NOWOŚĆ! Zadawaj pytania postaciom z tego opowiadania na character-ask-yimb.tumblr.com w zakładce "message"!
Dom Skoczka: reason-to-be-suicidal.tumblr.com
Hej, Monsterki! Dużo osób w komentarzach pytało (albo prosiło) o nowe opowiadanie. Zainteresowanych kieruję na giovimonster.tumblr.com, a później do zakładki "TWÓRCZOŚĆ". Zaczęłam pisać nową historię o Larrym oraz takie dodatkowe, w którym pojawi się para hetero (nie zdradzę kto z kim) oraz Niam. Zapraszam! xoxo

niedziela, 29 lipca 2012

Rozdział 17.

*Zayn*
Minąłem próg domu równo z sekundą, w której duża wskazówka przesunęła się na cyfrę 6. W mieszkaniu panował niemały bałagan. Liam na mój widok niezmiernie się ucieszył, ponieważ sam dekorował wnętrze. Może to było nieprzemyślane, że zdecydowaliśmy się zrobić imprezę urodzinową w domu, a nie jakimś klubie, gdzie wszystko by przygotowali za nas. I szczerze mówiąc, uznaję siebie za wielkiego idiotę, bo musze przyznać, że z tym jest naprawdę dużo roboty. Odłożyłem niewielką ozdobną torebkę na schodach prowadzących na piętro, a sam udałem się do salonu, żeby pomóc Liamowi w dmuchaniu balonów. To miłe ze strony Niall'a i Payne'a, że zadeklarowali się pomóc. W sumie to też ich przyjaciel, ale prosząc ich o to, wspomniałem, że chcę aby to przyjęcie było szczególne, najlepsze w jego życiu!
Mieliśmy tylko około dwie godziny, a mieszkanie praktycznie jeszcze było w surowym stanie, mimo tego, że Niall ponad godzinę temu zabrał Styles'a z domu i Li od tego czasu ogarnia to miejsce.
- I jak, nagrałeś? - spytał z szerokim uśmiechem i błyskiem w oku. - W sumie długo cię nie było. - spojrzał na mnie, unosząc jedną brew ku górze.
- Tak, piosenka gotowa. Książkę też już kupiłem. - odpowiedziałem w przerwie między dmuchaniem niebieskiego balona.
- A co wybrałeś?
- "The perks being a wallflower", co prawda chłopak opowiadający to jest młodszy, ale przeczytałem fragment i książka zapowiada się dosyć ciekawie. Poza tym, Charlie, wiesz, ten główny bohater, jakoś spodobał mi się. Przepuszcza wszystko przez taki swój filtr, wszystko analizuje. Rzuciły mi się w oczy jedne słowa. I przysięgam, że w tym momencie byliśmy nieskończonością. Piękne, prawda? - spytałem, rozmażony. Myślami byłem gdzie indziej. Oczami wyobraźni trzymałem mojego chłopaka za rękę, prowadząc do mojego pokoju w środku nocy. Wszędzie pełno zapachowych świeczek, od których woń wanilii i cynamonu dałoby się wyczuć na kilomter. Oboje splątani w jedność, spędzilibyśmy najwspanialsze kilka godzin w swoim życiu. Razem.
Westchnąłem głośno, wyobrażając sobie, co moglibyśmy robić tej nocy. Jakby nie patrzeć, właśnie TO mu wczoraj obiecałem. A impreza miała być tylko miłą zapowiedzią długiej nocki, która mam nadzieję, będzie przesiąknięta uczuciem i namiętnością.
- Tak, tak, piękne. - rzucił z delikatnym śmiechem, a w odpowiedzi ja spiorunowałęm go wzrokiem. - Jesteś pewien, że tylko to masz mi do przekazania? Naprawdę długo cię nie było. - jego oczy iskrzały wręcz z ciekawości, ale ja nie miałem obaw przed wyznaiem mu, co robiłem jeszcze dzisiejszego dnia.
- Spójrz. - poprosiłem, podnosząc granatowy sweter do góry, aby chłopak miał pełny wgląd na mój nowy tatuaż.
Nieco zaskoczony, ale miło, wpatrywał się w moją klatkę, a ściślej na moją lewą pierś, gdzie miałem wytatuwany znak nieskończoności, który tworzyło jedno, proste zdanie o dużym znaczeniu.  
And in that moment I swear we were ifinite.
A w środku, wplecione były dwie literki. Nasze iniciały, moje i Styles'a. Na twarzy Liama gościł ciepły uśmiech. Szczerze cieszyłem się, mając takie oparcie w nim. Owszem, Horan również nas akceptował, ale to nie on, a Daddy martwił się i codziennie wypytywał, o moje samopoczucie. Widocznie też się bał, tak samo jak i ja, bo przecież nie jestem pewien czy mogę ufać Harry'emu w stu procentach. Jednak odnoszę wrażenie, że się stara i zaczyna mu zależeć, tak jak mnie.
 ~ ~ ~ 
Na dole wszystko już był zapięte na ostatni guzik. Dwóch kucharzy urzędowało w kuchni, Liam miał jeszcze sprawdzić wszystko ponownie czy aby na pewno jest idealnie, a ja właśnie skończyłem brać prysznic, który niewątpliwie pomógł mi ogarnąć swoje myśli wobec Harry'ego.
Siedząc kilka godzin temu na fotelu i czekając na Justin'a, mojego tatuażystę, uświadomiłem sobie coś. Coś, czego byłem prawie pewien, jednak już wątpliwości nie mam. I sądzę, że nowy znak na moim ciele jest tego doskonałym potwierdzniem.
Zanim wyszedłem na korytarz zerknąłem w lustrzane odbicie. Pomimo delikatnie czerwonego ciała wokól tatuażu, wyglądał on pięknie. Z niego byłem najbardziej zadowolony, bo symbolizuje moją miłość i jest prawdziwy. W sekundzie poczułem jak maleńka kropelka tworzy mokrą ścieżkę od kąciku mojego oka, aż po górną wargę. Starłem ją wierzchem dłoni, nie chcąc rozpłakać się bardziej. Ze wzruszenia, oczywiście.
Minąłem próg dzielący i udałem sie prosto do swojego pokoju. Zatrzymałem się w połowie drogi. Wydawało mi się, że drzwi przymknąłem. Na pewno je przymykałem.
"Boże, Zayn, wariujesz."
Zresztą, nieważne. Może jakiś przeciąg czy coś takiego? Puszczajac to w niepamięć, wszedłem do środka i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Długo się nie zastanawiałem, co ubrać. Postawiłem na czarne spodnie, biały t-shirt z napisem "Sex, drugs and rock'n'roll" i biało-czarne air-maxy z szarymi wstawkami.
- Zayn, Louis, schodźcie na dół, Niall z Harry'm właśnie podjechali pod dom! - zawołał z dołu Liam, więc prędko wybiegłem z pokoju, chwytając wcześniej w dłoń prezent dla solenizanta.
Na korytarzu zetknąłem się z Tomlinsonem. Posłal mi cyniczny uśmiech i zmierzył wzrokiem.
- Hej, pedale, jak tam?
- No siemasz, tak zazdrosny popierdoleńcu, że aż żal dupę ściska. Całkiem okey, właśnie idę przywitać się z moim chłopakiem namiętnym pocałunkiem. A jak u ciebie?
- U mnie w porządku, mam dziś w planach długą i gorącą noc z moją suczką, która będzie jedną z najbardziej satysfakcjonujących mnie rzeczy w całym życiu, męska dziwko.
- A co, El w końcu da ci się zamoczyć? Odważny krok dziewczyna robi. A wie, że chyba najpierw musi ci kupić wibrator, abyś ją zadowolił, bo z tym co masz, to daleko nie zajdziesz.
- Mocny w gębie jesteś. Ciekawe czy tak samo obciągasz. - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Tylko się nie popluj. Zbyt dużo czasu spędziłem na układaniu tych - wskazałem palcem trochę ponad moją głowę - włosów. Harry lubi je przeczesywac palcami. - rzuciłem na odchodne i szybko zbiegłem po schodach.
Stanąłem przy wejściu, wyczekując chłopców. W końcu otworzyli szeroko drzwi, a mnie, jako że stałem nabliżej, uderzył zimny podmuch wiatru z dworu. Spojrzałem na Styles'a. Jego rozchylona ze zdziwnie wargi, gdy krzyknęliśmy "niespodzianka", sprawiły, że wyglądał jeszcze bardziej urokliwie, niżeli szeroko się uśmiecha, a szmaragdowe tęczówki co rusz znikały pod szybko opadającymi i podnoszącymi się powiekami. Nie potrafiłem się powstrzymać. Sekundę później, położyłem obie dłonie na jego czerwonych od wysokiego skoku temperatury policzkach i czule wpiłem się w popękane od mrozu wargi. Hazza bez dłuższego namysłu, pogłebił pocałunek, mocno obejmując moje ciało.
- Po raz trzeci, wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń. - wyszeptałem w jego usta, gdy po kilku sekundach odsunęliśmy się od siebie.
- Chyba już się spełniły. - pocałował mnie przelotnie i zwrócił się do chłopaków. - Jesteście nieźle popierdoleni, wiecie? Każecie jemu - tu wskazał ręką na blondaska - wyciągać mnie w taką pogodę - teraz jego dłoń powędrowała w stronę okna, za którym dosyć mocno padał śnieg - z domu, tylko po to, aby móc zrobić mi przyjęcie?! - podniósł na końcu głos, na co nasza czwórka zamlikła. - Uwielbiam was! - dodał radośnie i podszedł do Liama, aby go przytulić. Kiedy powtórzył to na każdym, zaczął się rozbierać z zimowych rzeczy.
- To teraz leć się przebrać, bo za kilkanaście minut zaczną się schodzić goście. - ponagliłem go, skinął głową i ruszył na schody. - Czekaj, tu masz... mały prezent ode mnie. - po tych słowach podałem mu prezent.
Z ciekawskim uśmiechem wziął ją i pomaszerował do góry, a ja w głowie wciąż powtarzałem jego słowa "chyba już się spełniły". Czyżby on mógł mieć na myśli... nas?


*Harry*
Przebrany w beżowe rurki, błękitną koszulkę z obowiązkowym głębokim wycięciem i tradycyjnie z białymi conversami na nogach, miałem wrócić do chłopców. Kilka osób już przyszło, słyszałem jak witali się z nimi. Jednak coś mi nie dawało spokoju. Prezent od Zayn'a. Zajrzałem do środka i wyjąłem z niej ksiażkę. Po otwarciu jej na pierwszej-lepszej stronie, przyłożyłem kartki do nosa, napwając się tym charakterystycznym zapachem, który wręcz uwielbiałem. Kilka chwil później, wróciłem na pierwszą stronę.
Wiesz, że odkąd pamiętnej nocy pocałowałeś mnie po raz pierwszy, coś we mnie w środku zaczęło się zmieniać? I może żałowałbym, gdyby ta zmiana wyszła na gorsze, ale mam Ciebie i nareszcie czuję się szczęśliwy, tak kurewsko szczęśliwy (wybacz, musiałem przekląć). Dziękuję, z całego serca Ci dziękuję. Amo voce. xx
Moje policzki stały się w momencie mokre od kilku łez. Nigdy bym nie przypuszcał, że to właśnie Zayn doprowadzi mnie do takiego stanu. Do stanu błogiego spełnienia, który mnie dotknął przy nim. I nie wiem czy to aby nie ja powinienem dziękować.
Gdy już się uspokoiłem, zszedłem na dół. Tam przywitałem się już z kilkonastoma osobami. W tym Eleanor. Ją tylko zbyłem krótki podziękowaniem, po tym jak złożyła mi życzenia. Wolałem skupić się na innych gościach.
- Louisa! - zawołałem w stronę brunetki, która zmierzała w moją stronę z blondwłosą przyjciółką. - Florence, tak? - spytałem dla pewności, wskazując na tą drugą.
- Tak, tak. - przytaknęła z szerokim uśmiechem. - Wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, miłości, kochanej rodziny i gromadki dzieci! - zachichotała, kiedy skończyła i wręczyła mi kolorowe pudełko.
- Nie wiem czy te dwa ostatnie się spełnią, ale dziękuję bardzo. - uściskałem ją i ledwie puściłem talię dziewczyny, gdy na mojej szyi uwiesiła się Louisa.
- No więc, geniuszu, dużo słodyczy, najwiecje żelków miśków, ponoć je uwielbiasz, Florence gadała, bandę słodkich kociaków, to też ona przekazała i żeby nikt ci w życiu włosów nie wyprostował, bo Flor pokazywała mi jedno zdjęcie i... ugh, zdecydowanie wolę te loczki! - zaśmiała mi się głośno do mego ucha, ja również wybuchnąłem śmiechem - A tak na poważnie to szczęścia, szczęścia i jeszcze raz pieniędzy! - z głośnym mlaśnięciem ucałowała mój policzek. - Ach, a prezent jest również ode mnie.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - przytuliłem je obydwie do siebie ponownie.
- Drobiazg, a nie jesteś zły, że przyszłam tu z nią? - wskazała na blondynkę.
- Nie, zgłupiałaś? Cieszę się, że jesteście. - posłałem im prozmienny uśmiech.
Nagle poczułem jak ktoś staje tuż za mną i obejmuje mnie w talii, chowając podbródek w zagłebieniu przy mojej szyi. Nie mógł to być nikt inny, prócz Zayn'a. I nie myliłem się. Jego ciepły odech owionął moją szyję i chwilę później czułem ciepłe usta na jej skórze.
- Zarry jest prawdziwy? - spytała brunetka, patrząc na nas z delikatnym uśmiechem, choć widać było to lekkie zdziwienie.
Nie martwiąc się o nic, odparłem śmiało "tak". Ani jedna, ani druga nie były, mimo to, mocno zszokowane. Okazało się, że Louisa powiedziała już na początku swojej przyjaciółce o naszym udawanym związku, na szczęście, podała argument, jako zrobienie na złość jej byłemu. A Florence jest shipperką naszego połączenia, co nas niebywale uszczęśliwiło, bo kolejne osoby akceptują ten związek.
- W takim razie, pozwól, że wynagrodzę naszej fance takie dzielne wspieranie nas i zaproszę ją do tańca. - wymruczał mi do ucha Malik i odsunął się.
Porwał Flor w tłum ludzi, którzy już bujali się w takt jakiegoś szybszego kawałka. Jedynie odprowadziłem mojego chłopaka tęsknym spojrzeniem, w którym tlił się zalążek zazdrości. Ja i Louisa zostaliśmy sami.
- Zależy ci na nim. To widać. - uśmiechnęła się, nieco zamyślona. Nie sprzeciwiałem się. Po prostu nie mógłbym powiedzieć, że on wcale nie jest dla mnie ważny, bo jest i to bardzo.
Wziąłem dwa kieliszki z szampanem z pobliskiego stolika i jeden jej podałem.
- Dziękuję, nie chcę. - odepchnęła moją dłoń.
- No weź, dziś są moje urodziny. - poprosiłem.
- Nie chcę, Harry.
- Louisa, tylko jeden, proszę.
- Nie chcę... nie mogę. - dwa ostatnie słowa wypowiedziała nieco ciszej, spuszczajac głowę.
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
- Jejciu, bo nie mogę i już.
- Przepraszam, jeśli jesteś na coś chora, ja nie wiedziałem. - zacząłem się jako tako tłumaczyć, bo zrobiło mi się trochę głupio.
- Nie jestem chora.
- A więc o co chodzi?
- O nic. Po prostu nie mogę.
- No jasne. - przewróciłem teatralnie oczami i chwyciłem je dłoń w swoją, prowadząc stanowczym krokiem do łazienki, która, swoja drogą, była najbliżym pomieszczniem, gdzie mogliśmy mieć chwilę spokoju, jakkolwiek to brzmi. - Mów, słucham. - zachęciłem łagodnie, ale ona pokręciła tylko głową i usiadła na sedesie.
Denerwowała się. Mogłem to wnioskować po tym jak zaczęła wyginać swoje palce. Kucnąłem przed niej, opierając dłonie na zgrabnych, dziewczęcych kolanach okrytych czarnymi rajstopami. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko starła, jakby bała się, że coś dostrzegnę.
- Powiesz mi, o co chodzi? L, martwię się. - szepnąłem.
- Nie, tak będzie lepiej. - załkała.
- Wcale, że nie. Jak ty mi nie powiesz, to pogadam z Florence.
- Ona nic nie wie. Poza tym, uwierz mi, tak naprawdę będzie lepiej.
- Dziś są moje urodizny, nie chce byś się czymś zamartwiła. Będę siedział z tobą w tej łazience, dopóki w końcu się nie uśmiechniesz. - zagroziłem jej.
- Ale ja się boję. - przyznała ledwie dosłyszalnie.
- Nie bój się. Mów, czekam.
Przytaknęła głową powoli, jakby jeszcze analizując wszystko w głowie. Wzięła głęboki oddech.
- Chodzi o to, że ja... że my... zostaniesz ojcem. - wypowiedziała to, a po głosie mogłem stwierdzić, że trudno jej to przyszło.
Po raz drugi dzisiejszego dnia byłem w szoku, tym razem o wiele większym niż poprzednio. Próbowałem sobie wmówić, że się przesłyszałem, ale jej cichutki płacz wcale nie pomagał. Lecz nie mogłem obwiniać za to dziewczyny. W końcu to mnie poniosło tamtej nocy, nie ją.
- Ale czekaj - coś mi błysnęło - przecież ja no, skończyłem poza twoją... no wiesz. W takim razie, jak to możlwie?
- Też spytałam lekarza, bo również nie chciało mi się wierzyć. Ale on wytłumaczył, że nawet jakoś przypadkowo jak sperma dostanie się do pochwy, nazwijmy to po imieniu, to może dojść do zapłodnienia. - wytłumaczyła mi, mimo to, ja wciąć miałem lekkie obawy.
- Ale jesteś pewna, że to moje dziecko?
- A czyje? Byłeś pierwszym i jedynym. - szloch wstrząsnął jej ciałem. - Prze... przeprasam. - wydukała.
Pociągnąłem ją za oba nadgarstki do góry, aby wstała na równe nogi. Kiedy już to uczyniła, mocno oplotłem ją ramionami i ucalowałem czółko.
- Nie płacz - poprosiłem. - I nie przepraszaj, nie masz za co. Dzisiaj u nas przenocujecie i jutro o tym pogadamy na spokojnie, okey?
Ścierając delikatnie łzy spod oczu, przyznałą mi rację. Kilka minut później juz tańczyliśmy razem do klubowego kawałka, który tym razem zapodał Liam. Z uśmiechem, choć udawanym, wyglądała o wiele ładniej. Długie fale opadały na odsłonięte ramiona, a niebieska sukienka idealnie komponowała się z kolorem oczu. Była wręcz powalająca i jestem pewien, że nie jeden chłopak obecnu tu się za nią oglądał.
Przez kolejne dwie godziny starałem się nie myśleć o najświeższej wiadomości, co nie było takie proste. Jednak jakoś się udawało. Gdy rozmawiałem z goścmi, tańczyłem albo całowałem się po kątach z Zayn'em. W między czasie jeden z kelenerów wjechał na środek salonu z wielkim czekoladowym tortem ozdobionym tak, aby pasował do dzisiejszego święta. Smakował nie najgorzej, choć według mnie był za bardzo sztuczny i przesłodzony, że aż trochę mdlił. Jednak czego ja się spodziewam po kupnych wypiekach?
W pewnym momencie, całkiem niespodziewanie, podszedł do mnie Louis z dwoma drinkami. Jedną szklankę podał mnie.
- Za twoje zdrowie! - szeroko się uśmiechnął. Odwzajemniłem gest i równo z nim upiłem kilka łyków tego napoju. - Jak impreza?
- Fantastycznie! - krzyknąłem, chcąc przebić swój głos przez głośną muzykę.
Chwilę z nim gadałem, rozmowa nawet się kleiła. Co więcej, naprawdę dobrze mi się z nim gawędziło. Szkło trzymane przeze mnie w dłoni, niespodziewnaie opustoszało. Tomlinson coś powiedział, ledwo słyszałem co przez ogłuszający hałas, ale i tak wybuchnąłem śmiechem. Wszystko wyglądało zabawnie. Ludzie dziwnie gibali się w każdą stronę, wykonując śmieszne, kocie ruchy. I nie tylko mnie to bawiło. Bruneta również. Spojrzałem na niego. Z nzadowolonym uśmiechem przygldał się mnie. W gardle mi momentalnie zaschło, poczułem czyjąś dłoń wplątującą się w moje. Wszystko wokół zaczęło dziać się szybko, o wiele za szybko. Nim się obejrzałem, stałem po środku pokoju Zayn'a, a huk zamykanych drzwi odbijał się głośnym echem w mojej czaszce.
____
A teraz te osoby, które zagłosowały na przedłużenie będą chciały cofnąć swoja decyzję, bo zaciążyłam Louisę. Mam nadzieję, żę to Was nie zniechęci, ale właśnie bardziej zaciekawi, co się stanie dalej, co zrobią, jak na to zareaguje Zayn itd. Chciałam od razu podziękować JBluvsBabycakes za ze pomoc w konwersacji Tomlinson - Malik. No i również tym osobom, którym zdradziłam ten pomysł i jakoś pomogły go ogarnąć. Ja już od tygodnia jestem w Londynie. Oficjalnie oświadaczam, że zakochałam się w Camden Town i ogólnie całym tym mieście. Ach i pochwalę Wam się, że 24 lipca o godzinie 20:25 urodził się mały Mikołaj, z którego zrobię dirctionera. I bardzo Was przepraszam, że informację o tym rozdzialę prześlę dopiero ran, ale jest trzecia w nocy i jestem zmęczona, a poza tym, boję się, że rano ciocia z wujkiem mnie zjedzą, dlatego, że siedziałam do tej godziny. :c
+ serdecznie jeszcze raz pozdrawiam hejta pod poprzednim rozdziałem. Poważnie podziwiam za tracenie swojego wolnego czasu na opierdalanie osób, które piszą o 1D i robią z nich 'pedałów', jak to określiłaś. Szczerze, mnie by się nie chciało, bo mam co robić. Ale skoro Ty wierzysz, że tym zmienisz świat, to życzę powodzenia. Poważnie. Trzymam kciuki, że Ci się uda. Love ya.
Wszystkie nowe rozdziały na blogach, które czytam, zaliczyłam. Niestety, blogspot chyba świruje i znika mi to okienko do komentowania i nie mogę skomentować. Przepraszam bardzo, ale no sami widzicie, to nie zależy ode mnie. :c

środa, 18 lipca 2012

Rozdział 16.

*Zayn*
W zamkniętych pokoju od ścian odbijał się tylko dźwięk naszych jednostajnych oddechów. Głowa Harry'ego opierała się o moją pierś, usta co jakiś czas całowały moje. Jego dłoń leżała na moim biodrze wsunięta pod materiał spodni, a palce delikatnie łaskotały nagą skórę. Leżeliśmy już przynajmniej z dobrą godzinę w ten sposób. Cisza nam w tym momencie nie przeszkadzała. Wystarczyło, że oboje mogliśmy być przy sobie.
- Hazz, zamówisz pizzę? - ucałowałem jego policzek, wiedząc, że po tym na pewno ulegnie.
- Jasne. Jaką? - podniósł się z mojej klatki, po czym stanął na równe nogi i poprawił dłońmi biały t-shirt.
- A nie wiem. Obojętnie mi. Ja jak coś będę u Liama.
Po mojej odpowiedzi, wyszedł z uśmiechem na ustach, a ja zaraz po nim udałem się do pokoju Liam'a. Bez pukania, pewnym krokiem wkroczyłem do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Denerwowałem się, bo chłopak wróci z dołu za kilka minut, a to dość mało, aby porozmawiać. Li chyba to zauważył, bo zaraz podszedł do mnie, popchnął delikatnie w stronę łóżka i usadowił na nim. Sam zajął miejsce tuż obok.
- Co jest? - zapytał, uśmiechając się do mnie.
- Nic. Harry ma jutro urodziny. Wszystko jest gotowe? Porozsyłałeś zaproszenia? Ja kateringiem się zająłem. DJ'a żadnego nie prosiłem, bo sami sobie poradzimy.
- Tak, wszystko jest już gotowe. - zaczął mnie uspokajać, a jego dłoń powędrowała na me ramię i poczęła je głaskać. -  Nie denerwuj się tak.
- Nie tym się stresuję. Nie mam jeszcze nic dla niego. Tak myślałem... Ale proszę, nie śmiej się! - spojrzałem mu w oczy.
- No nie będę. - pokazał mi język. - Ale panikujesz strasznie.
- Spieprzaj! - rzuciłem, jednak przyjaciel wiedział, że nie mówię poważnie. - Myślałem, żeby kupić mu jakąś książkę. No i chciałem nagrać piosenkę. Taką wiesz... specjalną.
Liam spojrzał na mnie nieco zdziwiony, ale odniosłem wrażenie, że pomysł mu się podoba.
- A jaką piosenkę? - zapytał z cwanym uśmiechem.
- Od znajomego. Wiesz, on mieszka w Bradford, był moim sąsiadem. No i pierwszym chłopakiem. - uśmiechnąłem się trochę zawstydzony. - No i w sumie jest piosenkarzem, mało znanym, ale dobra, odbiegam od tematu. Ta piosenka ma wyrażać moje uczucia. Co myślisz?
Po jego uśmiechu mogłem uznać, że chyba pomysł mu się spodobał.
- Całkiem niezłe. Zanuć coś. Refren na przykład.
Musiałem sobie przypomnieć słowa i melodię, dawno nie słuchałem jego utworów. W końcu, gdy przypomniałem sobie tekst, mogłem zaśpiewać.
- If I could be your superman, I’d fly you to the stars and back again. Cos everytime you touched my hand, you feel my powers running through your veins but I can only write this song, and tell you that I’m not that strong. Cos I’m no superman, but I hope you like me as I am... - te słowa wyszły z moich ust całkiem płynnie i pewnie.
- Supermenie, no dobre. - zaśmiał się pod nosem Liam, a ja w odpowiedzi walnąłem go w ramię. - Aua! - przetarł dłonią bolące miejsce i spoważniał. - Ale pomysł fajny. To co, kiedy jedziesz nagrywać?
- Jutro. A na którą w końcu jest ta impreza?
- Dwudziesta. Spokojnie zdążysz. - uśmiechnął się znowu, nieco uspokajając mnie w tym momencie.

*Harry*
- Dziękuję. Będę czekać. Do widzenia. - pożegnałem się z kobietą po drugiej stronie telefonu i włożyłem go z powrotem do kieszeni, a ulotkę z pizzerii odłożyłem na blat kuchenny.
Postanowiłem wrócić na górę. Swoją drogę, po co Zayn miał iść do Liama? Zresztą, nieważne. Wszedłem po schodach na piętro, zastając Louis'a przed drzwiami do pokoju Payne'a. Wyglądał na trochę wkurzonego.
- Co ty to robisz? - spytałem, a on w sekundzie odsunął się od nich gwałtownie.
- Nic, właśnie miałem się zbierać do Eleanor. - odpowiedział z widocznym wymuszonym uśmiechem na ustach.
Dobrze widziałem jego reakcję podczas wczorajszego wieczoru. Był zły. A może zazdrosny? Prawdopodobnie. W końcu to mordercze spojrzenie w stronę Zayna'a musiało powstać z jakiegoś powodu. Ale skoro mój rzekomy przyjaciel nie potrafi zaakceptować, że w końcu jestem szczęśliwy to ma problem. Ja nie mam zamiaru zawsze żyć z myślą o Lou, koniec tego. Muszę się zmienić. Zrobić coś z tym. W sumie to cieszę się, cholernie się cieszę z tego związku.
- Ach, no to baw się dobrze - odpowiedziałem miłym tonem. O dziwo, przyszło to nawet łatwo.
Przytaknąłem głową nez żadnych słów i jedynie minął mnie, a kiedy to robił, poczułem dotyk jego palców na mojej dłoni. Ciężko było mi nie odwrócić głowy w jego stronę, jednak powstrzymałem się.
Zapukałem, po czym wszedłem do pokoju Liama. Razem z Zayn'em siedzieli na łóżku. Sam przysiadłem się po lewej stronie Mulata i położyłem rękę na jego nogę, powoli zsuwając ją niżej na wewnętrzną stronę jego uda. Odwrócił twarz w moją stronę, uśmiech na jego twarzy gościł od wczoraj i ani razu nie zniknął. Kochałem ten zadowolony wyraz twarzy.
- Możesz zostawić te czułości na potem? - spytał szeptem wprost do mojego ucha.
Zerknąłem przelotnie na lekko rozchylone wargi mojego chłopaka i szybko je ucałowałem. Oczywiście chciałem przedłużyć pocałunek, jednak on chyba wolał nie wprowadzać w zakłopotanie Liama. Może gdyby jeden z nas był kobietą, to Payne nie czułby się dziwnie, ale na pewno tak jest ze świadomością, że dwójka jego przyjaciół tworzy związek. Przyjaciół - mężczyzn.
- Jasne. - wymruczałem w jego usta i zaraz odsunąłem się od niego, jedynie wciąż utrzymując kontakt wzrokowy z Zayn'em.
Rozmawialiśmy i śmialiśmy się w trójkę około godzinę. Po tym czasie zeszliśmy wszyscy otworzyć dostawcy pizzy, wcześniej wołając jeszcze wiecznie głodnego Irlandczyka. Na słowo "jedzenie" zareagował od razu. Muszę przyznać, że to jego łakomstwo czyniło go uroczym. Ten uśmiech, gdy robił się głodny, czyli praktycznie 24h/ 7 dni w tygodniu, dodawał mu plusów. Siedzieliśmy już w kuchni i penetrowaliśmy dopiero pierwsze pudełko dużej pepperoni, gdy Zayn ozdobił mój nos sosem czosnkowym. Spojrzałem na niego z udawanym oburzeniem i oddałem tym samym ruchem. Urządziliśmy sobie walkę na sos, śmiejąc się przy tym w najlepsze, a z Horana ust wyszły słowa, od których niemal się zakrztusiłem i Zayn chyba również, bo wielkość jego oczu powiększyła się dosyć mocno.
- Słodcy jesteście.
Spojrzałem w jego stronę. Uśmiechał się delikatnie ze względu na pełną buzię. Pewnie uśmiech byłby jeszcze szerszy, gdyby nie to.
- Dzięki. - odpowiedział mu Zayn radosnym tonem, a ja jedynie przytaknąłem, również przepełniony szczęściem.
~ ~ ~
Zakręciłem kurki i wyszedłem spod prysznica, od razu w dłonie chwytając żółty ręcznik. Przyłożyłem go do włosów i energicznymi ruchami starałem się je w miarę osuszyć. Po kilku minutach tarmoszenia moich loczków, owinąłem się tym ręcznikiem wokół pasa. W dłoniach trzymając swoje ubrania, wyszedłem z łazienki i od razu udałem się prosto do pokoju Malika. Leżał na łóżku już świeżutki i pachnący, ponieważ mył się przede mną. Jednak ja miałem ochotę dziś go nieco ubrudzić, a teraz, gdy miał na sobie jedynie czarne bokserki i jego ciało było idealnie wyeksponowane i tylko moje, kusił jeszcze bardziej. Czytał coś. Na czarno-czerwonej okładce widniał duży napis z tytułem i autorem. Nazwa "Długa droga w dół" podpowiadała mi tylko jedno.
- O czym czytasz? - zagadnąłem, bo poczułem się zazdrosny o tą pieprzoną lekturę. Nie przeniósł oczu na mnie, tylko wciąż wpatrywał się w kartki.
A przecież teraz stałem przed nim prawie nagi.
- Teraz akurat historię Jess. Dobra laska. Jej ojcem jest jakiś tam ważny typ, a ona to zaawansowana imprezowiczka. - zaśmiał się pod nosem i przewrócił na kolejną stronę.
- Kiedyś pożyczę. - oznajmiłem, ściągając w między czasie jedyne odzianie ze swoich bioder. - Nie będzie ci przeszkadzać, że zostanę nago na noc, no nie? 
Pokręcił przecząco głową zatracony całkowicie w książce. Prędko zająłem miejsce obok niego i ułożyłem się bokiem, aby mieć możliwość swobodnego smyrania go po klatce piersiowej. 
Opuszkami palców przemierzałem jego mięśnie, badając każdy fragment szczegółowo. Nachyliłem się, a jego odkryte ramię obdarowałem mokrym pocałunkiem, potem drugim, zaraz zjechałem ustami niżej na jego biceps. 
- Kota udajesz? Strasznie się łasisz. - uśmiechnął się zawadiacko, bo doskonale zdawał sobie sprawę, do czego dążę. 
- A mogę. - wymruczałem podczas krótkiej przerwy między pocałunkami. 
Odłożył książkę na szafkę nocną i w końcu pozwolił mi zaniemówić, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. I teraz ze spokojem mogłem wpatrywać się w te czekoladowe tęczówki. Jakoś zazdrość o książkę minęła szybko. W końcu to przedmiot martwy, z którym ja wygram bezwarunkowo. Przysunąłem się bliżej, a przy swoich sutkach poczułem jego dobrze zbudowaną klatkę. W sekundzie puls przeszedł aż do mojego penisa, a ciepło w podbrzuszu dało o sobie znać już po chwili, bo usta chłopaka czule przywarły do moich. Jego dłonie zacisnęły się na obnażonych biodrach, a sam znalazł się jeszcze bliżej mnie. Uśmiechnąłem się przez pocałunek, dłoń nakierowując pod materiał obciskającego już powoli materiału, który niepotrzebnie okrywał męskość chłopaka. Zacisnąłem palce na jego przyrodzeniu trochę mocniej i przejechałem parę razy w górę i w dół, aż jęknął cicho w moje usta. 
- Wygodniej by mi było, gdyby te bokserki zniknęły.- wyszeptałem z wargami przy jego szyi.
- No to na co czekasz? - wysapał. Nie śniło mi się nawet na moment zdjąć dłoni z jego kolegi, dopóki nie zaspokoję go i sam siebie również.
Zsunąłem bokserki wolną dłonią. Teraz miałem większe pole do popisu i chciałem je jak najlepiej wykorzystać. Przyssałem się do niego ponownie, sam nie zaprzestawał oddawania pocałunków. Nogę wplotłem pomiędzy jego łydki, tym samym mocniej napierając na jego ciało. Z zamiarem zadowolenia go  bardziej niż dotychczas, chciałem się nieco zniżyć i sprawić, że poczułby się lepiej niż w niebie. Niestety zatrzymał mnie przy sobie. Dłonie wplątał w bujne loczki i zassał moją dolną wargę. Zaraz spróbowałem swoich sił ponownie, jednak znowu na nic.
- Puść mnie, chciałbym... 
- Lepiej nie. Za bardzo bym się napalił. - posłał mi przepraszające spojrzenie, ujmując mojego penisa w swoją dłoń.
- O to mi chodzi. Może byśmy spróbowali czegoś intymniejszego? - wyszeptałem.
- Jasne, ale może kiedy indziej. Co powiesz na jutro? Przepraszam, jestem zmęczony. 
Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, pocałował mnie delikatnie. W sumie trochę się zawiodłem. A może on po prostu nie chciał robić tego ze mną? Albo boi się, że znowu nasz związek będzie jedynie cielesną więzią? Nie wiem i szczerze nie chciałbym, aby tak myślał. Mi naprawdę zaczyna zależeć na jego osobie. Z dnia na dzień coraz częściej o nim myślę. Częściej niż o Tomlinsonie, w którym do niedawna byłem ślepo zakochany. I wciąż jestem, ale to słabnie. Na szczęście.
- Okey, jak wolisz. - uśmiechnąłem się trochę wymuszenie.
Jego wargi były rozchylone, sapał delikatnie i pojękiwał, a nosek co chwilę marszczył się, gdy moje ruchu stawały się intensywniejsze. Sam zaraz do niego dołączyłem, gdy napięcie we mnie wzrastało z każdą sekundą. 
Leżymy na łóżku. Jesteśmy kompletnie nadzy. Zadowalamy siebie nawzajem. Jak bardzo dziwnie to brzmi? 
Poczułem, jak przyspiesza i wiedziałem, że zaraz dojdę. I w momencie, gdy o tym pomyślałem, moja dłoń stała się lepka i ciepła. Spojrzałem w dół. Stało się tam dosyć biało. I wiedziałem, że zaraz będzie jeszcze bielej, jak dołączę również ja. Podniosłem oczy na Zayn'a i nie zważając na przyjemność, którą teraz doświadczał, wpiłem się w jego usta ponownie. Nie myliłem się, a Malik uśmiechnął się, gdy zacząłem szczytować zaraz po nim. 
Kilka minut byliśmy w bezruchu, próbowaliśmy wyrównać nasze płytkie oddechy i wrócić na ziemię. W końcu, gdy oboje kontaktowaliśmy już z powrotem całkiem dobrze, Mulat wskoczył pod kołdrę, ja za nim. I oboje zasnęliśmy, spleceni w ciasnym uścisku.
~ ~ ~
Bałem się. Ewidentnie strach nade mną zapanował. Stałem na scenie razem z  czwórką moich przyjaciół. Właśnie skończyliśmy śpiewać "More Than This", czyli dokładnie połowa koncertu za nami. Spojrzałem w oczy Mulata. Obiecaliśmy sobie, że właśnie po tej piosence poinformujemy fanów o naszym związku. 
- Nie musimy tego robić. - powiedziałem, albo raczej poruszyłem wargami, patrząc na mojego chłopaka, który zaczął się powoli do mnie zbliżać.
- Chcę to zrobić. Moja rodzina mnie znienawidzi, ale ty tego chcesz, prawda? Chcesz, abyśmy się ujawnili? Dobrze o tym wiem. I nie przeszkadza mi to. Też nie chcę trzymać tego w tajemnicy. - powiedział mi na ucho. 
- Ale boję się. Co jeśli rodzice się ciebie wyrzekną? 
- Zostanę przy tobie. - ucałował przelotnie mój policzek, a gdy się już odsuwał spostrzegłem na jego ustach pewny uśmiech.
Zayn splótł nasze dłonie, a ja odruchowo zacisnąłem palce mocniej. Z jego ust wyrwało się ciche "aua", ale nawet to nie zdekoncentrowało chłopaka. Omiótł wzrokiem całą halę zapełnioną do ostatniego wolnego centymetra sześciennego przez tłum. I choć wydawałoby się, że to jemu powinno być ciężej, gdy wszyscy się dowiedzą o nas, to ja się w tym momencie bardziej denerwowałem. On był spokojny. Jak gdyby nigdy nic po prostu stał i trzymał moją dłoń. Zaraz po tym geście, wszyscy zamilkli, a moje serce zaczęło bić mocniej, szybciej. To aż sprawiało ból w klatce piersiowej.
- Przepraszam, że przerwaliśmy koncert, ale chciałbym, a raczej chcielibyśmy wam coś przekazać. - zaczął mówić, a w moim umyśle odbijał się jego radosny ton. -  Jesteście fanami, macie do tego prawo. Tak więc... - przerwał w połowie i znów spojrzał na mnie.
To zadziałało jak magnes, oboje zbliżyliśmy się do siebie, niszcząc ostatnią wolną przestrzeń między naszymi ciałami. Schowałem zdrowy rozsądek do kieszeni i złączyłem nasze wargi w niesamowitym pocałunku, innym, widzianym przez wszystkich zebranych tu ludzi, czyli dobre kilka tysięcy. Gdy w końcu odessaliśmy się od siebie, otworzyłem oczy i wlepiłem wzrok w Zayn'a. On również nie spuszczał ze mnie spojrzenia przy tych trzech słowach mówionych do mikrofonu.
- Kocham cię, Harreh. 
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, jedynie rzuciłem się na jego szyję z łzami w oczach, które były oznaką szczęścia, rzecz jasna. Objął mnie mocno. Staliśmy mocno wtuleni w siebie i gdy w końcu trochę ochłonąłem z nadmiaru pozytywnych emocji, przyłożyłem usta do jego ucha.
- Ja ciebie też Zayn, ja ciebie też... 
Po kilku dłuższych chwilach, odsunąłem się od niego i stanąłem obok, dłoń trzymając nadal w swojej, jakbym bał się, że w każdej chwili mogę go stracić. 
Po hali rozeszło się jedno głośne westchnienie, kilkanaście osób zaczęły piszczeć i krzyczeć, ale oni również byli uradowani. Tak samo jak my. 
Druga połowa koncertu przebiegła szybko. Od czasu do czasu ja i Zayn składaliśmy na swoich ustach krótkie pocałunki albo przytulaliśmy się na środku sceny. Teraz już nie było tego stresy. On na szczęście odszedł daleko i nie wróci już nigdy. Gdy nasz występ dobiegł końca, każdy po kolei podziękował za przybycie i świetną zabawę. Zeszliśmy za scenę. Ja kroczyłem ostatni, byłem również prowadzony przez mojego chłopaka. W garderobie prędko się ogarnęliśmy. W końcu każdy z nas był już zmęczony i pragnęliśmy jak najszybciej znaleźć się w pokoju hotelowym. 
- Zayn, dobrze wyglądasz, no ruchy. - pociągnąłem go za nadgarstek, aby odszedł wreszcie od dużego prostokątnego lustra z oświetlaną ramą.
- Sam się ruchaj. - rzucił w moją stronę, chyba nie do końca zastanawiając się nad swoją wypowiedzią. 
- Pomożesz mi w tym, chodź już. - zaśmiałem się pod nosem i podszedłem pocałować go w usta.
Po tym geście uśmiechnął się do mnie i oboje ruszyliśmy w stronę wyjścia. Limuzyna czekała na nas na tyłach budynku, ponieważ z przodu zapewne czekały jeszcze setki fanek. Poganiałem Malika, jak mogłem. Zostaliśmy ostatni. Reszta już dawno siedziała w samochodzie. Krzyknęliśmy "dobranoc" jakiejś sprzątaczce, która jeszcze zamiatała na korytarzu i wyszliśmy na zewnątrz. Niebo było już dawno granatowe, zimne powietrze zaczęło delikatnie muskać naszą odkrytą skórę. Byliśmy w połowie drogi do czekającej limuzyny, gdy w sekundzie usłyszałem huk. Poczułem, jak ciężkie ciało trzymające mocno moją dłoń upada na ziemię, ciągnąc mnie za sobą. Wszystko działo się za szybko. Cień człowieka odbiegający daleko zza mur, jakieś krzyki chłopaków biegnących w naszą stronę i ból głowy, kiedy zderzyłem się z betonem. Kilka sekund później byłem już w pełni świadomy. Szum z w uszach przeszedł, a ja zerknąłem na wszystkich wokół i zaraz w bok. Zamarłem. Płacz w tym momencie był czymś jedynym co mogłem zrobić. I to uczyniłem, w momencie zaniosłem się spazmatycznym szlochem i chwyciłem za ramiona chłopaka leżącego obok, którego jasny płaszcz został zalany krwią. Wydobywała się ona z piersi Mulata. Zacząłem nim mocno potrząsać. Ktoś trzymał moje ramie i prosił, abym się uspokoił.
- Nie! On żyje! Zayn! Zayn, do cholery, otwórz te oczy! Malik, kurwa, zrób to! - zacząłem się drzeć w jego twarz, ale ona ani drgnęła. 
To nie fair. Ktoś mi go zabrał. Dlaczego?
Mocno przytuliłem martwe ciało do piersi i ucałowałem policzek. 
- Zayn, proszę... - wydukałem, drżącym głosem. - Nie odchodź...


- Nie! - wydarłem się, mając w głowie wciąż widok nieżyjącego chłopaka. Z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy, a na całym ciele odczuwałem pot. Podniosłem się gwałtownie z łóżka do pozycji półsiedzącej i zakryłem od razu twarz dłońmi.
Wystraszyłem się. To był niewątpliwie najgorszy sen w całym moim życiu. Nawet gorszy od tego, w którym gonił mnie wielki chomik, a na końcu odgryzł rękę. Dla siedmioletniego dziecka to naprawdę coś strasznego.
Poczułem, jak materac obok mnie się lekko zapada, zaraz czyjeś palce powoli przedarły się przez moje i ujęły moją twarz delikatnie. Zaciskałem mocno powieki, bałem się je otworzyć. Myślami nadal byłem w tym chorym śnie.
- Hej, miśku, wszystkiego najlepszego. - poczułem lekki zachrypnięty szept tuż przy moim uchu i mogłem teraz odetchnąć z ulgą.
Ten głos rozpoznałbym wszędzie. Wilgotne wargi odcisnęły się na mym policzku, a ja rozwarłem powieki, wiedząc, że to chłopak jest obok mnie i wcale nie zginął.
- Chodź tu. - powiedziałem zdławionym przez płacz tonem i szybko przywarłem do jego nagiej klatki piersiowej. Zayn splótł palce na moich plecach i kciukami delikatnie pogładził spocone ciało.
- Co taki roztrzęsiony? - zapytał z troską, rozluźnił uścisk, ale ja nie. Wciąż zaciskałem dłonie na jego barkach.
- Miałem koszmar... Proszę, załatw sobie kamizelkę kuloodporną i najlepiej jak najszybciej. No i nie ściągaj jej.
- Mam pytać o szczegóły czy raczej nie? - zaśmiał się cicho pod nosem.
- Straciłem cię na zawsze. - wydukałem, bo na to wspomnienie znowu słone krople cisnęły mi się do oczu.
Przytulił mnie mocniej do siebie i znowu ucałował policzek. Chciał mnie uspokoić. I rzeczywiście to pomogło. Poczułem się bezpiecznie i ciepło.
W końcu wypuściłem go z objęcia i dopiero teraz spostrzegłem, że Malik ma na sobie już dolną część garderoby. Wstał z łóżka i podszedł do szafy, aby wybrać czym zakryć swoje górne partie, które swoją drogą uwielbiałem. Nie przypominałem sobie, abyśmy coś planowali dzień wcześniej.
- Gdzieś się wybieramy?
- Ja tak, ale nie wiem jak ty. - odpowiedział, przejeżdżając palcami po stercie idealnie ułożonych koszulek. Wyjął t-shirt z naszych wspólnych zakupów. Uśmiechnąłem się na przypomnienie zabawy w przymierzalni.
- Beze mnie? - zdziwiłem się i prędko stanąłem przy nim.
Przytaknął głową i wsunął koszulkę przez głowę. Przylgnąłem do niego od tyłu, a podbródek ułożyłem w zagłębieniu przy jego szyi.
- Gdzie idziesz?
- Nieważne.
- Do Caroline?
- Nie.
- Na pewno?
- Na pewno.
- To gdzie?
- Włączył ci się syndrom zazdrośnika? - odwrócił się do mnie twarzą i nie czekając chwili dłużej, zatkał mnie swoimi ustami, gdy zobaczył, że po raz kolejny chcę coś odpowiedzieć.
- Nic mi się nie włączyło. Po prostu ciekawi mnie, gdzie MÓJ chłopak idzie SAM. - powiedziałem oburzony.
- Chętnie bym ci powiedział, ale nie mogę. - wytknął mi język.
Prychnąłem pod nosem w drodze powrotnej do łóżka. Wskoczyłem na nie i wszedłem pod kołdrę, zakrywając również swoją głowę ciemnym materiałem. Usłyszałem korki, po chwili próbował zabrać ze mnie pościel, ale ja mocno ją trzymałem. Są moje urodziny, a on na dodatek chce mnie zostawić samego, samiuśkiego jak palec! No i nie mówi, gdzie idzie. Czego on oczekuje? Że w ogóle nie będzie mnie ciekawiło, gdzie się wybiera? Chyba sobie kpi.
- Harry, wyjdź. - poprosił.
- Nie! Jak masz iść to idź i się mną nie przejmuj. Zostanę, kurwa, sam! - krzyknąłem.
Tuż po tym, jasna stróżka światła zaczęła się powiększać i zauważyłem nachylającego się nade mną chłopaka.
- Nie gniewaj się, proszę. Potem ci wszystko wyjaśnię. Teraz nie mogę. No i muszę się już zbierać, bo jeszcze Joe będzie wkurwiony, że się spóźniłem. - chciał mnie pocałować, ale w ostatniej chwili się odsunąłem.
- Jaki Joe?! - niemal wrzasnąłem. Chyba serio powinien być zazdrosny.
- Wokalista. Joe Brooks. Nie martw się...
- Nie martw?! Po co chcesz się z nim spotkać?
- Można powiedzieć, że służbowo. - zerknął na zegarek na swoim nadgarstku. - Cholera, serio muszę się zbierać. Przepraszam, Harreh. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. - gwałtownie mnie pocałował, mimo, że trochę się opierałem. - Wrócę po południu.
Drzwi trzasnęły. Poszedł. Może rzeczywiście nie powinienem się martwić? Ufam mu. Przecież Zayn'owi też na mnie zależy. Z dnia na dzień by uczuć nie wymienił.
Nie wiedząc co ze sobą począć, zakryłem się z powrotem kołdrą. No tak, wszystkiego najlepszego, Harry.
___
Przepraszam, bardzo przepraszam, że znowu tak długo czekaliście na rozdział. Ostatni tydzień jest strasznie zwariowany i rodzice mi strasznie trują, bo w piątek lecę do Londynu i bardziej to przeżywają niż ja. Rozdział również zjebałam po całości, bo od chuja dialogów, ale jakoś tak wyszło. Za to też przepraszam.
Ach, no i właśnie dlatego, że w piątek lecę do UK, to obawiam się, że rozdziały mogą być jeszcze rzadziej, ponieważ tam nie będę mieć tyle czasu. No zrozumcie mnie, ciocia ma termin na 26. lipca i potem po porodzie pewnie będę musiała się zajmować domem itd. Ale dostęp do netu i laptopa będę mieć, także pisać będę. No i mam prośbę, kilka osób w ostatnich rozdziałów poprosiło mnie o informowanie, ale zawsze się boję, że zgubię Wasze namiary. Mogłabym prosić o wpisanie się do Spisu Czytelników?
Wszelkie pytania co do rozdziałów i innych rzeczy, proszę kierować tutaj: ask.fm/GioviMonster

wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział 15.

*Zayn*
Wymiękłem. Słowa Harry'ego niewątpliwie były czymś, co chciałem usłyszeć, więc nie jest to dziwne, że, ot tak, mu wybaczyłem. W sumie do końca tamtego dnia, który spędziliśmy razem w moim pokoju było dobrze. Tak, dobrze to idealne słowo. Kilka godzin tulenia go w swoich objęciach i całowania, kiedy tylko miałem na to ochotę było miłe. Jednak cóż, jestem zmuszony przyznać to przed samym sobą: on zatęsknił za dotykiem, a nie słowami czy obecnością. No tak, nie dostałem tego na piśmie, ale takie rzeczy się czuje, prawda?
Owszem, ja również tego pragnąłem. Mimo to bałem się, że stracę nad sobą panowanie i mój język rozwiąże się odrobinę za bardzo.  I dlatego też, postanowiłem zachować dystans.
Jak co dzień po kolacji udałem się do salonu, gdzie na sofie, obitej białą skórą, siedział już Liam. Przyłączyłem się do niego i teraz obydwoje wpatrywaliśmy się znudzonym wzrokiem w obraz telewizora.
- Jak tam? - zagadnął mój przyjaciel, szturchając lekko w ramię.
Po zerknięciu na jego osobę, dostrzegłem w oczach iskierki radości. Odnosiłem wrażenie, że on bardziej się cieszył ode mnie, kiedy to ja i Hazza w końcu się pogodziliśmy i zaczęliśmy od nowa. Tylko on nie wiedział, jakie niespisane warunki ma ten związek.
Czułem się przez Styles'a poniekąd wykorzystywany, bo jemu niemal zawsze chodziło o czułości. A ja tego nie chciałem. Chciałem rozmowy, możliwości zwykłego wtulenia się w jego tułów i rozpłakania, aż jego koszulka stałaby się przesiąknięta do reszty moimi łzami, jeśli byłaby taka potrzeba. Poważnie, nie zawsze liczą się w życiu tylko pieszczoty.
- A jak ma być? Normalnie. - odparłem trochę markotnie, na co jego oczy zabłyszczały i teraz wypalały mnie swoim poczuciem troski i zmartwienia.
- Przecież się pogodziliście. Widziałem, jacy byliście szczęśliwi. Ej, Zayn, w porządku?
- Jasne, wszystko jest na swoim miejscu, to ja nie potrafię się dopasować. - rzuciłem trochę ostro, w ostatnim momencie gryząc się w język. Spojrzałem mu w oczy przepraszającym spojrzeniem. - Przepraszam, Li. Ja po prostu... ech, nie chcę tak żyć. Szczerze? Zależy mi na nim, cholernie mi na nim zależy, ale ja jestem dla niego tylko facetem do zabaw. Kurwa... czuję się niemal jak dziwka. - wyjąkałem.
Odetchnąłem głęboko, aby powstrzymać się od wybuchnięcia płaczem. Daddy to idealnie wyczuł i potarł moje ramie dłonią, chcąc tym gestem dodać otuchy.
- Przytulić cię? - spytał z czułym uśmiechem i rozłożył ręce szeroko, a ja przylgnąłem do niego na kilka sekund. - Pogadaj z nim na poważnie. - wyszeptał, zanim się odsunął.
- Spróbuję. - przykleiłem do twarzy sztuczny uśmiech.
Liam, jak również i ja znowu skupiliśmy się na jakimś marnym serialu, gdy nagle do pokoju wszedł Loczek. Z szerokim uśmiechem wyglądał tak przeuroczo i seksownie. Dziwnie te dwa słowa wyglądają obok siebie.
- Co robicie? - zapytał radosnym tonem i przysiadł się koło mnie.
- Oglądamy jakieś ścierwo. - odparłem nieco oschle, odrywając swoje spojrzenie od jego zielonych oczu, które teraz zdawały się być takie naprawdę rozradowane, a on sam był jak cały w skowronkach.
Przez głowę przebiegła mi najgorsza z możliwych myśli. Zapewne znowu robił coś z Lou. Super.
Staranie się trzymać na dystans w stosunku do Harry'ego było naprawdę trudne do wykonania. Szczególnie kiedy jego dłoń spoczęła na wewnętrznej stronie mojego uda, masując je delikatnymi ruchami. Zerknąłem na niego, chłopak posłał mi miły uśmiech, w tym samym czasie zabierając rękę z mojej nogi i wplątując ją w moją. Nagle poczułem falę wszechogarniającego mnie ciepła. Te jego drobne gesty względem mnie były naprawdę słodkie i przyjemne, ale z drugiej strony napięcie we mnie wzrastało, bo dobrze wiedziałem, do czego on dąży.
Za chwilę jego szczupłe palce obydwu dłoni zaczęły bawić się moimi, a nos otarł się o me ramię, pozostawiając po sobie jedynie gęsią skórkę, która zawładnęła mną po tych wszystkich delikatnych pieszczotach. Ale jemu nawet to mu nie przeszkadzało. Przejechał nim wzdłuż mojej ręki, sunąc ku górze, aż doszedł do skóry szyi, również pragnącej jego dotyku, a czego nie chciałem przed sobą przyznać.
Każdy jego cielesny kontakt emanował czułością i pożądaniem i to, pomimo wielu plusów i miłych motylków w brzuchu, jakie w tym momencie znowu miałem, wcale nie pomagało i nie było takie fajne.
Prowokował mnie do granic możliwości i znosiłem to do pewnego stopnia, ale gdy jego usta znalazły się pod linią mojej szczęki, po prostu nie wytrzymałem. Nie spoglądając nawet na niego, prędko poderwałem się z kanapy i zacząłem zmierzać ku wyjściu z salonu, a potem schodami prosto do mojego pokoju. Gdy byłem mniej więcej w połowie drogi, usłyszałem trochę zawiedziony głos Styles'a:
- Liam, ja nic nie rozumiem. Co mam zrobić?
Jeszcze jego będzie się radził?! Nie, tylko nie... Oby Payne nie powiedział mu o moich uczuciach. To ja mam mu to wyznać, kiedy będę gotowy. Nikt inny. Modliłem się w duchu, aby zostawił to dla siebie, a sam zacząłem w nerwowym tempie kroczyć po całym pokoju.
Już gubiłem się w swoich myślach, uczuciach. We wszystkim. Po prostu to mnie zaczęło przerastać.
"Owinął sobie ciebie wokół małego paluszka." zakomunikował mi głos w głowie. Całkiem niepotrzebnie, bo doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. To co on ze mną robił, było czymś niewątpliwie niesamowitym, ale i popierdolonym. Dawał mi nadzieje, a potem pokazał, że woli Lou. Teraz zjawia się znowu i niby jest w porządku, ale przecież wiemy oboje, jak to wygląda. A te jego czułości to na pewno tylko po to, aby mnie sprowokować do zaspokojenia jego potrzeb. Tylko i wyłącznie jego, bo ja, Zayn 'osobista dziwka Styles'a' Malik, nie potrzebowałem tego aż tak bardzo i nie jest to moim tlenem.
Dupek z niego. "Ale dupek, którego pokochałeś." Kurwa. Nie cierpiałem, gdy ten wewnętrzny Ja był mądrzejszy ode mnie. Idiota.
Moje rozmowy z sumieniem przerwał dźwięk gwałtownie uchylanych drzwi i podmuch powietrza, który otarł się o moją twarz, dając mi wyczuć na niej delikatny chłód. Spojrzałem w stronę chłopaka, którego się spodziewałem prędzej czy później. Nic nie mówiąc, ze stoickim spokojem oddaliłem się w stronę łóżka, po czym usiadłem na nim. Tępo wpatrywałem się w drzwi, które sekundę temu zostały przymknięte przez Loczkowatego, aby tylko nie spojrzeć mu w twarz. Wtedy niewątpliwie bym wybuchł spazmatycznym płaczem od nadmiaru bliżej nieokreślonych emocji, które z każdą chwilę mnożyły się we mnie.
- Powiedz mi, gdzie popełniłem błąd? - zaczął swój monolog od pytania. - Staram się od dwóch dni jakoś cię zaczepić cię, ale ty mnie olewasz. Zayn, to boli. Chcę, aby było tak jak na początku. Pamiętasz jak ten niecały miesiąc temu przyszedłeś do mnie? Byłem zdziwiony, no bo ej... Ty gejem? Ale dawałeś mi wszystko. Okey, przyznaję się, kilka razy zawiodłem, ale... no... brakuje mi ciebie, bo...
- Bo co? - przerwałem mu, drżącym głosem - Bo nie ma kto twoich potrzeb zaspokoić? Harry, przepraszam, ale ja nie potrafię udawać. - w tym momencie spojrzałem mu w oczy, czując napływające krople łez. - Tak, dobrze usłyszałeś. Udawać. Nie potrafię udawać i zaspakajać twoich cielesnych zachcianek, kiedy mi aż tak na tobie zależy...
- Zayn, posłuchaj mnie... - wszedł mi w słowo, ale nie dałem mu dokończyć.
- Nie, ty posłuchaj. - zaprzeczyłem stanowczym tonem. "No to co, Zayn? Chwila prawdy nadchodzi." - Harry, ja chyba się zakochałem. Przepraszam, nie potrafię nic z tym zrobić. A sądzę, że lepiej będzie dla nas obojga, jeśli będziemy trzymać się od siebie z daleka. Ja nie będę ci wchodzić w drogę z Louisem, a sam może w końcu się odkocham, bo jak na razie to uczucie się tylko pogłębia.
Gdy skończyłem, poczułem jak pojedyncze łzy spływają wzdłuż mojego nosa. Prędko otarłem ja dłońmi z nadzieją, że chłopak ich nie zobaczy. Nie chciałbym, aby widział, jaki ból mi to sprawia.
Już myślałem, że usłyszę jak drzwi się zamykają,  a on staje po ich drugiej stronie w korytarzu. Ale Styles, ku mojemu zaskoczeniu, podszedł wolnym krokiem i kucając przede mną, ujął obydwie dłonie w swoje. Dygotały ze strachu, ale jego dotyk i poczucie ciepła trochę mnie uspokoiły. Nie wierzyłem własnym oczom. W jego zielonych tęczówkach tliło się coś na kształt radości. Uśmiechnął się szeroko, a ja mimowolnie oddałem ten gest i znowu policzki zrobiły się mokre, jednak już z innego powodu.
- Hej, Zayn. Gdybyś mi nie przerwał mielibyśmy już dawno to za sobą, ale w sumie to dobrze. Przynajmniej mogę być pewny... Ja proponując ci, abyśmy spróbowali jeszcze raz, miałem na myśli związek. - oznajmił, a ja poczułem, jak jego kciuki zataczają kółeczka na moich nadgarstkach. Denerwował się.
- Ale ja nie chcę być tylko twoją zabawką. Nie potrafię tak. - wyjąkałem, bo wydawało mi się, że to, co wyszło z jego ust przed chwilą, jest po prostu zbyt piękne.
- Ale ja nie chce byś był tylko moją zabawką. Nie potrafiłbym tak również... - przestał, by zaczerpnąć powietrza. Widziałem wymalowany strach na twarzy Harry'ego, ale i podekscytowanie, które wzięło górę. - Ja nie mówię, że cię kocham, bo jest to trochę za duże słowo, ale no cóż - wzruszył ramionami, śmiejąc się cichutko pod nosem, ale był to czuły śmiech dla ucha. - zaczęło mi zależeć na tobie. To jak, dasz nam szansę na coś poważniejszego?
Serce zaczęło bić mocniej. Czułem wręcz, jakby zaraz miało wyskoczyć z mojej piersi. Odetchnąłem głęboko i wypuściłem powietrze. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, niż sam Harold, a to było naprawdę trudne. On również uczynił ten gest, a ja zapatrzyłem się w jego słodkie dołeczki, które teraz... Tak, mogłem to powiedzieć bez zastanowienia, należą do mnie.
Odruchowo ująłem jego twarz w dłonie i przysunąłem do swojej, całując z uczuciem jego różowiutkie wargi. Z uczuciem, jak najbardziej prawdziwym. W końcu.
- A co z Lou? - musiałem zapytać, gdy nasze usta oderwały się od siebie i znowu zaczęła dzielić je pierzona odległość.
- Wiedziałem, że o to spytasz. Wiesz, on oświadczył się El, poza tym ostatnio stracił głowę, nie potrafię się już z nim tak dogadać jak kiedyś. Niepotrzebnie spoważniał. No i jakoś bardziej zaczęło mnie ciągnąć do ciebie. Nie mówię, że go nie kocham, bo z dnia na dzień się nie da przestać kochać, ale to chyba ci nie przeszkadza, prawda? - spytał niepewnym tonem.
- A możesz mi tylko coś obiecać? - spojrzałem na niego wyczekująco, a on ochoczo potrząsnął głową, jakby mu rzeczywiście zaczęło zależeć. - Nie dasz się omotać kolejny raz temu... - chciałem powiedzieć "dupkowi", ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. - przyjacielowi? - wysyczałem przez zęby, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że go nienawidzę
- Jasne, obiecuję. - przytaknął po chwili ciszy i zaraz złożył na moich ustach kolejny pocałunek. - Ale ty za to zerwiesz z Caroline.
- Nie ma sprawy. - obiecałem cichym tonem.
Trwaliśmy tak, wpatrując się w siebie przez kilka minut. On chyba mówił prawda. Nie wiem, co tak nakazywało mi myśleć. Jego obietnica, roześmiana twarz czy słowa, że mu zależy. Może rzeczywiście teraz wszystko znacznie się układać po mojej myśli? Albo raczej po.. naszej? Tak, skoro on coś zaczął czuć, to nie tylko moje życzenia zostały spełnione. Jego również.
Nagle do pokoju wparował uśmiechnięty od ucha do ucha Irlandczyk.
- Hej, Zayn... Harry? - wyszczerzył nieco oczy na widok Stykes'a. No tak, przecież on nic nie wiedział. - Nieważne. I tak miałem iść też do ciebie. Zejdziecie do nas? Chcemy sobie zrobić maraton horrorów. Mamy popcorn i żelki! - zawołał rozradowany, opowiadając o swojej odwiecznej miłości.
- Już schodzimy. - odpowiedział Harry, sprawiając, że przytłoczyła lawina pozytywnych uczuć, kiedy użył końcówki "my".
- No to czekamy, gołąbeczki. - zarechotał, a ja jestem pewien, że wraz z tym przybrałem kolor dojrzałego pomidorka. Hazza zaś zaśmiał się cichutko razem z nim. - Wybaczcie, ale spodobało mi się to powiedzenie Alana.
Parsknął śmiechem raz jeszcze, a następnie wycofał się z powrotem na korytarz. W sumie nie bardzo miałem ochotę na oglądanie strasznych filmów. Z prostego powodu, bałem się. Dobrze widzicie, Bradford Bad Boi boi się horrorów. Może nie tyle co boję, ale nie lubię wrzeszczących ludzi, którzy biegają po całym domu, kiedy goni ich jakaś zjawa albo grabarz z siekierą. Zdecydowanie wolę komedie!
- Harry, ale ja nie mam ochoty na ten maraton. - wymamrotałem, z obawą, że jemu to się nie spodoba.
- Boisz się? - zapytał z ironicznym uśmieszkiem.
- Nie boję. - zaprzeczyłem.
- Boisz się! - zawołał.
- Nie, nie boję! - odkrzyknąłem, a on dźgnął mnie palcem w żebra i podniósł się na równe nogi.
Podał mi dłoń, a ja bez sprzeciwu splotłem ją z moją i wstałem z łóżka.
- Jak będziesz się bał, to możesz się do mnie przytulać, okey?
Zdębiałem. Czy on chciał, abym okazywał mu czułości przy WSZYSTKICH? Czyli przy Lou też.
Boziu, trzymajcie mnie, bo chyba padnę.
- Czyli chcesz dać... im jasno do zrozumienia, że... że jesteśmy razem? - wyjąkałem.
Spojrzał na mnie z błyskiem w oku i wpił się w delikatnie rozchylone z wrażenia usta.
- Muszę coś jeszcze dodawać? - szepnął, ciągnąc mnie w stronę wyjścia.
Rozpromieniony, jak chyba nigdy dotąd, pozwoliłem się poprowadzić za rękę na korytarz, skąd zeszliśmy schodami na dół. Czułem jak moje serce dudni ze strachu z każdym schodkiem, który zbliżał nas do salonu.
Nie denerwuję się. Nie denerwuj się. Nie denerwuj się. W głowie powtarzałem tylko: nie denerwuj się.
Po niecałej minucie stanęliśmy w progu do przestrzennego pokoju. Na kanapie siedział już Liam i na fotelu obok, Louis. Momentalnie spojrzeli na nas, bo Hazz zapytał, co oglądamy. Li wyglądał na szczęśliwego. Zlustrował nas z wielkim uśmiechem na ustach i mrugnął do mnie porozumiewawczo. A Louis, w odróżnieniu od Daddy'ego, spiorunował nas wzrokiem i spojrzał ze złością w oczach na mnie, jakby chciał zabić na miejscu. Starając się nie zwracać na niego zbytniej uwagi, pociągnąłem mojego chłopaka w stronę sofy, aby opaść na miejsca obok Liama. Mój chłopak. Brzmi to nad wyraz cudownie. Nawet jeśli wymawiam to w myślach, mam dreszcze na całym ciele.
Długo nie czekałem. Już po kilku sekundach, oparłem się o tors Harry'ego i w prawej dłoni schowałem palce jego lewej ręki.
Szczęśliwy i nadal trochę nie dowierzający, że właśnie siedzimy tu i wcale się nie kryjemy, wpatrywałem się w nasze splecione dłonie. Pasowały do siebie idealnie. Moja karnacja znacznie kontrastowała z jego bladą skórą, ale przez to wszystko się dopełniało.
Wpadłem po uszy niezaprzeczalnie, ale mimo to, teraz nareszcie nie żałuję. Bałem się. Owszem, że strach jest czy on aby na pewno dotrzyma obietnicy, ale starałem się tym głowy nie zaprzątać. Wolałem cieszyć się chwilą i możliwością czucia się niesamowicie w jego silnych ramionach, niż ciągłego zamartwiać i rozmyślać.
- Ja z tymi "gołąbeczkami" żartowałem, poważnie. - doszedł do mych uszu zmieszany głos Niall'a. - Możecie przestać udawać.
Spojrzałem na niego. Stał w progu salonu, w jednej ręce trzymając talerz z kanapkami, a w drugiej kubek najprawdopodobniej z kakao, które blondyn wręcz uwielbia.
- Ale my nic nie udajemy. - odparł Harry, odważnie robiąc to, co zapowiedział w pokoju tym jednym pocałunkiem.
Irlandczyk niemal zbladł. Jestem pewien, że gdyby to nie jedzenie, a cokolwiek innego, znajdowałoby się w jego dłoniach, puściłby to szybciej niż zdążyłbym powiedzieć słowo "ul".
- Czyli, że co... jesteście... razem? - chyba ledwo mu to przeszło przez gardło, ale zdawał się być nawet miło zaskoczony.
Jedynie Lou miał z tym problem. On jako jedyny uśmiercał mnie teraz swoich spojrzeniem, ale nie dałem się sprowokować. Nie pokażę, że jestem słaby.
- Jak najbardziej. - słysząc odpowiedź z ust Hazzy wszystkie te miłe uczucia zaczęły się kumulować i nie ukrywam, że miałem wielką ochotę przybliżenia go za kołnierzyk koszulki i złożenia chociażby krótkiego pocałunku na jego wargach.
- Hmm... fajnie! - zawołał entuzjastycznie nasz przyjaciel, na co zrobiło mi się miło, że kolejna osoba toleruje ten związek. 
Horan usiadł na drugim fotelu, na przeciwko Lou, talerz i kubek kładąc na niskiej drewnianej ławie stojącej przed nim.
- Zayn, a twoja religia nie tępi przypadkiem homoseksualistów? - wtrącił Tomlison złośliwym tonem.
Ale nie, nie dziś, Louis. Dzisiaj mnie nie wytrącisz z równowagi.
- Owszem, tępi. A ciebie to interesuje, ponieważ...? - przeniosłem wzrok na niego, pewnie wpatrując się w niebiesko-szare tęczówki.
Nie odpowiedział nic. Jedynie prychnął pod nosem i bąknął "kretyn", lecz ja puściłem to mimo chodem.
Liam podniósł się, żeby zgasić światło. I teraz, kiedy wszystko ogarnął mrok, mogliśmy w przyjemnej atmosferze zacząć nasz maraton.


*Louis*
Co to, do kurwy nędzy, ma być?!  Harry jest zdecydowanie ślepy. Poza tym, on nigdy nie wspominał, że jest gejem! Przecież się przyjaźnimy... liśmy. Co za różnica?! Nie wspomniał o tym nigdy; ani wczoraj, ani tydzień temu, ani rok temu. A mógł, co by mu to szkodziło? Bał się? Mnie? Poważnie?!
Z Zayn'em też wcześniej nie byli w bliższych relacjach. Był Larry, ja i Harry, ale teraz to po prostu zanika. Zarry? Serio? Ten świat wariuje. Nienawidzę Malika. Już od dawna zachodził mi za skórę. Niepotrzebnie wpieprza się między mnie a Styles'a. Zupełnie niepotrzebnie! Ma Niall'a bądź Liam'a, ale niech na litość boską zostawi nas w spokoju.
Muszę przyznać, że ciśnienie mi podskoczyło bardzo szybko, gdy zobaczyłem ich wyraźnie zadowolonych w wejściu do salonu. Wyglądali na naprawdę szczęśliwych i może nie powinienem życzyć im źle. W końcu One Direction to piątka kochających się braci. Czuć ten sarkazm, prawda?
Nie mogłem się powstrzymać, aby nie spoglądać w ich stronę co jakiś czas. Siedzieli przytuleni do siebie, choć Zayn to bardziej leżał na nim. Zazdrość zżerała mnie od środka. Nikt inny nie miał prawa być z nim w bliskiej relacji. On miał się ożenić i mieć gromadkę słodkich dzieci, dla których byłbym wujkiem, ale wszystko idzie ku innej drodze. On postanawia romansować z Malikiem. Ludzi popierdoliło.
Znowu odwróciłem delikatnie głowę w stronę zakochanych, chyba po raz setny dzisiejszego wieczoru. Też sobie moment wybrałem. Harry nachylił się do Mulata, który pociągnął go za kołnierzyk koszulki. Dotknęli ust partnera w czułym pocałunku, kończąc to cichym mlaśnięciem, gdy ich wargi oderwały się od siebie. I w tym momencie zauważyłem coś, co mnie ruszyło. Hazza patrzał w ten sposób tylko na jedną osobę. Na swoją mamę. A teraz obdarzał tym głębokim spojrzeniem, jakby nie patrzeć, swojego chłopaka. Czyli co? Serio jest między nimi jakieś uczucie? Do tego takie uczucie? Nie jest to zwykłą odskocznią od rzeczywistości?
Odkąd mój umysł to w pełni zaakceptował, czułem się zdradzony jako przyjaciel. A Malik niewątpliwie działał mi na nerwy już tym, że po prostu jest.
Gdy znowu Zayn złożył na jego wargach kolejny pocałunek, byłem już pewny, co zrobię jutro. Jutro zaraz po śniadaniu wybiorę się w okolice Soho, a tam pochodzę po aptekach w poszukiwaniu tabletek głupiego Jasia. Urodziny Styles'a zapowiadają się całkiem ciekawie.
___
I jak tam perspektywa Lou? Starałam się jak mogłam, by jakoś przekazać jego emocje. Mam nadzieję, że dobrze zostanę odebrane, tak jakbym chciała. Ach, no i perspektywę Tomlisona zaproponowała niezwyła Messy, która dziś również ogarnęła mojego tumblra, także zapraszam: giovimonster.tumblr.com Śmiało dodawajcie do obserwowanych, zawsze się odwdzięczam! Co jeszcze? Może napiszę, że cholernie dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Zaskoczyliście mnie! : )
Chciałam Was również poinformować, że prawdopodobnie będą jeszcze dwa rozdziały + epilog, a razem z epilogiem chyba będzie mała niespodzianka, o ile wypali.
Pozdrawiam Was cieplusio i do następnego!
Psssst: przepraszam za jakiekolwiek literówki, Messy mnie męczyła, aby dodać. xD
Możecie zadawać pytania dotyczące bloga i nie tylko, ogólnie wszystkiego tutaj:  http://ask.fm/GioviMonster
I zapraszam jeszcze na mój i Ady blog, nowy o Larry'm: http://free-country-1d.blogspot.com/

poniedziałek, 2 lipca 2012

Rozdział 14.

Proszę, przeczytaj notkę pod rozdziałem. Z góry dziękuję!
___
*Harry*
Gapiąc się w biały sufity, który akurat pod wpływem gry świateł nabrał lekko żółtawego koloru, uświadomiłem sobie to i owo. Ten kolor od wieków symbolizuje czystość, a ja tu nie pasowałem teraz, bo wcale taki nie byłem. I jedyne czego chciałem w tym momencie, to aby po pstryknięciu palcami kolor ścian się zmienił na jakikolwiek inny, byle nie biały, ponieważ wtedy wyrzuty sumienia odeszłyby gdzieś w niepamięć. Czułem się ewidentnie źle, bo coś ciężkiego obciążyło moje serce. Zayn. Od wywiadu u Alana karcę siebie w myślach nieprzerywanie. "Styles, ty pieprzony, niewyżyty seksualnie nastolatku, totalnie nie myślący o jakichkolwiek konsekwencjach najmniejszego zbliżenia, biorąc pod uwagę twoją ukrywaną wrażliwość, przegiąłeś."
Tak, jestem wrażliwy. Od zawsze. A to że nie pokazywałem tego, wcale nie wykluczało jak bardzo przejmuję się niektórymi rzeczami i osobami, które niewątpliwie odgrywają jakąś rolę w moim życiu. Jednak tym razem zawiodłem nie tylko Malika, siebie chyba bardziej, ale on też przegiął. Obraził Lou, wiedząc doskonale ile dla mnie znaczy.
W głowie miałem totalny burdel, a myśli zaczynały siebie już gwałcić z tego natłoku. Z braku obecności kogokolwiek i słyszanych odgłosów zza ściany, w oczach moich zaszkliły się maleńkie łzy. I tym razem, o dziwo, wcale nie chodziło o Lou i El. Ich nawet nie było w tym budynku. Naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego nagle zacząłem być zazdrosny o Zayna. Nic do niego nie czuję. Nic. Kompletne zero.
"- A może jednak?
 - Nie!
 - Okłamujesz się.
 - Nieprawda.
 - Zauroczyłeś się.
 - Za dużo powiedziane.
 - To dlaczego czujesz ten ból na duszy?"
Prychnąłem pod nosem. Miałem już serdecznie dosyć swojego sumienia. Było o wiele gorsze od świerszcza, który nękał biednego Pinokia. Choć kiedyś uważałem, że ma on z nim po prostu przechlapane, teraz bym się z chęcią zamienił, bo mój głos wewnętrzny był nie do wytrzymania. Głównie dlatego, że zawsze miał rację.
I teraz chyba również. Może ja rzeczywiście coś do niego...? Ale nie! To by pokomplikowało sprawy jeszcze bardziej. A osobiście czuję się już w nich tak zagubiony jak mały kociak po zabawie z wełną, który niechcący zaplątał się w nią i nie potrafi teraz rozplątać ciasnych supełków.
Kolejną rzeczą, którą się zacząłem martwić to moje nałogowe popalanie. A właściwie to jaranie jak smok. Sięgałem po papierosa najczęściej wtedy, kiedy byłem wytrącony z równowagi; rozwścieczony, załamany albo zdenerwowany. W chwili obecnej dotknęły mnie chyba te trzy zjawiska:
a) jestem rozwścieczony z powodu własnej słabości,
b) załamany, dlatego, że chłopak nie odzywał się do mnie przez dwa dni,
c) zdenerwowany, ponieważ Zayn za ścianą posuwa Caroline.
I nie ma się co dziwić, sam do tego doprowadziłem. Przynajmniej mogłem spędzić czas z Louis'em, którego kocham... Bo go kocham, prawda?
Wypadłem ze swoich myśli, dopiero gdy nagle nastała cisza zaraz po głośnym, nieco piskliwym okrzyku, dającym mi do zrozumienia tylko jedno. Zabawa dobiegła końca. Przeczuwałem że zaraz zejdzie do kuchni, by zapalić, więc prędko zerwałem się z łóżka i jak gdyby nigdy nic spokojnie wyszedłem na korytarz. Bingo! Malik pojawił się na nim równo ze mną. Zdawał się nawet mnie nie zauważyć. Trudno było nie spostrzec lekkiego zmęczenia i kilku kropel potu na jego szyi i klatce piersiowej, która została w ten sposób idealnie wyeksponowana. Ubrany jedynie w czarne obcisłe bokserki wyglądał pociągająco.
- Zayn, moglibyśmy... - zacząłem niepewnym tonem i trochę się zląkłem, gdy spojrzał na mnie z mało przyjaznym wyrazem twarzy. - porozmawiać?
- Mamy o czym? - odparł szorstko.
Jego dłoń zaczesała do tyłu niedbałym ruchem włosy, a on sam odwrócił ode mnie wzrok i ruszył przed siebie, przechodząc powoli krok po kroku w stronę schodów. Na dźwięk kolejno wypowiedzianych przeze mnie słów, odwrócił się.
- Tak, mamy. Ja chciałbym... no... - przełknąłem głośno ślinę, a chłopak obserwował uważnie moje jabłko Adama. Bałem się, Zayn to ewidentnie zauważył - ehh... możemy wejść na chwilę do mojego pokoju?
Zaskoczyłem go. Po chwili zastanowienia, obojętnie przytaknął głową, więc oboje zawróciliśmy do mnie. Chcąc być uprzejmym, puściłem go przodem. Miałem nadzieję, że położy się na łóżko, a ja mógłbym bezkarnie opaść obok niego, bo jakby nie patrzeć, to moje miejsce i to ja w nim decyduję. Ale ku mojemu niezadowoleniu, Malik oparł się tyłem o kant biurka,  a ja ze strachem stanąłem około dwa metry przed nim. Poczuwszy na sobie jego przeszywający wzrok, poczułem się nieswojo i gdy znowu spojrzałem w jego oczy, zląkłem się jeszcze bardziej. Marszczył delikatnie czoło, a jego prawa brew uniosła się do góry, aby dać mi znak, że czeka. A ja jak głupi wpatrywałem się w niego dobre kilkanaście sekund. Czekoladowe tęczówki, pomimo czystej nienawiści jaką odczułem do mojej osoby, przyprawiały mnie o dreszcze. Zerknąłem nieco niżej, przypominając sobie o wspaniałych, miękkich ustach Zayna, które jeszcze niedawno wcale nie były tylko na wyłączność Caroline. Pieściły moje wargi tak czule, że aż na samo wspomnienie o dużej ilości czasu miło spędzonym w jego towarzystwie na migdaleniu się, poczułem jak coś drgnęło w moich spodniach. Z całych sił starałem się powstrzymać od zbędnej erekcji, która wszystko by zepsuła w tym momencie. Przecież wyglądałbym komicznie w czasie przeprosin, jakby w moich bokserkach ułożył się namiocik. Poza tym, każdy porządny harcerz tworzy dobre namioty. A i Zayn, i ja chyba byliśmy harcerzami, o ile wiecie o czym mowa.
Niepewnie znów spojrzałem w jego oczy z nadzieją, że ujrzę w nich łagodnego Zayna. I dosłownie dwie sekundy po tym, już stwierdziłem, że chyba nie mam na co liczyć.
- Trochę mi się spieszy, możesz się streszczać? - wycedził, usta składając w złośliwy uśmiech.
- Przepraszam. - wyszeptałem, dławiąc się powietrzem, aby tylko nie wybuchnąć płaczem.
- Za co? - zadrwił.
To w jaki sposób teraz odpowiadał, ranił naprawdę mocno.
- Wiesz, o co mi chodzi. No ostatnio zachowałem się trochę głupio. Przepraszam, naprawdę jest mi przykro.
Zaśmiał się gardłowo, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że go to bawi.
- Przykro ci? Bo co? Bo Lou nie przeliże się z tobą? Bo Lou nie pomaca cię? Bo Lou nie potrafi ci loda zrobić?
Mówił to niemal przez zaciśnięte zęby, a każde kolejne, nowe słowo, uderzało we mnie coraz mocniej.
- Co...? - zapytałem zdezorientowany, nie wierząc dokładnie w to szyderstwo z jego strony. - Nie o to mi chodzi. Jasne, że nie o to. Mam na myśli naszą kłótnię.
- Jasne, bo na pewno nie chodzi ci o cielesne zachcianki. Zresztą, ta rozmowa jest bez sensu i właśnie dobiega końca. Jakbyś coś jeszcze chciał, to zadzwoń, ale najpierw wyślij sms-a, bym mógł wyłączyć telefon. - rzucił na odchodne i zniknął za drzwiami, które trzasnęły z hukiem tak głośno, że niemal podskoczyłem.
Pobiegłbym za nim, ale teraz zdawał się być w tak podłym humorze, że tylko pogorszyłbym sytuację. Poza tym, dziwnie się czułem. Tak jakbym się w nim... zauroczył. Tak, zauroczył to dobre słowo. Jednak to nie zmienia faktu, że to niemożliwe, aby to tego doszło. To Tomlinsona kocham. To on jest najważniejszy. To przy nim jestem najszczęśliwszy. 
"Ale to Zayn zawsze był przy tobie, gdy ten dupek nie mógł."
- Nie wpieprzaj się. - warknąłem pod nosem do swojego sumienia.
Chyba powoli zaczynałem wariować. Kto normalny wydziera się na swoje wewnętrzne Ja, tylko dlatego, że ono ma rację? I teraz też miało. Niewątpliwie zaczęło mi na nim zależeć.
Tak, stęskniłem się.
Tak, chciałem go teraz mieć przy sobie.
Tak, dostałem strzałą kupidyna prosto w pośladek.
Kto normalny dziecku daje strzały do zabawy?
Naprawdę miałem teraz niezły mętlik w głowie, bo przecież nie można czuć czegoś do dwóch osób, prawda? Nawet jeśli jedno uczucie jest mocniejsze względem wybranej osoby, a drugą obdarzamy nieco słabszym, to i tak jest to mało prawdopodobne. Ale chyba jednak jest, skoro ja w nim...
Przycisnąłem telefon do ucha z wybranym numerem Louis'a. Pierwszy sygnał, drugi... siódmy. Rozłączyło. Spróbowałem jeszcze raz. Znowu to samo, jednak nie dałem za wygraną. Dzwoniłem do skutku. W końcu chyba za szóstym połączeniem, odebrał zdyszanym tonem:
- Czego, do chuja, chcesz? - warknął do słuchawki, a w tle słychać było niecierpliwy kobiecy jęk.
Wiedziałem, co to oznacza. W oczach momentalnie stanęły mi łzy, a ręce zaczęły się trząść.
- Prze... Przepraszam. - odpowiedziałem, łamiącym się głosem i prędko się rozłączyłem.
Byłem zły na samego siebie, a powodów nawet nie potrafiłem zliczyć w tym momencie. Jednego byłem pewien: Zayn miał trochę racji. Louis zauważał mnie tylko wtedy, gdy byłem z Malikiem, albo gdy cudnej Eleanor nie było w pobliżu, a ja, jako zaślepiony dzieciak, niczego nie spostrzegłem, bo przecież zakochane nastolatki też nie widzą bólu jakie czasami zadaje im wymarzony chłopak, prawda?

~ ~ ~

Czując na twarzy intensywne promienie słońca, przetarłem zaciśniętymi piąstkami oczy. Ku mojemu niezadowoleniu, byłem w pokoju sam. Gdzieś w środku miałem cichą nadzieje, że obok będzie... ktoś.
Leniwie zwlokłem się z łóżka. Zaraz po zejściu nastąpiłem na peta. Uroki palenia. Nie czując większej potrzeby podniesienia zużytego papierosa, od razu wsunąłem na siebie czyste bokserki i chwyciwszy w dłoń ręcznik, udałem się do łazienki, ale niestety ktoś teraz ją zajmował, bo nie mogłem otworzyć drzwi. Były zamknięte. Postanowiłem nie czekać w pokoju z obawy, że gdy tylko wejdę do siebie, zaraz kolejna osoba czmychnie do łazienki i będę musiał czekać kolejne kilkanaście minut. Przystanąłem przed wejściem, opierając się o ścianę tuż przy drzwiach. Minuty mijały strasznie wolno, powieki znowu zaczęły robić się ciężkie i z całych sił starałem się w tym momencie nie zasnąć. 
- W kiblu, któryś utonął czy co? - zawołałem, waląc z pięści w drzwi.
Ale z wewnątrz nie dobiegł mnie żaden głos. Uderzyłem w nie jeszcze mocniej, zaskakując się ponownie. Już chciałem zakomunikować siłą trzeci raz, że czekam, gdy drzwi niespodziewanie się szeroko otworzyły, a za nimi ujrzałem postać szczupłej blondynki. 
Caroline to naprawdę piękna dziewczyna. Nie kobieta, dziewczyna, bo ma dopiero siedemnaście lat. Właściwie to jestem trochę zdziwiony, że rodzice pozwalają jej nocować z piątką chłopaków. No chyba, że ich okłamuje, mówiąc, że idzie do 'psiapsióły'. I chociaż nienawidzę jej, to muszę przyznać, że urodą nie grzeszy. Jest po prostu naturalna. Tylko raz ją widziałem z mocnym makijażem, a mianowicie w dniu, kiedy Zayn mi ją przedstawił. Była pijana na tyle, aby wmówić jej wszystko. Również to, że nie pocałowałem go, choć było to prawdą. Nie sposób tego zapomnieć.. Smakuje cudownie, pachnie idealnie, a jego dotyk...
- Harry, możesz już wejść. - z rozmyślań wyrwał mnie głos Caroline, która stała już przed pokojem Malika, niezgrabnie przyciskając do piersi swoje ubrania. - Ach, no i nie ślin się tak. - zaśmiała się chicho pod nosem i posłała mi ciepły uśmiech.
Na 100% spłonąłem rumieńcem, a usta ułożyłem w nieśmiały uśmiech. Prędko zniknąłem w pomieszczeniu i nie czekając ani chwili dłużej rozebrałem się do naga, co nie było trudne, zważywszy na to, że miałem na sobie tylko bokserki, aby zaraz móc rozkoszować się milionami gorących kropli uderzających o moją skórę.
Po dziesięciominutowym odprężeniu, w końcu wyszedłem z kabiny i ubrałem się z powrotem w to, co miałem i poszedłem do swojego pokoju z zamiarem ubrania się w pełni.
Gotowy do pokazania się ludziom na oczy, zszedłem na dół, kierując się prosto do kuchni, ponieważ mój brzuszek dawał już znać o swojej pustce. Zastałem w niej stojącego przy blacie Liama, który akurat w tym momencie zalewał kubek z herbatą wrzątkiem.
- Mógłbyś mi też zrobić? - zapytałem, nieco smętnym tonem, co chłopak od razu zauważył, bo spojrzał na mnie trochę dociekliwie.
- Jasne. - uśmiechnął się promiennie i znów odwrócił do mnie tyłem, żeby wyjąć z szafki kubek i herbatę waniliową, którą piłem na zły humor. Aż tak to było widać?
Już po kilku minutach siedzieliśmy przy stole, zajadając się kanapkami, które Li zrobił dla nas. Jego zachowanie było co najmniej zadziwiające ze względu na to, że teraz zachowywał się jak Daddy Direction, a w stosunku do mnie już dawno tak nie było. Tylko jedno pytanie mnie nurtowało: dlaczego?
- Ładny dziś dzień, prawda? - zawołał rozradowany Zayn, wchodząc do kuchni z Caroline pod ręką. Poczułem, jak w środku coś we mnie pęka, ale nadal się zapierałem, to pewnie mój żołądek oznajmia, że jest pełny. To na pewno nie ból emocjonalny.
Spojrzałem na nich spod loków, które dziś również nie podarowały sobie spoczęcia na moim czole, przez co zasłaniały mi nieco widok. Odgarnąłem je dłonią i nadal wpatrywałem się w tą dwójką, stojącą plecami do mnie i Liama, który w tym momencie nadal patrzył na mnie z zaciekawieniem. Dlatego też prędko wbiłem wzrok w kanapkę z wędliną i pomidorem, próbując w ten sposób przestać myśleć o... nim. Było to nieznacznie ciężko, ponieważ po około minucie przysiedli się do stołu. Caroline próbowała nakarmić Zayna. przystawiając mu do ust kromkę chleba pełnoziarnistego z grubą warstwą  paprykowego twarożku. Chłopak odsunął się od niej i oznajmił, że ma rączki i potrafi sam zaspokoić swój głód. Nie wiem czy się aby nie przesłyszałem, ale wydawało mi się, że jego ton głosu był trochę oburzony, co mnie nieco ucieszyło.
Gdy byłem po pierwszym posiłku, udałem się do salonu, skąd mogłem obserwować wszystko, zważywszy na brak drzwi. Beznamiętnie wpatrywałem się w telewizor, ale próby skupieniu się na porannych wiadomościach kończyły się wsłuchiwaniu w rozmowy dobiegające z kuchni. Śmiała się ta trójka w najlepsze, jednak to nie zmienia faktu, że Zayn najmniej się odzywał. W końcu usłyszałem głos blondynki, jak  oświadcza o swoim pospiesznym wyjściu. Zaraz zerkałem, starając się robić to w sposób, aby nikt mnie nie zauważył, jak dziewczyna się ubiera, a Malik jej w tym pomaga. No tak, gentleman.
Kilka sekund później dziewczyna zniknęła za drzwiami, wcześniej pożegnawszy się ze swoim chłopakiem namiętnym pocałunkiem. Zdziwiło mnie tylko jedno. Dlaczego Liam walnął go w plecy? To wyglądało tak jakby kazał mu przestać, albo ja mam już przewidzenia. Zdecydowanie to drugie.
Zayn poszedł najprawdopodobniej do siebie, Liam zaś postanowił przyłączyć się do mnie. Zajął miejsce tuż obok i zapytał czy może przełączyć na coś innego, bo oglądanie jakiejś byłej modelki i faceta na oko trzydziestoletniego, jak chwalą jakiś garnek, w którym ponoć jak się ugotuje to jedzenie ma mniej kalorii, go nudzi. Bzdury.
- Harry, płakałeś w nocy, prawda? - zagadnął Payne, na co mnie w momencie ogarnęło zmieszanie.
- Co? Ja? Nie, dlaczego?
- Pogadaj z nim. Sądzę, że obojgu wam to dobrze zrobi. - zaproponował, spoglądając na mnie z łagodną miną.
- O czym ty mówisz? - odbąknąłem pod nosem, wściekły na cały świat, bo spodziewałem się najgorszego z jego ust.
- O Zarry'm. - odparł spokojnie, spoglądając mi w oczy.
Zamurowało mnie kompletnie, skąd on to wiedział?
- Ale co... jak ty...? - wyjąkałem. Łzy z moich oczu wypłynęły niekontrolowanie.
- Widziałem was. Ale nie płacz, nie mam nic przeciwko.
Obrzuciłem go pytającym spojrzeniem, w którym kryło się również lekkie oburzenie i czym prędzej wybiegłem z salonu. Na schodach o mało się nie zabiłem, biegnąc ile sił w nogach prosto do pokoju Zayna. Udawał, że mnie nie widzi, chociaż dobrze widziałem to jednosekundowe spojrzenie w moją stronę. Ale on nawet nie wyjął słuchawek z uszu. Gapił się w sufit i coś podśpiewywał pod nosem. Stałem tak przez chwilę, nerwowo chodząc w tą i we w tą po pokoju. Czekałem aż sam zorientuje się, że tu jestem i nie wyjdę, póki nie porozmawiamy. Na przekór moich oczekiwań, on był jak z kamienia. W końcu podszedłem do niego i zabrałem telefon z ręki chłopaka, tym sposobem również wyciągając słuchawki z jego uszu. Spojrzał na mnie wyraźnie niezadowolony. I w tym momencie poczułem się jeszcze gorzej.
- Teraz ze mną porozmawiasz? - zapytałem, czując jak ciśnienie mi podskoczyło na widok jego obojętnego zachowania wobec mnie.
"No dalej, Zayn! Zejdź z tego cholernego łóżka i mnie pocałuj!", krzyczałem w myślach, choć bałem się wypowiedzieć to na głos.
- Nie. Idź do Lou. Ach, przepraszam. - zadrwił ze mnie ewidentnie. - Louis jest z Eleanor. Zapomniałem, wybaczysz?
Poniżył mnie, co zabolało dosyć mocno. Chciałem wybiec z pokoju, ale zamknięte na cztery spusty drzwi uniemożliwiły mi ucieczkę. Liam.
- Payne, idioto, otwórz te pieprzone drzwi! - warknąłem, tupiąc nogami jak małe dziecko, a to natomiast wywołało u Mulata, nadal leżącego na łóżku, niemały atak śmiechu.
- Nie wypuszczę was, dopóki się nie ogarniecie. No i nie "idioto"! - zawołał i niestety wiedziałem, że mówił na poważnie. W końcu to najbardziej nadopiekuńczy z nadopiekuńczych.
- Ale, Li, serio, wypuść go, bo chłopak chyba do toalety musi iść. - poprosił go, zwijając się ze śmiechu na łóżku.
Posłałem mu mordercze spojrzenie. Drwił ze mnie, żartował i poniżał, ale mimo to, brakowało mi Zayn'a.
Nie mogłem dłużej na to patrzeć i wskoczyłem na jego łóżko, zaraz siadając okrakiem na wysokości jego pasa. Malik chciał mnie zepchnąć, ale w porę ująłem jego nadgarstki w mocnym uścisku i przycisnąłem do pościeli tuż nad jego ramionami.
- Przestaniesz? - syknąłem, próbując się powstrzymać kolejną dawkę łez. Jednak i to zdało się na nic, bo zaraz poczułem mokre stróżki biegnące wzdłuż mojego nosa.
- Ale o co ci chodzi? - zapytał, bez jakichkolwiek emocji w głosie. Jedyne co zrobił, to odwrócił twarz, aby nie patrzeć na mnie.
- Dobrze wiesz, o co. - krzyknąłem przez płacz, który z sekundy na sekundę stawał się coraz mocniejszy. - Przyznaję ci rację, okey? Przyznaję, że Lou mnie wykorzystywał, zadowolony? Ale teraz przestań już tak mnie upokarzać. Naprawdę nie musisz, bo wiem, jak się zachowałem.
W momencie uniósł wzrok na mnie i patrzył się w oczy, jakby nie dowierzając moim słowom. Był wyraźnie zdziwiony i wcale tego nie ukrywał, nawet nie wiedział co powiedzieć. A ja, patrząc się prosto na niego i mając go dosłownie pod sobą, z twarzą tak blisko jego, od której w każdym ułamku sekundy odległość się zmniejszała, zapragnąłem zrobić tylko jedno. Gwałtownie wpiłem się w jego usta, zaraz przywracając sobie wspomnienie naszego pierwszego pocałunku w nocy, kiedy on był jak słup soli i ani drgnął. Przestraszyłem się, że popełniłem błąd i narzucając mu siebie, skompromitowałem się jeszcze bardziej. Postanowiłem się odsunąć od niego, kiedy po kilku sekundach nic się nie zmieniło i już odrywałem się od jego warg, kiedy jego usta ożyły i delikatnie zassał moją dolną wargę. Puściłem jego nadgarstki z poczuciem o zapełnieniu tej pustki, którą czułem przez te kilka dni, i podparłem się na dłoniach, opierając je po bokach chłopaka. Jego palce urządził sobie wędrówkę wzdłuż moich pleców, a każdy pocałunek odwzajemniony przez niego był coraz czulszy i bardziej namiętny.
Do moich uszu dobiegł odgłos uchylanych drzwi, ale w tym momencie miałem to głęboko z wielkim poważaniem.
- Nie ma za co. - powiedział Liam radosnym głosem, czekając chyba na "dziękuję" z naszej strony, jednak nie śniło mi się nawet oderwać w tej chwili od Zayn'a i jemu chyba również. - A teraz się wycofam, bo to chyba nie jest widok dla moich oczu. - zaśmiał się pod nosem i znowu przymknął drzwi, zostawiwszy nas samych w jednym pokoju.
Oj, Daddy, chyba nie myślisz dziś za bardzo.
Za chwilę odsunąłem się od Mulata, od razu spoglądając na lekko spuchnięte wargi chłopaka.
- Spróbujemy raz jeszcze? - wyszeptałem, sunąc nosem po jego policzku.
Ciężko oddychał, ja również. Ten kilkuminutowy pocałunek zmęczył nas niebywale. Nie ma co się dziwić, nie było ich przez trzy dni.
- Możemy. - odpowiedział po chwili ciszy, a zaraz po tym, poczułem jak składa pocałunek w kąciku moich ust.
___
Więc tak: przepraszam mocno tych, którzy chcieli Larry'ego. Pocieszę Was faktem, że będzie jeszcze taki moment, ale nic więcej nie zdradzę. Przepraszam wszystkich, że tak długo musieliście czekać, problemy emocjonalne mam ze sobą i tyle.
Powoli zbliżamy się do końca, ale po tej historii zamierzam napisać nową, która również będzie na tym blogu. No i mam do Was taką prośbę, bo mam dwa pomysły, ja je tu napiszę pokrótce i z boku niedługo powinna pojawić się sonda.
Pomysł 1.:
Niam: Niall jest z domu dziecka (ma 16/17 lat), któregoś dnia ucieka, ponieważ wszyscy zaczynają z niego drwić, gdy rzekomy przyjaciel wyjawia im sekret chłopaka, czyli to, że jest gejem. Chłopak zostaje znaleziony w parku przez Liama (ok.23 lata). Ten mu pomaga jakoś podnieść się na nogi. To przypuszczam, że będzie miało mało rozdziałów, ponieważ akcja też będzie mało rozwinięta, bez dodatkowych wątków.
Pomysł 2.:
Piątka obcych sobie osób (Liam, Harry, Zayn, Niall i Louis) spotykają się tej samej nocy na dachu Domu Skoczka, nazywanego tak ze względu na liczną ilość samobójców, którzy stamtąd skoczyli. Chłopcy powoli poznają siebie, a każdy z nich ujawnia swoją przeszłość i powód, dla którego zdecydowali się wybrać w to miejsce. Co ro ilości rozdziałów, to nie wiem, ale sądzę, że dłuższe niż z Niamem.
Ach, no i jeszcze jedna sprawa. Ostatnio miałam wejścia na bloga z zapytaj i facebook'a. Myślę, że musiał to dodać jakiś czytelnik i miło by mi było, gdyby te osoby napisały, dlaczego podały ten adres itd. Nie mam broń Boże pretensji! Jest to dla mnie cholernie miłe, chyba że ktoś podał to, bo stwierdził, że autorka ma "nieźle najebane w główce". xD
Przepraszam, że tak długo! Zawszę się rozpiszę. grrr.
Nowy jednopart na http://be-like-u.blogspot.com/ (Zouis)