się, jakby mnie zaszczyt kopnął. Dosłownie. Miło jest czytać takie słowa napisane przez osoby, które uważałam za swoje guru, inspirację, jak zwał tak zwał. Kocham Was wszystkich! Mam nadzieję, że nie zasnęliście, ale no tutaj musiałam dać tyle opisówek, jakoś tak wyszło. Przepraszam najmocniej. I liczę, że Was nie zawiodłam tym rozdziałem.
I blog, który polecam. Teksty mnie powalają i rozbawia mnie do łez.
http://stole-my-life.blog.onet.pl/
A no i chciałam zaznaczyć, że ankieta dotyczy kolejnego opowiadania, nie dotychczasowego, bo jak na razie jest wojna pomiędzy Zarry'm a Larry'm. Moja wina, źle wytłumaczyłam. Przepraszam. I przeoczyłam Zouisa w ankiecie. >.<
Jeśli czytasz to skomentuj.
Twitter: @GioviMonster
NOWOŚĆ! Zadawaj pytania postaciom z tego opowiadania na character-ask-yimb.tumblr.com w zakładce "message"!
Dom Skoczka: reason-to-be-suicidal.tumblr.comHej, Monsterki! Dużo osób w komentarzach pytało (albo prosiło) o nowe opowiadanie. Zainteresowanych kieruję na giovimonster.tumblr.com, a później do zakładki "TWÓRCZOŚĆ". Zaczęłam pisać nową historię o Larrym oraz takie dodatkowe, w którym pojawi się para hetero (nie zdradzę kto z kim) oraz Niam. Zapraszam! xoxo
Cudowny <3 ja pieprze. wyjdź, jesteś taka zdolna ;D
OdpowiedzUsuńzajebisty jak zawsze, ale ja i tak czekam na Larrego :D xx
OdpowiedzUsuń@Stylinsons_love xx
Super ;))
OdpowiedzUsuńJA PIERDOLE, DZIEWCZYNO WEŹ WYJDŹ! . Oddaj mi swój talent, okej? :). Genialne, genialne, jeszcze raz genialne *.* . Mimo, że w zasadzie nic się tutaj takiego nie działo, to się wciągnęłam na maksa, a jest to nie lada wyzwaniem jeśli o mnie chodzi ;d. Jest świetny i Ty mi tutaj nie mów, że jest inaczej, bo nie będę tego słuchać nawet ;D .
OdpowiedzUsuńDziękuję za polecenie bloga ♥.
Z niecierpliwością czekam na kolejny <3.
O Boże ! *-* To jest GENIALNE !
OdpowiedzUsuńChociaż nie ... W sumie to chyba jednak nie jest genialne ...
To jest wręcz ZAJEBISTE !!! Niby nic się nie dzieje, a ja sie oderwać nie mogę xDD
Nie wiem czy wiesz, ale polubiłam postać Louisy xDD (Pewnie jak zwykle źle napisałam imię, ale co mi tam ;) Można uznać, że nadal jestem w amoku xDD ) A tak btw. jak mogłaś zrobić z mojego Harrego palacza ? xD No ja się pytam jak ! O.o Ale dobra ... Jakoś będę to musiała przeżyć xDD
Czekam na następny xDD I radzę się pośpieszyć, bo jak nie to zdobędę twój adres i inaczej sobie porozmawiamy xDD
A więc podsumowując : WENY, WENY, WENY ! I dodawaj kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam, Alex :*
Świetne ! Już się nie mogę doczekać kolejnych rozdziałów !
OdpowiedzUsuńA tak btw. zapraszam do mnie -----> http://stole-my-heart-and-mind.blogspot.com/
Claudia ;)
Kurde jestem w kropce, bo nie wiem co będzie dalej z tą dziewczyną???? I czy Zayn kocha Harrego???? Tak czy siak genialny rozdział. Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńGadasz głupoty, rozdział wyszedł genialnie (zresztą jak każdy inny :d ) Ciekawa jestem co będzie z Louisą..
OdpowiedzUsuńJak zawsze kocham i wielbie..
~Karolina.
jak zwykle rozdział jest świetny i czekam na kolejny =D
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa co będzie dalej czy Harry i Lou będą razem ??? wybacz ale Harry i Zayn ja po prostu tego nie czuje , Harry jedynie pasuje mi do Louisa nie wiem czemu ,choć kocham wszystkich :)
OdpowiedzUsuńzapraszam http://drop-in-the-ocean-1d.blogspot.com/
Co ty mi tutaj gadasz, że hójofo wyszło!? Weź nie kłam.
OdpowiedzUsuńN kurde. Nie może być z Lou to bedzie z Louisą ? xD Niech zostawi ich w spokoju i spiernicza do Zayna xD Czy tylko z komentujących ja chce Zarrego ? xD
To jest świetne. Nie działo się nic szczególnego, ale wciąga.;)
I są opisy.;D Myślałam, że będzie opis ich pierwszego razu.:D Ale nic, i tak było świetne.;D xoxo
hahaha niezły ;)
OdpowiedzUsuńJa mysle że lepszy harry z Zaynem
Wszędzie pełno tego Larrego no a Zarry to nowość hehe
Kurwajapierdole bosko.... <##
OdpowiedzUsuńZajebiście wyszło ! :)
To jest świetne *.* Skomentuje więcej przy następnym dzialiku, bo nie mam teraz za bardzo czasu ;)
OdpowiedzUsuńKurde bardziej podobają mi się rozdziały z udziałem innych członków zespołu, jednak wiem, że takie też muszą być.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne i nie mogę się doczekać następnego. :)
www.lovestory-1d.blog.onet.pl
Hmm... Nie wiem jak zacząć... Może tak - rozdział wcale nie wyszedł hójofo, wręcz przeciwnie - fantastycznie ! Niektórzy zawsze twierdzą, że w opowiadaniach jest za mało Larry'ego, ale... przecież muszą być też historie innych bohaterów, c'nie ? Co z tego, że Larry'ego jest mało - to właśnie czyni to opowiadanie niezwykłym ;)
OdpowiedzUsuńYay, jestem dumna z tego, co napisałam powyżej :p [nevermind :p]
Okay, nie mam jakoś humoru na pisanie czegokolwiek dłuższego tak więc... weny, czasu - i trzymam kciuki za dalszy ciąg !
[Fanka Numer Jeden :p]
{story-of-larry-stylinson.blogspot.com}
Dosłownie jakąś godzinę temu znalazłam Twojego bloga, a już się zakochałam. *.*
OdpowiedzUsuńJesteś cudowną pisarką! Zero nudy, każde zdanie jest świetnie sklejone. Na prawdę, zazdroszczę talentu. ;)
Mam jednak cichą nadzieję, że w kolejnym rozdziale pojawi się już wątek z Zarry'm lub Larry'm! ;)
Ah, no i powiem jeszcze tyle, że zwykle nie potrafię sobie wyobrazić Harrego przy innym chłopaku niż Lou (Larry is real, btw :D), ale tak wspaniale opisujesz relacje Zayna z Harrym, że aż mi się gorąco momentami robi. *.*
Dużo weny życze !! xxxx
haaa ! wiedziałam ze Zoe taka jest :D
OdpowiedzUsuńno ale rozdział cudowny ^^
Zarry ♥