Minąłem próg domu równo z sekundą, w której duża wskazówka przesunęła się na cyfrę 6. W mieszkaniu panował niemały bałagan. Liam na mój widok niezmiernie się ucieszył, ponieważ sam dekorował wnętrze. Może to było nieprzemyślane, że zdecydowaliśmy się zrobić imprezę urodzinową w domu, a nie jakimś klubie, gdzie wszystko by przygotowali za nas. I szczerze mówiąc, uznaję siebie za wielkiego idiotę, bo musze przyznać, że z tym jest naprawdę dużo roboty. Odłożyłem niewielką ozdobną torebkę na schodach prowadzących na piętro, a sam udałem się do salonu, żeby pomóc Liamowi w dmuchaniu balonów. To miłe ze strony Niall'a i Payne'a, że zadeklarowali się pomóc. W sumie to też ich przyjaciel, ale prosząc ich o to, wspomniałem, że chcę aby to przyjęcie było szczególne, najlepsze w jego życiu!
Mieliśmy tylko około dwie godziny, a mieszkanie praktycznie jeszcze było w surowym stanie, mimo tego, że Niall ponad godzinę temu zabrał Styles'a z domu i Li od tego czasu ogarnia to miejsce.
- I jak, nagrałeś? - spytał z szerokim uśmiechem i błyskiem w oku. - W sumie długo cię nie było. - spojrzał na mnie, unosząc jedną brew ku górze.
- Tak, piosenka gotowa. Książkę też już kupiłem. - odpowiedziałem w przerwie między dmuchaniem niebieskiego balona.
- A co wybrałeś?
- "The perks being a wallflower", co prawda chłopak opowiadający to jest młodszy, ale przeczytałem fragment i książka zapowiada się dosyć ciekawie. Poza tym, Charlie, wiesz, ten główny bohater, jakoś spodobał mi się. Przepuszcza wszystko przez taki swój filtr, wszystko analizuje. Rzuciły mi się w oczy jedne słowa. I przysięgam, że w tym momencie byliśmy nieskończonością. Piękne, prawda? - spytałem, rozmażony. Myślami byłem gdzie indziej. Oczami wyobraźni trzymałem mojego chłopaka za rękę, prowadząc do mojego pokoju w środku nocy. Wszędzie pełno zapachowych świeczek, od których woń wanilii i cynamonu dałoby się wyczuć na kilomter. Oboje splątani w jedność, spędzilibyśmy najwspanialsze kilka godzin w swoim życiu. Razem.
Westchnąłem głośno, wyobrażając sobie, co moglibyśmy robić tej nocy. Jakby nie patrzeć, właśnie TO mu wczoraj obiecałem. A impreza miała być tylko miłą zapowiedzią długiej nocki, która mam nadzieję, będzie przesiąknięta uczuciem i namiętnością.
- Tak, tak, piękne. - rzucił z delikatnym śmiechem, a w odpowiedzi ja spiorunowałęm go wzrokiem. - Jesteś pewien, że tylko to masz mi do przekazania? Naprawdę długo cię nie było. - jego oczy iskrzały wręcz z ciekawości, ale ja nie miałem obaw przed wyznaiem mu, co robiłem jeszcze dzisiejszego dnia.
- Spójrz. - poprosiłem, podnosząc granatowy sweter do góry, aby chłopak miał pełny wgląd na mój nowy tatuaż.
Nieco zaskoczony, ale miło, wpatrywał się w moją klatkę, a ściślej na moją lewą pierś, gdzie miałem wytatuwany znak nieskończoności, który tworzyło jedno, proste zdanie o dużym znaczeniu.
And in that moment I swear we were ifinite.
A w środku, wplecione były dwie literki. Nasze iniciały, moje i Styles'a. Na twarzy Liama gościł ciepły uśmiech. Szczerze cieszyłem się, mając takie oparcie w nim. Owszem, Horan również nas akceptował, ale to nie on, a Daddy martwił się i codziennie wypytywał, o moje samopoczucie. Widocznie też się bał, tak samo jak i ja, bo przecież nie jestem pewien czy mogę ufać Harry'emu w stu procentach. Jednak odnoszę wrażenie, że się stara i zaczyna mu zależeć, tak jak mnie.
~ ~ ~
Na dole wszystko już był zapięte na ostatni guzik. Dwóch kucharzy urzędowało w kuchni, Liam miał jeszcze sprawdzić wszystko ponownie czy aby na pewno jest idealnie, a ja właśnie skończyłem brać prysznic, który niewątpliwie pomógł mi ogarnąć swoje myśli wobec Harry'ego.
Siedząc kilka godzin temu na fotelu i czekając na Justin'a, mojego tatuażystę, uświadomiłem sobie coś. Coś, czego byłem prawie pewien, jednak już wątpliwości nie mam. I sądzę, że nowy znak na moim ciele jest tego doskonałym potwierdzniem.
Zanim wyszedłem na korytarz zerknąłem w lustrzane odbicie. Pomimo delikatnie czerwonego ciała wokól tatuażu, wyglądał on pięknie. Z niego byłem najbardziej zadowolony, bo symbolizuje moją miłość i jest prawdziwy. W sekundzie poczułem jak maleńka kropelka tworzy mokrą ścieżkę od kąciku mojego oka, aż po górną wargę. Starłem ją wierzchem dłoni, nie chcąc rozpłakać się bardziej. Ze wzruszenia, oczywiście.
Minąłem próg dzielący i udałem sie prosto do swojego pokoju. Zatrzymałem się w połowie drogi. Wydawało mi się, że drzwi przymknąłem. Na pewno je przymykałem.
"Boże, Zayn, wariujesz."
Zresztą, nieważne. Może jakiś przeciąg czy coś takiego? Puszczajac to w niepamięć, wszedłem do środka i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Długo się nie zastanawiałem, co ubrać. Postawiłem na czarne spodnie, biały t-shirt z napisem "Sex, drugs and rock'n'roll" i biało-czarne air-maxy z szarymi wstawkami.
- Zayn, Louis, schodźcie na dół, Niall z Harry'm właśnie podjechali pod dom! - zawołał z dołu Liam, więc prędko wybiegłem z pokoju, chwytając wcześniej w dłoń prezent dla solenizanta.
Na korytarzu zetknąłem się z Tomlinsonem. Posłal mi cyniczny uśmiech i zmierzył wzrokiem.
- Hej, pedale, jak tam?
- No siemasz, tak zazdrosny popierdoleńcu, że aż żal dupę ściska. Całkiem okey, właśnie idę przywitać się z moim chłopakiem namiętnym pocałunkiem. A jak u ciebie?
- U mnie w porządku, mam dziś w planach długą i gorącą noc z moją suczką, która będzie jedną z najbardziej satysfakcjonujących mnie rzeczy w całym życiu, męska dziwko.
- A co, El w końcu da ci się zamoczyć? Odważny krok dziewczyna robi. A wie, że chyba najpierw musi ci kupić wibrator, abyś ją zadowolił, bo z tym co masz, to daleko nie zajdziesz.
- Mocny w gębie jesteś. Ciekawe czy tak samo obciągasz. - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Tylko się nie popluj. Zbyt dużo czasu spędziłem na układaniu tych - wskazałem palcem trochę ponad moją głowę - włosów. Harry lubi je przeczesywac palcami. - rzuciłem na odchodne i szybko zbiegłem po schodach.
Stanąłem przy wejściu, wyczekując chłopców. W końcu otworzyli szeroko drzwi, a mnie, jako że stałem nabliżej, uderzył zimny podmuch wiatru z dworu. Spojrzałem na Styles'a. Jego rozchylona ze zdziwnie wargi, gdy krzyknęliśmy "niespodzianka", sprawiły, że wyglądał jeszcze bardziej urokliwie, niżeli szeroko się uśmiecha, a szmaragdowe tęczówki co rusz znikały pod szybko opadającymi i podnoszącymi się powiekami. Nie potrafiłem się powstrzymać. Sekundę później, położyłem obie dłonie na jego czerwonych od wysokiego skoku temperatury policzkach i czule wpiłem się w popękane od mrozu wargi. Hazza bez dłuższego namysłu, pogłebił pocałunek, mocno obejmując moje ciało.
- Po raz trzeci, wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń. - wyszeptałem w jego usta, gdy po kilku sekundach odsunęliśmy się od siebie.
- Chyba już się spełniły. - pocałował mnie przelotnie i zwrócił się do chłopaków. - Jesteście nieźle popierdoleni, wiecie? Każecie jemu - tu wskazał ręką na blondaska - wyciągać mnie w taką pogodę - teraz jego dłoń powędrowała w stronę okna, za którym dosyć mocno padał śnieg - z domu, tylko po to, aby móc zrobić mi przyjęcie?! - podniósł na końcu głos, na co nasza czwórka zamlikła. - Uwielbiam was! - dodał radośnie i podszedł do Liama, aby go przytulić. Kiedy powtórzył to na każdym, zaczął się rozbierać z zimowych rzeczy.
- To teraz leć się przebrać, bo za kilkanaście minut zaczną się schodzić goście. - ponagliłem go, skinął głową i ruszył na schody. - Czekaj, tu masz... mały prezent ode mnie. - po tych słowach podałem mu prezent.
Z ciekawskim uśmiechem wziął ją i pomaszerował do góry, a ja w głowie wciąż powtarzałem jego słowa "chyba już się spełniły". Czyżby on mógł mieć na myśli... nas?
*Harry*
Przebrany w beżowe rurki, błękitną koszulkę z obowiązkowym głębokim wycięciem i tradycyjnie z białymi conversami na nogach, miałem wrócić do chłopców. Kilka osób już przyszło, słyszałem jak witali się z nimi. Jednak coś mi nie dawało spokoju. Prezent od Zayn'a. Zajrzałem do środka i wyjąłem z niej ksiażkę. Po otwarciu jej na pierwszej-lepszej stronie, przyłożyłem kartki do nosa, napwając się tym charakterystycznym zapachem, który wręcz uwielbiałem. Kilka chwil później, wróciłem na pierwszą stronę.
Wiesz, że odkąd pamiętnej nocy pocałowałeś mnie po raz pierwszy, coś we mnie w środku zaczęło się zmieniać? I może żałowałbym, gdyby ta zmiana wyszła na gorsze, ale mam Ciebie i nareszcie czuję się szczęśliwy, tak kurewsko szczęśliwy (wybacz, musiałem przekląć). Dziękuję, z całego serca Ci dziękuję. Amo voce. xx
Moje policzki stały się w momencie mokre od kilku łez. Nigdy bym nie przypuszcał, że to właśnie Zayn doprowadzi mnie do takiego stanu. Do stanu błogiego spełnienia, który mnie dotknął przy nim. I nie wiem czy to aby nie ja powinienem dziękować.
Gdy już się uspokoiłem, zszedłem na dół. Tam przywitałem się już z kilkonastoma osobami. W tym Eleanor. Ją tylko zbyłem krótki podziękowaniem, po tym jak złożyła mi życzenia. Wolałem skupić się na innych gościach.
- Louisa! - zawołałem w stronę brunetki, która zmierzała w moją stronę z blondwłosą przyjciółką. - Florence, tak? - spytałem dla pewności, wskazując na tą drugą.
- Tak, tak. - przytaknęła z szerokim uśmiechem. - Wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, miłości, kochanej rodziny i gromadki dzieci! - zachichotała, kiedy skończyła i wręczyła mi kolorowe pudełko.
- Nie wiem czy te dwa ostatnie się spełnią, ale dziękuję bardzo. - uściskałem ją i ledwie puściłem talię dziewczyny, gdy na mojej szyi uwiesiła się Louisa.
- No więc, geniuszu, dużo słodyczy, najwiecje żelków miśków, ponoć je uwielbiasz, Florence gadała, bandę słodkich kociaków, to też ona przekazała i żeby nikt ci w życiu włosów nie wyprostował, bo Flor pokazywała mi jedno zdjęcie i... ugh, zdecydowanie wolę te loczki! - zaśmiała mi się głośno do mego ucha, ja również wybuchnąłem śmiechem - A tak na poważnie to szczęścia, szczęścia i jeszcze raz pieniędzy! - z głośnym mlaśnięciem ucałowała mój policzek. - Ach, a prezent jest również ode mnie.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - przytuliłem je obydwie do siebie ponownie.
- Drobiazg, a nie jesteś zły, że przyszłam tu z nią? - wskazała na blondynkę.
- Nie, zgłupiałaś? Cieszę się, że jesteście. - posłałem im prozmienny uśmiech.
Nagle poczułem jak ktoś staje tuż za mną i obejmuje mnie w talii, chowając podbródek w zagłebieniu przy mojej szyi. Nie mógł to być nikt inny, prócz Zayn'a. I nie myliłem się. Jego ciepły odech owionął moją szyję i chwilę później czułem ciepłe usta na jej skórze.
- Zarry jest prawdziwy? - spytała brunetka, patrząc na nas z delikatnym uśmiechem, choć widać było to lekkie zdziwienie.
Nie martwiąc się o nic, odparłem śmiało "tak". Ani jedna, ani druga nie były, mimo to, mocno zszokowane. Okazało się, że Louisa powiedziała już na początku swojej przyjaciółce o naszym udawanym związku, na szczęście, podała argument, jako zrobienie na złość jej byłemu. A Florence jest shipperką naszego połączenia, co nas niebywale uszczęśliwiło, bo kolejne osoby akceptują ten związek.
- W takim razie, pozwól, że wynagrodzę naszej fance takie dzielne wspieranie nas i zaproszę ją do tańca. - wymruczał mi do ucha Malik i odsunął się.
Porwał Flor w tłum ludzi, którzy już bujali się w takt jakiegoś szybszego kawałka. Jedynie odprowadziłem mojego chłopaka tęsknym spojrzeniem, w którym tlił się zalążek zazdrości. Ja i Louisa zostaliśmy sami.
- Zależy ci na nim. To widać. - uśmiechnęła się, nieco zamyślona. Nie sprzeciwiałem się. Po prostu nie mógłbym powiedzieć, że on wcale nie jest dla mnie ważny, bo jest i to bardzo.
Wziąłem dwa kieliszki z szampanem z pobliskiego stolika i jeden jej podałem.
- Dziękuję, nie chcę. - odepchnęła moją dłoń.
- No weź, dziś są moje urodziny. - poprosiłem.
- Nie chcę, Harry.
- Louisa, tylko jeden, proszę.
- Nie chcę... nie mogę. - dwa ostatnie słowa wypowiedziała nieco ciszej, spuszczajac głowę.
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
- Jejciu, bo nie mogę i już.
- Przepraszam, jeśli jesteś na coś chora, ja nie wiedziałem. - zacząłem się jako tako tłumaczyć, bo zrobiło mi się trochę głupio.
- Nie jestem chora.
- A więc o co chodzi?
- O nic. Po prostu nie mogę.
- No jasne. - przewróciłem teatralnie oczami i chwyciłem je dłoń w swoją, prowadząc stanowczym krokiem do łazienki, która, swoja drogą, była najbliżym pomieszczniem, gdzie mogliśmy mieć chwilę spokoju, jakkolwiek to brzmi. - Mów, słucham. - zachęciłem łagodnie, ale ona pokręciła tylko głową i usiadła na sedesie.
Denerwowała się. Mogłem to wnioskować po tym jak zaczęła wyginać swoje palce. Kucnąłem przed niej, opierając dłonie na zgrabnych, dziewczęcych kolanach okrytych czarnymi rajstopami. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko starła, jakby bała się, że coś dostrzegnę.
- Powiesz mi, o co chodzi? L, martwię się. - szepnąłem.
- Nie, tak będzie lepiej. - załkała.
- Wcale, że nie. Jak ty mi nie powiesz, to pogadam z Florence.
- Ona nic nie wie. Poza tym, uwierz mi, tak naprawdę będzie lepiej.
- Dziś są moje urodizny, nie chce byś się czymś zamartwiła. Będę siedział z tobą w tej łazience, dopóki w końcu się nie uśmiechniesz. - zagroziłem jej.
- Ale ja się boję. - przyznała ledwie dosłyszalnie.
- Nie bój się. Mów, czekam.
Przytaknęła głową powoli, jakby jeszcze analizując wszystko w głowie. Wzięła głęboki oddech.
- Chodzi o to, że ja... że my... zostaniesz ojcem. - wypowiedziała to, a po głosie mogłem stwierdzić, że trudno jej to przyszło.
Po raz drugi dzisiejszego dnia byłem w szoku, tym razem o wiele większym niż poprzednio. Próbowałem sobie wmówić, że się przesłyszałem, ale jej cichutki płacz wcale nie pomagał. Lecz nie mogłem obwiniać za to dziewczyny. W końcu to mnie poniosło tamtej nocy, nie ją.
- Ale czekaj - coś mi błysnęło - przecież ja no, skończyłem poza twoją... no wiesz. W takim razie, jak to możlwie?
- Też spytałam lekarza, bo również nie chciało mi się wierzyć. Ale on wytłumaczył, że nawet jakoś przypadkowo jak sperma dostanie się do pochwy, nazwijmy to po imieniu, to może dojść do zapłodnienia. - wytłumaczyła mi, mimo to, ja wciąć miałem lekkie obawy.
- Ale jesteś pewna, że to moje dziecko?
- A czyje? Byłeś pierwszym i jedynym. - szloch wstrząsnął jej ciałem. - Prze... przeprasam. - wydukała.
Pociągnąłem ją za oba nadgarstki do góry, aby wstała na równe nogi. Kiedy już to uczyniła, mocno oplotłem ją ramionami i ucalowałem czółko.
- Nie płacz - poprosiłem. - I nie przepraszaj, nie masz za co. Dzisiaj u nas przenocujecie i jutro o tym pogadamy na spokojnie, okey?
Ścierając delikatnie łzy spod oczu, przyznałą mi rację. Kilka minut później juz tańczyliśmy razem do klubowego kawałka, który tym razem zapodał Liam. Z uśmiechem, choć udawanym, wyglądała o wiele ładniej. Długie fale opadały na odsłonięte ramiona, a niebieska sukienka idealnie komponowała się z kolorem oczu. Była wręcz powalająca i jestem pewien, że nie jeden chłopak obecnu tu się za nią oglądał.
Przez kolejne dwie godziny starałem się nie myśleć o najświeższej wiadomości, co nie było takie proste. Jednak jakoś się udawało. Gdy rozmawiałem z goścmi, tańczyłem albo całowałem się po kątach z Zayn'em. W między czasie jeden z kelenerów wjechał na środek salonu z wielkim czekoladowym tortem ozdobionym tak, aby pasował do dzisiejszego święta. Smakował nie najgorzej, choć według mnie był za bardzo sztuczny i przesłodzony, że aż trochę mdlił. Jednak czego ja się spodziewam po kupnych wypiekach?
W pewnym momencie, całkiem niespodziewanie, podszedł do mnie Louis z dwoma drinkami. Jedną szklankę podał mnie.
- Za twoje zdrowie! - szeroko się uśmiechnął. Odwzajemniłem gest i równo z nim upiłem kilka łyków tego napoju. - Jak impreza?
- Fantastycznie! - krzyknąłem, chcąc przebić swój głos przez głośną muzykę.
Chwilę z nim gadałem, rozmowa nawet się kleiła. Co więcej, naprawdę dobrze mi się z nim gawędziło. Szkło trzymane przeze mnie w dłoni, niespodziewnaie opustoszało. Tomlinson coś powiedział, ledwo słyszałem co przez ogłuszający hałas, ale i tak wybuchnąłem śmiechem. Wszystko wyglądało zabawnie. Ludzie dziwnie gibali się w każdą stronę, wykonując śmieszne, kocie ruchy. I nie tylko mnie to bawiło. Bruneta również. Spojrzałem na niego. Z nzadowolonym uśmiechem przygldał się mnie. W gardle mi momentalnie zaschło, poczułem czyjąś dłoń wplątującą się w moje. Wszystko wokół zaczęło dziać się szybko, o wiele za szybko. Nim się obejrzałem, stałem po środku pokoju Zayn'a, a huk zamykanych drzwi odbijał się głośnym echem w mojej czaszce.
____
A teraz te osoby, które zagłosowały na przedłużenie będą chciały cofnąć swoja decyzję, bo zaciążyłam Louisę. Mam nadzieję, żę to Was nie zniechęci, ale właśnie bardziej zaciekawi, co się stanie dalej, co zrobią, jak na to zareaguje Zayn itd. Chciałam od razu podziękować JBluvsBabycakes za ze pomoc w konwersacji Tomlinson - Malik. No i również tym osobom, którym zdradziłam ten pomysł i jakoś pomogły go ogarnąć. Ja już od tygodnia jestem w Londynie. Oficjalnie oświadaczam, że zakochałam się w Camden Town i ogólnie całym tym mieście. Ach i pochwalę Wam się, że 24 lipca o godzinie 20:25 urodził się mały Mikołaj, z którego zrobię dirctionera. I bardzo Was przepraszam, że informację o tym rozdzialę prześlę dopiero ran, ale jest trzecia w nocy i jestem zmęczona, a poza tym, boję się, że rano ciocia z wujkiem mnie zjedzą, dlatego, że siedziałam do tej godziny. :c
+ serdecznie jeszcze raz pozdrawiam hejta pod poprzednim rozdziałem. Poważnie podziwiam za tracenie swojego wolnego czasu na opierdalanie osób, które piszą o 1D i robią z nich 'pedałów', jak to określiłaś. Szczerze, mnie by się nie chciało, bo mam co robić. Ale skoro Ty wierzysz, że tym zmienisz świat, to życzę powodzenia. Poważnie. Trzymam kciuki, że Ci się uda. Love ya.
Wszystkie nowe rozdziały na blogach, które czytam, zaliczyłam. Niestety, blogspot chyba świruje i znika mi to okienko do komentowania i nie mogę skomentować. Przepraszam bardzo, ale no sami widzicie, to nie zależy ode mnie. :c
Siedząc kilka godzin temu na fotelu i czekając na Justin'a, mojego tatuażystę, uświadomiłem sobie coś. Coś, czego byłem prawie pewien, jednak już wątpliwości nie mam. I sądzę, że nowy znak na moim ciele jest tego doskonałym potwierdzniem.
Zanim wyszedłem na korytarz zerknąłem w lustrzane odbicie. Pomimo delikatnie czerwonego ciała wokól tatuażu, wyglądał on pięknie. Z niego byłem najbardziej zadowolony, bo symbolizuje moją miłość i jest prawdziwy. W sekundzie poczułem jak maleńka kropelka tworzy mokrą ścieżkę od kąciku mojego oka, aż po górną wargę. Starłem ją wierzchem dłoni, nie chcąc rozpłakać się bardziej. Ze wzruszenia, oczywiście.
Minąłem próg dzielący i udałem sie prosto do swojego pokoju. Zatrzymałem się w połowie drogi. Wydawało mi się, że drzwi przymknąłem. Na pewno je przymykałem.
"Boże, Zayn, wariujesz."
Zresztą, nieważne. Może jakiś przeciąg czy coś takiego? Puszczajac to w niepamięć, wszedłem do środka i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Długo się nie zastanawiałem, co ubrać. Postawiłem na czarne spodnie, biały t-shirt z napisem "Sex, drugs and rock'n'roll" i biało-czarne air-maxy z szarymi wstawkami.
- Zayn, Louis, schodźcie na dół, Niall z Harry'm właśnie podjechali pod dom! - zawołał z dołu Liam, więc prędko wybiegłem z pokoju, chwytając wcześniej w dłoń prezent dla solenizanta.
Na korytarzu zetknąłem się z Tomlinsonem. Posłal mi cyniczny uśmiech i zmierzył wzrokiem.
- Hej, pedale, jak tam?
- No siemasz, tak zazdrosny popierdoleńcu, że aż żal dupę ściska. Całkiem okey, właśnie idę przywitać się z moim chłopakiem namiętnym pocałunkiem. A jak u ciebie?
- U mnie w porządku, mam dziś w planach długą i gorącą noc z moją suczką, która będzie jedną z najbardziej satysfakcjonujących mnie rzeczy w całym życiu, męska dziwko.
- A co, El w końcu da ci się zamoczyć? Odważny krok dziewczyna robi. A wie, że chyba najpierw musi ci kupić wibrator, abyś ją zadowolił, bo z tym co masz, to daleko nie zajdziesz.
- Mocny w gębie jesteś. Ciekawe czy tak samo obciągasz. - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Tylko się nie popluj. Zbyt dużo czasu spędziłem na układaniu tych - wskazałem palcem trochę ponad moją głowę - włosów. Harry lubi je przeczesywac palcami. - rzuciłem na odchodne i szybko zbiegłem po schodach.
Stanąłem przy wejściu, wyczekując chłopców. W końcu otworzyli szeroko drzwi, a mnie, jako że stałem nabliżej, uderzył zimny podmuch wiatru z dworu. Spojrzałem na Styles'a. Jego rozchylona ze zdziwnie wargi, gdy krzyknęliśmy "niespodzianka", sprawiły, że wyglądał jeszcze bardziej urokliwie, niżeli szeroko się uśmiecha, a szmaragdowe tęczówki co rusz znikały pod szybko opadającymi i podnoszącymi się powiekami. Nie potrafiłem się powstrzymać. Sekundę później, położyłem obie dłonie na jego czerwonych od wysokiego skoku temperatury policzkach i czule wpiłem się w popękane od mrozu wargi. Hazza bez dłuższego namysłu, pogłebił pocałunek, mocno obejmując moje ciało.
- Po raz trzeci, wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń. - wyszeptałem w jego usta, gdy po kilku sekundach odsunęliśmy się od siebie.
- Chyba już się spełniły. - pocałował mnie przelotnie i zwrócił się do chłopaków. - Jesteście nieźle popierdoleni, wiecie? Każecie jemu - tu wskazał ręką na blondaska - wyciągać mnie w taką pogodę - teraz jego dłoń powędrowała w stronę okna, za którym dosyć mocno padał śnieg - z domu, tylko po to, aby móc zrobić mi przyjęcie?! - podniósł na końcu głos, na co nasza czwórka zamlikła. - Uwielbiam was! - dodał radośnie i podszedł do Liama, aby go przytulić. Kiedy powtórzył to na każdym, zaczął się rozbierać z zimowych rzeczy.
- To teraz leć się przebrać, bo za kilkanaście minut zaczną się schodzić goście. - ponagliłem go, skinął głową i ruszył na schody. - Czekaj, tu masz... mały prezent ode mnie. - po tych słowach podałem mu prezent.
Z ciekawskim uśmiechem wziął ją i pomaszerował do góry, a ja w głowie wciąż powtarzałem jego słowa "chyba już się spełniły". Czyżby on mógł mieć na myśli... nas?
*Harry*
Przebrany w beżowe rurki, błękitną koszulkę z obowiązkowym głębokim wycięciem i tradycyjnie z białymi conversami na nogach, miałem wrócić do chłopców. Kilka osób już przyszło, słyszałem jak witali się z nimi. Jednak coś mi nie dawało spokoju. Prezent od Zayn'a. Zajrzałem do środka i wyjąłem z niej ksiażkę. Po otwarciu jej na pierwszej-lepszej stronie, przyłożyłem kartki do nosa, napwając się tym charakterystycznym zapachem, który wręcz uwielbiałem. Kilka chwil później, wróciłem na pierwszą stronę.
Wiesz, że odkąd pamiętnej nocy pocałowałeś mnie po raz pierwszy, coś we mnie w środku zaczęło się zmieniać? I może żałowałbym, gdyby ta zmiana wyszła na gorsze, ale mam Ciebie i nareszcie czuję się szczęśliwy, tak kurewsko szczęśliwy (wybacz, musiałem przekląć). Dziękuję, z całego serca Ci dziękuję. Amo voce. xx
Moje policzki stały się w momencie mokre od kilku łez. Nigdy bym nie przypuszcał, że to właśnie Zayn doprowadzi mnie do takiego stanu. Do stanu błogiego spełnienia, który mnie dotknął przy nim. I nie wiem czy to aby nie ja powinienem dziękować.
Gdy już się uspokoiłem, zszedłem na dół. Tam przywitałem się już z kilkonastoma osobami. W tym Eleanor. Ją tylko zbyłem krótki podziękowaniem, po tym jak złożyła mi życzenia. Wolałem skupić się na innych gościach.
- Louisa! - zawołałem w stronę brunetki, która zmierzała w moją stronę z blondwłosą przyjciółką. - Florence, tak? - spytałem dla pewności, wskazując na tą drugą.
- Tak, tak. - przytaknęła z szerokim uśmiechem. - Wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, miłości, kochanej rodziny i gromadki dzieci! - zachichotała, kiedy skończyła i wręczyła mi kolorowe pudełko.
- Nie wiem czy te dwa ostatnie się spełnią, ale dziękuję bardzo. - uściskałem ją i ledwie puściłem talię dziewczyny, gdy na mojej szyi uwiesiła się Louisa.
- No więc, geniuszu, dużo słodyczy, najwiecje żelków miśków, ponoć je uwielbiasz, Florence gadała, bandę słodkich kociaków, to też ona przekazała i żeby nikt ci w życiu włosów nie wyprostował, bo Flor pokazywała mi jedno zdjęcie i... ugh, zdecydowanie wolę te loczki! - zaśmiała mi się głośno do mego ucha, ja również wybuchnąłem śmiechem - A tak na poważnie to szczęścia, szczęścia i jeszcze raz pieniędzy! - z głośnym mlaśnięciem ucałowała mój policzek. - Ach, a prezent jest również ode mnie.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - przytuliłem je obydwie do siebie ponownie.
- Drobiazg, a nie jesteś zły, że przyszłam tu z nią? - wskazała na blondynkę.
- Nie, zgłupiałaś? Cieszę się, że jesteście. - posłałem im prozmienny uśmiech.
Nagle poczułem jak ktoś staje tuż za mną i obejmuje mnie w talii, chowając podbródek w zagłebieniu przy mojej szyi. Nie mógł to być nikt inny, prócz Zayn'a. I nie myliłem się. Jego ciepły odech owionął moją szyję i chwilę później czułem ciepłe usta na jej skórze.
- Zarry jest prawdziwy? - spytała brunetka, patrząc na nas z delikatnym uśmiechem, choć widać było to lekkie zdziwienie.
Nie martwiąc się o nic, odparłem śmiało "tak". Ani jedna, ani druga nie były, mimo to, mocno zszokowane. Okazało się, że Louisa powiedziała już na początku swojej przyjaciółce o naszym udawanym związku, na szczęście, podała argument, jako zrobienie na złość jej byłemu. A Florence jest shipperką naszego połączenia, co nas niebywale uszczęśliwiło, bo kolejne osoby akceptują ten związek.
- W takim razie, pozwól, że wynagrodzę naszej fance takie dzielne wspieranie nas i zaproszę ją do tańca. - wymruczał mi do ucha Malik i odsunął się.
Porwał Flor w tłum ludzi, którzy już bujali się w takt jakiegoś szybszego kawałka. Jedynie odprowadziłem mojego chłopaka tęsknym spojrzeniem, w którym tlił się zalążek zazdrości. Ja i Louisa zostaliśmy sami.
- Zależy ci na nim. To widać. - uśmiechnęła się, nieco zamyślona. Nie sprzeciwiałem się. Po prostu nie mógłbym powiedzieć, że on wcale nie jest dla mnie ważny, bo jest i to bardzo.
Wziąłem dwa kieliszki z szampanem z pobliskiego stolika i jeden jej podałem.
- Dziękuję, nie chcę. - odepchnęła moją dłoń.
- No weź, dziś są moje urodziny. - poprosiłem.
- Nie chcę, Harry.
- Louisa, tylko jeden, proszę.
- Nie chcę... nie mogę. - dwa ostatnie słowa wypowiedziała nieco ciszej, spuszczajac głowę.
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
- Jejciu, bo nie mogę i już.
- Przepraszam, jeśli jesteś na coś chora, ja nie wiedziałem. - zacząłem się jako tako tłumaczyć, bo zrobiło mi się trochę głupio.
- Nie jestem chora.
- A więc o co chodzi?
- O nic. Po prostu nie mogę.
- No jasne. - przewróciłem teatralnie oczami i chwyciłem je dłoń w swoją, prowadząc stanowczym krokiem do łazienki, która, swoja drogą, była najbliżym pomieszczniem, gdzie mogliśmy mieć chwilę spokoju, jakkolwiek to brzmi. - Mów, słucham. - zachęciłem łagodnie, ale ona pokręciła tylko głową i usiadła na sedesie.
Denerwowała się. Mogłem to wnioskować po tym jak zaczęła wyginać swoje palce. Kucnąłem przed niej, opierając dłonie na zgrabnych, dziewczęcych kolanach okrytych czarnymi rajstopami. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko starła, jakby bała się, że coś dostrzegnę.
- Powiesz mi, o co chodzi? L, martwię się. - szepnąłem.
- Nie, tak będzie lepiej. - załkała.
- Wcale, że nie. Jak ty mi nie powiesz, to pogadam z Florence.
- Ona nic nie wie. Poza tym, uwierz mi, tak naprawdę będzie lepiej.
- Dziś są moje urodizny, nie chce byś się czymś zamartwiła. Będę siedział z tobą w tej łazience, dopóki w końcu się nie uśmiechniesz. - zagroziłem jej.
- Ale ja się boję. - przyznała ledwie dosłyszalnie.
- Nie bój się. Mów, czekam.
Przytaknęła głową powoli, jakby jeszcze analizując wszystko w głowie. Wzięła głęboki oddech.
- Chodzi o to, że ja... że my... zostaniesz ojcem. - wypowiedziała to, a po głosie mogłem stwierdzić, że trudno jej to przyszło.
Po raz drugi dzisiejszego dnia byłem w szoku, tym razem o wiele większym niż poprzednio. Próbowałem sobie wmówić, że się przesłyszałem, ale jej cichutki płacz wcale nie pomagał. Lecz nie mogłem obwiniać za to dziewczyny. W końcu to mnie poniosło tamtej nocy, nie ją.
- Ale czekaj - coś mi błysnęło - przecież ja no, skończyłem poza twoją... no wiesz. W takim razie, jak to możlwie?
- Też spytałam lekarza, bo również nie chciało mi się wierzyć. Ale on wytłumaczył, że nawet jakoś przypadkowo jak sperma dostanie się do pochwy, nazwijmy to po imieniu, to może dojść do zapłodnienia. - wytłumaczyła mi, mimo to, ja wciąć miałem lekkie obawy.
- Ale jesteś pewna, że to moje dziecko?
- A czyje? Byłeś pierwszym i jedynym. - szloch wstrząsnął jej ciałem. - Prze... przeprasam. - wydukała.
Pociągnąłem ją za oba nadgarstki do góry, aby wstała na równe nogi. Kiedy już to uczyniła, mocno oplotłem ją ramionami i ucalowałem czółko.
- Nie płacz - poprosiłem. - I nie przepraszaj, nie masz za co. Dzisiaj u nas przenocujecie i jutro o tym pogadamy na spokojnie, okey?
Ścierając delikatnie łzy spod oczu, przyznałą mi rację. Kilka minut później juz tańczyliśmy razem do klubowego kawałka, który tym razem zapodał Liam. Z uśmiechem, choć udawanym, wyglądała o wiele ładniej. Długie fale opadały na odsłonięte ramiona, a niebieska sukienka idealnie komponowała się z kolorem oczu. Była wręcz powalająca i jestem pewien, że nie jeden chłopak obecnu tu się za nią oglądał.
Przez kolejne dwie godziny starałem się nie myśleć o najświeższej wiadomości, co nie było takie proste. Jednak jakoś się udawało. Gdy rozmawiałem z goścmi, tańczyłem albo całowałem się po kątach z Zayn'em. W między czasie jeden z kelenerów wjechał na środek salonu z wielkim czekoladowym tortem ozdobionym tak, aby pasował do dzisiejszego święta. Smakował nie najgorzej, choć według mnie był za bardzo sztuczny i przesłodzony, że aż trochę mdlił. Jednak czego ja się spodziewam po kupnych wypiekach?
W pewnym momencie, całkiem niespodziewanie, podszedł do mnie Louis z dwoma drinkami. Jedną szklankę podał mnie.
- Za twoje zdrowie! - szeroko się uśmiechnął. Odwzajemniłem gest i równo z nim upiłem kilka łyków tego napoju. - Jak impreza?
- Fantastycznie! - krzyknąłem, chcąc przebić swój głos przez głośną muzykę.
Chwilę z nim gadałem, rozmowa nawet się kleiła. Co więcej, naprawdę dobrze mi się z nim gawędziło. Szkło trzymane przeze mnie w dłoni, niespodziewnaie opustoszało. Tomlinson coś powiedział, ledwo słyszałem co przez ogłuszający hałas, ale i tak wybuchnąłem śmiechem. Wszystko wyglądało zabawnie. Ludzie dziwnie gibali się w każdą stronę, wykonując śmieszne, kocie ruchy. I nie tylko mnie to bawiło. Bruneta również. Spojrzałem na niego. Z nzadowolonym uśmiechem przygldał się mnie. W gardle mi momentalnie zaschło, poczułem czyjąś dłoń wplątującą się w moje. Wszystko wokół zaczęło dziać się szybko, o wiele za szybko. Nim się obejrzałem, stałem po środku pokoju Zayn'a, a huk zamykanych drzwi odbijał się głośnym echem w mojej czaszce.
____
A teraz te osoby, które zagłosowały na przedłużenie będą chciały cofnąć swoja decyzję, bo zaciążyłam Louisę. Mam nadzieję, żę to Was nie zniechęci, ale właśnie bardziej zaciekawi, co się stanie dalej, co zrobią, jak na to zareaguje Zayn itd. Chciałam od razu podziękować JBluvsBabycakes za ze pomoc w konwersacji Tomlinson - Malik. No i również tym osobom, którym zdradziłam ten pomysł i jakoś pomogły go ogarnąć. Ja już od tygodnia jestem w Londynie. Oficjalnie oświadaczam, że zakochałam się w Camden Town i ogólnie całym tym mieście. Ach i pochwalę Wam się, że 24 lipca o godzinie 20:25 urodził się mały Mikołaj, z którego zrobię dirctionera. I bardzo Was przepraszam, że informację o tym rozdzialę prześlę dopiero ran, ale jest trzecia w nocy i jestem zmęczona, a poza tym, boję się, że rano ciocia z wujkiem mnie zjedzą, dlatego, że siedziałam do tej godziny. :c
+ serdecznie jeszcze raz pozdrawiam hejta pod poprzednim rozdziałem. Poważnie podziwiam za tracenie swojego wolnego czasu na opierdalanie osób, które piszą o 1D i robią z nich 'pedałów', jak to określiłaś. Szczerze, mnie by się nie chciało, bo mam co robić. Ale skoro Ty wierzysz, że tym zmienisz świat, to życzę powodzenia. Poważnie. Trzymam kciuki, że Ci się uda. Love ya.
Wszystkie nowe rozdziały na blogach, które czytam, zaliczyłam. Niestety, blogspot chyba świruje i znika mi to okienko do komentowania i nie mogę skomentować. Przepraszam bardzo, ale no sami widzicie, to nie zależy ode mnie. :c